- Gdy Norbert zapłacił w sklepie, przez chwilę myślał jeszcze o tej dziewczynie. Chodzi-ła do pierwszej klasy, to wiedział z zebrania. Była chyba jego wzrostu, chociaż może jednak trochę niższa. Poza tym w jej twarzy dostrzegał jakby coś znajomego, ale nie ustalił co. W środy miał trening piłki ręcznej, ale od rana wiedział, że nie pójdzie, bo bolało go kolano. Nie chciał na razie nic mówić mamie. Liczył, że skoro samo przyszło, to samo przejdzie. Musiał tylko ukrywać to przed Kością, bo ona wszystko zawsze donosiła mamie. Jej zajęcia na Akademii Muzycznej zaczynały się dopiero w październiku, więc gdy tylko nie dudniła w pianino, to szpiegowała. Norbert nie cierpiał siostry i nigdy nie zdarzało mu się myśleć o niej z sympatią. Wspomnienie o siostrze oderwało go od rozmyślań o Natalii. Zanim wrócił do domu, wstąpił jeszcze do babci, która mieszkała w tym samym bloku, tylko że na parterze. Zjadł babciny sernik z rabarbarem, na bardzo grubym spodzie, ale taki właśnie lubił.
W domu nikogo nie było. Mama prosto po pracy poszła na jogę, a Kość zostawiła kart-kę, że idzie na jakiś koncert na Akademii Muzycznej.
Zajrzał na stronę liceum.
Nie pamiętał nazwiska Natalii, nie wiedział też, jaki jest profil jej klasy, postanowił więc podejść do sprawy metodycznie. Przeglądał informacje oraz klasowe zdjęcia robione tradycyjnie pierwszego września wszystkim pierwszym klasom. Natalia była w klasie pierw-szej C. Znalazł ją bez kłopotów. Siedziała w drugim rzędzie, trzecia do lewej strony. Próbo-wała uśmiechnąć się do obiektywu, ale tylko minimalnie uniosła kąciki ust. Powiększył zdjęcie jej klasy, wykadrował, a potem wydrukował.
Kiedy przyszła mama, zrobiła fasolkę po bretońsku i razem usiedli do stołu.
— Cudowna — powiedział Norbert.
Następnego dnia, kiedy wstał i sięgnął po telefon, zobaczył słabej jakości zdjęcie Nata-lii. Wziął je do ręki.
— Niesamowita — mruknął.
Otworzył drzwi swojego pokoju i pięćdziesiąt razy podciągnął się na drążku zamonto-wanym w futrynie.
*
Na przerwie wyczekał momentu, aż będzie schodziła na pierwsze piętro, i minął się z nią na schodach.
— Cześć, Natalia. — Miał mało czasu i wybitnie niedogodne warunki, żeby zajrzeć jej w oczy, ale udało się.
— Cześć… — Natalia zmrużyła oczy, próbując umiejscowić jakoś tego chłopaka, a po-tem zniknęła w tłumie.
Norbert uśmiechnął się pod nosem i zadowolony poszedł na matematykę.
Wcale mu się nie śpieszyło, dlatego dał sobie kilka dni na mówienie tylko „cześć”. Pod koniec następnego tygodnia, kiedy Natalia mijała go na schodach, wyraźnie go roz-poznała. Nie uśmiechnęła się, ale jej twarz zastygła, jakby w oczekiwaniu na to obrzędowe „cześć”. Wtedy Norbert uznał, że jest już gotowa, że można zacząć działać.
— Lubisz rukolę?
— Słucham?
— Lubisz rukolę? Takie zielsko jak liście mleczu. Dodaje się…
— Wiem, co to jest rukola. Lubię.
— A wolisz ser żółty czy salami?
— Ale o co ci chodzi?
— O nic. Pytam o twoje gusta kulinarne. No więc ser żółty czy salami?
— Ser — powiedziała Natalia i zmarszczyła brwi.
— Dzięki. To cześć.
Błyskawicznie odwrócił się i odszedł. Z trudem wytrzymał, żeby się nie obejrzeć, bo był pewny, że Natalia ma wbity wzrok w jego plecy.
*
Tego dnia kupił po cztery plasterki sześciu różnych rodzajów sera, masło fińskie nieso-lone, chleb pytlowy, chleb gryczany, chleb baltonowski, chleb z dynią oraz oczywiście rukolę i pomidory.
Już przed domem usłyszał, że Kość gra. W wyobraźni zobaczył siostrę jako szaroburą postać, rzecz jasna w spódnicy („Muzyk nie chodzi w spodniach”— klasyczny cytat z dziad-ka), postać tkwiącą prosto jak struna przy pianinie, i pomyślał, że to nawet dobrze, bo jak gra, to szybko nie przestanie i będzie spokój.
Cicho wślizgnął do mieszkania, puścił maleńki strumyczek wody i bezgłośnie umył rę-ce. Potem poszedł do kuchni.
Naostrzył noże i ukroił po cztery kromki każdego z czterech rodzajów chleba. Kilka kromek wyszło mu krzywo, ale to w końcu były tylko próby kulinarne i postanowił się tym na razie nie przejmować. Posmarował każdą kromkę masłem, położył różne kawałki sera, przy czym kanapki kładł przy metkach ze sklepu, żeby potem móc ustalić rodzaje sera. Starannie umył rukolę, wysuszył na lnianej ścierce, położył po dwa listki na ser, dodał cienkie jak papier plasterki pomidora i… tu uświadomił sobie, że zapomniał zapytać, czy Natalia woli oliwki czarne, czy zielone.
Przekroił więc wszystkie kromki na połówki i na jednych położył oliwki czarne, a na drugich zielone z migdałem.
Wziął głęboki oddech i w wielkim skupieniu zaczął konsumować.
Jadł bardzo wolno. Między kolejnymi rodzajami kanapek płukał usta wodą mineralną.
— Zdecydowanie pytlowy, a ser albo edamski, albo… i czarne… Ostatnie podej-ście…
Zrobił jeszcze dwie takie kanapki, ale zanim je zjadł, poszedł do łazienki, umył zęby i wypił szklankę wody mineralnej.
„Tak, to powinno jej smakować… »Lubisz rukolę?« Ciekawe, co sobie pomyślała? Że jestem lekko upośledzony, bo niby co innego…”.
Właśnie miał zacząć sprzątać, gdy do kuchni weszła Konstancja.
— Cześć, zwalniasz już kuchnię?
— Tak.
Spojrzeli na siebie i nie odezwali się więcej ani jednym słowem.
*
W czwartki ostatnią lekcją Natalii był język polski. Minęło około dwudziestu minut za-jęć, gdy do sali zajrzał jakiś mężczyzna.
Polonistka z zaangażowaniem tłumaczyła klasie, że Tristan i Izolda to przykład literatury rycerskiej, ale wyraźnie bardziej interesująca była dla niej skomplikowana relacja między kochankami.
Kiedy Natalia uniosła głowę i zobaczyła swojego ojca, trochę się zdenerwowała. Po pierwsze — oboje rodzice pracowali i nie mieli zwyczaju ani możliwości wpadać do szkoły przed południem, a po drugie — ojciec był zdenerwowany. Uśmiechnął się sztucznie, prze-prosił, ale Natalia widziała, że jest napięty jak struna. Pośpiesznie zebrała swoje rzeczy i szybko wyszła z klasy.
— Nie denerwuj się — powiedział ojciec, trzęsącymi się rękami odbierając od niej tor-bę. — Mama czeka w samochodzie. Dają nam nowe dziecko, chłopczyka, cztery lata. Wła-śnie wrócił z nieudanej adopcji. Możemy go wziąć, bo nasza kwalifikacja jest jeszcze ważna. Trzeba się decydować natychmiast, bo nie chcą, żeby trafił do izby dziecka. Marzena tak to załatwi, że go przejmiemy od razu, a procedura będzie po karencji…
Natalia biegła za ojcem, który pędził po schodach na dół. W pewnym momencie od-wrócił się i powiedział tak, jakby to miało zasadnicze znaczenie:
— Wiesz, on ma na imię Marek.
*