Trwa ładowanie...
d1akggr
23-04-2021 11:00

Szkatułka wspomnień (#4). Złoty konik dla Palmiry

książka
Oceń jako pierwszy:
d1akggr
Szkatułka wspomnień (#4). Złoty konik dla Palmiry
Forma wydania

Książka

Rok wydania
Autorzy
Kategoria
Wydawnictwo
Materiały prasowe
Źródło: Materiały prasowe

Kolejna po Listach do Duszki, Muzyce dla Ilse i Kołysance dla Łani opowieść ze szkatułki wspomnień.
Wzruszająca historia przyjaźni żydowskiej dziewczynki i polskiego chłopca.
Palmira i Jerzyk wychowują się na jednym podwórku. Wspólnie się bawią i beztrosko poznają świat, nie przywiązując większej wagi do tego, że należą do różnych narodów. Dopiero wybuch wojny boleśnie im te różnice uświadomi, stawiając przed nimi wyzwania, z którymi nie poradziłby sobie niejeden dorosły. Ich przyjaźń zostanie wystawiona na próbę, a dzieci będą musiały przejść przyspieszony kurs dorastania w nieludzkich, dramatycznych warunkach.
Historia prawdziwa. Spisana na podstawie wspomnień, domysłów i tajemnic.
„Rewelacyjna, niesamowita i wyjątkowa powieść, która wzbudziła we mnie dziesiątki uczuć, emocji i wzruszyła do łez, nauczyła dobra i została ze mną na długo. Polecam z całego serca”.
Jolanta Kosowska, pisarka
„To kolejna powieść o czasach trudnych i dla niektórych rodzin bolesnych. O latach ostatniej wojny. Ponieważ życie jednak toczy się dalej, autorka osadziła losy swoich bohaterów również we współczesności. To trzeba przeczytać. Nie będzie osób zawiedzionych”.
Lucyna Kleinert, pisarka, autorka bloga Poza granicami Polski, ale nie tylko.

Szkatułka wspomnień (#4). Złoty konik dla Palmiry
Numer ISBN

978-83-66790-36-0

Wymiary

130x200

Oprawa

miękka ze skrzydełkami

Liczba stron

312

Język

polski

Fragment

PROLOG – 1940 rok

Noc była jasna, zbliżała się pełnia księżyca. Jerzyk powinien już dawno spać, bo dzień był wyjątkowo męczący jak dla kilkulatka. Sen jednak nie nadchodził. Chłopiec wsłuchiwał się w głośnie chrapanie ojca śpiącego z matką w drugiej części izby, za kotarą. Od czasu do czasu słyszał ciche posapywanie matki i nieznośne mlaskanie Franka – młodszego brata, któremu pewnie śniło się coś dobrego do jedzenia. Jego siostry, Ula i Jadzia, spały przytulone do swoich jaśków, jakby przysnęły w objęciach narzeczonych. Ale tych chłopców już od dawna nie było w mieście, bo zostali zwerbowani do wojska. Niemieckiego wojska walczącego z nimi, Polakami. Tego Jerzyk nie mógł zrozumieć mimo swoich dziewięciu lat. Co ich, Polaków, obchodziła wojna jakiegoś Niemca, który nagle postanowił, że wszyscy mają być takiej narodowości jak on. Jerzyk wiedział, że jego rodzina teraz też jest niemiecka, bo tata musiał podpisać jakieś papiery, że woli Niemców od Polaków. Wszystko to pewnego jesiennego dnia stało się bardzo skomplikowane. Nagle ich nazwiska nie wolno było pisać Kolpisz tylko Kolpisch. Co kogo obchodzi, jak się pisze ich nazwisko?

Ciemne chmury zasłoniły księżyc i wąska szczelina w kotarze wiszącej na oknie zrobiła się czarna.

W pewnym momencie jakby w szybkę coś uderzyło. Pewnie jakiś ptak zabłądził i dziubkiem stuknął w ich okno – pomyślał chłopiec. Zamknął oczy i próbował zasnąć, ale cichutkie uderzenie się powtórzyło. Wiatr? Stara jabłonka rosnąca na podwórzu nie dosięgała gałęziami do ich okna. Po kilku chwilach znów coś uderzyło w szybkę. Jerzyk podniósł się powoli i na palcach podszedł bliżej okna, delikatnie odsunął kawałek kotary i rozejrzał się po podwórku, ale nikogo nie zauważył. Już chciał wrócić do łóżka, gdy zza drzewa niepewnie wynurzyła się jakaś postać. Nie była ani wysoka, ani gruba, chociaż w nikłym blasku księżyca wydawała się chłopcu dziwnie znajoma. Najciszej jak potrafił, wsunął się za kotarę i bezszelestnie uchylił okno. Postać się zbliżyła.

– Palmira? – szepnął, rozpoznając w skulonej postaci przyjaciółkę z sąsiedniego podwórka.

– Możesz na chwilę wyjść? – zapytała dziewczynka drżącym głosem.

– Już schodzę – odszepnął.

Powoli wycofał się do pokoju i po cichu zaczął wkładać buty, gdy zza zasłony, za którą spali rodzice, wychyliła się zaspana matka.

– A ty dokąd o tej porze?

– Do kibelka – odpowiedział bez zająknięcia. – Brzuch mnie boli i chyba muszę się załatwić.

– A nie możesz się załatwić do wiaderka?

– Mamo! Będzie śmierdziało.

– Tylko nie zapalaj świecy, bo wiesz…

– Tak, wiem mamo. Idź spać, trafię po ciemku. Zresztą dzisiaj księżyc świeci, więc bezszelestnie się dostanę do wychodka, nikt nawet nie zauważy.

Halina Kolpisz kiwnęła głową, chociaż syn z pewnością tego nie zauważył. Odwróciła się i wsunęła pod pierzynę, pod którą pochrapywał jej mąż.

– Czego się kręcisz po nocy? – Jerzyk usłyszał jeszcze warknięcie ojca.

– Nic, nic. Śpij, to tylko Jorguś szedł się załatwić i mnie rozbudził.

Chłopiec wyszedł na podwórko i zaczął rozglądać się w poszukiwaniu dziewczyny. Chmury znów zasłoniły księżyc i wokół zapanowała ciemność. Gdzieś pod murem usłyszał jednak ciche popłakiwanie i uspokajające słowa przyjaciółki.

– Cichutko, Beni. Jorguś nam pomoże.

Jerzyk przesunął się po omacku w stronę skąd dochodziły dźwięki. Księżyc na chwilę rozjaśnił podwórko i pozwolił zobaczyć dwie skulone pod murem domu postacie.

– Co wy tu robicie i jak się tu znaleźliście? Przecież kilka dni temu cała wasza rodzina wyjechała…

– Nie wyjechała, tylko została zabrana przez Niemców, nie wiadomo gdzie.

– A ty, wy… dlaczego nie pojechaliście z nimi?

– Kiedy pod dom podjechały ciężarówki i żołnierze zaczęli walić w drzwi naszych sąsiadów, mama wypchnęła nas przez okno i kazała uciekać. W ostatniej chwili udało nam się przecisnąć przez dziurę w płocie i schować za kaplicą waszego cmentarza. Kiedy byliśmy już po drugiej stronie, słyszałam jak z podwórka zaczęły dochodzić jakieś krzyki. Potem w szparze płotu zobaczyłam zaglądającą twarz młodego niemieckiego żołnierza.

– Ale to było kilka dni temu. Gdzie byłaś… byliście – Jerzy natychmiast się poprawił, spogladając na przyczepionego do Palmiry chłopca – do tej pory?

Dziewczynka przytuliła do siebie pochlipującego małego chłopca i rozpłakała się.

– Jorguś, czy możesz nam załatwić coś do zjedzenia? Cokolwiek. Od dwóch dni nie jedliśmy niczego oprócz dzikich jabłek, Beni już dwa razy mi zasłabł, wymiotował, a ja…

– Poczekaj tu na mnie. Zaraz wracam.

Chłopiec pobiegł do domu i po chwili wrócił z kilkoma pajdami suchego chleba i rondelkiem. Podał naczynie młodszemu dziecku i uśmiechnął się przez łzy, chociaż mały braciszek Palmiry nie mógł tego zauważyć.

– Pij bardzo powolutku, Beni, to na dłużej zostanie to w twoim brzuszku. Masz. – Podał przyjaciółce kromkę chleba. – Ty też żuj powoli, żeby ci nie zaszkodziło. Nasz drużynowy zawsze nam tak każe robić, bo mówi, że zbyt łapczywe jedzenie jest szkodliwe. Najlepiej jak będziesz odrywała po małym kawałeczku. Wrzuć też okruchy do tego rondelka z zupą, którą dostał Beni. Letnia jest, bo na piecu już dawno ogień zgasł, ale może nie zaszkodzi małemu.

– Dziękuję ci, Jorguś. Zjemy i pójdziemy sobie, żebyś nie miał przez nas kłopotów. – Dziewczyna przytuliła się do przyjaciela, zostawiając na jego koszuli mokre ślady po łzach.

– Dokąd pójdziecie?

– Nie wiem, do tej pory ukrywaliśmy się na waszym cmentarzu. Wiesz, między grobami nikt nie zwraca na nas uwagi. Najgorzej jest w nocy, bo zimno, a boję się iść do domu po coś cieplejszego do ubrania, bo…

– Nie możesz iść do waszego domu, bo tam już mieszka jakaś niemiecka rodzina. Widziałem nawet, jak ta pani szła do sklepu w sukience twojej mamy, wiesz tej brązowej.

Dziewczynka ponownie się rozpłakała.

– Chodź, Beni, idziemy. – Złapała brata za rączkę, ale okazało się, że dziecko zasnęło. Uniosła go więc, chcąc zanieść w bezpieczne miejsce, kiedy nagle poczuła na ramieniu dłoń Jerzego.

– Zostań. Chodź ze mną. Dzisiaj przechowam was w naszej piwnicy.

– Waszej piwnicy? A jak ktoś nas tam znajdzie? Nie możesz ryzykować, Jorguś, jak nas znajdą, to całą waszą rodzinę rozstrzelają, wiesz co się stało z rodziną Felka?

– Nie.

– Ktoś doniósł Niemcom, że ukrywają w domu Żyda, a to był najlepszy przyjaciel ojca Felusia. Przyszli żołnierze, wywlekli ich na ulicę, ustawili pod murem i… wszystkich rozstrzelali, nawet małą Anię.

– Skąd o tym wiesz? – Chłopiec poczuł, że w jego brzuchu zaczyna się dziać coś dziwnego. – Kto ci to powiedział?

– Słyszałam, jak dwie panie rozmawiały na cmentarzu. Mówiły szeptem, ale leżeliśmy z Beniem w krzakach i dokładnie wszystko słyszałam.

– O Boże! – Jerzyk zakrył usta dłonią, żeby szloch nie wydostał się na zewnątrz. Felek był jego kolegą ze szkolnej ławki. A mała Ania była młodsza od jego małego braciszka Franka, mogła mieć jakieś… dwa latka. Słyszał, jak ojciec rozmawiał z matką na temat rodziny Felka i nawet pamięta, że mama wtedy pochlipywała. Ale ojciec powiedział tylko, że tak kończą zdrajcy. Jerzyk wtedy nie wiedział dokładnie, o co chodziło, a mama nie chciała na ten temat mówić. Teraz dowiedział się, dlaczego. – Chodź, daj mi Benka, pomogę ci go zanieść, tylko po cichu, żeby nikt z sąsiadów nas nie usłyszał.

Bardzo powoli zeszli po stromych, drewnianych schodkach. Oczy z wolna przyzwyczaiły się do ciemności, ale musiały bardzo dokładnie wyczuć każdą przeszkodę. W pewnej chwili Jerzyk się zatrzymał i zaczął obmacywać ścianę w poszukiwaniu wgłębienia, w którym chowano klucz do drewnianych drzwi piwnicy. Znalazłszy go, cichutko przekręcił w zamku, ignorując delikatne skrzypnięcie.

Po wejściu do środka zapalił ogarek świecy leżący we wgłębieniu z cegieł razem z zapałkami. Palmira cały czas trzymała się jego rękawa.

– Zamknę was na klucz. Przyjdę jutro, postaram się coś wymyśleć. Gdybyś słyszała, że ktoś schodzi po schodach, to schowajcie się za tą stertą gratów albo wejdźcie do tej starej szafy.

Kiedy chłopak odwrócił się w stronę drzwi, dziewczynka go zatrzymała.

– Dziękuję ci, Jorguś. – Przytuliła drżące z zimna i emocji ciało do przyjaciela i mocno go uściskała. Na mokrym od łez policzku złożyła delikatny całus i się uśmiechnęła.

Jerzy zdmuchnął świeczkę i najciszej jak potrafił, zamknął drzwi. Schował klucz w dłoni i na drżących nogach wrócił do domu. Wiedział, że tej nocy trudno mu już będzie zasnąć.

– Co tak długo? – Gdy wchodził do mieszkania, usłyszał zatroskany głos matki. – Wszystko w porządku? Może jutro pójdziemy do doktora Zejbera?

– Nie, mamo. Myślę, że do jutra wszystko będzie dobrze. Śpij. Dobranoc.

Delikatnie wsunął się pod pierzynę, rozkoszując się ciepłem bijącym od nagrzanych ciał sióstr i brata.

Palmira pomyślała, że dobrze zrobiła, przychodząc do Jorgusia, nie wiedziała, czy jakiś inny kolega z podwórka miałby tyle odwagi co on. No, ale on jest polskim harcerzem, a ci podobno są bardzo odważni i lojalni wobec przyjaciół.

Otuliła brata ramionami i zamknęła oczy. Każdy dochodzący z zewnątrz odgłos powodował strach, dlatego cały czas czujnie nasłuchiwała. Bała się. Bała się o siebie i o Beniamina, bała się o Jerzego i jego rodzinę, bała się o swoich rodziców, którzy byli teraz nie wiadomo gdzie. Bała się ludzi, którzy pojawili się nagle w ich mieście, burząc spokój wielu rodzin i wywołując strach nie tylko u dzieci. Po raz pierwszy w swoim życiu widziała, że dorośli też się boją, chociaż ci ładni panowie w eleganckich mundurach początkowo nie wydawali się groźni. Czasami nawet się uśmiechali.

Podziel się opinią

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1akggr
d1akggr
d1akggr
d1akggr