Trwa ładowanie...
fragment
28-02-2011 14:33

220 linii

220 liniiŹródło: "__wlasne
d4i7yg0
d4i7yg0

- Wybrałabyś się ze mną po lekcjach do centrum? – zapytał na przerwie Melanię.
- Do centrum? Nie, raczej nie...
Mikołaj nie rozumiał, dlaczego Melania nagle wydała mu się przestraszona. „To głupie! Czego miałaby się bać?”
- Szkoda! – mówił wesoło, udając, że nie zauważył zmiany jej nastroju. – Mam coś do załatwienia i myślałem... No wiesz... Myślałem, że fajnie by było... No nic, może innym razem?
Ale w twarzy Melanii nie malowała się obietnica. Raczej cierpienie i smutek, czego Mały zupełnie nie mógł pojąć.
- Ej, no nie rób takiego kurczaka! – zawołał, by zmienić nastrój.
- Czego?
- Robisz minę jak kurczak!
- Sam jesteś kurczak! – Melanii wrócił jej zwykły, wesoły humor, choć nie było to jeszcze sto procent normy. – Ko! Ko! Ko! Chyba tu narysuję kurczaka, żeby nikt się nie pomylił! – śmiała się pokazując na jego całkiem nowy, nieskalany gips.
- Narysuj, proszę bardzo! – wyciągnął rękę w jej stronę. – Cale stado kurczaków łażące wśród kwiatków, słoneczek i serduszek! Myślisz, że się boję? Najwyżej już nigdy mi nie zdejmą tego wstrętnego gipsu. Ale co tam! Przyzwyczaiłem się. Bez niego czułbym się jak... Jak...
- Kurczak?! – zaproponowała Melania i obydwoje wybuchli radosnym, niekontrolowanym śmiechem, którego nie wiadomo dlaczego, żadne z nich nie mogło powstrzymać.
Czy było w tym coś śmiesznego? Dla postronnego obserwatora zupełnie nic. Ale oni odnaleźli tam iskrę dawno tlącej się emocji, której jeszcze nie dowierzali, i której nie odważyliby się nazwać. To nieprawda, że rzeczy bezimiennych nie ma! One istnieją i żyją nie mniej realnie niż te, które mają mnóstwo imion. Musisz tylko znaleźć oczy, które otwiera ten sam kod. Gdy je zobaczysz, w jednej chwili zrozumiesz, że słowa mogą tylko szkodzić.
- Dobra. To ja też nie pojadę do centrum! – coś powiedziało głosem Mikołaja. I zanim zdążył się zorientować, dodało jeszcze: – Odprowadzę cię po lekcjach do domu, zgoda?
- A ta sprawa? – zdziwiła się Melania.
- Sprawa? Jaka sprawa? Ta?! Hm... Będzie musiała poczekać.

Mógł szybko pojechać do centrum i pewnie zdążyłby wrócić, dziewczyny tego dnia kończyły lekcje godzinę później. Powiesiłby szybko wiadomość dla Makarego i wskoczył w pierwszy nadjeżdżający autobus. Ale tego nie zrobił. Bał się ryzykować. Najmniejszy korek na trasie, jakiś zepsuty samochód i ta najsłodsza z obietnic, którą mógł wyczytać w ukradkowych spojrzeniach Melanii, obróciłaby się wniwecz.
To była bardzo długa godzina, ale Mikołaj znosił ją dzielnie, patrząc na zegarek nie częściej niż raz na minutę, spacerując wzdłuż ogrodzenia, przysiadając na murku, wchodząc i wychodząc ze szkoły, aż wzbudził zainteresowanie ochroniarza. Ale najdłuższa nawet lekcja trwa przecież tylko trzy kwadranse. Mały jeszcze przed dzwonkiem zajął dogodne stanowisko obserwacyjne naprzeciwko głównego wejścia, za zaparkowanym po drugiej stronie ulicy samochodem. Dziewczyny strasznie długo nie wychodziły. Wreszcie zobaczył w drzwiach Melanię. Była razem z Beatą, Kaśką, Ewą i tą bez imienia. Przed furtką grupa rozdzieliła się: Beata i Melania skręciły w lewo, w kierunku przystanku, a reszta w prawo, na osiedle.
Mikołaj nie bardzo wiedział, co zrobić, ale w tej chwili Melania zatrzymała się, powiedziała coś do Beaty i wróciła do szkoły. Wtedy już się nie wahał. Opuścił swoje stanowisko obserwacyjne, stanął przed furtką i czekał. Pojawiła się parę minut później i uśmiechnęła na jego widok.
„Jest taka malutka!” – pomyślał z czułością.
Melania spojrzała w lewo, a on podążył za jej wzrokiem. Skręciła jednak w prawo, inaczej niż zwykle. „Wiedziałem!” – triumfował Mały, dumny, że od dawna już rozgryzł jej sekret. Na razie nie wiedział tylko, co to był za sekret.
Posuwali się wolno osiedlowymi uliczkami, paplając i śmiejąc się ze wszystkiego. Saska Kępa znów pachniała czekoladą. Podobno w zapachach najsilniej zapisują się emocje. W zapachach i w muzyce. Żadne z nich jeszcze tego nie wiedziało. Czuli, że właśnie dzieje się coś ważnego. Coś najważniejszego. Nie przypuszczali jednak, że produkująca słodycze fabryka Wedla obdarowuje ich właśnie najpiękniejszym wspomnieniem pierwszej miłości.

Melania miała minę tak tajemniczą, jakby zdobyła właśnie klucze do czarodziejskiego ogrodu. Świergotała przy okazji niczym zakochany wróbel pierwszego dnia wiosny. Nastawiwszy się z góry na coś dziewczyńskiego i trochę może bez sensu, Mały nie zrzędził i potulnie dał się prowadzić. Trudno, niech ma tę swoją przyjemność. Zaraz mu pokaże bałwana albo kaczki, może wymyślną psią budę, coś w tym stylu. Ona się potrafi wszystkim zachwycać. To swoją drogą fajne, żyć wciąż w takim uniesieniu, jakby nie dotykało się ziemi. Taka już jest. Lżejsza od powietrza.
A Melania piszczała, biorąc coraz wyższe dźwięki. Byli już dość głęboko na działkach, tu alejka rozszerzała się niespodziewanie. Pośrodku małego placu stał szary parterowy pawilon z dużymi oknami, zasłoniętymi od wewnątrz. Ona wyjęła z kieszeni pęk kluczy i zaczęła majstrować przy zamku!
- No nie mów mi, że się właśnie włamujemy! Może by z tym poczekać chociaż do osiemnastki?
Nie odpowiadając, Melania otwierała już drugi z trzech zamków, a Mikołajowi tabuny niedorzecznych myśli próbowały podpowiedzieć, co ich czeka w środku. Kiedy trzeci zamek puścił, zobaczyli wnętrze. Była to zwyczajna działkowa świetlica. Ponura i zimna, pachnąca kurzem i wilgocią. Metalowe stoliki oraz stare krzesła, ustawione jedne na drugich, sprawiały wrażenie, jakby ktoś zapomniał tu posprzątać. Melania odsłoniła jedno z okien. Oczom Mikołaja ukazał się widok, który mógłby się tylko przyśnić. W najciemniejszym kącie sali, pod ścianą, znajdowało się niewielkie podwyższenie, coś jakby mini scenka, a na niej, przykryte jakąś plandeką, najzwyczajniej w świecie po prostu stały sobie bębny! Nie musiał zdejmować materiału, żeby poznać ten kształt! Zafascynowany, podszedł bliżej. Nie było blach, to fakt, ale wszystkie gary, choć przedpotopowe, wyglądały bardzo porządnie.
- Co to jest?!
- Niespodzianka!
- Stary Polmuz! Ale oldschool, ja nie mogę! Trochę sfatygowany, chyba dawno nikt na nim nie grał – Mikołaj głaskał bębny z czułością. – Czyje to?
- Mógłbyś na nich ćwiczyć?
- Gdzie? Tutaj? Raczej. Skąd je wykombinowałaś?
- Nie ja, moja mama. Podziękuj jej przy okazji.
- No proste.
- Perkusja należała do muzyka, który zostawił ją na przechowanie kilka lat temu, ale prawdopodobnie wyjechał z kraju. Już dawno chcieli ją wyrzucić.
- Zwariowałaś?! Taki sprzęcior?! Szkoda by było. Jak się wymieni naciągi, można na nich jeszcze nieźle powalić. I naprawdę mogę tu grać?! – Mikołaj nie wierzył w swoje szczęście.
- Do wiosny – kiedy tylko chcesz. A potem zobaczymy.
- Twoja mama jest genialna! Jak to wyczaiła?
- Kiedy jej opowiadałam o tobie, przyszła jej do głowy ta perkusja. W tej sali czasem odbywają się wesela. Mama potem sprząta.
- Aha.
- Tylko wiesz, ona za ciebie zaręczyła. Żeby potem, jak coś się stanie, nie było na nią!
- Jak co się stanie?
- Nie wiem, zniszczysz coś?
Mikołaj rozejrzał się dookoła.
- A co tu można zniszczyć?!
- Po prostu nie mów, że cię nie ostrzegałam. I jeszcze jedno. Będziesz musiał płacić za prąd.
- Dużo? – zląkł się Mikołaj.
- Tyle, ile zużyjesz. Według rachunków.
- Co mnie straszysz bez sensu?! – Mały odetchnął z ulgą. Najchętniej zaraz pobiegłby do Riffu i kupił nowe Evansy, żeby jak najszybciej przygotować sprzęt do grania. – Ale Makary zrobi oczy! Trochę strach tu łazić wieczorem.
- Nie bardziej, niż na ulicy.
- Ale sala prób za friko, to jest superpatent. Nie mogę się doczekać, kiedy to powiem chłopakom!
- Chłopakom?!
- To znaczy Makaremu.
W jej oczach paliły się dwie maleńkie iskierki, a usta, odsłaniając drobne zęby, wygięły się w najpiękniejszym uśmiechu. Mikołaj, nie myśląc, nachylił się i pocałował ją. Z początku stała sztywno, ale po chwili objęła go wpół i wyginając głowę do tyłu, oddała mu pocałunek.
Trwało to minutę, może godzinę. Może całą wieczność. Melania miała zimny nos i gorący oddech. Cisza dzwoniła im w uszach. Było przeraźliwie zimno. Słońce chowało się za blokami, rzucając ostatnie krwawe promienie. Szaro-różowy zmierzch przypominał, że pora już wracać.

d4i7yg0
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4i7yg0

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj