Armia rosyjska. "Po prostu wzięli nas w niewolę i robią z nami, co chcą"
Kim są Rosjanie, którzy mordują Ukraińców? Poza żołnierzami na kontrakcie to także ludzie brani z łapanki. Z uczelni, z pracy, z ulicy. Jak wygląda ta przymusowa mobilizacja opisuje niezależna "Nowa Gazeta".
Druga największa armia świata szczyci się sprzętem i żołnierzami. Wielu z nich to rzeczywiście żołnierze kontraktowi, którzy zabijali już wcześniej w Czeczenii czy Syrii.
Ale to nie cała prawda o rosyjskiej armii. Coraz częściej słyszy się o młodych żołnierzach, rekrutach nawet z roczników 2002-2003, przymuszanych do podpisywania kontaktów po kilku miesiącach służby wojskowej. Albo o zaciągu najemników z Syrii czy Czeczenii.
Niezależna "Nowa Gazeta" opisała, jak wyglądał niedawny przymusowy pobór na terenie tzw. Donieckiej Republiki Ludowej.
- W XXI wieku po prostu wzięli nas w niewolę i robią z nami, co chcą – twierdzi jeden ze świeżo powołanych żołnierzy.
Mężczyźni są zabierani z uczelni, banków, fabryk. Studenci, wykładowcy, urzędnicy. Żaden z nich nie służył wcześniej w wojsku.
Jak trafiają do rosyjskiej armii?
- Ktoś otrzymał powołanie, ktoś został złapany, a ktoś bał się postępowania sądowego – mówią świadkowie. – Nikt dobrowolnie nie pojechał. Nawet jeśli mężczyzna po prostu idzie do sklepu, można go zatrzymać i poprosić o dokumenty. Potem są zabierani na policję, a stamtąd do punktu mobilizacji. W mieście nie ma mężczyzn. Ci, którzy jeszcze nie zostali zabrani, siedzą w domach i w zasadzie nie wychodzą.
Mężczyźni z Doniecka i okolic są powoływani masowo.
- Gospodarka jest sparaliżowana. Nawet dostawy wody pitnej do naszej wsi zostały wstrzymane, bo zajmowali się tym mężczyźni – mówi anonimowa kobieta w "Nowej Gazecie".
Dziady pomiatają rekrutami
Tomasz Piechal, ekspert do spraw rosyjskich i ukraińskich, ocenia, że rosyjska armia jest odbiciem stanu państwa przeżartego korupcją, układami, złodziejstwem i brutalnością. Piechal uważa, że w rezultacie niskie morale i demoralizacja to cecha immanentna rosyjskiego żołnierza.
"Ludzi szokują doniesienia o kradzieżach i rabunkach dokonywanych przez rosyjskich wojskowych, ich przemocy i gwałtach. Tymczasem jest to wynik głębokiego kryzysu moralnego zarówno w samym państwie, jak i armii. Nadal powszechna jest tam bowiem wojskowa fala, diedowszczyna, gdzie starsi rangą (tzw. dziady) pomiatają i łamią kręgosłupy moralne młodym rekrutom.
Przemoc fizyczna i seksualna, poniżanie i maltretowanie to codzienność w rosyjskiej armii. Nie może więc dziwić fakt, że wielu z tych żołnierzy, gdy trafia na front jest już połamana i pozbawiona woli walki, a część jest już głęboko zdemoralizowana. Świat rosyjskiej armii to bowiem świat przemocy" – ocenia ekspert na swojej stronie "Tomasz Piechal – Szkice Wschodnie".
Trwa ładowanie wpisu: facebook
Według szacunków amerykańskiego wywiadu, w ciągu trzech tygodni rosyjskie wojsko straciło ponad 7 tys. żołnierzy. Rosjanie przyznali, że zginęło ich rzekomo tylko 498. Ukraińcy mówią, że może ich być nawet kilkanaście tysięcy.
Parady rosyjskich wojsk Putina o niczym nie świadczą? Ekspert wspomina wpadkę
WP Książki na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski