"B.B.P.O. - Piekło na Ziemi, tom 2": apokalipsa puka do drzwi [RECENZJA]
I kiedy już myślisz, że z tej serii nie da się więcej wycisnąć, Mike Mignola i John Arcudi serwują taki ciąg dalszy, że zarywasz noc. Najnowsze "B.B.P.O" znów to potwierdza.
W uniwersum agentów Biura coraz gorzej. Potwory Ogdru Hem poczynają sobie jeszcze śmielej, pustosząc kolejne miasta. Abe Sapien nadal w śpiączce, korporacja Zinco jest o krok od wskrzeszenia Czarnego Płomienia, a w Rosji pojawia się odwieczny wróg syna prof. Bruttenholma.
Zbyt zagmatwane? Kochani, to tylko ułamek wątków, jakie znajdziecie w najnowszym tomie spin-offu "Hellboya".
Na bez mała 500 (!) stronach duet Mignola-Arcudi zdołał nie tylko dalej pociągnąć główny wątek apokalipsy, ale znalazł miejsce na świetną opowieść o wampirach, wyjaśnił origin dra Howarda Eatona i przeniósł czytelników tysiące lat wstecz do czasów pierwszych ludzi. Brzmi to karkołomnie, ale nie zapominajmy, kto siedzi za sterami.
"Piekło na Ziemi, tom 2" nie zawodzi też w warstwie formalnej. Tym razem do zespołu dołączyły nowe nazwiska. Obok wprowadzonego w poprzednim albumie Tylera Crooka w znajdziecie rysunki m.in. James Harrena. Spokojnie, ten eklektyzm tylko wyszedł komiksowi na dobre.
"B.B.P.O." to wydawniczy fenomen. Bo jak inaczej nazwać fakt, że po kilku tysiącach stron, ciężarówce zeszytów i latach pisania Mignola i Arcudi bezustannie nie tyle trzymają, co podnoszą poziom? Drugi tom "Piekła na Ziemi" jest tego niezbitym dowodem.