Trwa ładowanie...
d3evf2j
05-09-2021 17:00

Pod wspólnym niebem (#2). Zanim zobaczymy Neapol. Pod wspólnym niebem

książka
Oceń jako pierwszy:
d3evf2j
Pod wspólnym niebem (#2). Zanim zobaczymy Neapol. Pod wspólnym niebem
Forma wydania

Książka

Rok wydania
Autorzy
Kategoria
Wydawnictwo
Materiały prasowe
Źródło: Materiały prasowe

Poczułam się wolna. Po raz pierwszy, odkąd odszedł, pomyślałam o swojej przyszłości bez niego. Jakbym zobaczyła nagle czystą kartkę i już wiedziała, jak ją zapisać.
Danka - kilka lat wcześniej los ciężko ją doświadczył. Zachorowała na nowotwór. Operacje ratujące życie zniszczyły jej urodę, a ona utwierdziła się w przekonaniu, że już nic dobrego jej nie spotka. Wychowuje syna, który jest jej oczkiem w głowie, oraz tkwi w małżeństwie, choć wie, że mąż prowadzi podwójne życie. Jednak kiedy sama traci pracę, a mąż przegrywa w kasynie ich wspólne pieniądze, postanawia wziąć sprawy w swoje ręce. Ale czy nie jest już na to za późno?

Pod wspólnym niebem (#2). Zanim zobaczymy Neapol. Pod wspólnym niebem
Numer ISBN

978-83-66989-09-2

Wymiary

130x200

Oprawa

miękka ze skrzydełkami

Liczba stron

336

Język

polski

Fragment

Irmina

Wrocław

Zawahałam się. Uniosłam rękę i zastygłam w tej pozycji na kilka chwil. W filmach, w takim momencie, aktor się zatrzymuje, opuszcza głowę i wzdycha. Nie byłam aktorką, nie grałam w filmie, a tak się właśnie czułam.

Po drugiej stronie drzwi była Amelia. Zapewne wciąż jeszcze rozemocjonowana po naszej poprzedniej wymianie zdań. Zareagowałam zbyt impulsywnie, co było do mnie zupełnie niepodobne. Znałam przecież swoją córkę i wiedziałam, w jaki sposób z nią rozmawiać, jednak tym razem wszystko poszło nie tak. Obie niemal wykrzyczałyśmy swoje racje i w ponaddwudziestoletniej historii naszej relacji nigdy nie zachowywałyśmy się w ten sposób. Ale i Amelia jeszcze nigdy nie miała takiego pomysłu. I choć chciałam, aby moje dzieci wyrosły na samodzielnych ludzi, teraz się bałam. Chciałam jednak z nią pomówić, już na spokojnie, ale wiedziałam, że to nie będzie łatwa rozmowa.

Zapukałam.

– Chcę być sama!

– Może jednak porozmawiamy? Słuchaj…

– Mamo, naprawdę nie zmienię zdania – powiedziała zza zamkniętych drzwi.

– Mela, mogę wejść? Mimo wszystko chciałabym z tobą porozmawiać…

Usłyszałam tupanie jej bosych stóp po podłodze i po chwili otworzyła szeroko drzwi, zapraszając mnie gestem do środka.

– Jasne! Proszę! Zamierzasz mi wybić pomysł z głowy, tak? Miejmy to obie z głowy, choć lojalnie uprzedzam, że szkoda twojej fatygi.

– Nie. Nie zamierzam.

– Aha. – Założyła ręce na piersi i w tej chwili pożałowałam, że umiem czytać mowę ciała. Chciałam wierzyć, że nie jest do mnie wrogo nastawiona. Niestety zdawałam sobie sprawę, że między nami padło wcześniej zbyt wiele gorzkich słów i moje dziecię nie będzie zbyt chętne do zawierania paktu pokojowego. – To słucham.

Spojrzałam na nią z nieukrywana dezaprobatą. Nie podobało mi się, że chciała rozmawiać w ten sposób.

Zauważyła to. Westchnęła teatralnie i odsunęła się niezbyt chętnie, jakby robiła mi łaskę.

– Ojej, już dobrze – jęknęła. – Wejdź. – Nie czekając na mnie, odwróciła się i po chwili usiadła po turecku na swoim szerokim łóżku. Zajęłam fotel naprzeciwko.

Patrzyłam na moje dziecko, zastanawiając się jednocześnie, w jaki sposób z nią porozmawiać. Była obrażona i urażona. Milczała, z zaciętym wyrazem twarzy. Nie miałam szans przekonać ją do moich racji, żeby choć trochę przejęła się moimi obawami, wzięła sobie do serca to, co mówię.

– Będziemy tak siedzieć? – doszło mnie nagle pytanie.

– Nie chcę się z tobą kłócić, nie musisz mieć takiego bojowego nastawienia.

– Doprawdy? A kto mnie próbował przekonać, że mój pomysł jest absolutnie nie do przyjęcia?

– Dziecko! Właśnie przyszłam po to…

– A jednak. Będzie kazanie?

– Mela! Posłuchaj… Przepraszam, że się uniosłam – powiedziałam. Kto jak kto, ale ja zawsze uważałam się za opanowaną i rozsądną. Niezwykle trudno było mnie wyprowadzić z równowagi, a już na pewno nie udawało się to moim dzieciom.

A tu klops!

Amelia popatrzyła na mnie, jakby się spodziewała, że lada moment zmienię zdanie.

– Co cię bardziej zdenerwowało? Mój wyjazd czy fakt, że postanowiłam zrobić sobie przerwę na studiach?

Westchnęłam.

– Jedno i drugie. Nie zrozum mnie źle, nie mam nic przeciwko twojemu wolontariatowi, ale zamierzasz wyjechać na pół roku na drugą półkulę całkiem sama…

– Mamo, nie sama. Mówiłam, że wyjeżdżam z Jorge.

– Czy ty to dobrze przemyślałaś? Nie myśl, że mam coś przeciwko Jorge, ale znacie się tak krótko… On jest Portugalczykiem, dla niego Argentyna to prawie drugi dom. A dla ciebie? Obce miejsce, nie znasz tamtejszej kultury, języka… Martwię się, jak sobie poradzisz.

– Będziemy tam razem. Mamo, zaufaj mi. – Przysunęła się do mnie. – Nie jestem już małym dzieckiem, dam sobie radę. Chcę spróbować. Poza tym, zastanów się, czy chcesz mieć w domu szczęśliwą czy też wiecznie sfrustrowaną córkę.

– Obawiam się, że jeśli wybiorę „szczęśliwą”, to będzie raczej oznaczało twoją nieobecność. – Pogładziłam ją po dłoni.

Zaśmiała się.

– Mami, mami. Ty cały czas o mnie drżysz, a ojciec pogratulował mi pomysłu i zapytał jedynie, kiedy wylatuję i skąd.

– Nie muszę ci chyba tłumaczyć, że rozwiodłam się z twoim ojcem wiele lat temu, prawda?

– Zdaję sobie sprawę, ale to takie zabawne, kiedy obserwuję wasze podejście do wychowywania dzieci. Do mnie, do Alexa. Ty, gdybyś tylko mogła, wzięłabyś nas pod swoje skrzydła i dbała, by nic nam się nie przydarzyło, a ojciec… on tylko otwiera szeroko drzwi. Dla niego już od czterech lat jestem dorosła!

– Od czterech lat jesteś pełnoletnia – poprawiłam ją.

Westchnęła teatralnie.

– Dobrze, pełnoletnia. Jak zwał, tak zwał. Nie zmienia to faktu, że według prawa mogę samodzielnie podejmować decyzje. – Spojrzała na mnie z uśmiechem. – Mamo, zachowywałaś się dokładnie w ten sam sposób, kiedy Alex powiedział ci, że chce studiować w Berlinie. Nie możesz nas ograniczać. Chcemy się rozwijać, uczyć, podróżować. Powinnaś się cieszyć i być z nas dumna. To, że idziemy własną drogą, nie oznacza, że cię nie kochamy, ale czasem jesteś taką typową matką-Polką i wydaje ci się, że niańczenie w nieskończoność jest dla nas najlepsze.

– Mela…

Nie lubiłam, kiedy zaczynała mówić w ten sposób. Miałam wówczas wrażenie, że czuje się bardziej Niemką aniżeli Polką. Widziałam, jak utożsamiała się z kulturą swojej drugiej ojczyzny, jak doskonale tam funkcjonowała i jak dobrze rozumiała się z Martinem. Po Aleksie, który od pięciu lat mieszkał w Berlinie, myślałam, że z Amelią będzie inaczej, że zostanie. A ona owszem, wybrała co prawda studia w Polsce, ale ostatnio coraz częściej wspominała, że chciałaby kontynuować naukę w Niemczech.

Dlatego nie zdziwiła mnie przerwa, ale wolontariat już tak. W Argentynie?

Byłam przerażona!

Podziel się opinią

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3evf2j
d3evf2j
d3evf2j
d3evf2j