Trwa ładowanie...
d44o2xr
04-02-2020 12:21

Panna z Monidła

książka
Oceń jako pierwszy:
d44o2xr
Panna z Monidła
Forma wydania

Książka

Rok wydania
Autorzy
Kategoria
Wydawnictwo
Materiały prasowe
Źródło: Materiały prasowe

Ciąg dalszy przygód wesołej rozwódki Alicji!
Alicja zgadza się zaopiekować domem swojej przyjaciółki na czas jej wyjazdu. Jednak co zrobić z Szymonem? Może to dobra okazja, żeby od siebie odpocząć? A może wprost przeciwnie?
W ferworze przeprowadzki Alicji umyka informacja, którą miejscowe media publikują na czołówkach swoich serwisów. Ktoś włamał się do miejscowego muzeum i ukradł jeden z głównych eksponatów – obraz „Panna z Monidła”. Policjanci rozpoczynają śledztwo, które dziwnym trafem może doprowadzić ich wprost do domu, w którym teraz mieszka Alicja. Czyżby główna bohaterka, sama o tym nie wiedząc, stała się wspólniczką złodzieja?
Będzie wesoło i będzie się działo!
Alicja, wpadając w kolejne tarapaty, funduje czytelnikowi komedię pełną przezabawnych omyłek. Z przymrużeniem oka, z zaskakującym zakończeniem – bez uśmiechu ani rusz.
Wioleta Sadowska, subiektywnieoksiazkach.pl

Panna z Monidła
Numer ISBN

978-83-7674-670-8

Wymiary

130x200

Oprawa

miękka ze skrzydełkami

Liczba stron

352

Język

polski

Fragment

ROZDZIAŁ I

WSZYSTKO SIĘ ZACZYNA,

ALE NIKT JESZCZE O TYM NIE WIE,

CHOĆ NIEKTÓRZY COŚ JUŻ PRZECZUWAJĄ

– Powiedz, że to zrobisz! – Łucja złożyła błagalnie ręce. – Jeśli się nie zgodzisz, to Grzesiek poleci do Stanów sam, a ja umrę z tęsknoty za nim. Dobra, może nie umrę, ale na pewno zacznę jeść jak głupia i potwornie się roz­tyję. A ty będziesz miała wyrzuty sumienia za każdym razem, jak na mnie spojrzysz. A znasz mnie i wiesz, że będę za tobą specjalnie łaziła, żeby ci było jeszcze bar­dziej głupio. To co? Nie mogę przecież zostawić Maryś­ki samej, a ona nie zgodzi się na żadną przeprowadzkę, nawet gdybym znalazła kogoś, kto ją weźmie.

Alicja westchnęła. Wiedziała, że przyjaciółce zale­ży na tym wyjeździe. Nie, nie obawiała się, że Łucja roztyje się z rozpaczy, bo to chyba było niemożliwe. Odkąd się znały, czyli od czasów licealnych, nie mo­gła wyjść z podziwu, że można jeść tyle co Łucja i nie przytyć ani grama. Jeszcze lepiej! Im więcej jadła, tym bardziej chuda była. Jeśli czegokolwiek można się było obawiać, to tego, że z tęsknoty za ukochanym mężem za­cznie pochłaniać takie ilość żarcia, że wyschnie na wiór. No i Alicji było też żal Maryśki. Lubiła tę starą wariatkę.

– To jak? – nalegała przyjaciółka. – Kawalerkę w tym czasie wyremontujemy. Grzesiek ma zaprzy­jaźnioną ekipę malarzy-pacykarzy, więc nie będziesz musiała niczego pilnować. Sama ostatnio mówiłaś, że ci kawał tynku z sufitu spadł do wanny, jak się kąpałaś.

– Do zupy mi wpadł, jak się kąpałam – sprostowała Alicja.

– Kąpałaś się w zupie? – zdziwiła się Łucja.

– Nie, skąd. Kąpałam się normalnie w wodzie, w ła­zience. A w kuchni na gazie miałam zupę. I ten tynk wpadł mi do zupy – wyjaśniła przyjaciółka. – Cały garnek musiałam wylać.

– Do wanny?

– Nie, gdzie do wanny! Nie bredź! Do kibla wyla­łam przecież.

– Bredzę, bo cała w nerwach jestem, odkąd Grze­siek mi powiedział o tym wyjeździe. To co? Przenie­siesz się tutaj, jak nas nie będzie? Proszę…

Prawda była taka, że Alicja dla przyjaciółki go­towa była zrobić wiele, ale akurat na przeprowadz­kę nie miała najmniejszej ochoty. Przyjaciółka mieszkała co prawda w Monidle – pięknej podmiej­skiej dzielnicy Zabrzeźna, z dobrym dojazdem do centrum, w przytulnym domu, było jednak pewne „ale”… To „ale” miało na imię Szymon i mieszka­ło w kawalerce naprzeciwko tej, którą Alicja wynaj­mowała właśnie od Łucji. Wygodnie było przemy­kać się do niego po korytarzu ciemną nocą w samej bieliźnie. No, prawie w samej bieliźnie, bo zawsze istniało ryzyko, że natknie się na pana Karaska, są­siada zajmującego ostatnie z trzech mieszkań na je­denastym piętrze w bloku z wielkiej płyty. Z drugiej strony, Szymon od kilku tygodni był jakiś taki roz­targniony, rozdrażniony, chwilami jakby nieobecny duchem. Może dobrze im zrobi taka chwilowa sepa­racja od stołu i łoża?

Kryzysy zdarzają się również w nieformalnych związkach. Może powinniśmy od siebie odpocząć przez jakiś czas? – pomyślała, a głośno powiedziała:

– Dobra. Mogę na ten czas zainstalować się u was. Ale musicie mi pomóc z przeprowadzką. Trochę ostat­nio obrosłam w graty i nie dam rady wszystkiego prze­wieźć Czarownicą.

Czarownica była samochodem Alicji. Nazwa­ła go tak, gdy dowiedziała się, że jego poprzedni właściciel urodził się we wsi Łysa Góra. A ponie­waż pojazd miał kolor spranej żółtej ściery do pod­łogi, to gdy Alicja wpadała w zły humor, Czarow­nica zamieniała się w Ścierkę. Od szczęśliwego rozwodu z Pawłem, a potem szczęśliwego spotkania z Szymonem*, pojazd zdecydowanie częściej bywał Czarownicą.

– Jesteś kochana! – Łucja rzuciła się jej na szyję. – Przywiozę ci wspaniały prezent z Ameryki. Co byś chciała? Mów! Dla ciebie mogę nawet odłupać kawał Statuy Wolności.

– Siebie przywieź całą i zdrową – odpowiedziała Alicja, uwalniając się z objęć przyjaciółki. – I przede wszystkim baw się tam dobrze.

– I ty też, panno z Monidła – roześmiała się przyjaciółka.

– Jaka panna, rozwódka przecież.

– Podobno feministki walczą, żeby kobiety po roz­wodzie mogły wpisywać sobie w dokumentach, że są pannami.

– No to zapiszę się do tych feministek.

Gdy wróciła do domu, Szymona jeszcze nie było. Miała więc trochę czasu, żeby się zastanowić, jak mu powiedzieć, że się wyprowadza. Ciągle zastanawiając się nad najlepszą formą zakomunikowania ukochanemu o konieczności chwilowej separacji, wyszła na spacer z Pasztetem, psem rasy bliżej niezdefiniowanej, a potem zrobiła zakupy na kolację. Po powrocie nakarmiła kocu­ra o militarnym imieniu Rudy Sto Dwa i zabrała się do przygotowywania zapiekanki makaronowej z grzyba­mi. Pół godziny później wszystko było prawie gotowe, ale ona nadal nie miała pomysłu na poważną rozmowę o związku. Wzięła prysznic i przebrała się. Poprawia­ła makijaż, gdy usłyszała, że na ich piętrze zatrzymu­je się winda, a chwilę później trzaskają drzwi miesz­kania Szymona. Po jakimś czasie rozległ się dzwonek do drzwi, więc założyła, że po drugiej stronie stoi męż­czyzna jej życia. Zrobiła seksowną minę i nie zerkając przez wizjer, szarpnęła drzwi wyjściowe i oparła się ku­sząco o futrynę, przymykając oczy. Po kilku sekundach zorientowała się, że coś nie gra, bo mężczyzna po dru­giej stronie drzwi nie rzuca się na nią i na dodatek chrzą­ka tak jakoś znajomo i nieprzyjaźnie… Otworzyła oczy i natychmiast się wyprostowała.

– Dzień dobry – powiedziała na widok łysego pana Karaska i obciągnęła spódnicę.

– To wrzucili do mojej skrzynki zamiast do pani – powiedział sąsiad w tej samej chwili, nie odrywając karcącego wzroku od jej uda, które, mimo że Alicja naciągnęła materiał, ciągle kusząco błyszczało spod przykrótkiej kiecki.

Wzięła od niego przesyłkę i spojrzała na nią ze zdziwieniem. Bąbelkowa koperta formatu A4 wyglą­dała, jakby ktoś ją wcześniej przeżuł i wypluł. Była okrutnie wymiętolona, a adres zamazany i praktycznie nie do odczytania.

– Pies wyrwał wnuczce, jak niosła ze skrzynki – wyjaśnił pan Karasek.

– A jest pan pewny, że to akurat do mnie? – zapytała z powątpiewaniem.

– A do kogo innego miałoby być? Przecież pani ma skrzynkę obok mojej – odpowiedział sąsiad i trzasnął drzwiami.

– Co się stało? – zapytał Szymon, wychodząc ze swojego mieszkania. – Czego on chciał?

Alicja pokazała mu kopertę, którą trzymała z odra­zą w dwóch palcach.

– Ktoś przez pomyłkę wrzucił do jego skrzynki. Nie da się odczytać adresata i nie wiadomo dlacze­go uznał, że to do mnie – wyjaśniła, wchodząc do mieszkania.

Szymon zamknął drzwi i wyjął jej list z rąk.

– Pasztet się do tego dorwał? – zapytał z uśmie­chem, a w odpowiedzi pies Alicji szczeknął z urazą z wnętrza mieszkania.

– Pasztet nie zdążył – odpowiedziała Alicja. – Szyb­sza od niego była suka Karaska. Połóż gdzieś tę kopertę i wchodź do pokoju. Zrobiłam zapiekankę z makaro­nem i grzybami. Zjesz?

– Z twoich rąk nawet truciznę, moja bogini. – Szy­mon objął ją i pocałował. – Ale dzisiaj wolałbym coś nieprzypalonego.

Alicja pociągnęła nosem i wyrwała mu się.

– Mój makaron! – krzyknęła i rzuciła się ratować kolację.

Podziel się opinią

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d44o2xr
d44o2xr
d44o2xr
d44o2xr