1. Kiedy Francuz nie jest Francuzem?
Francuzów rozpiera wielka duma, że jako ostatni naród w dziejach podbili Wyspy Brytyjskie. Hitler dotarł tylko do Calais, niedobitki hiszpańskiej Armady pochłonęło Morze Północne, nawet Napoleon, choć cesarz Francuzów, zdołał wysadzić na brytyjskiej ziemi zaledwie garstkę żołnierzy. Tymczasem Wilhelm Zdobywca nie tylko podbił Anglię, lecz objął w swoje władanie cały kraj, przekształcając go we francuską kolonię.
Tyle że, jak to niejednokrotnie się zdarza we francuskiej historiografii, taka wersja wypadków nie jest całkiem zgodna z rzeczywistością. Czy też, mówiąc ściślej, jest prawie całkowicie nieprawdziwa.
Zacznijmy od tego, że pewien Holender, Wilhelm Orański, w 1688 roku dokonał udanej inwazji na Wielką Brytanię. Ponieważ jednak przejął władzę w sposób bezkrwawy, można utrzymywać, że nie tyle podbił ten kraj, co po prostu odpowiedział na błagania ze strony Brytyjczyków, aby przybył i ocalił ich przed nimi samymi.
Co istotniejsze jednak, jeśli przyjrzymy się faktom związanym z normańskim podbojem w 1066 roku, staje się jasne, że głoszone przez Francuzów twierdzenie, jakoby dokonali ostatniej zakończonej powodzeniem inwazji na Wyspy, pozostaje całkowicie nieuzasadnione. Zapewne, to dość okrutne, by zaczynać tę książkę od wysadzenia w powietrze jednej z podstawowych idei goszczących we francuskiej zbiorowej świadomości historycznej, lecz jednak trzeba to uczynić…
Wiking czy the king?
Przed rokiem 1066 główne troski mieszkańców obecnego terytorium Wielkiej Brytanii nie sprowadzały się do zagadnień takich jak: „Czy uda mi się dostać porządną pensję?” albo „Czy zdołam spłacić kredyt?”. Umysły tych ludzi zaprzątała raczej następująca kwestia: „Kiedy na horyzoncie pojawi się horda wywijających toporami morderców, by gwałcić kobiety i kraść bydło (a w przypadku niektórych plemion wikingów na odwrót)?”.
Jeśli ludzie nie umierali z głodu lub nie ginęli z rąk grabieżców, a udawało im się zebrać plony i zdążyć je spożyć, życie nie było takie złe. Aby zaś zyskać jaką taką szansę na radowanie się tym luksusem, najbardziej potrzebowali silnego króla. Kogoś, kto obarczyłby ich podatkami tak wysokimi, że z trudem dawałoby się przeżyć za to, co pozostanie – lecz kto zarazem utrzyma ich przy życiu, aby owe podatki mogli płacić. Tak, jak w istocie czyni wiele współczesnych rządów.
W IX wieku Brytanią rządził właśnie taki król: Alfred. Posiadał stałą flotę oraz doskonale wyszkoloną armię, dzięki czemu zdołał utrzymać wikingów z dala od Anglii – czy też raczej obszaru, którym rządził, a więc terytorium sięgającego po Anglię Środkową. Alfred zyskał sobie przydomek Wielkiego właśnie dlatego, że dzięki niemu łupieżcze wyprawy do Brytanii stały się misjami samobójczymi.
W rezultacie wikingowie, kierowani zrozumiałą frustracją z powodu utraty znacznej części dochodów, postanowili kierować swoje okręty kilka mil dalej na południe i poświęcić się rabowaniu terytorium dzisiejszej Francji, gdzie czekała na nich znacznie łatwiejsza zdobycz. Tak łatwa, że założyli bazy wypadowe na francuskim wybrzeżu, z których urządzali wyprawy w głąb lądu – niejako zbójeckie przyczółki. Wkrótce w całym regionie zapanował taki zamęt, że król Francji musiał ugłaskać napastników, odstępując znaczną część swojego terytorium owym „ludziom z północy”. W 911 roku obszar ten oficjalnie stał się kraina Normanów, czyli Normandią.
Krótko mówiąc, Normandia zawdzięczała swoje istnienie Anglikom, którzy przegonili agresorów od brytyjskich wybrzeży ku Francji. Znamienny początek.
Terytorium rządzone ówcześnie przez francuskich królów ograniczało się do księstewek na północnym wschodzie obecnej Francji, których łatwo było bronić. Jednak marionetkowy zazwyczaj władca z trudem sprawował kontrolę nad własnymi ziemiami, ani więc myślał zagarniać cudze.
Ówcześni monarchowie nawet nie nazywali siebie królami Francji; dopiero ponad sto lat po Wilhelmie Zdobywcy, w 1181 roku, Filip August przybrał tytuł „rex Franciae” (król Francji), w przeciwieństwie do używanego dotychczas „rex Francorum” (król Franków).
Kiedy jeden z owych królów Franków dokonał próby podporządkowania sobie niepokornych Normanów, zakończyło się to katastrofą. W 942 roku książę Normandii noszący dumne imię Wilhelm Długi Miecz został zamordowany, a schedę po nim przejął zaledwie dziesięcioletni Ryszard. Uznawszy chwilę za sposobną, król Franków Ludwik IV postanowił napaść na południową Normandię. Zdołał zdobyć Rouen, ważny port rzeczny położony między Paryżem a wybrzeżem. Jednak młody Ryszard nie był sam, wspierali go potężni wodzowie klanów, noszący imiona takie jak: Bernard Duńczyk, Harald Wiking oraz Sigtrygg Król Morza. Inwazja zakończyła się druzgocącą klęską Franków. Ludwik dostał się do niewoli, wypuszczono go w zamian za zakładników, z których jednym był jego syn, a drugim pewien biskup. Innymi słowy, Normanowie przekazywali w ten sposób czytelny komunikat, że nie poczuwają się do jakiejkolwiek komitywy z Frankami, Burgundczykami, Lotaryńczykami ani też kimkolwiek innym w kraju, który kiedyś miał stać się Francją. Życzyli sobie, żeby
zostawić ich w spokoju.
Wszystko to prowadzi do dość oczywistych wniosków: niezależnie od tego, co może nam wmawiać nowoczesny paryżanin, Normanowie wcale nie byli Francuzami. Nazwać Normana z X czy XI wieku Francuzem, to trochę tak, jak powiedzieć Szkotowi, że jest Anglikiem; podobny nietakt jeszcze w dzisiejszym Glasgow może zakończyć się rozbiciem nosa.
W gruncie rzeczy Normanowie uważali Franków za zniewieściałych paryżan, którzy zachowują się, jakby cały kontynent był ich własnością, toteż należy dać im porządną nauczkę, jeśli zapuszczą się zbyt daleko poza obszar swojego snobistycznego miasteczka. (Zresztą pod tym względem ich postawa od X wieku zmieniła się niewiele).
I wzajemnie: Frankowie spoglądali z góry na normańskich diuków, uważając ich za niebezpiecznych barbarzyńców z północy, żyjących tylko łowami i wojną oraz uprawiających pogańską poligamię, a więc otoczonych hordami metres oraz dzieci z nieprawego łoża.
Opinia ze wszech miar słuszna. Właśnie w tym kontekście przyszedł na świat Wilhelm.