Fragment książki „Ambasador”
Jest taki słynny cytat z rosyjskiego dyplomaty i poety Fiodora Tiutczewa: „Nie sposób pojąć jej rozumem (…) w Rosję można tylko wierzyć”.
Jest także oparta na nim postawa, której nieskończoną ilość razy się przeciwstawiałem, także publicznie. Takie stwierdzenie ma zastąpić wysiłek intelektualny.
Oczywiście, Rosjanom jest wygodnie tak się ustawić, by stać się wieczną tajemnicą, do której nie można dotrzeć nawet w przybliżeniu. Prawda zaś jest taka, że są dokładnie zmierzeni, a naukowcy mogą każdy aspekt istnienia tego narodu, państwa, historii i dnia dzisiejszego analizować oraz poddawać ocenie, łącznie z tym, że Kreml nie jest nieomylny i mylił się nie raz. Jeszcze gdy byłem na emigracji, bardzo mnie raziło przecenianie przez ludzi Zachodu roli Rosji.
Skąd się brało?
Związane było z zauroczenia Gorbaczowem, tzw. gorbomanią. Po jednym z wystąpień radzieckiego przywódcy dałem nawet tytuł „Gorbi et orbi” publikacji szwajcarskiego instytutu sowietologicznego, w którym pracowałem. W przekonaniu ludzi Zachodu należy patrzeć na Rosję z takiej perspektywy – niezależnie od tego, co się w niej dzieje, jest ona wielka. Naskórkowe traktowanie Rosji przez zwykłego człowieka na Zachodzie szczególnie widoczne było w Niemczech, zarówno wśród intelektualistów, jak i zwykłych obywateli.
To się zmieniło?
Świat coraz bardziej racjonalnie patrzy na Rosję. Lepiej ją poznaje, bo stara się ona wchodzić w międzynarodowe struktury i relacje, ale i narzucać swoje metody zbliżone do sowieckich. Prowadzi to do kształtowania się realistycznej oceny Rosji i niejednokrotnie
do rozczarowania krajem Putina.
Nie da się jednak zaprzeczyć, że Rosja jest bardziej skomplikowana i trudniejsza do analizy niż inne kraje.
To prawda. Nie ma zresztą jednej Rosji. Inna jest ta w największych miastach: Moskwie, Sankt Petersburgu i Nowosybirsku, inna w mniejszych ośrodkach, a jeszcze inna w prowincjonalnych miasteczkach i na wsi. Podejrzewam, że w tych największych miastach będzie rozrastać się warstwa średnia, czyli nosiciele bardziej liberalnych rozwiązań. Natomiast wiele miast milionowych czy trochę mniejszych jest dotkniętych paraliżem. Często są to tzw. monomiasta wiszące na jednym gigantycznym zakładzie. Dziś zakłady te są nierzadko w opłakanym stanie, co przenosi się na pracowników i wszystkich mieszkańców.
Tam skupia się potencjał negatywny, około 20 procent wyborców popiera partię komunistyczną. Wyniki wyborów potwierdzają trwałość tak zwanych czerwonych obłasti (głównie w Rosji centralnej), w których tradycyjnie mocną pozycję zajmują komuniści.
Staramy się zgłębić Rosję?
Jak mało kiedy mamy dziś szansę na jej zrozumienie.
Dlaczego?
Bo jesteśmy wolni i od niej niezależni. Ale mimo to często uciekamy się do uproszczeń. Niektórym Polakom trudno się wyzwolić z oparów antyrosyjskości. To utrudnia trzeźwe spojrzenie. Jest powiedzenie, że Polacy mówią na temat Rosjan to, o czym Rosjanie sami nie chcą mówić, albo wiedzą to, do czego Rosjanie nie chcą się przyznać. Mówi się też, że Rosjanie tak samo myślą o Polakach.
Ale przede wszystkim trzeba pamiętać, że Polacy o wiele bardziej interesują się Rosją niż odwrotnie. Wielokrotnie zdarzyło mi się słyszeć, że Polacy, przyjeżdżając do Rosji, już na wstępie pytali: „A co wymyślicie o Janie Pawle II?”. Na co Rosjanie, chyba specjalnie, odpowiadali: „Nu, niczewo!”. To ten rodzaj reakcji, na którą Polacy nie są przygotowani i która zbija nas z pantałyku. Myślimy, że zadając takie pytanie, jesteśmy w lepszej sytuacji, bo nasz rodak miał taką ważną pozycję w świecie. My lubimy podeprzeć się wielkim autorytetem, w tym wypadku papieskim, a nasz rozmówca ma od razu uklęknąć. Tymczasem Rosjanie najnormalniej w świecie wieloma sprawami się nie interesują. To jest zrozumiałe. Wszak ich własna rzeczywistość jest mocno skomplikowana. Masowo nie znają swojej historii, niewielu jeździło po własnym kraju. Często łapałem się na tym, że odwiedzam miejsca, w których wielu Rosjan nie było. Także zagranica – poza kilkoma krajami zaznaczonymi na plus, na przykład Włochy, lub na minus, na przykład
Stany Zjednoczone – w świadomości rosyjskiej jest kiepsko rozpoznawalna. Polska zasadniczo nie jest polem wypełnionym jakąś szczególną wiedzą.
Z wyjątkiem chyba tych, którzy byli u nas w mundurach Armii Czerwonej?
O, ci wspominają Polskę szalenie życzliwie. W Polsce było im po prostu lepiej niż teraz w ojczyźnie. Byli młodzi, mieli dobre warunki finansowe, armia dbała o nich, z Polakami mogli pohandlować. Miło słuchać tych ich zachwytów, ale to samo mówią o swoim pobycie w NRD. Widocznie pozycja okupanta dobrze wpływa na samopoczucie. Wspominając dawne czasy, nie przyjmują jednak do wiadomości, że Polska jest teraz zupełnie inna. Ale na ogół wiedza o Polsce i zagranicy jest w Rosji minimalna. To się zmienia, lecz jedynie u jednostek. Słyszałem, że za granicę jeździ tylko około 15 procent Rosjan. Są w tej grupie osoby
wyjeżdżające bez przerwy. Jeśli sobie uświadomimy stan wiedzy pozostałych 85 procent oraz stopień scentralizowania i kontrolowania przez państwo telewizji, zrozumiemy, że ludzie w Rosji wiedzą tylko to, co jest potrzebne z punktu widzenia władzy. Zawsze uderzało mnie, że w Rosji na pstryknięcie palcami władza może zmobilizować opinię publiczną przeciwko komuś lub czemuś.
Nie czujesz u Rosjan złości czy goryczy, że „Solidarność” i Polacy przyczynili się do rozpadu ZSRR i z tym związanego okresu biedy i bałaganu?
To zależy, z kim się rozmawia. Na ogół nie. W ciągu ostatniego dwudziestopięciolecia zrozumieli – Polska odpłynęła na drugi brzeg historii i jest tam zakotwiczona na stałe. To samo dotyczy także państw bałtyckich, choć może nie w jednakowym stopniu. W każdym razie na ogół wśród Rosjan jest przekonanie, że Polska należy już do innego świata.
Ale jak się rozmawia z przedstawicielami służb specjalnych, to biorą nas pod rękę, ciągną w kąt pokoju i przekonują: „No, postarajcie się być grzeczniejsi”. To są takie dobre rady wujka, który dziś wprawdzie bierze pod rękę, ale jutro może dać w mordę. Ci ludzie nie zdają sobie sprawy, że sytuacja się zmieniła i my jesteśmy już gdzie indziej.