Pod niebieskim księżycem. Lepsze jutro
Forma wydania | Książka |
Rok wydania | 2019 |
Autorzy | |
Kategoria | |
Wydawnictwo |
Aby przygotować się na lepsze jutro, trzeba pożegnać się z przeszłością.
Życie nie rozpieszczało najstarszej z sióstr, Karoliny. Pośpiesznie zawarte małżeństwo rozpadło się z hukiem po kilkunastu latach, zostawiając ją z jednej strony z poczuciem porażki, a z drugiej z nadzieją, że wreszcie nie będzie nikomu służyła za worek treningowy. Zupełnie nieoczekiwanie w jej życiu pojawia się nowa miłość, a wraz z nią nadzieja na szczęście. Życie jednak potrafi zaskakiwać. Kiedy kobieta wreszcie jest przekonana, że wszystko zmierza w dobrym kierunku, jedna rozmowa, jedno zdanie psuje idealny obraz jej nowego związku i rzuca cień na wybranka.
Niebieski księżyc pojawia się bardzo rzadko i ma moc spełniania marzeń. Czy przyniesie Karolinie szczęście i pozwoli odnaleźć spokój przy boku ukochanego?
Numer ISBN | 978-83-66217-28-7 |
Wymiary | 130x200 |
Oprawa | miękka ze skrzydełkami |
Liczba stron | 288 |
Język | polski |
Fragment | Z piskiem opon zatrzymałam samochód na parkingu przed budynkiem, dziękując za wolne miejsce. Właściwie to nawet nie wiedziałam, że coś takiego potrafię, jeszcze nigdy nie hamowałam w ten sposób, ale spieszyłam się. I tak musiałam jeszcze dojść kawałek do właściwej klatki. Byłam niecierpliwa, jak najszybciej chciałam wysiąść, porozmawiać z siostrą, dowiedzieć się, w jaki sposób zakończyło się jej wczorajsze spotkanie z mężem. Jak bardzo żałowałam, że nie mogłam na nim być! Wciąż myślałam o Kindze i denerwowałam się niemalże jak ona przed tym spotkaniem. Tak bardzo chciałam, aby nie popełniła żadnego błędu, a mówiąc wprost, najbardziej obawiałam się, że moja siostra zechce wrócić do męża! Spojrzałam na zegarek. Miałam nadzieję, że dałam jej wystarczająco dużo czasu, choć gdyby to ode mnie zależało, przyjechałabym dużo wcześniej, ale z samego rana odstawiałam dzieciaki na wyjazd na zimowisko. Uśmiechnęłam się do siebie. Gdyby nie siostra i jej pomoc, a tak naprawdę całkowite sfinansowanie im dwóch tygodni w górach, moje dzieci zapewne siedziałyby w Warszawie przez całe ferie. Marzyłam o tym, by mieć takie zaplecze finansowe jak Kinga, by choć raz nie martwić się o pieniądze i spełniać swoje małe kaprysy. I to wcale nie byłyby od razu jakieś wypasione samochody czy dom o stu pokojach. Wystarczyłaby świadomość, że jeśli chcę sobie kupić buty, to kupuję, a jeśli mam ochotę spędzić czas w teatrze, nic nie stoi na przeszkodzie. Bez dokładnego oglądania każdej złotówki, bez tego ciągłego strachu – czy aby na pewno wystarczy do pierwszego. Chciałabym wiedzieć, że mogę sobie planować ferie i wakacje bez obawy, że coś po drodze się stanie. Nigdy nie miałam takiego poczucia bezpieczeństwa. Zatrzymałam się przed właściwymi drzwiami, przypominając sobie, ile to razy na początku gubiłam się i nie wiedziałam, w jaki sposób dostać się do środka. Teraz trafiałam z zamkniętymi oczami. Nacisnęłam guzik z numerem mieszkania. Cisza. Spróbowałam jeszcze raz. Znowu nic. Wcisnęłam kod. Rzadko się do tego uciekałam, pomimo że to Kinga mi go dała i upoważniła do swobodnego wchodzenia do jej domu. Korzystałam z tego przywileju jedynie w wyjątkowych sytuacjach, takich jak ta. Otworzyłam drzwi i natychmiast znalazłam się w innym świecie. Kinga mieszkała w tym budynku od ponad dwóch lat, a ja wciąż nie wierzyłam, że tak może wyglądać blok. W porównaniu z tym, w którym ja miałam mieszkanie, tutaj wszystko ociekało luksusem. I za każdym razem, gdy się tu znajdowałam, czułam się niezręcznie. Hol był jasny i przestronny, utrzymany w szaro-beżowej kolorystyce, gdzieniegdzie zaakcentowany ciemniejszymi detalami. Ilekroć tu wchodziłam, mój wzrok padał na logo firmy i nazwę budynku. – Dzień dobry. – Ochroniarz przywitał mnie z uśmiechem. Znaliśmy się dobrze z widzenia. – Dzień dobry – odpowiedziałam. Już dawno przestałam tłumaczyć się, po co przyszłam i do kogo, ale na początku zachowywałam się czasem jak petentka w urzędzie i grzecznie czekałam, aż zostanę obsłużona. Skierowałam się do właściwej windy. Kinga mieszkała na szóstym piętrze, miała narożne mieszkanie w zachodnim skrzydle, jak czasami żartowała. Mieszkanie, którego niewątpliwym atutem były trzy tarasy i skosy w salonie i gabinecie. Na tarasach przylegających do sypialni stały meble z palet, a całość otaczały tuje w doniczkach. Jak ja jej zazdrościłam tego metrażu, tego mieszkania, luksusu i widoku. Pamiętałam doskonale, kiedy po raz pierwszy zobaczyłam urządzone lokum siostry. Wcześniej byłam tam raz, zaraz po tym, jak je kupili. Stan deweloperski nie dawał wyobrażenia, jak to wszystko może wyglądać, a ja, zupełnie pozbawiona zmysłu przestrzennego, miałam problem, by wyobrazić sobie to, co Kinga zaplanowała. Gdyby nie rozrysowane wizualizacje, w żaden sposób bym jej nie pomogła, ponieważ Kinga, nie zważając na mój brak wyobraźni, pokazywała mi plany i radziła się w kwestiach rozwiązań. Efekt był oszałamiający. – Jezu… – Nie mogłam się opanować, gdy przekroczyłam próg. – Boże… umarłam i jestem w niebie. – Dotykałam ozdobnych tynków na ścianie, przypominałam sobie projekty i porównywałam efekt końcowy. – Kinga, jak ja ci zazdroszczę! Przecież ja przez trzy życia się czegoś takiego nie dorobię! – Kinga uśmiechała się delikatnie. – Ale ślicznie. – Weszłam do salonu. – Jesteś szczęściarą! – Dzięki – odparła rozbawiona. – Ja wiedziałam, że to mieszkanie mnie powali, ale to… to mnie po prostu przerosło – przyznałam, siadając w fotelu. – Jest ślicznie – powtórzyłam, patrząc dookoła. – Po prostu inny świat… Jak z amerykańskiej telenoweli – zażartowałam. Ale to nie był film, tylko życie. I świat, o jakim ja mogłam tylko pomarzyć. Drzwi windy rozsunęły się niemal bezszelestnie i wyszłam na pusty korytarz. Kilka kroków i stałam przed wejściem do mieszkania. Nacisnęłam dzwonek. Zwykle Kinga szybko otwierała, teraz jednak odpowiedziała mi cisza. Po raz pierwszy przeszło mi przez myśl, że coś się stało. Zadzwoniłam po raz drugi i byłam już pewna, że mojej siostry nie ma w domu. Jęknęłam zrezygnowana i wyciągnęłam telefon. – Hej, siostra – powiedziałam radośnie do aparatu. – Gdzie jesteś? Dzwonię i dzwonię…. – Nie ma mnie w domu. Wczoraj miała spotkać się z Karolem. Czyżby spędziła z nim noc…? To niemożliwe, przecież nie dałaby się tak przekabacić. A może spotkali się, porozmawiali i doszli do wniosku, że ten rozwód był nieprzemyślanym posunięciem i warto by spróbować jeszcze raz? Aż się otrząsnęłam, miałam nadzieję, że ponosi mnie wyobraźnia. – O której będziesz? – zapytałam. – Eee… Karo… – Kinga brzmiała dziwnie, jakby nie mogła mówić, co czyniło coraz bardziej prawdopodobną wersję, o której przed momentem myślałam. Była z Karolem! – Co jest, Kinga? Co się wczoraj wydarzyło? Spotkałaś się z Karolem? Coś poszło nie tak? – Za-rzuciłam ją pytaniami. – Karo…. – szepnęła. – Może nie teraz…. Nie mam czasu…. – Ale… co się stało? – Byłam przerażona. Kinga nie zachowywała się w ten sposób. Może rzeczywiście straciła rozum? Moje rozmyślania i czarnowidztwo przerwał męski głos. – Dzień dobry, Karo. Przeszkadzasz nam. – Marek? W eterze i on, i Karol mieli podobne głosy. Modliłam się, żeby to był Marek. Gdyby wróciła do Karola po tym, jak ją potraktował, pomyślałabym, że jest niespełna rozumu. – Marek – usłyszałam w odpowiedzi. – Kinga zadzwoni później… Teraz nam przeszkadzasz. – O… yyy…. – Miło było, cześć. – Rozłączył się. „Miło było, cześć”. Marek i Kinga. Razem. I przeszkadzam im. Zrezygnowana opuściłam rękę, telefon wsunęłam do kieszeni kurtki. Spojrzałam na drzwi prowadzące do mieszkania Kingi, mając nadzieję, że ją jednak zobaczę. Martwiłam się; gdyby nie to, nie byłoby mnie tutaj, ale w jej życiu zbyt wiele się działo, aby przechodziła przez to sama. Świadomość, że była z Markiem, wcale mnie nie uspokajała. Cholera jasna, co ona tam robiła? Jakieś sprawy rozwodowe? Coś się wczoraj stało? Może coś nowego z Karolem? |
Podziel się opinią
Komentarze