Mord na Wołyniu. Zbrodnie ukraińskie w świetle relacji i dokumentów Tom 2
Forma wydania | Książka |
Rok wydania | 2018 |
Autorzy | |
Kategoria | |
Wydawnictwo |
Pełna historia tragedii wołyńskiej ‒ kolejna odsłona
Niniejsza książka opowiada o ostojach polskości podczas rzezi wołyńskiej ‒ największych ośrodkach samoobrony. Tworzone ad hoc stały się azylem dla Polaków starających się uchronić przed wyrżnięciem. Ukraińscy nacjonaliści skazali ich bowiem na eksterminację. Na dowód autor przytacza opisy ukraińskich zbrodni, które rozszalały się na Wołyniu i które zmusiły Polaków do utworzenia samoobrony w miastach.
Nie wszyscy zdołali się w nich schronić. Ci, którym się to udało, stali się świadkami zwyrodniałych mordów. Ukraińcy nie chcieli pozostawiać świadków, dlatego też z zaciekłością atakowali miasta. Nie zrezygnowali nawet wówczas, gdy ziemia drżała już od wystrzałów armat, zwiastując nadejście Sowietów.
Książka omawia działalność samoobrony w Pańskiej Dolinie, zorganizowanej przez działaczy ruchu ludowego, która odpierała ataki sił ukraińskich aż do nadejścia Sowietów. Nie miał tego szczęścia Mizocz. Jego mieszkańcy, po zaciekłej obronie, musieli pod eskortą wycofać się do Dubna.
Ataki odparła samoobrona w Dederkałach i Ostrogu. Obroniła się pobliska Witoldówka. Nie dali się wyrżnąć mieszkańcy Rybcza. Banderowcy, nie chcąc podejmować walki z dobrze uzbrojoną załogą, udali się do Wiśniowca, gdzie w klasztorze Karmelitów wyrżnęli kilkuset Polaków.
Częściowo wypełniła zadanie samoobrona w Hucie Stepańskiej. Poniosła ciężkie straty i z braku amunicji musiała – wraz z ochranianą ludnością – wycofać się. Duży sukces, porównywalny ze Zbarażem, osiągnęła samoobrona polska w rejonie Zasłucza.
Na północno-wschodnim Wołyniu sytuacja była jeszcze bardziej skomplikowana. Tutaj Polacy, broniąc się przed Ukraińcami, musieli balansować między Niemcami a silnymi zgrupowaniami partyzantki sowieckiej. Ich dowódcy nie ukrywali, że traktują Wołyń jako część Związku Radzieckiego. Jakikolwiek sojusz i współpraca mogły mieć tylko charakter czasowy i taktyczny.
Autor poświęca tej sprawie dużo uwagi, cytując sowieckie dokumenty, szyfrówki i rozkazy. Podobnie jak w pierwszym tomie, przywołuje unikatowe dokumenty ukraińskie oraz relacje, wspomnienia i pamiętniki świadków, którzy na własne oczy widzieli tamte wydarzenia.
Marek Koprowski jest jednym z najciekawszych polskich popularyzatorów historii.
„Do Rzeczy”
Marek A. Koprowski
Pisarz, dziennikarz, historyk zajmujący się tematyką wschodnią i losami Polaków na Wschodzie. Plonem jego wypraw i poszukiwań jest wiele książek, z czego kilkanaście ukazało się nakładem Wydawnictwa Replika. Za serię Wołyń. Epopeja polskich losów 1939–2013 otrzymał Nagrodę im. Oskara Haleckiego w kategorii „Najlepsza książka popularnonaukowa poświęcona historii Polski w XX wieku”. Jest też laureatem nagrody „Polcul – Jerzy Bonicki Fundation” za działalność na rzecz utrzymania kultury polskiej na Wschodzie.
Numer ISBN | 978-83-7674-676-0 |
Wymiary | 145x205 |
Oprawa | miękka ze skrzydełkami |
Liczba stron | 344 |
Język | polski |
Fragment | W listopadzie 1942 r. dwadzieścia kilometrów od Dubna we wsi Werba, leżącej przy drodze do Lwowa, banderowcy zamordowali kierownika szkoły wraz z całą rodziną. Ten bestialski mord zapoczątkował falę zbrodni. Początkowo, jak wspomina Cybulski: Na razie mordowano wybiórczo – nauczycieli, kolonistów przybyłych z centralnej Polski, inteligentów i zaangażowanych działaczy. Każdej nocy widać było łuny pożarów, po czym przychodziły wiadomości, które wsie, kogo i gdzie wyrżnięto czy spalono. Ludność, której udało się ujść z życiem, uciekała do miast, do Dubna, Łucka, Młynowa i innych, gdzie szukano możliwości zahaczenia się i przeżycia u znajomych czy krewnych, lub w innych dostępnych pomieszczeniach. Wszyscy polscy nauczyciele uciekli do miast, niektórych ukraińscy działacze, popi i inni starali się nakłonić do pozostania na swoim stanowisku, zapewniając, że nic im się nie stanie. Mieszkańcy Pańskiej Doliny zaczęli się starać o broń i przygotowywać swoje gospodarstwa do obrony. Zaleciliśmy innym i sami robiliśmy w swoich gospodarstwach podziemne bunkry z tunelem do mieszkania lub innych budynków. Pierwsi i na dużą skalę do takiej pracy przystąpili Kozłowscy, pod kierownictwem najstarszego brata Alberta. Obok ich murowanego domu była też murowana piwnica, z której do mieszkania wykopali wygodny korytarz. Oprócz tego z piwnicy kręty tunel łączył się z obszernym, z zamaskowanymi otworami strzelniczymi, dużym bunkrem. Wykonanie takiej pracy było nie lada sztuką. Po pierwszym banderowskim napadzie założyliśmy tu centrum placówki. Żeby się nie zdradzić przed ciekawskimi Ukraińcami (zachodzili czasem) i różnego rodzaju władzami, prace wykonywano tylko nocą. Ziemię z wykopów ukrywano i maskowano. Wszystkie obronne czynności musieliśmy przyspieszać, bo spodziewaliśmy się napadu z dnia na dzień. Obserwowaliśmy conocne łuny pożarów. Zostały spalone prawie wszystkie polskie osiedla i wsie wokół nas. Otrzymaliśmy od zaufanych Ukraińców wiadomość, ze banderowcy już koncentrują siły na Pańską Dolinę. Konspiracja zaczęła się tworzyć w Pańskiej Dolinie w 1942 r. Wtedy to do drzwi Antoniego Cybulskiego zapukał Zygmunt Rumel, udający domokrążcę sprzedającego kamienie do zapalniczek. Cybulski go nie poznał, ale Rumel powołał się na znane mu osoby i poinformował go, ze został skierowany przez Delegaturę Rządu RP na Kraj i przez Zarząd Główny Stronnictwa Ludowego z Warszawy. Poinformował Cybulskiego, że w związku z sytuacją, która wynikła na Wołyniu, władze podziemne zdecydowały, żeby zorganizować działalność konspiracyjną, powołać tu administrację cywilną, założyć samoobronę, ogólnie zająć się zahamowaniem banderowskiej fali terroru. Rumel, jak wspomina Cybulski, liczył, że wielu zdrowo myślących Ukraińców też weźmie udział w uświadamianiu nas i powstrzyma swoich ziomków przed rozpętaniem terroru. Cybulski złożył przysięgę, przyjął pseudonim „Oliwa” od rodowego nazwiska matki. Otrzymał też do wiadomości i służbowego użytku hasła i kontakty do komórek organizacyjnych w powiecie Dubno. Bazując na dotychczasowych kontaktach, Cybulski zaczął budować zręby konspiracji nie tylko w Pańskiej Dolinie, ale i w całym powiecie. Jego pierwszym pomocnikiem był Albert Kozłowski, który przyjął pseudonim „Jastrząb”. Wraz z nim Cybulski ustalił trzypunktowy program działania: W celu podtrzymania ducha do przetrwania prowadzić będziemy bardzo szeroką pracę uświadamiającą o walce całego narodu, teraz już łącznie z nami i że nie jesteśmy już samotni. Temu miały służyć otrzymywane gazetki. Na dalszym etapie – zorganizowane przez Polaków, mieszkających w mieście, pomocy dla mieszkańców wsi. Pomoc ta miała polegać na wyszukiwaniu pomieszczeń, zameldowywaniu, wyszukiwaniu pracy i w ogóle, w zaaklimatyzowaniu się w tych przymusowych warunkach w środowisku miejskim. 2) Do zaprzysiężenia i wciągnięcia do pracy w konspiracji mogą być werbowani ludzie pewni z charakteru, o znanym obliczu patriotycznym, bez jakichkolwiek odchyleń, mogących doprowadzić do zdrady, należy przed wtajemniczeniem przeprowadzić dokładnie rozeznanie otoczenia werbowanego, jego kontakty, jego morale i osobowość. 3) Przyjęliśmy system trójkowy. Żadnych spisów imiennych nie wolno sporządzać, posługiwać się wyłącznie pseudonimami6. Cybulskiemu udało się pozyskać sporo osób w Młynowie. Zaczął od swojego ciotecznego brata Władysława Peterki i przy jego pomocy zwerbował następnych. Wśród nich znaleźli się m.in.: Paweł Bobowski, Tadeusz Dudkiewicz, Bolesław Dymer, Władysław Kaliński, Roman Kucharski, Stanisław Kucharski, Mieczysław Opaliński, Mieczysław Radajewski, Alfons Reszler i Józef Sawicki. Nazwisk pozostałych Cybulski już niestety nie zapamiętał. Fragment rozdziału „Na pohybel Lachom” |
Podziel się opinią
Komentarze