Aktor walczący z imperium zła
Był wziętym hollywoodzkim aktorem, który skończył w Las Vegas jako sceniczna atrakcja i twarz z reklamy. Kobieciarzem angażującym się w liczne romanse "złapanym" na ciążę przez przyszłą żonę. Współpracownikiem FBI donoszącym na koleżanki z branży filmowej, podejrzewane o sympatię do komunistów. Dla większości Ronald Reagan był jednak przede wszystkim prezydentem Stanów Zjednoczonych sprawującym urząd w latach 1981-1989, autorem sformułowania "imperium zła" w odniesieniu do ZSRR.
Z Hollywood do Białego Domu
Bill O'Reilly i Martin Dugard w swojej książce "Zabić Reagana" ukazują złożony portret 40. prezydenta USA, jego otoczenie i realia historyczne. Wbrew pozorom tytułowa próba zabicia głowy państwa, do której doszło w marcu 1981 roku, stanowi jedynie punkt wyjścia do opowiedzenia historii życia Reagana. Człowieka o wielu twarzach i talentach.
Kto mieczem wojuje
Ronald Reagan zmarł 5 czerwca 2004 roku w wieku 93 lat, stając się tym samym jednym z najdłużej żyjących amerykańskich prezydentów USA (jego rekord został nieznacznie pobity przez Geralda Forda w 2006 roku). Republikanin z aktorskimi korzeniami był ponadto pierwszym prezydentem Stanów Zjednoczonych, który odniósł rany w zamachu, ale przeżył. Wcześniej oczywiście zdarzało się, że oddawano strzały w kierunku głowy państwa, jednak poprzednicy Reagana albo ginęli (jak chociażby JFK), albo wychodzili z całej sytuacji bez szwanku (vide Gerald Ford).
W kontekście zamachu przeprowadzonego w marcu 1981 roku przeciwnicy Reagana często wypominali poglądy prezydenta, który był gorącym orędownikiem powszechnego dostępu do broni palnej. Pomimo tego zdarzenia republikanin nie zmienił zdania i zwracał uwagę na fakt, że miejsce zamachu było paradoksalnie objęte największą kontrolą dostępu do broni w USA.
Komuniści w Hollywood
Nieudany zamach na prezydenta nie jest jedynym wątkiem książki "Zabić Reagana" , którą można traktować bardziej jak biografię tytułowego polityka. Często rzucającą nowe światło na mało znane epizody z jego życia. Przykładem jest współpraca Reagana z FBI pod koniec lat 40. Agenci przyszli do jego domu, gdzie mieszkał z ówczesną żoną Jane Wyman 10 kwietnia 1947 roku. "Chcą, aby w tajemnicy informowali FBI o osobach podejrzanych o działalność komunistyczną. Małżeństwo od razu podaje sześć nazwisk. Dla Wyman jest to koniec współpracy z FBI, natomiast Reagan często spotyka się z przedstawicielami Federalnego Biura Śledczego, przekazując im kolejne nazwiska i informacje."
Ronald Reagan figurował w aktach FBI jako T-10 i miał na swoim koncie donosy m.in. na Karen Morley i Anne Revere (obie komunistki straciły pracę w Hollywood na następne dwadzieścia lat). Reagan nie miał skrupułów i wyrzutów sumienia - "w jego przekonaniu Komunistyczna Partia Stanów Zjednoczonych była organem obcej władzy". Aktor z polityczną przyszłością nigdy nie poniósł konsekwencji donoszenia na kolegów z branży. "On nie ma żadnych wątpliwości, że postąpiliśmy słusznie" - mówił po latach Jack Dales, ówczesny sekretarz SAG (Screen Actors Guild, związek zawodowy zrzeszający amerykańskich aktorów).
Niewierny mąż
Kluczowym punktem biografii 40. prezydenta USA jest niewątpliwie jego drugie małżeństwo z Nancy Davis. Aktorką, która zabiegała o względy starszego od niej o 10 lat Ronniego. "Nie zrażała się jego romansami, akceptowała jego przelotne przygody i sama pozwalała sobie na krótkie flirty". Ronald przez dłuższy czas stronił od kolejnego małżeństwa (z Jane Wyman rozwiódł się w 1949), jednak trzy lata później zgodził się po raz drugi w życiu powiedzieć "tak".
Pewnie by do tego nie doszło, gdyby nie postawa Nancy, która "zakomunikowała Reaganowi, że jest w ciąży." Wówczas Ronnie "zabrał ją na kolację do klubu nocnego i zaproponował po prostu: 'Pobierzmy się'". Nie były to oświadczyny marzeń, jednak "Nancy spojrzała mu wtedy w oczy, położyła swoje drobne dłonie na jego dłoniach i odparła: 'Dobrze'". Na ślubie, poza parą młodą, była tylko dwójka świadków i pastor. Cicha ceremonia była idealna dla hollywoodzkiego aktora, który niechętnie zrezygnował z miłosnych przygód. Wyjątkiem był romans z Christine Larson, który trwał jeszcze po narodzinach Patti (1952), pierwszego dziecka Ronalda i Nancy.
Z Hollywood do Las Vegas
Życie nowożeńców nie było usłane różami i chociaż Ronald Reagan był jeszcze kojarzony z występami na wielkim ekranie, to trudno go było wówczas nazwać człowiekiem sukcesu. W 1954 roku Ronnie borykał się ze spłatą kredytu zaciągniętego na ranczo i nowy dom. Był zadłużony na tysięce dolarów i musiał "zapłacić zaległe podatki warte małą fortunę". Mimo to nie rezygnował z blichtru i luksusów. Żył jak gwiazdor kina, jadał w drogich restauracjach i nie starał się ograniczać wydatków.
Jego pięć minut sławy w Hollywood minęło. Znajomym tłumaczył, że nie weźmie roli, która nie spełnia jego wymagań, a w rzeczywistości nikt mu już wtedy nie wysyłał dobrych scenariuszy. W końcu nadszedł jednak moment, gdy Ronald musiał się nieco przebranżowić i chociaż nie porzucił showbiznesu, to zamienił plan filmowy na scenę w kasynie w Las Vegas. Występował "co wieczór o 20.30 i 23.30, a w soboty jeszcze o 1.30. (...) Takie występy to harówka, ale i doskonały zarobek." Co najważniejsze, Reagan to nie "jedyna blaknąca gwiazda kina zmuszona do pracy w Las Vegas. W kasynie Sands, niedaleko hotelu Last Frontier, była hollywoodzka diwa Tallulah Bankhead pojawia się na scenie niemal naga, recytując dramatyczne monologi."
Gubernator
2.01.1967 roku to data, która wyznacza cezurę w karierze Ronalda Reagana. "Zagrał w pięćdziesięciu trzech filmach, ale nigdy nie przeżył tak wyjątkowej chwili jak ta. To najwspanialszy moment w jego życiu. Wreszcie zaczyna grać główną rolę. Zaledwie przed dwoma laty był gospodarzem telewizyjnego show. Teraz został gubernatorem Kalifornii."
Podobnie jak Arnold Schwarzenegger, następca w fotelu gubernatora, a zarazem kultowy aktor, Ronald Reagan wiedział, że wybór przedstawiciela showbiznesu na tak prestiżowe stanowisko nie wywoła powszechnego entuzjazmu. Wielu nie wierzyło w jego zdolności przywódcze i widziało w nim tylko ekranową postać. Reagan nie zrażał się jednak krytyką i już w maju zakładano, że gubernator Kalifornii stanie do zbliżającego się wyścigu o fotel prezydenta. Jego przeciwnikami mieli być Robert Kennedy i Lyndon Johnson. "Tymczasem Johnson się wycofał, Kennedy zginął w zamachu, a nadzieje Reagana prysły." Nominację republikanów zdobył Richard Nixon, który kilka tygodni później pokonał w decydującym starciu Huberta Humphreya.
Niespełnione ambicje
Prezydentura Nixona została zakończona aferą Watergate i wielką niewiadomą, dotyczącą następcy republikańskiego prezydenta. Reagan, który wspierał Nixona w trzech kampaniach, był dopiero trzecim kandydatem na wiceprezydenta. Przed nim znajdował się John Connally (były demokrata, który dopiero przed pięcioma miesiącami zmienił przynależność partyjną) i Nelson Rockefeller (liberalny republikański gubernator stanu Nowy Jork). Ostatecznie wybór padł na dawnego przyjaciela Nixona, kongresmena Geralda Rudolpha Forda, lidera mniejszości w Izbie Reprezentantów.
Ronald Reagan oglądał w telewizji relację z ustąpienia Nixona, do którego doszło 9 sierpnia 1974 roku (dwa lata po wybuchu skandalu). W oświadczeniu dla prasy Reagan stwierdził: "Dla Ameryki to tragedia, że tak się stało, ale przynajmniej oznacza, że agonia ostatnich miesięcy wreszcie się kończy". Gubernator Kalifornii liczył, że w obecnej sytuacji Gerald Ford poprosi go, aby został nowym wiceprezydentem Stanów Zjednoczonych. "Reporterom mówił, że potraktowałby taką prośbę jako wezwanie do wypełnienia obywatelskiego obowiązku". Niestety taka prośba nie padła.
Do dwóch razy sztuka
Po dwóch kadencjach sprawowania urzędu gubernatora Kalifornii Ronald Reagan zaczął na poważnie zabiegać o nominację Republikanów, którzy mieli go wystawić do wyścigu o fotel prezydencki. Ten cel udało mu się wreszcie osiągnąć w 1981 roku. Zwycięstwo Reagana i George'a H.W. Busha, jako wiceprezydenta, zostało ogłoszone na początku stycznia. Mało brakowało, by prezydentura byłego aktora stała się jedną w najkrótszych w historii, gdyż 30 marca doszło do nieudanego, ale groźnego zamachu na życie głowy państwa.
Sprawcą był niespełna 26-letni John Hinckley. Syn biznesmena z branży naftowej i członek Narodowosocjalistycznej Partii Amerykańskiej. Co ciekawe, "pierwotnie Hinckley usiłował zamordować prezydenta Jimmy’ego Cartera. Podążył za nim, gdy 9 października 1980 prezydent odwiedził Nashville w stanie Tennessee, lecz na lotnisku wykryto w jego bagażu trzy sztuki broni ręcznej i magazynki z amunicją. Mimo to nie został aresztowany, ani nawet objęty obserwacją. Jedynymi konsekwencjami, które poniósł, były konfiskata broni i zapłacenie niewielkiej grzywny za złamanie prawa stanowego."
Zamach "z przypadku"
Po tym wydarzeniu Hinckley nie stracił morderczych zapędów i wkrótce planował kolejny atak. Mężczyzna myślał między innymi o zastrzeleniu Teda Kennedy’ego, rozważał wejście na salę posiedzeń Senatu i próbę zabicia parlamentarzystów. Planował również popełnienie samobójstwa na oczach Jodie Foster, której był wielkim fanem. Jego wybór padł ostatecznie na Ronalda Reagana, co było w dużej mierze dziełem przypadku.
Hinckley zeznał, że w marcu po przyjeździe do Waszyngtonu z rewolwerem i 43 sztukami amunicji nie myślał już o Tedzie Kennedym i parlamentarzystach, a bardziej o wydaniu ostatniego tchnienia w obecności ukochanej aktorki. Tymczasem zdecydowany na ten krok mężczyzna zobaczył nagłówek w "Washington Post", w którym pisano o programie dnia prezydenta. "Dziś po południu Reagan wygłosi przemówienie w hotelu Hilton" - taka informacja spadła na niego jak grom z jasnego nieba i przyczyniła się do podjęcia decyzji, która wpłynęła nie tylko na przyszłość zamachowca, ale także całego "wolnego świata".
1,7 sekundy
John Hinckley podążył na miejsce przemówienia, gdzie cierpliwie czekał na pojawienie się ofiary. Nikt nie sprawdził jego kieszeni, a zachowanie młodego mężczyzny nie wzbudzało podejrzeń, dzięki czemu zamachowiec mógł się ustawić w pierwszym rzędzie pośród fotoreporterów. Biografowie Reagana podkreślają, że Hickley nie wykorzystał najlepszego momentu do zastrzelenia prezydenta, jednak i tak udało mu się oddać sześć strzałów.
"Pierwszy pocisk trafia Jamesa Brady’ego w czoło nad lewym okiem. Sekretarz prasowy pada na twarz. Jego krew kapie przez kratkę w chodniku. Druga kula dosięga szyi funkcjonariusza waszyngtońskiej policji, Thomasa K. Delahanty’ego, zawadza o kręgi i utyka obok rdzenia kręgowego. Policjant przewraca się na ziemię, wyjąc z bólu. Trzeci strzał chybia. Czwarty trafia agenta Tima McCarthy’ego. On również pada na chodnik, ciężko ranny. Kula więźnie w jego wątrobie. Piąty pocisk odbija się od limuzyny. Szósty także trafia w lincolna, ale rykoszetuje i godzi Ronalda Reagana pod lewą pachą. Kula przeszywa płuco i zatrzymuje się dwa i pół centymetra od serca. Prezydent Stanów Zjednoczonych traci równowagę." Wystrzelenie sześciu kul zajęło Hinckleyowi 1,7 sekundy.
Zamachowiec na wolności
Limuzyna z rannym, 70-letnim prezydentem dotarła do szpitala w cztery minuty. I to właśnie tam doszło do historycznego dialogu:
- Mam nadzieję, że są tu sami republikanie - mówi agentowi, który pół godziny wcześniej ocalił mu życie. To pierwszy sygnał, że może z tego wyjść. - Panie prezydencie - odzywa się doktor Giordano, zatwardziały demokrata - dzisiaj wszyscy jesteśmy republikanami.
Ronald Reagan przeżył zamach i sprawował urząd prezydenta aż do 1989 roku. Trzeba jednak pamiętać, że "podczas rekonwalescencji Reagana skończyła się pewna epoka - (...) 9. kwietnia, w San Francisco po raz pierwszy zdiagnozowano chorobę, która później będzie znana jako AIDS. A cztery dni przed tą datą prezydent napisał wreszcie odpowiedź na list Leonida Breżniewa, otwierając nową erę w relacjach obu supermocarstw." Reagan pozwolił żonie przejąć jego terminarz, zbliżył się do Boga (dotychczas traktował religię instrumentalnie). W tym samym czasie John Hinckley przebywał w zamkniętym ośrodku dla obłąkanych - sąd uznał, że w chwili dokonywania zamachu mężczyzna był niepoczytalny. 61-letni Hinckley opuścił mury szpitala psychiatrycznego we wrześniu 2016 roku i zamieszkał z 90-letnią matką.
Jakub Zagalski/ksiazki.wp.pl