"Abonent chwilowo nieosiągalny" - ks. Boniecki o nieobecnych

W swojej najnowszej książce "Abonent chwilowo nieosiągalny" ks. Adam Boniecki pisze:

W moim notesie jest ich coraz więcej, tych "umarłych" adresów i telefonów. Na kopercie listu ktoś nabazgrze: "adresat nie mieszka pod wskazanym adresem", w telefonie nieznany głos powie: "abonent jest chwilowo nieosiągalny". Nie wykreślam ich. No bo jak, tak sobie kogoś skreślić? Może kiedyś, gdy do nowego notesu będę przepisywał stare adresy i numery telefonów, już ich tam nie wpiszę. Zostaną w starym, na dnie szuflady. To smutne, nawet dla wierzącego, że tylko "oczom głupich się zdało, że pomarli, (...) a oni żyją w pokoju". Czasem czuję, a może mi się wydaje, że są blisko. Częściej mi ich po prostu brakuje. Ta książka jest jak zapomniany notes z dna szuflady. Wszyscy w niej to "umarłe adresy", nieobecni... przynajmniej tu, na ziemi.

Ks. Boniecki o nieobecnych
Źródło zdjęć: © Ks. Boniecki na Warszawskich Targach Książki w 2012 r./PAP

/ 18Ks. Boniecki o nieobecnych

Obraz
© Ks. Boniecki na Warszawskich Targach Książki w 2012 r./PAP

W moim notesie jest ich coraz więcej, tych "umarłych" adresów i telefonów. Na kopercie listu ktoś nabazgrze: "adresat nie mieszka pod wskazanym adresem", w telefonie nieznany głos powie: "abonent jest chwilowo nieosiągalny". Nie wykreślam ich. No bo jak, tak sobie kogoś skreślić? Może kiedyś, gdy do nowego notesu będę przepisywał stare adresy i numery telefonów, już ich tam nie wpiszę. Zostaną w starym, na dnie szuflady. To smutne, nawet dla wierzącego, że tylko "oczom głupich się zdało, że pomarli, (...) a oni żyją w pokoju". Czasem czuję, a może mi się wydaje, że są blisko. Częściej mi ich po prostu brakuje. Ta książka jest jak zapomniany notes z dna szuflady. Wszyscy w niej to "umarłe adresy", nieobecni... przynajmniej tu, na ziemi.

Boniecki opowiada o niemal 50 osobach, które były dla niego ważne. Na kartach tej książki spotkać można m.in. Wisławę Szymborską, Ryszarda Kapuścińskigo, Jacka Kuronia, Jana Pawła II, Marka Edelmana, Czesława Miłosza i ks. Józefa Tischnera.

/ 18O Jacku Kuroniu:

Obraz
© Jacek Kuroń w 1980 r./PAP

Ojciec przekazał Jackowi przekonanie, że jego miejsce jest zawsze po stronie słabszych i temu przekonaniu był przez całe życie wierny. Więcej, w jednym z wywiadów telewizyjnych wyznał, że na co dzień kierował się wyzwaniem Ewangelii. I dodał: "to jest trudne". Zdumiewające było to - zwrócił na to uwagę Marek Edelman - że z biegiem lat nie zmienił się stosunek Jacka do człowieka. Wierzył w drugiego. Ludzie odpłacali mu wiarą w niego. Długo po wycofaniu się z czynnego życia politycznego zajmował najwyższe miejsca w rankingach dotyczących wiarygodności polityków. Niewątpliwie to on był wielkim architektem polskich przemian. Nie przypadkiem jego akta w archiwach służb bezpieczeństwa obejmują 80 tomów. Ale nawet 80 tomów akt, szykany i więzienie nie pomogły. Jacka złamać się nie dało. (...)

Nie pamiętam, kiedy pierwszy raz spotkałem Jacka. Mam poczucie, że znałem go od zawsze. Nie celebrował pierwszych spotkań, natychmiast przechodził ad medias res. Od razu, od pierwszych słów byliśmy po imieniu i było to całkowicie naturalne. (...)

/ 18Wiara i świętość

Obraz
© Jacek Kuroń w czasie kampanii prezydenckiej (1993 r.)/PAP

Często mówił: "nie jestem człowiekiem wierzącym", "nie stać mnie na akt wiary w osobowego Boga". Rozmowy z Jackiem na tematy wiary bywały trudne. Nie słyszałem, by określał się mianem agnostyka. Kiedy szukam w pamięci odpowiedzi na pytanie, za kogo się uważał, nieodparcie przychodzi mi na myśl, że "za człowieka, który szuka", choć mówił: "nie ma we mnie takiej wiary i takiego poszukiwania. Bóg chrześcijan jest dla mnie Bogiem ludzi, których kocham". Seweryn Blumsztajn, wspominając Jacka, użył określenia "święty". Podzielam jego przekonanie. Bo świętość jest ponad wszelkie schematy.

W bezlitosnej uczciwości wobec siebie Jacek nie mógł deklarować czegoś, o czym nie był przekonany. Ale nie przypadkiem to, co mówił i pisał o religii, o wierze i niewierze (np. "Zło, które czynię", "Chrześcijanie bez Boga") jest niesłychanie przenikliwe i zmusza ludzi, deklarujących się jako wierzący, do gruntownej rewizji własnej wiary.

/ 18O ks. Józefie Tischnerze:

Obraz
© Ks. Józef Tischner (1996 r.)/PAP

Ponad trzydzieści lat znajomości... W pamięci mam nie obraz Józka Tischnera, ale barwny film moich wspomnień o nim i o sprawach z nim związanych. Beztroskie włóczęgi na nartach po zaśnieżonych Gorcach, spotkania ze studentami, jego opowieści przy stole u św. Anny w domu biskupa Jana Pietraszki, który Józka lubił i cenił (Józek biskupa uważał za swego mistrza). Aż po ostatni kadr: Józek bohatersko zmagający się z chorobą i rozmawiający przy pomocy karteczek. Pisał, bo nie mógł mówić, ale i na tych karteczkach żartował. Po przeczytaniu mojego "Vademecum generała" napisał mi, że z takimi mądrościami w kierowaniu "Tygodnikiem" daleko nie zajadę. (...)

Miał w sobie siłę trafiania do drugiego przez autentyczne zainteresowanie i szacunek, z jakim się odnosił do każdego. Należał do tych, którzy prowokują pytania, ośmielają do udziału w dyskusji. Nawet pozornie bagatelnej wypowiedzi potrafił nadać kształt, wydobyć z niej coś ciekawego. Ktoś, kto wydukał z siebie parę byle jakich zdań, wychodził ze spotkaniu z Tischnerem z poczuciem własnej wartości, bo Tischner potrafił wydobyć z jego wypowiedzi coś ciekawego i mądrego. (...)

Jest takie powiedzenie, że nie ma ludzi niezastąpionych. W tym przypadku ono jest szczególnie nie na miejscu. Tischner jest niezastąpiony. Nie będzie drugiego Józka Tischnera. I to jest nieustanny ból. Tak bardzo teraz byłby potrzebny.

/ 18O Wisławie Szymborskiej:

Obraz
© Wisława Szymborska (2009 r.)/AFP

Wisława Szymborska uczyła stawiać pytania, patrzeć na życie i na śmierć z pokorą, leczyła ze skłonności do hipokryzji i pychy. (...) Siła jej poezji polega - jak napisał kiedyś Stanisław Barańczak - na "niemal nadludzkiej zdolności godzenia złożoności ze zrozumiałością", na poszukiwaniu odpowiedzi i na "pytaniach zadawanych sobie" i innym.

"Jak żyć - spytał mnie w liście ktoś, kogo ja zamierzałam spytać/O to samo.(...)/ Nie ma pytań pilniejszych/Od pytań naiwnych"

(...) Kiedy ktoś bliski umiera, na myśl wraca spotkanie z nim, zwłaszcza to pierwsze i to ostatnie. Ostatnie: tuż przed śmiercią Szymborska ofiarowała "Tygodnikowi Powszechnemu" - jak zwykła to od czasu do czasu przez wiele lat czynić - wiersz, który zamieściliśmy na czwartej stronie okładki. Odczytuję go jak przestrogę, byśmy pamiętali, że na mapie świata "w każdym czarnym ziarnku żyją sobie ludzie", byśmy pamiętali, że mapy kłamią, "bo nie dają dostępu napastliwej prawdzie. Bo wielkodusznie, z poczciwym humorem rozpościerają mi na stole świat nie z tego świata". Byśmy byli "z tego świata" i nie lękali się żadnej "napastliwej prawdy".

/ 18O Ryszardzie Kapuścińskim:

Obraz
© Ryszard Kapuściński w 2000 r./PAP

Świat oglądany oczami Ryszarda Kapuścińskiego nie był światem w uogólnieniu, ale światem pojedynczości, pełnym ubogich, bezimiennych ludzi. Reporter nie dał się oczarować polityce, którą się zresztą pasjonował jako obserwator. Bo wiedział, że we władzy zwykle chodzi o władzę i jej utrzymanie, o nic więcej. Był osobą publiczną, a przecież wolny od zajadłości, która dziś z życiem publicznym się kojarzy. Może dzięki wielkości, którą osiągnął, niejako mimo woli, której, owszem, był świadomy, jednocześnie stając się coraz bardziej skromny, by nie powiedzieć - coraz bardziej pokorny. Kiedyś wyznał przyjacielowi, że chciałby być zapamiętany jako poeta i jako autor aforyzmów.

Opowiem, nie wiem, czy to będzie aforyzm? W zorganizowanym przez "Tygodnik Powszechny" sądzie nad wiekiem dwudziestym występował jako świadek oskarżenia. Ukazując wstrząsającą wizję, powiedział: "Świat jest bardzo niesprawiedliwym miejscem i ta niesprawiedliwość wciąż się pogłębia". Wiedział o tym i wierzył, słusznie chyba, że pisanie - takie jak to jego - może świat ulepszyć. (...)

/ 18Szacunek dla zmarłych

Obraz
© Wyd. Znak

Z przykrością śledziłem ukazywanie "całej prawdy" o nim. Mało mnie interesują z dziwną pasją eksponowane jego rzekome słabości. Wiem, że każdy (no, prawie każdy) człowiek ma takie strony w swojej biografii, które by chętnie wykreślił, gdyby było to możliwe. Może ujawnianie ich sto lat po śmierci ma jakąś wartość dla badaczy historii, jednak tradycyjne zachowanie w takiej materii dyskrecji wobec zmarłych (zmarły niczego już wyjaśnić nie może) uważam za wyraz kultury. Pocieszam się, że to, co Ryszard Kapuściński pozostawił, okaże się trwalsze od sensacyjnych "odkryć" pośmiertnych. A pamięć o nim, jako człowieku pięknym przechowają jego przyjaciele.

/ 18O Januszu Szpotańskim, zwanym Szpotem:

Obraz
© Wyd. Myśl

Do drewnianego domu pp. Kumelowskich na Woli Duchackiej w Krakowie, gdzie wtedy mieszkałem - były to lata 70. - przychodziło mnóstwo młodych ludzi, a Szpot czytał swoje utwory. Kto go nigdy nie słyszał, nie pojmie siły jego tekstów. W tym ponurym czasie ludzie bronili się przed wariactwem opowiadaniem dowcipów politycznych, nikt jednak nie potrafił tak jak on pokazać, że to, co chciało być straszne i groźne, w rzeczywistości jest po prostu śmieszne. To było jak powiew świeżego powietrza. Szpot słuchaczy przyciągał jak magnes, nigdy się nie znudził. "Towarzysza Szmaciaka", za którego poszedł na trzy lata do więzienia, czytał nam przecież mnóstwo razy i zawsze chcieliśmy słuchać go od nowa. (...) Humor Szpota mógł razić, mógł się nie podobać. Jednak dla młodych ludzi był odtrutką na ponure miazmaty realnego socjalizmu. Dla mnie też.

Gomułka nazywał go "człowiekiem o mentalności alfonsa", ale Szpot uwielbiał Gomułkę, bo Gomułka - jego zdaniem - był malowniczy. Załamywał ręce nad Gierkiem. Cytował, naśladując kadencję głosu pierwszego sekretarza: "Rodzina polska powinna...". Kręcił głową, nie potrafił nic z tym zrobić. Mawiał, że Gierek jest nudny jak kalwiński pastor i dodawał, że my, katolicy, nie mamy wyobrażenia, jak nudni są kalwińscy pastorzy, a on jako kalwin wie. (...)

/ 18Szpot prześmiewczy

Obraz
© Janusz Szpotański/PAP

Taki był Szpot: zawsze kpiący, prześmiewczy, niepoważny. Ale nie tylko. Przecież niezwykła celność jego satyry wywodziła się z tego, że wiedział, gdzie zaczyna się niebezpieczny tragizm, gdzie się czai strach, skąd może natrzeć na człowieka rozpacz i tym swoim szalonym humorem osłaniał człowieka, ośmieszając czające się po kątach widma, pokazując, że to zabawne kukły tylko.

Dziś cały wieczór szukałem starej taśmy z nagraniem z Woli Duchackiej. Koniecznie chciałem go teraz raz jeszcze posłuchać. Gdzieś ta kaseta zniknęła. Zniknął Szpot, zniknęła epoka lęków i nadziei.

10 / 18O abp Józefie Życińskim:

Obraz
© Arcybiskup Józef Życiński (2008 r.)/PAP

"Jeżeli to jest Bóg, który naszymi losami kieruje, to miejmy nadzieję - a ja taką nadzieję mam - że za tego jednego Józefa Życińskiego da Kościołowi w Polsce wielu innych takich samych albo lepszych" - powiedział biskup Tadeusz Pieronek na wiadomość o śmierci arcybiskupa lubelskiego.

Ja ten optymizm podziwiam, lecz go nie podzielam. Nie zauważyłem, by Pan Bóg działał w ten sposób, przynajmniej u nas. Po śmierci wybitnych postaci Kościoła zostawała po nich raczej niebezpieczna pustka, którą starali się wypełnić ludzie zacni, ale niestety całkiem innej miary. Ani tacy sami, ani już na pewno nie lepsi. (...)

11 / 18Twarz polskiego Kościoła

Obraz
© Konferencja Episkopatu Polski (2006 r.)/PAP

Dla wielu ludzi był twarzą Kościoła budzącego życzliwe zainteresowanie, szacunek i zmuszającego do uwagi. Z internetu, na hasło "Życiński", wylewa się jednak istna fala niechęci, a wręcz nienawiści. Aż dziw, że ten biskup, który - jak się wydaje - był żywym zaprzeczeniem tego, co zwykle się zarzuca biskupom i Kościołowi, miał tylu zaciętych wrogów, i to nie spoza Kościoła.

Może dlatego właśnie, że samym swoim istnieniem był nieustannym wyzwaniemdla tych, którzy wolą biskupów ostrożnych, w trudnych kwestiach milczących, staroświecko dostojnych, jednym słowem: nieszkodliwych i w życiu publicznym nieobecnych. (...) Często, patrząc na niego, miałem dotkliwe poczucie dziwnego niedopasowania. Ten niezwykły biskup, który w innym kraju byłby... ech, szkoda mówić... u nas wciąż musiał iść pod prąd, wciąż niedopasowany do dekoracji, które ozdabiają "wspaniałą polską religijność".

12 / 18O Stefanie Kisielewskim, popularnym Kisielu:

Obraz
© Stefan Kisielewski w swoim domu (1982 r.)/PAP

Czy znałem Kisiela? Tak, oczywiście, wiele lat. Lecz naprawdę go nie znałem. Wciąż mnie zaskakiwał. Spotykaliśmy się w redakcji, gdzie czasem bywał, na jakichś konwentyklach redakcyjnych. Spotkaliśmy się w Paryżu, kiedy tam mieszkałem, a on przyjechał na dłuższy pobyt. Towarzyszyłem mu, gdy po śmierci syna odwiedził Rzym, a ja poprosiłem ks. Dziwisza, by Kisiel mógł odwiedzić papieża, co nie napotkało na żadne trudności, bo Jan Paweł II Kisiela znał i pilnie czytał jego felietony.

Odnosił się do mnie z sympatią, a ja podziwiałem go i patrzyłem na niego jak na dziwny wybryk natury (ludzkiej). Kisiel nie był podobny do nikogo, był (w moich oczach) kategorią sam dla siebie. Zaskakujący, zabawny i niezwykle inteligentny, czasem złośliwy. A całkiem w środku tragiczny.

13 / 18Wspomnienie z Paryża

Obraz
© Stefan Kisielewski (1989 r.)/PAP

Znów w Paryżu, tym razem Kisiel mieszka u pallotynów przy rue Surcouff. Po spotkaniu z publicznością proponuje mi spacer po mieście. Postanawiamy, że zaprowadzi mnie pod pomnik wymordowanych Żydów. Jest ciemno, późny wieczór. Kisiel w niemal każdej mijanej knajpce wypija setkę wódki albo może i czegoś wykwintniejszego. Proponuje mi, ja odmawiam. Tłumaczy, że chodzi o kalorie, bo nie zdążymy na kolację. Wracamy i Kisiel na moście de la Concorde proponuje mi wyścigi. Biegniemy przez most. Zostawiam go daleko w tyle. Wreszcie, zadyszany dociera do mnie i sapiąc, powiada, że by mnie wyścignął, gdyby coś tam...

14 / 18O Leszku Kołakowskim:

Obraz
© Prof. Leszek Kołakowski na uroczystości odnowienia swojego doktoratu (2005 r.)/PAP

Choć znam katolickich filozofów, którzy nigdy nie zaakceptowali myśli Kołakowskiego, to wiem, że jest wielu wierzących, dla których, jak dla mnie, był mistrzem krytycznego myślenia o tych sprawach. Nie potrafię pisać o jego wielkości, bo jakiekolwiek ocenianie go byłoby z mej strony arogancją. Wypada przypomnieć, jak wielkim był autorytetem: przyszły papież, kard. Joseph Ratzinger, jeszcze jako prefekt Kongregacji Nauki Wiary, pisząc magistralne wprowadzenie do nowego, po przeszło trzydziestu latach, wydania swej najgłośniejszej książki ("Wprowadzenie w chrześcijaństwo"), cytuje tylko jednego autora, jest nim właśnie Leszek Kołakowski. (...)

Trzy dni po śmierci telewizja wyemitowała stare nagranie rozmowy młodych Katarzyny Janowskiej i Piotra Mucharskiego z profesorem. Rozmówcy zadawali trudne pytania. Uderzyło mnie to, jak wiele razy Leszek Kołakowski odpowiadał im: "tego nie wiem". My stale usiłowaliśmy tworzyć wokół niego atmosferę mędrca, który odpowie na wszystkie pytania, ale on okazywał się mądrzejszy i spokojnie mówił: "tego nie wiem". (...)

Kiedy pisano o nim "filozof katolicki", wzruszał ramionami i mówił: "nie jestem filozofem katolickim". Mówiono: jest Żydem. Wspomniał mi o tym, dodając, że nic na to nie poradzi, ale Żydem nie jest. Był tak niezwykły, że niektórzy usiłowali go siłą zamknąć w jakiejś znanej kategorii. Daremnie. Był Leszkiem Kołakowskim, sobą i nie próbował udawać kogoś innego. Sobą in continuum.

15 / 18O Marku Edelmanie:

Obraz
© Marek Edelman w 2009 r./PAP

Marek Edelman pozostał z nami jako "strażnik"- nie tylko grobów, ale prawd, których nauczył nas XX wiek. Zauważył kiedyś: "W człowieku tkwi element zła... Łatwiej jest nienawidzić i zabijać, niż kochać". Dla wszystkich Edelman to powstanie w getcie. A powstanie to wojna, zabijanie itd. Edelman tak mówi o tamtych wydarzeniach: "Moje świadectwo nie jest świadectwem o brawurze militarnej. Prawdopodobnie byliśmy dzielni. I co z tego. I tak przegraliśmy, zostaliśmy pokonani. Moje świadectwo jest świadectwem o wartościach, o mężczyznach i kobietach, o miłości i polityce, o więzach braterskich... Chcę powiedzieć z całą jasnością: ruch oporu nie powstał na skutek terroru. Terror zabija opór. Tymczasem życie daje mu duch solidarności i braterstwa". (...)

Jego styl dobrze scharakteryzował Jacek Kuroń: "Dla niego Żydem jest każdy prześladowany - niezależnie gdzie i kiedy dotykają go represje. Patrzy na współczesność z tej właśnie perspektywy: obrony prześladowanych i słabych". To ładnie brzmi, ale jest nieprawdopodobnie trudne.

16 / 18O Jerzym Turowiczu:

Obraz
© Jerzy Turowicz (1997 r.)/PAP

Było to w Paryżu. U pallotynów na rue Surcouf odbywało się wieczorem spotkanie z Herbertem. Potem wybranych gości zaproszono na część bardziej towarzyską na górę. Wszystko trwało długo. A ja miałem jeszcze zaproszenie na spotkanie z szamanami od voodoo. Mówię więc Turowiczowi, że zaproszenie jest na dwie osoby, może chce. I Jerzy - a już było koło północy - że natychmiast, że świetnie, że oczywiście! Więc do metra i na voodoo. Uczestnicy- raczej turyści różnej narodowości - siedzieli w kręgu. Przejmująca, rytmiczna muzyka na bębnach, czarni tancerze i tancerki. Seans trwa, jedna z siedzących kobiet, Amerykanka, wpada w trans, pod wpływem muzyki, traci przytomność, pada. Mistrzyni ceremonii szybko ją cuci, obficie skrapiając wodą. Potem do tańca zapraszają chętnych z kręgu widzów. Turowicz - zachwycony - się zrywa, tańczy. Na mokrej od cucenia Amerykanki podłodze się poślizguje i przewraca. Szybko wstaje i tańczy dalej. Był wciąż ciekawy świata. A że nigdy dotąd nie był na seansie voodoo, chciał zobaczyć,
jak to wygląda. Wtedy już nie był pierwszej młodości. (...) Podobnie z kinem. W Rzymie mówi mi: "Słuchaj, grają Miasto kobiet Felliniego, ja tego w Polsce nie zobaczę, idziemy? Musimy zobaczyć". I był szczęśliwy, że zobaczył.

Także w Rzymie, po jakiejś oficjalnej uroczystości, przedstawiciel B'nai B'rith Józef Lichten zaprosił nas na kawę i rozmowę. Wymawiałem się, że jeszcze tego dnia muszę napisać i wysłać do "Tygodnika" korespondencję. Jerzy wtedy powiedział bardzo poważnie: pamiętaj, jeśli masz okazję wyjątkowego spotkania i ciekawej rozmowy, nigdy jej nie marnuj. A napiszesz później. I on rzeczywiście sam tak postępował.

17 / 18O ks. Bronisławie Bozowskim:

Obraz
© Ks. Bronisław Bozowski "Kazania (nie)zwykłe", Wyd. Apostolicum

Ludzi, którzy bez nadużywania tego słowa mogą powiedzieć, że byli jego przyjaciółmi są tysiące. I nikomu ta mnogość nie przeszkadza, niczego nie odbiera. Bo właśnie przyjaźń jest miłością pojemną, wolną od zazdrości i konkurencji. Bronek żył przyjaźnią, oddychał nią, karmił się nią. Jego klitki na poddaszu domku w obejściu warszawskich wizytek obwieszone były fotografiami. Kiedy każdej nocy, na podstawie jakiegoś specjalnego pozwolenia prymasa, odprawiał tam u siebie Mszę św., na memento wędrował od jednaj ściany do drugiej, wzrokiem i myślą obejmował tych, co patrzyli na niego ze zdjęć, żywych i umarłych, i rozmawiał o nich z Panem Bogiem. Zawsze sprawdzałem, czy jakiś nowy synek nie zasłonił mojej fotografii, czy aby nie wypadłem z tego Bronkowego memento. Byłem. Dla wszystkich jakoś starczało miejsca. I czasu. Boże, ileż to razy przychodziłem tam bez żadnego interesu, ani do spowiedzi, ani po życiowe rady, ze spokojnym sumieniem człowieka, który wie na pewno, że jest oczekiwany. Siedziałem tam albo czasem
towarzyszyłem mu w wędrówkach po Warszawie. Zawsze, choćby najbardziej zmęczony, szedł tam, gdzie potrzebowano jego obecności, do chorych, do starych, do jakichś dziwnych miejsc i ludzi, żeby spowiadać, żeby odprawić Mszę św., zanieść Pana Jezusa, rozmawiać. W czasie tych wędrówek miał zwyczaj zatrzymywać się nagle i podsumowując jakiś fragment rozmowy, powtarzać w zamyśleniu, z zachwytem: "Widzisz, jaki Pan Bóg jest dobry. Widzisz, ile dobra jest w ludziach". Czasem, zwłaszcza w ostatnich latach, powtarzał je, nie dodając nic o Panu Bogu, ale ja pamiętałem to zdanie z dawnych lat i wiedziałem, że o to właśnie chodzi. (...)

18 / 18Wyczarować obecność

Obraz
© Wyd. WAM

Wieczorem trzeba było rzucać kamyki w okienko jego dziupli na pierwszym piętrze. Z góry rozlegało się w ciemnościach sakramentalne: "co za pokraka?", lub inne tego rodzaju pozornie szorstkie pytanie, i drzwi się otwierały. Czasem wyrzucał ludzi, łajał, ale nikt się nie czuł urażony, tak jak nikogo nie mogło obrazić nagłe "milcz", którym przerywał rozmówcy w pół słowa, bojąc się, że jakaś ważna myśl mu ucieknie. To wszystko było naprawdę zawsze pełne miłości i szacunku. (...)

Łapię się na tym, że tym bezładnym pisaniem chcę jakby wyczarować obecność, której już nie ma. (...) Wierzę, że coś ze swojej wielkiej mądrości zostawiłeś swoim synkom. Tylko nie przypuszczałem, że to, co u Ciebie było zwyczajne, naturalne i oczywiste, czasem bywa tak trudne. Tyle ważnych rzeczy mi powiedziałeś, ale tego nigdy.

Anna Olszewska/książki.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Po "Harrym Potterze" zaczęła pisać kryminały. Nie chciała, żeby ktoś się dowiedział
Po "Harrym Potterze" zaczęła pisać kryminały. Nie chciała, żeby ktoś się dowiedział
Wspomnienia sekretarki Hitlera. "Do końca będę czuła się współwinna"
Wspomnienia sekretarki Hitlera. "Do końca będę czuła się współwinna"
Kożuchowska czyta arcydzieło. "Wymagało to ode mnie pokory"
Kożuchowska czyta arcydzieło. "Wymagało to ode mnie pokory"
Stała się hitem 40 lat po premierze. Wśród jej fanów jest Tom Hanks
Stała się hitem 40 lat po premierze. Wśród jej fanów jest Tom Hanks
PRL, Wojsko i Jarocin. Fani kryminałów będą zachwyceni
PRL, Wojsko i Jarocin. Fani kryminałów będą zachwyceni
Zmarł w samotności. Opisuje, co działo się przed śmiercią aktora
Zmarł w samotności. Opisuje, co działo się przed śmiercią aktora
Jeden z hitowych audioseriali powraca. Drugi sezon "Symbiozy" już dostępny w Audiotece
Jeden z hitowych audioseriali powraca. Drugi sezon "Symbiozy" już dostępny w Audiotece
Rozkochał, zabił i okradł trzy kobiety. Napisała o nim książkę
Rozkochał, zabił i okradł trzy kobiety. Napisała o nim książkę
Wydawnictwo oficjalnie przeprasza synów Kory za jej biografię
Wydawnictwo oficjalnie przeprasza synów Kory za jej biografię
Planował zamach na cara, skazano go na 15 lat katorgi. Wrócił do Polski bez syna i ciężarnej żony
Planował zamach na cara, skazano go na 15 lat katorgi. Wrócił do Polski bez syna i ciężarnej żony
Rząd Tuska ignoruje apel. Chce przyjąć prawo niekorzystne dla Polski
Rząd Tuska ignoruje apel. Chce przyjąć prawo niekorzystne dla Polski
"Czarolina – 6. Tajemnice wyspy": Niebezpieczne eksperymenty [RECENZJA]
"Czarolina – 6. Tajemnice wyspy": Niebezpieczne eksperymenty [RECENZJA]