Fragment opowiadania FUTERKA F. Paula Wilsona
Gdzie on jest, do cholery?
Owinięta futrem Shanna stała przed lustrem w sypialni, czekając na Jake’a.
Nie miała na to ochoty. Ani trochę. Myśl o tym bladym, sflaczałym ciele, wijącym się na niej, powodowała, że robiło jej się trochę niedobrze, ale jakoś musiała to znieść. Nic nie powstrzyma jej przed noszeniem tego futra.
Wtuliła się w nie mocniej, ale ono wciąż spadało, jakby nie chciało jej dotykać. Głupia myśl.
Powoli obróciła się przed lustrem.
Wyglądasz świetnie, Shanna.
To było właśnie to. To właśnie jedna z tych chwil, o których mówi się, że cała przyszłość zależy od jednej decyzji. Shanna wiedziała, jaką decyzję musi podjąć. Jej kariera zatrzymała się tuż przed szczytem. Zarabiała sporo, ale chciała więcej, chciała, żeby wszyscy rozpoznawali jej twarz. I to miało się stać z pomocą tego futra. Tylko kilka międzynarodowych pokazów i będzie znana na całym świecie, jako właśnie ta dziewczyna, która prezentowała właśnie to fantastyczne futro. A wtedy będzie mogła już sama decydować o swoich zarobkach.
Pomimo mdłości, Shanna gorzko się uśmiechnęła. To nie byłby pierwszy raz, kiedy rozkłada nogi, żeby dostać to, czego chce. Jake Feldman uganiał się za nią od lat. Jeśli więc oddanie mu się kilka razy zapewni jej wyłączność na prezentowanie tego futra, dziś może być ostatni raz, kiedy musi to robić z kimś takim, jak Jake Feldman.
Co on robi w tej łazience, zawija go w papier? Chciała, żeby wreszcie stamtąd wyszedł i żeby mogło już być po wszystkim. Wtedy będzie mogła…
Usłyszała otwierające się drzwi łazienki i jego kroki w salonie. Powłóczył nogami.
– Tu jestem, Jake! – zawołała.
Szybko zsunęła z siebie futro na tyle, żeby pozbyć się szlafroka, potem zarzuciła je na siebie z powrotem i wyciągnęła na łóżku. Przewróciła się na bok i podparła się na łokciu, ale futro ciągle się z niej zsuwało. No dobra, trudno. Zostawiła je rozpięte, układając je tak, by jak najbardziej wyeksponować to, co miała najlepszego. Znała wszystkie prowokacyjne pozy. Pozowała do niejednej nagiej sesji, żeby mieć z czego zapłacić rachunki, gdy dopiero startowała w branży.
Za drzwiami słyszała zbliżające się powłóczyste kroki. Co on wyprawia? Chodzi z opuszczonymi spodniami, czy co?
– Pospiesz się, kochanie! Czekam na ciebie!
Weź się do roboty, tłuściochu!
Nagle zrobiło jej się zimno, zabolała ją noga i zobaczyła giganta o chłopięcej twarzy, pochylającego się nad nią z uniesionym kijem, uderzającym ją nagle w głowę. Gdy zaczęła krzyczeć, zdała sobie sprawę, że jest z powrotem w swoim mieszkaniu, ubrana w futro i rozciągnięta na łóżku.
Jake wszedł przez drzwi, szurając nogami.
Umysł Shanny z trudem zarejestrował, że coś trzyma, ale czerwień natychmiast przyciągnęła jej uwagę. Jake był cały czerwony, ociekający czerwienią: spodnie, skóra na rękach, nagie…
O Boże, to krew! Był cały we krwi! A jego klatka piersiowa i nadbrzusze – one były najbardziej zakrwawione. Chryste! Nie ma skóry! Nie ma! Jakby ktoś ją zdarł z jego tułowia.
– Ja… – Jego głos był szorstki, chrapliwy. Oczy miał szeroko otwarte i szkliste, kiedy włóczył się w jej kierunku – zrobiłem tę kamizelkę dla ciebie.
Wtedy Shanna spojrzała na to, co próbował jej dać, na to, co trzymał w zakrwawionych palcach, które zdawały się być pokryte futrem.
To rzeczywiście była kamizelka. Biała, umazana krwią kamizelka bez rękawów. Pomiędzy strużkami krwi zauważyła kręcone włosy, zwykle rosnące na klatce piersiowej, pokrywające przód kamizelki… zakręcające dookoła sutków.
Shanna krzyknęła i przeturlała się przez łóżko, ściskając futro. Gdyby tylko mogła zarzucić je sobie na głowę, byle tylko móc go nie widzieć…
– Jest dla ciebie – powiedział, wciąż z trudem krocząc w jej kierunku. – Możesz ją nosić pod futrem.
Zawodząc ze strachu i obrzydzenia, Shanna obiegła łóżko i rzuciła się w kierunku drzwi. Przebiegła przez salon i wybiegła na korytarz. Winda! Musi uciec od tego człowieka, tego czegoś, co wycięło własną skórę i zrobiło z niej…
Szuranie. Szedł za nią!
Nacisnęła przycisk, trzaskała w niego. Usłyszała, jak ruszyły wyciągarki windy. Kabina nadjeżdżała. Odwróciła się i dostała mdłości na widok zbliżającego się Jake’a, który wyszedł z jej apartamentu, zostawiając za sobą smugę krwi i trzymając przed sobą kamizelkę, jakby chciał, aby wsunęła w nią swoje ramiona.
Usłyszała brzęk za sobą. Odwróciła się, pociągnęła drążek, którym otwierało się ciężkie, stalowe drzwi i wskoczyła do środka. Gdy pociągnęła do góry drążek wewnątrz windy, zewnętrzne drzwi zamknęły się z ogłuszającym szczękiem, zasłaniając widok Jake’a i jego odrażającego podarunku.
Trzymając się kurczowo futra, tulącego jej nagie ciało, Shanna opadła na kolana i zaczęła szlochać. Boże, co się tu dzieje? Dlaczego Jake wyciął własną skórę? Jak on to w ogóle zrobił?
– Shanna, proszę… – powiedział charczący głoś po drugiej stronie drzwi. – Zrobiłem ją dla ciebie.
I wtedy drzwi zaczęły się otwierać! Przed jej oczami ukazała się pozioma szczelina w zewnętrznych drzwiach, a zakrwawione ramiona z owiniętymi futrem palcami zaczęły wpychać przez nią odrażającą kamizelkę.
Krzyk Shanny odbijał się echem w szybie windy, kiedy nacisnęła przycisk „w dół”.
Dzięki ci, Boże!
Ale drzwi windy na trzecim piętrze wciąż się otwierały. Kiedy Shanna jechała w dół i mijała drugie piętro, nie mogła przestać patrzeć w górę. Przez otwarty dach kabiny obserwowała, jak szczelina nieustannie się poszerza, jak do wystających ramion i kamizelki dołączyła głowa i tułów Jake’a.
– Shanna! To dla ciebie!
Kabina zatrzymała się z trzaskiem. Pierwsze piętro. Shanna szarpnęła kratę zabezpieczającą i pociągnęła drążek. Pięć sekund… pięć sekund i będzie biegła ulicą, na policję. Gdy zewnętrzne drzwi powoli się otwierały, głos Jake’a odbijał się echem w szybie windy.
– Shanna!
Spojrzała ostatni raz w górę.
Drzwi na trzecim piętrze były całkowicie otwarte. Większość tułowia Jake’a zdawała się wisieć na brzegu.
– To dla…
Za bardzo się wychylił.
O cholera, on spada!
– …cieeebieee!
Piskliwy głos Shanny krzyczącej „nieee!” zlał się z głosem Jake’a w przerażającej harmonii, która skończyła się, gdy jego głowa uderzyła o górny brzeg tylnej ściany kabiny. Gdy reszta jego ciała trzęsła się bezładnie w dziwacznych pozach, rozpryskując krew, stopa Jake’a uderzyła Shannę w głowę, rzucając nią o tylną ścianę kabiny. Na wpół ogłuszona, Shanna patrzyła, jak stalowe drzwi zaczęły się znowu zamykać.
– Nie!
A Jake… Jake wciąż się poruszał, pełznął ku niej centymetr po centymetrze na powykręcanych ramionach i połamanych nogach, unosząc zmiażdżoną głowę, próbując mówić i ciągle trzymając w ręce kamizelkę w geście proszącym, by ją przyjęła.
Zdawało jej się, że futro wije się wokół jej ciała, poruszając się z własnej woli. Musiała się stąd wynieść!
Drzwi! Shanna rzuciła się do nich, sięgając w kierunku światła, dochodzącego z opuszczonego frontowego foyer. Przebiegłaby przez nie gdyby…
Poślizgnęła się na plamie krwi, upadła na kolano i wciąż sięgała przed siebie, gdy stalowe drzwi zamknęły się, spadając na jej nadgarstek. Shanna usłyszała chrupnięcie, kiedy niewyobrażalny ból, jakiego nigdy wcześniej nie doświadczyła, przeszył jej rękę. Krzyknęłaby, gdyby cierpienie nie odebrało jej głosu. Próbowała się uwolnić, ale była uwięziona, próbowała sięgnąć drążka, lecz był prawie pół metra za daleko.
Coś dotknęło jej stopy. To Jake, a w zasadzie to, co z niego zostało, jedną ręką podawał jej kamizelkę, a drugą pieścił jej nagą stopę jednym z pasków futra, owiniętych wokół palców jego ręki. Kopnęła go i odsunęła się od niego. Nie mogła pozwolić mu się zbliżyć. Próbowałby założyć na nią tę kamizelkę, próbowałby robić z nią inne rzeczy. A pod tym futrem była zupełnie naga. Musiała się uwolnić, uwolnić od tych drzwi, od wszystkiego!
Zaczęła wgryzać się w uwięziony nadgarstek i rozrywać ciało, nie zważając na coraz większy ból i tryskającą krew. Takie wyjście wydawało się naturalne, jedyne.
Uwolnić się! Musiała się uwolnić!