Amerykanie nie chcą oddać broni. Już 5-letnie dzieci uczą się strzelać
"Córka Boba, Jessica, jest dziś z nami na strzelnicy. Nie trzeba jej było zresztą do wyjazdu namawiać, bo strzelanie polubiła od pierwszego pociągnięcia za spust w wieku pięciu lat" - pisze Marek Wałkuski. Amerykanie kochają broń.
Ostoja wolności i demokracji czy dżungla, w której ludzie sami wymierzają sprawiedliwość? Jakie naprawdę są Stany Zjednoczone? I jacy są Amerykanie? Na te pytania odpowiada "Wałkowanie Ameryki". Dzięki uprzejmości wydawnictwa Helion publikujemy 9. rozdział książki Marka Wałkuskiego pt. "Sam się obronię". Opowiada o stosunku zwykłych mieszkańców USA do posiadania broni, opisuje też masakrę, w której zginęły 32 osoby.
PRAWO DO STRZELANIA
W piątkowe popołudnie dzwoni mój znajomy, Bob.
— Słuchaj, Marek. Jedziemy jutro postrzelać. Może chcesz do nas dołączyć?
— Ale ja nie umiem posługiwać się bronią. Kiedyś strzelałem z wiatrówki, ale to było bardzo dawno temu — uprzedzam, z nadzieją, że Bobowi nie będzie to przeszkadzać. Nie przeszkadza i następnego dnia rano siedzę w jego rodzinnym chryslerze Town and Country. Przejeżdżamy pustymi ulicami Arlington, wjeżdżamy na autostradę nr 66 i kierujemy się na zachód. Jest nas troje: ja, Bob i jego dziesięcioletnia córka Jessica.
Bob ubolewa nad tym, że w Polsce dostęp do broni jest tak bardzo ograniczony.
— Wiem, że komunistom zależało na odebraniu broni obywatelom, bo bali się zbrojnej rewolty. Podobnie zachowywali się naziści. Nie rozumiem jednak, dlaczego w demokratycznej Polsce władze utrzymują restrykcyjne przepisy.
Od Boba dowiaduję się, że Polska jest na ostatnim miejscu w Europie, jeśli chodzi o dostęp do broni. Na 100 mieszkańców przypada u nas tylko jeden pistolet lub strzelba, podczas gdy w Finlandii czy Szwajcarii 45, a w Norwegii i w Niemczech około 30. W pozostałych krajach europejskich wskaźnik ten waha się w przedziale od kilku do kilkunastu, co oznacza, że Europa jest daleko za Stanami Zjednoczonymi, gdzie na 100 mieszkańców przypada 90 sztuk broni.
W USA w rękach cywilów znajduje się 270 milionów pistoletów, strzelb i karabinów. Amerykanie stanowią 5 proc. populacji kuli ziemskiej, a mają do dyspozycji 40 proc. cywilnej broni palnej. Oczywiście nie w każdym domu znajduje się broń. Ma ją tylko co trzeci Amerykanin, co oznacza, że jeśli ktoś ma broń, to zwykle kilka sztuk. Broń posiada 3–4 razy więcej mężczyzn niż kobiet. Najwięcej sztuk broni mają mieszkańcy konserwatywnego Południa oraz stanów środkowo-zachodnich, najmniej — mieszkańcy wschodniego wybrzeża. [...]
"Wałkowanie Ameryki": red. Marek Wałkuski
— Kryminaliści zdobędą pistolety niezależnie od tego, czy będą one legalne, czy nie — stwierdza Bob. — Jeśli przestrzegający prawa obywatele nie będą mieli broni, to przestępcy poczują się bezkarni i mogą stosować terror bez obawy, że ktoś odpowie ogniem. [...]
Bob nie wyobraża sobie życia w miejscu, w którym kupno pistoletu czy strzelby wiązałoby się z koniecznością uzyskania pozwolenia. Dla Boba prawo do posiadania broni to jedno z podstawowych praw obywatelskich, które nie może być ograniczane tylko dlatego, że państwo ma taki kaprys.
— Gdyby ktoś w naszym kraju wprowadził zakaz posiadania broni, to w Teksasie i paru innych miejscach mielibyśmy rewolucję. Nie jakąś tam zieloną czy pomarańczową, ale prawdziwą, zbrojną rewolucję — mówi z uśmiechem.
Po półgodzinie zjeżdżamy z autostrady [...]. Po chwili zatrzymujemy się przed sklepem Guns and Ammo, gdzie mamy kupić amunicję.
Podczas gdy Bob rozmawia ze sprzedawcą, ja przechadzam się między półkami. Na regałach setki strzelb i karabinów, a w gablotach dziesiątki pistoletów — od glocków po rewolwery. Ceny zaczynają się od 200 dolarów. Tu w Wirginii broń może kupić każdy dorosły mieszkaniec stanu, pod warunkiem że w przeszłości nie popełnił przestępstwa zagrożonego karą powyżej roku więzienia, nie jest chory psychicznie, nie wyrzekł się obywatelstwa USA, nie został wyrzucony z wojska itp.
By sprawdzić, czy klienta nie ma na liście osób, którym nie wolno kupować broni, sprzedawca dzwoni pod bezpłatny numer lub łączy się za pomocą komputera ze stroną internetową stanowej policji. Odpowiedź uzyskuje w ciągu 15–20 minut. [...]
W ciągu ostatniej dekady FBI przeprowadziło 100 milionów sprawdzeń przeszłości, tzw. background checks. W 700 tysiącach przypadków potencjalny klient nie dostał zgody na zakup pistoletu, strzelby czy karabinu. W stanie Wirginia za background check klient uiszcza opłatę w wysokości dwóch (miejscowi) lub pięciu (przybysze z innych stanów) dolarów.
Zastanawiam się, czy mimo że jestem obcokrajowcem, mógłbym kupić sobie tu broń. Okazuje się, że mógłbym, i to całkowicie legalnie.
Teoretycznie obcokrajowcy nie mają prawa kupować broni w Stanach Zjednoczonych. Wyjątkiem są pracownicy ochrony ambasad, niektórzy dyplomaci, policjanci z krajów zaprzyjaźnionych z USA oraz osoby, które uzyskają zgodę prokuratora generalnego. Dla osób, które nie należą do żadnej z tych kategorii, istnieje jednak furtka. Otóż amerykańskie prawo pozwala na sprzedaż broni obcokrajowcom, którzy legalnie przebywają w Stanach Zjednoczonych co najmniej trzy miesiące i mają licencję myśliwego.
Tak się składa, że uzyskanie takiej licencji w USA jest banalnie proste. [...] Co ciekawe, licencja myśliwska upoważnia do zakupu każdego rodzaju broni, nie tylko myśliwskiej. Nie ma też ograniczeń dotyczących amunicji. [...]
Po półgodzinie skręcamy w leśną drogę, a kilka minut później mijamy tablicę z napisem Range 82. To prywatna strzelnica zajmująca obszar o powierzchni prawie 100 ha. Można tam strzelać z broni długiej na odległość do 100 jardów. W osobnej części strzela się z pistoletów. Członkostwo w klubie kosztuje 250 dolarów rocznie.
Bob zabrał z domu sześć sztuk broni: trzy pistolety, rewolwer, karabin półautomatyczny i zabytkowy muzzleloader, który ładuje się od strony lufy. Broń układamy jedną obok drugiej na drewnianym stole pod zadaszeniem. [...]
Amerykańska konstytucja gwarantuje obywatelowi prawo do posiadania broni, ale szczegółowe przepisy i regulacje w tej dziedzinie określają władze stanowe lub lokalne. To one decydują, jaka broń musi być zarejestrowana, jaka jest dopuszczalna ładowność magazynka oraz kto i w jakich sytuacjach może nosić broń ukrytą. W regulacjach dotyczących broni palnej łatwo się pogubić.
W całych Stanach Zjednoczonych istnieje 20 tysięcy przepisów wprowadzonych przez władze różnego szczebla, dotyczących szczegółowych zasad zakupu, posiadania i używania broni. W większości stanów pistolet czy karabin kupuje się od ręki [...].
Przed oddaniem strzału Bob udziela mi podstawowych instrukcji posługiwania się bronią. Pierwsza reguła brzmi: "Zawsze kieruj broń w bezpiecznym kierunku". Jaki to kierunek? "Używaj zdrowego rozsądku, a będziesz wiedział". Druga reguła: "Nigdy nie trzymaj palca na spuście, chyba że jesteś gotów do strzału". Trzecia reguła: "Pistolet zawsze powinien być nienaładowany, chyba że ma być za chwilę użyty". [...] Gdy w domu są małe dzieci, należy przechowywać broń w specjalnym sejfie.
Innym sposobem zmniejszenia ryzyka, że dziecko zrobi sobie lub komuś krzywdę, jest nauczenie go posługiwania się bronią. Właśnie dlatego córka Boba, Jessica, jest dziś z nami na strzelnicy. Nie trzeba jej było zresztą do wyjazdu namawiać, bo strzelanie polubiła od pierwszego pociągnięcia za spust w wieku pięciu lat.
Ustawiamy dwie tarcze w odległości 50 m od nas. Bob wyjmuje z futerału półautomatyczny Century Arms M76 kaliber 8 mm [...]. Gdy przychodzi moja kolej, czuję, jak podnosi mi się poziom adrenaliny. Przy pierwszym strzale odrzuca mnie do tyłu. Staję więc solidniej na ziemi i kilkakrotnie pociągam za spust.
Gdy magazynek jest pusty, odkładam broń na stół. Dopiero teraz uświadamiam sobie, jak szybko bije mi serce. Odczuwam dużą przyjemność i mam ochotę na więcej. [...]
Przenosimy się na mniejszą strzelnicę, na której używa się pistoletów. Tym razem ustawiamy trzy tarcze w odległości 10–15 m. Niestety, są one znacznie mniejsze. [...]
Mimo że Beretta jest firmą włoską, produkowane przez nią rewolwery były popularne na Dzikim Zachodzie. [...] Po oddaniu ponad 30 strzałów z różnych pistoletów dochodzę do wniosku, że frajda ze strzelania jest wprost proporcjonalna do kalibru broni. Im większe pociski, tym większa przyjemność. Strzelanie z broni krótkiej wydaje mi się łatwiejsze niż z długiej. Większością pocisków udaje mi się trafić w tarczę, ale rozrzut mam bardzo duży. Jessice idzie znacznie lepiej. Prawie wszystkie jej strzały trafiają w czarne koło pośrodku tarczy. Oczywiście Bob jest bezkonkurencyjny, ale on strzela od ponad 30 lat. Poza tym był w wojsku.
Kiedy wracamy do Waszyngtonu, Bob pyta mnie o wrażenia. Odpowiadam, że strzelanie spodobało mi się jako rozrywka i sposób spędzania wolnego czasu. Przyznaję też, że samo trzymanie w ręce naładowanego pistoletu daje poczucie siły, co jest niezwykle przyjemne. Nadal jednak mam wątpliwości, czy broń powinna być tak tania i łatwo dostępna, jak to jest w Stanach Zjednoczonych. Przecież co chwilę słychać, jak ktoś strzela do niewinnych ludzi. Większość zabójstw w USA popełniana jest przy użyciu broni palnej.
Na moje rozterki Bob odpowiada pytaniem:
— A czy ktoś proponuje delegalizację noży dlatego, że popełnia się nimi morderstwa? To nie pistolety zabijają, ale ludzie — stwierdza z przekonaniem.
Dla Boba broń jest częścią życia. Kiedy ma trochę czasu, przyjeżdża na strzelnicę i często zabiera ze sobą dzieci. Uczy je posługiwać się bronią nie tylko dlatego, by nie zrobiły sobie krzywdy, gdy wpadnie im w ręce pistolet. Bob uważa, że posiadanie broni jest ważnym prawem obywatelskim, z którego należy korzystać. [...] Obywatel ma prawo do posiadania broni, a państwo może to prawo ograniczyć tylko w wyjątkowych sytuacjach.
Argumentacja Boba brzmi dość przekonująco. Zastanawiam się jednak, czy strzelaniny, w których co roku giną tysiące Amerykanów, a dziesiątki tysięcy trafiają do szpitali, nie stanowią takiej "wyjątkowej sytuacji". A może pożytki z powszechnego dostępu do broni w Stanach Zjednoczonych przewyższają straty? Pytania powracają kilka tygodni później, gdy jadę do miasteczka akademickiego Blacksburg, siedziby stanowej politechniki Virginia Tech, gdzie szaleniec właśnie zastrzelił 32 osoby i ranił 25.
BOŻE, POBŁOGOSŁAW AMERYKĘ… I NASZE PISTOLETY
Z Waszyngtonu do politechniki Virginia Tech jedzie się dwiema autostradami — najpierw nr 66 na zachód, a następnie nr 81 na południe przez Apallachy. Uczelnia mieści się w 40-tysięcznym Blacksburg. Choć miasteczko znajduje się 430 km od Waszyngtonu, jedzie się tam tylko cztery godziny. Docieram na miejsce wczesnym popołudniem. Na terenie kampusu są już dziesiątki dziennikarzy, a w drodze setki kolejnych. To, co wydarzyło się w Virginia Tech, jest bowiem największą masakrą z użyciem broni w całej historii USA dokonaną przez jedną osobę. [...]
Sprawcą masakry w Virginia Tech był urodzony w Korei Południowej 23-letni student Seung-Hui Cho. Około 7:15 rano zastrzelił on dwie osoby w akademiku West Ambler Johnston Hall. Dwie godziny później udał się do innego budynku uczelni, zablokował drzwi wejściowe łańcuchem i wędrując od jednej sali wykładowej do drugiej, strzelał do studentów i profesorów. Zabił 32 osoby, po czym popełnił samobójstwo. Policja ustaliła później, że Cho od dawna miał problemy psychiczne, a depresję leczył jeszcze w szkole średniej. Na studiach sprawiał wiele kłopotów i został przymusowo skierowany przez sąd na leczenie psychiatryczne.
Mimo to nie znalazł się w bazie danych osób, które nie mają prawa do zakupu broni. [...]
Masakra w Virginia Tech wstrząsnęła 36 tysiącami studentów, profesorów i pracowników uczelni. [...] Na centralnym placu uczelni zgromadziło się kilka tysięcy osób — studentów, pracowników Virginia Tech oraz mieszkańców Blacksburga.
Były wśród nich dwie pracownice administracyjne uczelni — Deborah i Mary, które przyszły na uroczystość, by uczcić pamięć znajomego profesora z ich wydziału. Podczas rozmowy z nimi uświadomiłem sobie, że masakra w Virginia Tech wcale nie doprowadzi do zaostrzenia prawa dotyczącego posiadania broni w Stanach Zjednoczonych. Podobnie jak wielu Amerykanów nie widziały one bezpośredniego związku pomiędzy masakrą a łatwością dostępu do broni.
— Ja sama mam w domu dziewięć pistoletów — mówi Deborah.
— Aż tyle? A gdzie je trzymasz? — dopytuję z  niedowierzaniem.
— Dwa obok łóżka, pięć w szafce na broń, jeden koło kominka, jeden przy drzwiach wejściowych… — kobieta zastanawia się chwilę, po czym poprawia się. — Chyba jednak tych pistoletów jest więcej. No tak, mam ich jedenaście. Zapomniałam o tych w garderobie. Te, które trzymam obok łóżka, są naładowane — gotowe do strzału.
Kiedy Deborah liczy swoją broń, Mary patrzy na nią z podziwem.
— Ja nie mam własnej broni, ale mój mąż ma trzy sztuki — strzelbę i dwa pistolety. Nie uważam, że powszechna dostępność broni była źródłem tej tragedii. Liczy się to, jak ktoś jest wychowywany i czy jest podatny na wpływy telewizji pokazującej morderstwa i śmierć — stwierdza z przekonaniem.
— W konstytucji mamy zagwarantowane prawo do posiadania broni. Jeśli ktoś zechce popełnić zbrodnię, to i tak znajdzie na to sposób. Kontrola dostępu do broni nie przyniesie niczego dobrego — uzupełnia Deborah, po czym podaje koleżance zapalony znicz.
O AUTORZE - Markek Wałkuski, dziennikarz radiowej "Trójki" i wieloletni korespondent Polskiego Radia w Waszyngtonie. W charakterystyczny dla siebie dowcipny i przenikliwy sposób autor opowiada o życiu w Stanach Zjednoczonych i specyfice tego wielkiego kraju, z jego ogromną powierzchnią, liczbą mieszkańców, różnorodnością kulturową, kontrastami społecznymi i wyzwaniami, jakie Ameryka stawia przed przybyszem z Europy (opis pochodzi ze strony wydawnictwa Helion).