4 najpiękniejsze historie miłosne, które skończyły się gorzej, niż myślisz
Popkultura uwielbia mówić nam, jak powinny wyglądać nasze życia. Bardzo dużo dowiadujemy się zwłaszcza o uczuciach - otóż powinniśmy być szczęśliwi, uśmiechnięci i zakochani. Powinniśmy kochać szczerze i namiętnie, nie bać się ryzykować i zawsze walczyć z całych sił. A jeżeli już znajdziemy tę jedną jedyną (lub jednego jedynego), to nigdy nie powinniśmy odpuszczać, bo więcej już nie spotkamy takiej jak ona.
Tragedia zamiast happy endu
W filmach, komiksach i grach nie ma miejsca na codzienność, nieszczęście czy rozczarowania. Tymczasem z tego zazwyczaj składają się nasze życia. Galerię tę dedykujemy więc wszystkim, którzy mają dość narzucanego przez Hollywood dyktatu szczęścia i uśmiechu - oto 4 najpiękniejsze historie miłosne, które... skończyły się dużo gorzej niż zapamiętaliście.
Na następnych kadrach możecie przeczytać:
- za ile śmierci odpowiedzialni są Romeo i Julia
- dlaczego Mała Syrenka nie trafiła do nieba
- jak smutne (i odrażające) zakończenie miał oryginalny "Dzwonnik z Notre Dame"
- przekonamy was też, że nowotwór nie usprawiedliwia egoizmu
''Dzwonnik z Notre Dame''
"Dzwonnik z Notre Dame" to piękna i kształcąca historia mówiąca o tym, żeby nikogo nie oceniać po wyglądzie. Głównym bohaterem jest tu szlachetny Quasimodo, zakochany w pięknej Esmeraldzie. Nie zdobywa on może serca dziewczyny (na to jest jednak zbyt brzydki), ale udowadnia całemu Paryżowi, że wielki z niego bohater, dzięki czemu ludzie przestają patrzeć na niego, jak na potwora.
Pamiętacie zakończenie filmu? Quasimodo ratuje w nim dziewczynę skazaną na śmierć i zwycięża nikczemnego Frollo. Następnie oddaje Esmeraldę w ręce zakochanego w niej Febusa, sam zaś zostaje bohaterem noszonym na rękach przez tłum.
Więc w czym problem?
Musimy was rozczarować. Piękny happy end z filmu Disneya nie ma nic wspólnego z oryginalnym zakończeniem tej historii. Jej autorem był wybitny pisarz Wiktor Hugo, a książka ukazała się pod tytułem "Katedra Najświętszej Marii Panny w Paryżu". Jak nietrudno się domyślić powieść Hugo nie kończy się szczęśliwie. W finale Frollo daje Esmeraldzie ultimatum - albo go pokocha, albo zawiśnie. Gdy dziewczyna odrzuca jego uczucia, Frollo po prostu wydaje ją straży. I Esmeralda umiera. Ot tak.
W epilogu dowiadujemy się, że ukochany przez Esmeraldę Febus nie przejął się zbytnio jej śmiercią i znalazł sobie inną. Quasimodo zaś wpierw zamordował Frollo, a następnie zakradł się do ciała Esmeraldy, położył koło niego i... umarł z głodu, tuląc martwe zwłoki ukochanej, która go nigdy nie chciała.
''Romeo i Julia''
Wszyscy wiemy, o czym opowiada "Romeo i Julia". To uniwersalny klasyk, najlepsza opowieść miłosna wszech czasów. Historia o uczuciu silniejszym niż śmierć. Jej bohaterowie do dziś przywoływani są, gdy trzeba podać przykład miłości naprawdę szczerej i niewinnej.
Bo przecież na tym właśnie polega fenomen Romea i Julii, prawda? Dwoje nieznajomych poznaje się i wbrew zdrowemu rozsądkowi zakochuje w sobie. Nieważne, że ich rodziny się nienawidzą. Nieważne, że ich związek nie ma szans. Ważne jest tylko potężne, niemożliwe do stłumienia uczucie. Każdy z nas tęsknił kiedyś do tego ideału. Marzył, by choć raz spotkać swoją Julię (lub swego Romea) i zapomnieć o wszystkim, oszaleć, pokochać całym sercem i do końca życia.
Więc w czym problem?
Cóż, nie zamierzamy podważać klasy "Romea i Julii". To przecież jeden z najwybitniejszych dramatów w historii. Zanim jednak zaczniecie marzyć, by podzielić losy bohaterów, warto dokładnie obejrzeć sztukę (lub którąkolwiek adaptację - my szczególnie polecamy ekranizację Baza Luhrmanna). Jest to bowiem opowieść o dwóch zakochanych, egoistycznych małolatach, których namiętność doprowadza do śmierci kilku postronnych osób.
Zacznijmy od początku. Romeo i Julia są nastolatkami. Tak, dobrze przeczytaliście. W dzisiejszych czasach kończyliby szkołę podstawową. Lub zaczynali gimnazjum. Z dramatu Szekspira wiemy na pewno, że Julia ma 13 lat. To świetny wiek na toksyczne związki i porządną nastoletnią depresję! Romeo jest od niej zapewne nieco starszy, ale biorąc pod uwagę, jak bardzo niedojrzale się zachowuje, nie powinien mieć więcej niż 15-16 lat.
Szczenięca miłość z tragicznym finałem
Tych dwoje gówniarzy zakochuje się od pierwszego wejrzenia. I byłaby to bardzo urocza historia, gdyby nie fakt, że ich znajomość trwa 5 dni. 5 dni. I koniec. Tyle wystarcza im by się w sobie zakochać, poznać się dogłębnie, wyznać miłość, złamać sobie serca, a następnie wspólnie się zabić. Na wszelki wypadek napiszemy to raz jeszcze: 5 dni! Nie zrozumcie nas źle, rozumiemy ideę miłości od pierwszego wejrzenia, dwóch połówek jabłka i kosmicznego przeznaczenia (nie popieramy, ale rozumiemy), ale na wszystkich bogów Cthulhu, znamy wesela, które trwały dłużej!
A jakby tego było mało, ta 5-dniowa miłostka dwojga małolatów kosztuje społeczeństwo 6 żyć. Bo dokładnie 6 osób umiera w dramacie. Merkucjo zostaje zamordowany przez Tybalta. Tybalta morduje Romeo. Matka Romeo umiera, gdy zostaje on skazany na wygnanie. Po powrocie Romeo zabija jeszcze Parysa, starającego się o rękę Julii. Następnie kochankowie popełniają samobójstwa. Imponujący wynik.
''Mała syrenka''
Och, jakże piękna jest to historia. Opowieść o małej, radosnej syrence, która zakochuje się w mężczyźnie i poświęca dla niego wszystko - przede wszystkim płetwę, uniemożliwiającą jej chodzenie po lądzie. W zamian za dwie, śliczne nogi. W klasycznej bajce Disneya obserwujemy rozkwit niewinnego uczucia pomiędzy Ariel i Erykiem. Wszystko jest piękne, wokół tańczą raki i rybki, a rzecz kończy się wspaniałym happy endem.
Ale "Małej Syrenki" nie wymyślił ani Walt Disney, ani żaden z zatrudnionych w jego studiu scenarzystów. To ekranizacja klasycznej baśni Hansa Christiana Andersena. Andersen, czego być może nie wiecie, nie specjalizował się w happy endach. Jego działką były smutne, życiowe zakończenia, uczące, że życie nie jest bajką, a prawdziwi ludzie nie żyją w wyimaginowanych światach.
Więc w czym problem?
Jak więc kończy się "Mała Syrenka"? Zakochana w księciu dziewczyna-ryba godzi się, by jej płetwa została przemieniona w nogi. Problem w tym, że nowe kończyny - mimo iż piękne - sprawiają głównej bohaterce wielki ból. Każdy krok wiąże się z niezwykłym cierpieniem. Co jest problemem, gdy książę prosi ją, by dla niego zatańczyła.
Jednak cierpienie fizyczne, to nie wszystko. Wymarzony książę okazuje się bowiem nieczuły na uroki swojej podmorskiej przyjaciółki i traktuje ją jak siostrę. Sam zaś żeni się z nieznajomą z obcego kraju. Ale załamana syrenka otrzymuje ostatnią szansę, by wrócić. Musi tylko zamordować swojego ukochanego. W tym celu zakrada się do jego sypialni z nożem, nie może jednak go zabić widząc jak szczęśliwy jest w ramionach ukochanej.
Bezduszna syrenka
Mało? Macie więcej. Zdaniem Andersena syrenki nie miały dusz (gdyż nie były ludźmi), po śmierci nasza bohaterka nie mogła więc trafić do nieba. Na szczęście dobry Bóg dał jej szanse - by przekroczyć bramy raju, musi jedynie przez 300 lat czynić dobro jako duch wiatru (który porwał ją, gdy rzuciła się z klifu). Uśmiech każdego grzecznego dziecka, które rozweseli, skraca ten wyrok o rok. Ale każda łza (łza, nie płacz!) niegrzecznego dziecka, przedłuża jej mękę o rok.
''Słodki listopad''
To jeden z tych melodramatów, które doprowadzają kobiety do łez. Cudowna, słodko-gorzka opowieść o miłości, szczęściu i śmierci. Idealny film na jesienny wieczór, gdy pogoda za oknem sugeruje pozostać w domu, a przyjaciele bawią się gdzieś na mieście i "zapomnieli" nas zaprosić.
Głównym bohaterem "Słodkiego listopada" jest Nelson (Keanu Reeves), bezduszny pracownik korporacji. Spotyka on na swojej drodze spontaniczną i uroczą Sarę (Charlize Theron). Dziewczyna proponuje mu układ - Nelson spędzi z nią miesiąc, a ona przekona go, że życie jest piękne. Z początku mężczyzna nie chce się zgodzić, ale gdy traci pracę i dziewczynę, postanawia spróbować. I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie fakt, iż Sara wie, że umiera na raka. W ostatnich scenach zostawia Nelsona, gdyż nie chce by patrzył, jak ona dogasa. Nelson zaś wie już, że na świecie istnieje prawdziwa miłość i wdzięczny jest Sarze, że mu to pokazała.
Więc w czym problem?
W tym, że Nelson się w Sarze zakochał! A raczej to Sara rozkochała w sobie Nelsona. Wyobrażacie sobie spotkać kobietę swojego życia, zakochać się w niej, oświadczyć, a następnie dowiedzieć się, że ona umiera? I, że od początku znajomości wiedziała, że umiera, ale ukrywała to w imię jakiegoś pokręconego socjologicznego eksperymentu?
Jeżeli to miało udowodnić Nelsonowi, że jego życie może się odmienić na lepsze, to nie wiemy jakim cudem się udało. Przecież każdy normalny człowiek byłby zraniony. Sara pokazała bowiem Nelsonowi, że może być szczęśliwy. A następnie mu to szczęście odebrała. I odeszła!
Zemsta Sary
Na tym jednak nie koniec. Kiedy Sara postanawia już odejść, okazuje się, że Nelson nie był wcale jej pierwszym "miesiącem". Ba, nie był nawet pierwszym, który się jej oświadczył. Być może więc Sara po prostu mści się na świecie. Kiedy dowiedziała się, że jest śmiertelnie chora, postanowiła wyruszyć na jakąś chorą krucjatę. Poznaje na niej kolejnych mężczyzn, rozkochuje ich w sobie, a następnie mówi im, że i tak umrze i odchodzi (śmiejąc się histerycznie?).
Pamiętajcie! Nawet jeżeli jesteście śmiertelnie chorzy, nie usprawiedliwia to krzywdzenia innych.
Tomasz Pstrągowski/ksiazki.wp.pl