Uwodzą mnie w języku właśnie te nagłe miejsca wspólne, te niespodziewane olśnienia, nad którymi się nie panuje – one się zjawiają przypadkiem i w tym sensie można chyba mówić o jakimś natchnieniu. Uwielbiam dowcip języka, jego figlarność, niepokorność. Spisuję nałogowo różne lapsusy, potknięcia, błędy językowe, które okazują się bardzo twórcze poetycko.