Trwa ładowanie...

Łaskawe - premiera 3 października

Łaskawe - premiera 3 październikaŹródło: Inne
dgn9hi3
dgn9hi3

3 października ukażą się zapowiadane przez nas od dawna Łaskawe Jonathana Littella .

Wstrząsająca opowieść o koszmarze II wojny światowej. Ponad tysiąc stron narracji, kilkaset postaci, w większości historycznych (m.in. Adolf Hitler, Joseph Goebbels, Heinrich Himmler, Reinhard Heydrich, Albert Speer, Rudolf Höß, Adolf Eichmann), obraz życia w okupowanej Europie, opis walk na froncie wschodnim, a także kulisy największego w historii ludzkości ludobójstwa…

Łaskawe to fikcyjne wspomnienia byłego oficera SS, Maximiliana Aue, doktora prawa konstytucyjnego, miłośnika muzyki, literatury i filozofii, a jednocześnie nazistowskiego zbrodniarza, któremu po wojnie udało się uniknąć kary i znaleźć bezpieczny azyl za biurkiem dyrektora fabryki koronek na północy Francji. Szokujący autoportret nazisty-estety, który patrząc na pogromy ludności żydowskiej myśli o Platonie i bardziej niż Rosenberga czy Hansa Franka woli cytować Tertuliana.

dgn9hi3

Powieść Jonathana Littella ukazuje kulisy Zagłady i rolę, jaką w jej przygotowaniu odegrali technokraci i eksperci: prawnicy, ekonomiści i świetnie wykwalifikowana kadra administracyjna. To znakomicie udokumentowana powieść historyczna, stawiająca pytanie o korzenie nazistowskiej zbrodni, a zarazem uniwersalna przypowieść o spotkaniu Człowieka ze Złem. Wielowątkowa epopeja zbudowana na wzór suity Johanna Sebastiana Bacha i nasycona aluzjami do greckiej tragedii o matkobójcy Orestesie oraz ścigających go Eryniach, które w finale dramatu przemieniają się w Boginie Łaskawe... Łaskawe wpadły na mój trop – to ostatnie zdanie zapisane przez Maxa Aue.

Mógłbym powiedzieć: Maximilian Aue to ja. Rozmowa z Jonathanem Littellem.

Florent Georgesco: Co było impulsem do napisania książki? Jaki był pierwszy obraz z nią związany? * * Jonathan Littell: Była to fotografia, na którą natknąłem się w trakcie studiów. Wtedy nawet nie zdawałem sobie sprawy, kogo przedstawia, dowiedziałem się tego dopiero później: to trup młodej rosyjskiej partyzantki, zamordowanej koło Moskwy przez nazistów. Propaganda sowiecka uczyniła z niej wojenną ikonę. Jej ciało było w połowie obnażone i ogryzione przez psy. Zresztą w książce znajduje się krótki opis zwłok tej dziewczyny – to taki mały hołd dla tego zdjęcia. Ten obraz nie dawał mi spokoju. Kontrast między pięknem dziewczyny a grozą sceny, trup na śniegu, rozerwany przez psy… To przerażająca, ale i piękna zarazem fotografia. Tak więc punktem wyjścia była wojna i front wschodni.

I co pan zamierzał zrobić z tym pomysłem? * * Jonathan Littell: Hm… Coś…

Ten pomysł nie był w takim razie konkretny? * * Jonathan Littell: Nie.

dgn9hi3

Ale cały czas tkwił gdzieś w panu? * * Jonathan Littell: Tak. Ale potrzebowałem jakichś dwunastu czy trzynastu lat przemyśleń, zanim zacząłem pisać. W tym czasie tworzyły się z nich warstwy, nowe zespoły. Gromadziłem je, a one rozpadały się na części, mieszały, wzajemne dostarczały sobie interpretacji. W 1998 roku znalazłem dla tej książki zasadę konstrukcyjną, zainspirowaną Oresteją Ajschylosa. Do tego momentu miałem trochę luźnych notatek, ale nic systematycznego. W tym czasie razem z moją dziewczyną wyjechałem z kraju na sześć miesięcy. Podróżowaliśmy po Azji Środkowej, Pakistanie, Tadżykistanie… na trzy tygodnie w dość trudnych warunkach utknęliśmy Biszkeku… Czekaliśmy na wizę irańską, której długo nie chciano nam przyznać. Nie mieliśmy nic do roboty. Spacerowaliśmy i mieliśmy mnóstwo czasu na myślenie. Wtedy właśnie wpadłem na pomysł montażu książki.

Czy to wtedy również postanowił pan uczynić oficera SS głównym bohaterem i narratorem? * * Jonathan Littell: Nie, ustaliłem to już na samym początku pracy nad tą historią. Później natomiast pojawił się pomysł wrzucenia go w sam środek procesu eksterminacji. Jak już powiedziałem, idea książki zaczęła się od wojny. I biorąc pod uwagę fakt, że pracowałem na różnych frontach wojennych, kompletnie nie potrafię wyjaśnić, jak doszło do tego, że projekt ewoluował w kierunku biurokratycznych aspektów ludobójstwa.

Wszystko, co najważniejsze, było już obmyślone: bohater, struktura powieści… Zaczął pan pisać? * * Jonathan Littell: Bynajmniej. Chociaż mogłem sobie wreszcie powiedzieć: mam już książkę, wiem jak ją zacząć. Dotąd miałem tylko kawałeczki, fragmenty. Tylko że wówczas zaproponowano mi pracę w Rosji. Miałem zajmować się więzieniami i sierotami. Zajęcie bardzo interesujące ale raczej spokojne, w każdym razie pozwalające prowadzić normalne życie. Trwało to sześć miesięcy. Potem zaczęła się wojna w Czeczenii i musiałem na dłuższy czas wyjechać. W 2001 roku przestałem pracować. I wtedy dotarło do mnie, że to jest właściwy moment, by zacząć pisać. Poświęciłem się powieści całkowicie. Przeczytałem setki książek, wyjechałem w teren… Research trwał mniej więcej półtora roku.

dgn9hi3

A zatem mógł pan już zacząć pisać… * * Jonathan Littell: Tak.

Czy pan wcześniej „widział” swoją postać? Czy miała ona jakieś konkretne kształty czy też przybrała je ona dopiero w trakcie owych poszukiwań i badań? * * Jonathan Littell: Kiedy wpadłem na pomysł budowy książki, jej bohater był… może nie tyle bytem psychologicznym, co pewną koncepcją osobową. Znałem już jego sposób bycia, wiedziałem jak się zachowuje. Musiałem go wpisać w pewien określony kontekst historyczny. Dookreślić środowisko, drogę życiową, jego CV innymi słowy.

Od samego początku bohater wychodzi na pierwszy plan. Mamy go tuż przed sobą. Cały czas czujemy jego obecność, choć napór gigantycznej masy dokumentarnej, szczegółów, rekonstrukcji faktów jest przemożny. * * Jonathan Littell: Zatopienie się w faktach było dużym zagrożeniem. Żonglowałem wszystkimi elementami, które zebrałem, a jednocześnie musiałem je dyscyplinować, dbać o zachowanie jedności. Pierwszoosobowa narracja wydawała się najlepszym środkiem ku temu.

dgn9hi3

W tym tkwi siła powieści; to, co stanowi o sile jej przyciągania. Nie można oprzeć się wrażeniu jakby była napisana jednym pociągnięciem pióra. * * Jonathan Littell: Tak było. Napisałem ją niemalże za jednym zamachem, od razu, w ciągu czterech miesięcy. Powiedziałem sobie: zaryzykuję. Uda się albo nie. I udało się. Wylałem to z siebie raz, a dobrze. Całkowicie się przy tym odizolowałem. Nie widywałem nikogo poza moją partnerką i synem, ich zresztą też niezbyt często… A potem kilka lat spędziłem na obróbkach stylistycznych. To, co najważniejsze, było już jednak wykonane. (…)

Co dziś powiedziałby pan o swoim bohaterze-narratorze? Jaki jest pana stosunek do niego? * * Jonathan Littell: Trudno powiedzieć cokolwiek dobrego o takim łajdaku…

Ale przez długi czas żył pan z nim. * * Jonathan Littell: Mógłbym powiedzieć, że to ja. (…) Powiedzmy, że to „ja” możliwy, gdybym urodził się Niemcem w 1913 roku, a nie Amerykaninem w 1967 roku. Nie wybiera się miejsca i czasu, w którym rodzimy się i żyjemy… W ten sposób podszedłem do bohatera książki. W tej postaci jest wiele moich cech, a także dużo takich, które są mi obce. On zajmuje się nazizmem z taką samą szczerością i zaangażowaniem, jak ja akcjami humanitarnymi. To po trosze jeden z zamysłów tej powieści. Co nie znaczy, że go usprawiedliwiam.

dgn9hi3

Jednak fakt, że w pewnym sensie pan nie usprawiedliwia siebie, jest częściowym usprawiedliwieniem dla niego: on nie urodził się w 1967 roku ale w 1913 – zadecydował o tym przypadek. * * Jonathan Littell: Tak, ale jednocześnie… Wpływ myśli greckiej na tę książkę sięga daleko poza strukturę tragedii Ajschylosa. Sposób, w jaki Grecy myślą o moralności, jest mi bliższy niż podejście judeochrześcijańskie, wręcz wydaje mi się właściwszy w rozumieniu tych rzeczy. Judeochrześcijaństwo wprowadza pojęcie winy, grzechu, relacji między grzechem pomyślanym a popełnionym… Postawa grecka jest zdecydowanie bardziej stanowcza. Mówię o tym w książce: kiedy Edyp zabija Lajosa, nie wie, że jest to jego ojciec. Bogowie jednak nie biorą tego pod uwagę: zabiłeś ojca, mówią mu. Kocha się z Jokastą, nie wiedząc, że to jego matka, i w niczym to nie zmienia wyroku bogów: jesteś winny, basta. Intencja nie ma żadnego znaczenia. W ten sposób zabrano się do tego w procesach toczących się po wojnie i to
jedyny możliwy sposób. Ten typ popełnił taki a taki czyn. Przyczyna, która go do tego przywiodła, jest mało istotna. Czy uczynił to ze złej czy dobrej woli, dla pieniędzy, czy dlatego, że wierzył, to jego problem: popełnił ten czyn, będzie sądzony i skazany. To wszystko. Później wielu ludzi stracono albo uwięziono, niektórych uwolniono, a jeszcze innych nigdy nie ujęto… Nie jest to sprawiedliwe ale tak się dzieje. To przypadek rządzi procesami. Nie ma to nic wspólnego z poczuciem winy.

To znaczy, że pana książka nie opowiada ani o winie ani o niewinności. I nie jest także książką o sprawiedliwości. * * Jonathan Littell: Nie, nie jest żadną z nich. Narrator mówi od samego początku: robiłem to, co robiłem, nie szukam usprawiedliwienia, po prostu chcę wam wytłumaczyć, dlaczego tak się dzieje. Właśnie to mnie osobiście interesuje – w jaki sposób dochodzi do takich rzeczy. Pracując jako wolontariusz często musiałem nawiązywać kontakty z ludźmi mu podobnymi: serbskimi, rwandyjskimi, czeczeńskimi, rosyjskimi i afgańskimi zbrodniarzami … Uśmiechając się, ściskałem ich dłonie. Tego wymagał mój zawód: jesteśmy tu po to, by otrzymać od nich czego chcemy i kropka. Nie po to, by ich sądzić.

La Revue Littéraire n°28, automne 2006. Š Éditions Léo Scheer
tłum. Marta Bartosik

dgn9hi3
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
dgn9hi3