Trwa ładowanie...
fragment
15 kwietnia 2010, 10:19

Adrian Mole i broń masowego rażenia

Adrian Mole i broń masowego rażeniaŹródło: Inne
d1fywd9
d1fywd9

Do rąk własnych
Wielce Szanowny Pan Tony Blair
Członek Parlamentu i Doradca Królowej
Hrabstwo Leicester
Downing Street 10
Whitehall Londyn SW1A 29 września 2002 r.

Drogi Panie Blair!
Nie wiem, czy Pan mnie pamięta – spotkaliśmy się w roku 1999 na przyjęciu wydanym w Izbie Gmin przez norweski przemysł garbarski. Zapoznała nas Pandora Braithwaite, obecna wiceminister do spraw odnowy terenów miejskich, a potem przeprowadziliśmy krótką rozmowę na temat BBC, podczas której wyraziłem opinię, iż stosunek tej instytucji do scenarzystów z prowincji jest wręcz haniebny. Niestety, niebawem odwołano Pana w jakiejś pilnej sprawie na drugi koniec sali.
Piszę do Pana, aby podziękować, że mnie Pan ostrzegł przed niebezpieczeństwem, jakie grozi Cyprowi ze strony Saddama Husajna, będącego w posiadaniu broni masowego rażenia.
Zarezerwowałem już dla siebie i mojego starszego syna tygodniowy pobyt w hotelu Atena w Pafos na Cyprze na początku listopada, za łączną kwotę 571 funtów plus opłaty lotniskowe. Mój osobisty doradca do spraw turystyki, Johnny Bond z biura podróży Latesun Ltd, zażądał zaliczki w wysokości 57 funtów i 10 pensów, którą to zaliczkę wpłaciłem mu 23 września. Proszę sobie zatem wyobrazić moje przerażenie, kiedy następnego dnia włączyłem telewizor i usłyszałem, jak oznajmia Pan Izbie Gmin, że Saddam Husajn może zaatakować Cypr bronią masowego rażenia w ciągu 45 minut!
Natychmiast zatelefonowałem do Johnny’ego Bonda i odwołałem wyjazd (skoro atak może nastąpić w ciągu 45 minut, nie mogłem ryzykować, że będę akurat na plaży i nie usłyszę stosownego komunikatu Ministerstwa Spraw Zagranicznych)
.
Oto, na czym polega mój problem, Panie Blair: biuro podróży Latesun Ltd odmawia zwrotu mojej zaliczki, o ile nie dostarczę dowodów na to, że:
a) Saddam Husajn dysponuje arsenałem broni masowego rażenia;
b) Jest w stanie rozmieścić ją na stanowiskach bojowych w ciągu 45 minut;
c) Cypr znajduje się w zasięgu jego rakiet.

Johnny Bond, którego wczoraj, jak mi powiedzieli jego koledzy, „nie było w biurze” (podejrzewam, że brał udział w jakiejś antywojennej demonstracji) ośmielił się zakwestionować prawdziwość Pańskiego oświadczenia wygłoszonego w Izbie Gmin!
Czy wobec tego zechciałby Pan uprzejmie przesłać mi odręczną notkę z potwierdzeniem, iż rzeczywiście istnieje zagrożenie dla Cypru, abym mógł przekazać ją Johnny’emu Bondowi i odzyskać moją zaliczkę? Nie mogę sobie pozwolić na utratę 57 funtów i dziesięciu pensów.
Szczerze oddany
Adrian Mole

PS Ciekaw jestem, czy mógłby Pan zapytać swą małżonkę, Cherie, czy zgodziłaby się gościnnie zabrać głos na uroczystym obiedzie Koła Literackiego hrabstwa Leicester i Rutland w dniu 23 grudnia bieżącego roku. Will Self nam odmówił, i to dosyć kategorycznie. Nie płacimy honorariów ani nie zwracamy kosztów podróży, ale i tak sądzę, że przekonałaby się, iż stanowimy bardzo energiczną i inspirującą grupę.
W każdym razie, Panie Blair, dobra robota. Tak trzymać!
sobota 5 października

d1fywd9

Oglądałem dziś mieszkanie na poddaszu starej fabryki akumulatorów na Nabrzeżu Szczurów. Mark B’astard, agent od nieruchomości, powiedział mi, że ci dranie od kupna i wynajmu teraz wręcz sobie wyrywają budynki nad kanałem. Mieszkanie jest w świetnym punkcie. To ledwie pięć minut spaceru ścieżką nad kanałem od księgarni, w której pracuję. Na poddaszu jest jeden przestronny pokój i łazienka ze ścianami z luksferów.
Kiedy Mark B’astard poszedł się odlać, widziałem jego zamazaną sylwetkę. Jeśli kupię to mieszkanie, poproszę matkę, żeby uszyła mi jakieś zasłonki.
Wyszedłem na balkon ze stalowej siatki, żeby podziwiać widoki. Przede mną, połyskując w jesiennym słońcu, rozciągał się kanał. Po niebie szybowało stado łabędzi, nieopodal przeleciał jakiś szary ptaszek, a spod mostu wyłoniła się barka. Kiedy przepływała pod moim balkonem, brodaty facet z rachitycznym, siwym kucykiem pomachał do mnie i powiedział: „Ładny mamy dzionek!”. Widziałem, jak na dnie barki jego żona zmywała po obiedzie. Ona też mnie spostrzegła, ale mi nie pomachała.
Mark B’astard taktownie zostawił mnie samego, kiedy chłonąłem atmosferę tego miejsca. Teraz jednak znowu do mnie dołączył i zwrócił mi uwagę na kilka niezwykle oryginalnych cech tego mieszkania, takich jak autentyczne zacieki z kwasu na podłodze i haki, na których w czasie wojny wisiały kotary służące do zaciemniania.
Spytałem go, co będzie w obstawionym rusztowaniami sąsiednim budynku. „Zdaje się, że hotel” – odparł. Potem powiedział, że Eric Shift, ten multimilioner od żelastwa i złomu, który będzie właścicielem działki, na której znajduje się mój lokal, wykupił całe Nabrzeże Szczurów i liczy, że przemieni je w lokalny odpowiednik paryskiego lewego brzegu Sekwany.
Przyznałem się Markowi, że zawsze chciałem spróbować swych sił w akwarelach.
Pokiwał głową i powiedział: „To fajnie”, ale zdawało mi się, że nie ma pojęcia, o czym mówię.
Mark tymczasem wodził tęsknym spojrzeniem po bieluteńkiej, gołej ścianie, aż wreszcie rzekł:
– To takie miejsce, w którym sam chciałbym zamieszkać, ale mam trójkę dzieci. Najstarsze ma dopiero pięć lat, i żona chce mieć ogród.
Wyraziłem współczucie i powiedziałem, że jeszcze do niedawna sam wychowywałem dwóch synów, tylko że teraz tym starszym – siedemnastoletnim Glennem – zajmuje się armia brytyjska, a młodszy – dziewięcioletni William – wyjechał na stałe do matki do Nigerii.
B’astard spojrzał na mnie z zazdrością i rzekł:
– Jest pan bardzo młody jak na kogoś, kto już pozbył się dzieci z domu.
Powiedziałem mu, że mam już trzydzieści cztery i pół roku, i że to chyba najwyższa pora, by dla odmiany zadbać o siebie.
Kiedy B’astard pokazał mi wbudowaną w kuchenny blat granitową tacę na ser, powiedziałem, że kupuję to mieszkanie.
Zanim sobie poszliśmy, wyszedłem na balkon, żeby raz jeszcze spojrzeć na kanał. Słońce zachodziło właśnie za stojący w oddali wielopoziomowy parking. Ścieżką po drugiej stronie kanału szedł lis z reklamówką Tesco w pysku. Jakieś bure stworzenie (chyba szczur wodny) wśliznęło się do kanału i popłynęło w dal. Pod moim oknem przepływały majestatycznie łabędzie. Największy z nich spojrzał mi prosto w oczy, jakby chciał powiedzieć: „Witaj w nowym domu, Adrianie”.

22.00

Poszedłem do kuchni, ściszyłem radio i oznajmiłem rodzicom, że przy najbliższej okazji wyprowadzam się z ich pokoju gościnnego i przenoszę do mieszkania na poddaszu starej fabryki akumulatorów na Nabrzeżu Szczurów w Leicester.
Matka nie potrafiła wprost ukryć zachwytu.
Ojciec uśmiechnął się szyderczo.
– Stara fabryka akumulatorów? Twój dziadek kiedyś tam pracował, ale musiał odejść, jak go ugryzł szczur i dostał zakażenia. Już myśleliśmy, że będą mu musieli uciąć nogę.
– Nabrzeże Szczurów? – spytała matka. – Czy to nie tam mają w przyszłym roku otworzyć schronisko dla bezdomnych?
– Ktoś cię wprowadził w błąd – odparłem. – Całe osiedle nad kanałem mają przekształcić w centrum kulturalne miasta Leicester.
Kiedy spytałem matkę, czy ześciuboli mi jakieś zasłonki do łazienki z luksferów, odparła złośliwie:
– Przepraszam, ale sądzę, że mylisz mnie z kimś, kto trzyma w domu igłę i nici.
Dokładnie o siódmej ojciec podkręcił radio i wysłuchaliśmy wiadomości. Brytyjscy przywódcy wojskowi chcieli wiedzieć, jaka będzie ich rola, jeśli Wielka Brytania przystąpi do wojny z Irakiem. Ceny akcji znowu spadły.
Ojciec walnął głową w stół i wrzasnął:
– Zatłukę tego drania doradcę finansowego, który mnie namówił, żebym założył konto emerytalne w funduszu „Godne Życie”!
Kiedy z radia popłynęła czołówka serialu Archerowie, rodzice sięgnęli po papierosy, zapalili i siedzieli tak, z lekko rozchylonymi ustami, słuchając rolniczej opery mydlanej. Są jednak rzeczy, które robią razem, raz jeszcze usiłując uratować swoje małżeństwo.

Moi rodzice są dziećmi wyżu demograficznego. Teraz jednak mają, odpowiednio, pięćdziesiąt dziewięć i sześćdziesiąt dwa lata. Ciągle czekam, kiedy pogodzą się z faktami i zaczną się ubierać tak samo jak inni staruszkowie. Chciałbym zobaczyć, jak noszą przykrótkie, beżowe płaszczyki, luźne, elastyczne spodnie i – w przypadku matki oczywiście – siwą trwałą w kształcie kalafiora, ale żadne z nich najwyraźniej nie ma zamiaru się poddać. Wciąż uparcie wbijają się w marmurkowe dżinsy i obcisłe skórzane kurtki.
Ojciec myśli, że jeśli zapuści długie siwe włosy, to ludzie będą go brali za faceta, który przez całe lata pracował w przemyśle muzycznym. Oszukuje się, biedaczysko. Zawsze będzie wyglądał jak emerytowany sprzedawca piecyków akumulacyjnych.
Teraz jeszcze musi przez cały czas nosić czapkę z daszkiem, bo prawie całkiem wyłysiał na czubku głowy, przez co światu ukazał się jego młodzieńczy wybryk: otóż na swoim wieczorze kawalerskim, kiedy już wlał w siebie z dziesięć kufli piwa marki Everards Bitter, pozwolił się ostrzyc na łyso i wytatuować sobie na czaszce na zielono „Jestem świrem”.
Na szczęście wieczór kawalerski odbył się na tydzień przed weselem, ale i tak ta historia wyjaśnia, dlaczego na jedynym ślubnym zdjęciu moich rodziców ojciec wygląda jak skazaniec Abel Magwitch z Wielkich nadziei.
Pozostałe tatuaże usunęli ojcu w państwowym ośrodku zdrowia, ale jakoś nie chcą mu sfinansować zabiegu z tym zielonym napisem. Musiałby usunąć go sobie laserem w prywatnej klinice na Harley Street i zapłacić ponad tysiąc funtów. Matka namawia go, żeby wziął pożyczkę z banku, ale ojciec mówi, że łatwiej i taniej jest chodzić w czapce. Matka twierdzi, że ma już dosyć czytania „Jestem świrem”, kiedy w łóżku ojciec odwraca się do niej plecami. Widocznie najczęściej właśnie tak się kładzie.

d1fywd9
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1fywd9

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj