1 [Nocny gość](https://ksiazki.wp.pl/nocny-gosc-6146591390152833c) Tamtej nocy padał deszcz – drobny, szemrzący deszcz. Jeszcze wiele lat później wystarczyło, że Meggie [zamknęła oczy](https://ksiazki.wp.pl/zamknij-oczy-6146589490243201c), a znów go słyszała, jakby ktoś stukał w szybę delikatnymi paluszkami. Gdzieś [w ciemności](https://ksiazki.wp.pl/w-ciemnosciach-6148379093337729c) ujadał pies i Meggie przewracała się z boku na bok, nie mogąc zasnąć.
Twarda okładka uwierała ją w ucho, jakby ukryta pod poduszką książka chciała zwabić Meggie z powrotem pomiędzy zadrukowane kartki.
- Oho, musi ci być bardzo wygodnie z tym kanciastym, twardym przedmiotem pod głową – śmiał się ojciec, gdy po raz pierwszy znalazł książkę pod jej poduszką. – Przyznaj się, że w nocy szepcze ci do ucha swoją opowieść.
- Owszem! Ale to działa tylko u dzieci – odcięła się Meggie, a Mo uszczypnął ją w nos.
Mo. Meggie nigdy nie nazywała ojca inaczej.
Tamtej nocy – nocy, od której tyle się zaczęło i która tak wiele zmieniła raz na zawsze – Meggie jak zwykle miała pod poduszką jedną ze swych ulubionych książek. Nie mogąc usnąć, usiadła, przetarła zmęczone oczy i wyciągnęła książkę. Kiedy ją otworzyła, strony zaszeleściły obiecująco. Meggie uważała, że ten pierwszy szept kartek jest za każdym razem inny, w zależności od tego, czy już wie, co książka jej opowie, czy też jeszcze nie. Ale najpierw musiała zapalić światło. W szufladzie nocnego stolika miała schowane zapałki. Mo zabronił jej palić świece w nocy. Mo nie lubił ognia. „Ogień pożera książki” – powtarzał. Ale w końcu Meggie ma dwanaście lat i chyba potrafi upilnować parę płomyków. Uwielbiała czytać przy zapalonych świecach.
Na parapecie stały trzy lampki i trzy świeczniki. Właśnie zbliżyła zapaloną zapałkę do pierwszego z brzegu knota, gdy usłyszała na zewnątrz kroki. Przerażona zdmuchnęła zapałkę – jakże dokładnie przypominała to sobie po latach! – i klęcząc na łóżku, zerknęła przez mokrą od deszczu szybę.
I wtedy go zobaczyła.
Ciemność poszarzała od deszczu, a obcy na jej tle był zaledwie cieniem. W mroku widziała wyraźnie tylko jego twarz. Do mokrego czoła kleiły się włosy, deszcz spływał po nim strugami, ale on nie zwracał na to uwagi. Stał nieruchomo, obejmując piersi skrzyżowanymi ramionami, jakby w ten sposób próbował się ogrzać. Stojąc tak, wpatrywał się w ich dom.
„Muszę obudzić Mo!” – pomyślała Meggie. Ale nie ruszyła się z miejsca. Serce waliło jej jak młotem. Gapiła się w noc, jakby obcy zaraził ją swoim bezruchem. Nagle odwrócił głowę i Meggie wydało się, że patrzy jej prosto w oczy. Błyskawicznie zsunęła się z łóżka, zrzucając na podłogę otwartą książkę. Boso wybiegła na ciemny korytarz. W starym domu panował chłód, choć był już koniec maja.
W pokoju Mo paliło się jeszcze światło. Często czytał do późna w nocy. Meggie odziedziczyła po nim miłość do książek. Kiedy, obudzona ze złego snu, szukała u niego schronienia, nic nie działało na nią tak kojąco, jak spokojny oddech Mo tuż obok niej i cichy szmer przewracanych stron. Nic nie było w stanie tak szybko przepłoszyć złych snów, jak szelest zadrukowanego papieru.
Ale postać za oknem nie była snem.
(…)