Dama z kotem
Forma wydania | Książka |
Rok wydania | 2017 |
Autorzy | |
Kategoria | |
Wydawnictwo |
Roztrzepana i lekkomyślna Zuzanna Roszkowska tym razem spróbuje swoich sił jako… prywatny detektyw
Zu – najlepsza z żon, a także kobieta zdolna do wszystkiego – daje się namówić mężowi na roczny wyjazd na wieś. Na miejscu słynne „cisza i spokój”, zwykle wiązane z życiem na wsi, będą musiały ustąpić przed niezwykłą skłonnością Zu do wpadania w tarapaty.
Kiedy gospodyni pensjonatu, w którym zamieszkali Roszkowscy z dziećmi, znika nagle bez słowa, zaledwie dzień po przyjeździe swoich nowych lokatorów, Zuzanna od razu przeczuwa zbliżające się kłopoty. Jednak wszyscy wokół zdają się lekceważyć jej obawy o los zaginionej.
Tym razem Zu będzie musiała zmierzyć się z przedstawicielami tajemniczej fundacji, niegrzecznym Panem Małpką, pojawiającymi się i znikającymi rondlami, a także… koniem, świnią, kozą, królikiem, gąsiorem oraz kotem – za jedyną pomoc mając podręcznik dla początkujących detektywów.
Co tym razem wymyśli „najlepsza z żon”? Jedno jest pewnie – będzie barwnie, zabawnie i… wybuchowo! Napisać dobrą komedię to nie lada sztuka, a Iwonie Czarkowskiej z całą pewnością się to udało.
Magdalena Majcher, autorka i recenzentka
Numer ISBN | 978-83-7674-567-1 |
Wymiary | 130x200 |
Oprawa | miękka ze skrzydełkami |
Liczba stron | 320 |
Język | polski |
Fragment | Występują: Zuzanna Roszkowska – najlepsza żona na świecie i kobieta zdolna… do wszystkiego Michał Roszkowski – idealny mąż najlepszej żony, a w wolnych chwilach lekarz Jaś i Małgosia – dzieci Roszkowskich (choć niektórzy twierdzą, że są dziećmi drwala) Patryk Lewandowski – przyjaciel Michała ze studiów, o którym Zuzanna ma jak najgorsze zdanie Aniela Kubacka – gospodyni pensjonatu, przeważnie nieobecna, więc możliwe, że w tym samym czasie występuje w innych książkach Mikołaj Kopernik – to nie ten Kopernik, ale to dla naszej historii nie ma absolutnie żadnego znaczenia Barbara Nowik – siostra Zuzanny, pojawia się rzadko, zawsze po to, żeby coś posiekać na kawałki Jacek Zuzia – hydraulik, który jednak wyjechał do Bangladeszu Joanna Jarzębska – emerytowana motornicza tramwaju, która nie rozumie, dlaczego Zuzanna… Sylwester Brożek – mężczyzna, który potrafi sprawić, że karaluch poczuje się królem dżungli Genowefa Guzik – kobieta, która jest żywym dowodem na prawdziwość powiedzenia „Guzik wie” Gościnnie występują: Fikander, Malwinka, Gluś, Bromba, Psztymucel, Puciek, zielony rondel, niebieski rondel, fioletowe kalosze i różowa skarpetka7 AKT I ŻONA LEKARZA W NĘDZY Ty na pewno chcesz mnie zostawić! Już raz mnie zostawiłeś i poleciałeś do Londynu. I wtedy był ten okropny napad… Cud, że mnie nie zamordowali. Ale ciebie to oczywiście nic a nic nie obchodzi! – Żartujesz? – Zuzanna odłożyła książkę, którą czytała przy kolacji, spojrzała uważnie na siedzącego po drugiej stronie stołu męża i odetchnęła z ulgą: – Tak też myślałam. No naprawdę świetny żart. Prawie ci uwierzyłam. Ha, ha, ha! Wróciła do lektury, a Michał westchnął głęboko. Nie był zdziwiony reakcją najlepszej z żon. Zaskakujące byłoby raczej, gdyby entuzjastycznie odniosła się do pomysłu przeprowadzki na wieś. Tym bardziej, że jeszcze tydzień temu rozmawiali o remoncie mieszkania i zakupie nowych mebli do pokoju dzieci. A ponieważ wiedział, że nie będzie łatwo, to od dnia, w którym kolega ze studiów zaproponował mu posadę lekarza w prowadzonym przez siebie Ośrodku Zdrowia, ćwiczył tę rozmowę, przekonując siebie, jakby był Zuzanną. – Mielibyśmy tam duży dom z ogrodem – kusił żonę jednym z przygotowanych zawczasu argumentów. – Zawsze przecież chciałaś mieć duży dom z ogrodem. Patryk mówił, że jakaś staruszka zapisała gminie piękną willę i możemy się tam natychmiast wprowadzić. – Ja? – Zuzanna ze zdziwieniem wzruszyła ramionami, odłożyła książkę i sięgnęła po łyżkę, żeby nakarmić trzyletnią Małgosię. – Ja nigdy nie chciałam mieć domu z ogrodem. Ja się brzydzę robali, co wychodzą z ziemi i spadają z drzew. To Anita zawsze truła Karolkowi, żeby kupił jakiś dom dla nich. Wiesz, mam doskonały pomysł! Niech ten twój Lewandowski zatrudni Karolka i wszyscy będą zadowoleni. Michał westchnął głęboko. Było gorzej niż się spodziewał. – Ale Patryk nie potrzebuje agenta nieruchomości, tylko lekarza, kocie Zuzocie – powiedział. – Patryk, Patryk – fuknęła Zuzanna, po czym zabrała mężowi sprzed nosa półmisek z jego ulubionym twarogiem z rzodkiewką i postawiła na to miejsce śledzie w śmietanie, których mąż nie jadał. – Zawsze cię wykorzystywał i teraz też pewnie chce w coś wrobić. Ja bym mu nie wierzyła. Ile razy razem pracowaliście, to zawsze znajdował jakiś sposób, żebyś odwalał za niego robotę. Znowu będzie tak samo. Jeszcze się przekonasz i wspomnisz moje słowa. Michał westchnął, upił duży łyk herbaty, która miała jakiś dziwny smak, i podjął kolejną próbę. Z jednej strony zdanie na temat Patryka miał dokładnie takie samo jak żona. Ale z drugiej dobrze byłoby chociaż na trochę wyrwać się z powiatowego szpitala w Zabrzeźnie i popracować w jakiejś małej przychodni. Miał dość izby przyjęć, nocnych dyżurów i pracy w niedziele i święta. Chciał więcej czasu spędzać z Zu i dziećmi. – W tym domu podobno jest kominek. Zawsze chciałaś mieć kominek. – Uśmiechnął się zachęcająco. – Nigdy nie chciałam mieć kominka – stwierdziła stanowczo Zu, zabrała śledzie i z powrotem podstawiła mężowi pod nos twaróg. – Ja się boję ognia, odkąd Baśka w dzieciństwie podpaliła mi włosy. To moja młodsza siostra, ta walnięta piromanka, zawsze chciała mieć kominek. Trzeba było się z nią ożenić, a nie ze mną. Każde słowo Zuzanna podkreślała, wymachując łyżką. Małgosia śledziła w napięciu ruchy ręki matki. Wyczekała na moment, gdy ta w ferworze dyskusji z ojcem odłożyła łyżkę. Dziewczynka przysunęła sobie talerz i zjadła szybko zupę. Mamusia była kochana, ale trochę roztargniona. No, może raczej bardzo roztargniona. Często zdarzało jej się zapomnieć, że córka opanowała już do perfekcji samodzielne operowanie sztućcami i usiłowała ją karmić. A raz zgubiła Małgosię w sklepie. Dziewczynka co prawda potrafiłaby sama wrócić do domu, ale jeden pan uparł się, żeby wezwać policję. Na szczęście ten policjant, który przyjechał, znał mamusię i nie aresztował jej, jak się już znalazła, tylko powiedział: „Dzień dobry pani Zuzanno! Miło panią widzieć. U nas na komisariacie często się o pani mówi”. A ten pan, który nie wierzył, że Małgosia sama trafi do domu, tak dziwnie wtedy spojrzał na mamusię. Małgosia nie miała pojęcia dlaczego. Tymczasem rozmowa dorosłych przy rodzinnym stole weszła w nową fazę. Teraz Zuzanna wypominała Michałowi rzeczywiste i urojone grzechy z przeszłości i usiłowała wpędzić go w poczucie winy, które spowodowałoby, że ukochany mąż zrezygnowałby z tych absurdalnych przeprowadzkowych planów. – Bo ty na pewno chcesz mnie zostawić – chlipała w półmisek ze śledziami, którym łzy nie mogły już zaszkodzić, bo i bez tego były niewiarygodnie słone, Zu zapomniała je namoczyć. – Już raz mnie zostawiłeś i poleciałeś do Londynu. I wtedy był ten okropny napad! Pamiętasz?1 Cud, że mnie nie zamordowali. Ale ciebie to oczywiście nic a nic nie obchodzi. Michał westchnął głęboko. – Kocie Zuzocie, przecież nie było żadnego napadu – przypomniał żonie. – Pani Jarzębska wezwała policję, bo usłyszała jakiś hałas w naszym mieszkaniu. Pani Jadwiga Jarzębska, emerytowana motornicza tramwaju, mieszkała przez ścianę z Roszkowskimi. – No właśnie – chlipnęła Zuzanna. – To byli bandyci. – Żadni bandyci. To ja byłem w środku. Wróciłem akurat z Londynu. Nie zadzwoniłem wcześniej, bo chciałem ci zrobić niespodziankę. No, przypomnij sobie… Małgosia wiedziała, że dyskusja rodziców potrwa jeszcze trochę. Rozejrzała się… Obok niej siedział starszy o dwa lata brat Jaś. Rozmowa rodziców nie interesowała go zupełnie. Całą jego uwagę pochłaniały próby nabicia na widelec kawałka szynki, który wyłowił z sałatki. Szynka była okropnie śliska i ciągle mu uciekała. Pewnie jak kilka poprzednich kawałków wylądowałaby pod stołem, ale Małgosia wychyliła się ze 1 Ta historia została opisana w książce Słomiana wdowa, czyli kobieta do zadań specjalnych. swojego krzesełka, wyjęła bratu z ręki widelec, nabiła szynkę i wsadziła Jasiowi do ust. Chłopiec łapczywie przełknął wędlinę, a potem otworzył buzię i czekał na kolejną porcję. Gdy jego talerz był już czysty, w rozmowie dorosłych nastąpił kolejny zwrot. Zuzanna postanowiła obrazić się na męża. Ostentacyjnie odwróciła się od Michała i spojrzała na dzieci. Na widok pustego talerza po zupie jarzynowej i drugiego po sałatce z szynką, rozczuliła się. – Wszystko zjedliście? Jakie wspaniałe dzieci. Szkoda, że tatuś nie chce brać z was przykładu – powiedziała i spojrzała na męża z wyrzutem. – Ależ kochanie, co ty opowiadasz? – Michał stłumił śmiech i udał, że się oburza. – Ja jak najbardziej potrafię samodzielnie jeść, nawet nożem i widelcem. No już, nie dąsaj się, kocie Zuzocie. Przecież wiesz, że nie zrobię nic, na co ty się nie zgodzisz. Najlepiej jedźmy w sobotę do tej Patrykowej wsi. Obejrzysz sobie dom i podejmiesz decyzję. To przecież tylko na rok. Mikulski i tak zamknął agencję nieruchomości i musisz poszukać czegoś nowego. Możesz spokojnie dać sobie kilka miesięcy urlopu. Będziesz miała czas, żeby się zastanowić, co chcesz robić. – Niby masz rację – westchnęła Zuzanna. – Nawet już miałam taki jeden pomysł. – Tak? – zapytał z zainteresowaniem Michał i odetchnął z ulgą, bo rozmowa zaczęła zmierzać w pożądanym kierunku. Odprężył się i odchylił na krześle. Najgorsze miał za sobą. Przynajmniej tak myślał… – Może założę agencję detektywistyczną? – zastanawiała się Zu. – Co o tym myślisz Michu? Przecież w kilku sprawach pomogłam policji. Nawet podręcznik sobie kupiłam. O, zobacz! – Pokazała mężowi książkę, którą od kilku dni czytała przy jedzeniu i w wannie. Książka miała jadowicie zieloną okładkę i nosiła trochę przydługi tytuł I ty możesz zostać Sherlockiem Holmesem, czyli poradnik dla początkujących prywatnych detektywów. – Posterunkowy Gaweł kilka razy mówił, że mam talent – pochwaliła się Zuzanna. Roszkowski już chciał powiedzieć, że jego zdaniem policjantowi chodziło raczej o wybitny talent najlepszej z żon do pakowania się w kłopoty, a Sherlock Holmes dość, że nie istniał, to w dodatku był pijakiem i narkomanem. Ale na szczęście w ostatniej chwili ugryzł się w język. Po takim tekście Zu obraziłaby się na minimum trzy dni i rozmowa o przeprowadzce stanęłaby w miejscu. A on umówił się z Patrykiem, że pojutrze przyjadą obejrzeć dom. – Ty masz mnóstwo talentów – wyszeptał żonie do ucha. – A najbardziej lubię, jak… – Nie wygłupiaj się! – Zuzanna go odepchnęła. – Jakbym mógł! – oburzył się Michał. – No, kocie Zuzocie… Pojedziemy? Powiedz, że pojedziemy. Przyciągnął żonę do siebie. Przyszło mu do głowy, że ten wyjazd z miasta będzie doskonałym rozwiązaniem jeszcze z innego powodu. W małej wsi pewnie nie będzie żadnych przestępstw, które mogłaby wyświetlać jego żona, i dzięki temu nie wpakuje się w kolejne kłopoty. Małgosia tymczasem sprawnie wyszła z wysokiego krzesełka i podreptała do pokoju, który dzieliła z bratem. Wyciągnęła spod łóżka atlas anatomiczny, który przyniosła sobie jakiś czas temu z pokoju rodziców, i zaczęła go przeglądać. Po chwili dołączył do niej Jaś. – Całują się – powiedział i usiadł obok siostry. Spojrzał na trzymaną przez nią książkę. Była otwarta na stronie z przekrojem serca. Jaś aż się wzdrygnął na ten widok. Gorszy dla niego był chyba tylko widok mózgu. Szybko podreptał w kąt pokoju i zajął się układaniem klocków. Co jakiś czas zerkał na młodszą siostrę. Małgosia trochę go przerażała. Zupełnie tak jak tata, gdy opowiadał o swojej pracy. Najgorsze wspomnienie, jakie Jaś miał ze swojego pięcioletniego życia, to była wizyta w szpitalu po tym, jak wpadł na kaloryfer i rozciął sobie czoło. Widok taty w białym fartuchu spowodował u niego taki atak histerii, że trzeba było pilnie szukać innego lekarza, który mógłby się nim zająć. |
Podziel się opinią
Komentarze