Grzechy młodości (#5). Pokłosie przekleństwa
Forma wydania | Książka |
Rok wydania | 2020 |
Autorzy | |
Kategoria | |
Wydawnictwo |
FASYCYNUJĄCA,PEŁNA EMOCJI, MIOŚCI I DRAMATÓW HISTORIA POLSKIEJ RODZINY
Wraz z przemianami gospodarczymi znacznym zmianom ulega życie rodziny Trzeciaków. Jola robi oszałamiającą karierę w korporacji, Piotr Kost zostaje redaktorem muzycznym w radiostacji, a Manuela prezenterką teleturnieju nadawanego przez ogólnopolską stację telewizyjną. Jednak nie wszystkim członkom rodziny wiedzie się równie dobrze. Trudny czas nadchodzi dla Ewy, która zmuszona jest do rezygnacji z występów, a także dla nauczycieli pobierających niewysokie pensje. Kryzys ekonomiczny uderza w interesy przedsiębiorczego Tymoteusza. Jak mężczyzna poradzi sobie z nowymi wyzwaniami? Czy Justyna odnajdzie szczęście u boku ukochanego? Jakie skutki przyniesie klątwa rzucona przed laty przez Franciszkę?
……………………………………………………………………..
Znakomite zakończenie jednej z najlepszych sag rodzinnych, jakie miałam przyjemność przeczytać. Polecam!
Joanna Wolf
Epicka opowieść o wielopokoleniowej rodzinie, w której bohaterami są nie tylko matki, babki, ojcowie, bracia, siostry, kochankowie… Polecam!
Dorota Witt, dziennikarka
Express Bydgoski
Edyta Świętek jest mistrzynią sag rodzinnych osadzonych w realiach PRL-u. Po rewelacyjnym Spacerze Aleją Róż powraca z równie wciągającą serią Grzechy młodości. Obowiązkowa lektura dla miłośników gatunku!
Magdalena Majcher, pisarka
Numer ISBN | 978-83-66481-61-9 |
Wymiary | 130x200 |
Oprawa | miękka ze skrzydełkami |
Liczba stron | 448 |
Język | polski |
Fragment | Kurz był wszędzie: na grzbietach książek, na półkach. Wibrował w strunach światła. Kiedy Mirella Wilimowska-Braun mrużyła oczy, by wyostrzyć wzrok, mogła przysiąc, że wśród jego drobinek widać maleńkie, lecz przerażające stworzenia: obrzydliwe roztocze, należące do pajęczaków. Nienawidziła mikroorganizmów, o których istnieniu jeszcze do niedawna nie miała pojęcia. Wszystko przez internet, w którym kiedyś znalazła artykuł o niechcianych i nie do końca uświadamianych sobie przez człowieka domowych sublokatorach. Do tekstu dołączono zdjęcia jakiegoś ohydztwa powiększonego do monstrualnych rozmiarów. Od tamtej pory nie zaznała ani chwili spokoju. Wciąż wyobrażała sobie liczne odnóża paskudztw spacerujących po jej twarzy, gdy śpi. Roztocze buszujące po domu i przejawiające szczególne upodobanie do pościeli. Mikroby żerujące na obumarłym naskórku. By zminimalizować choć trochę kontakt z tym szkaradzieństwem, zobligowała sprzątaczkę do tego, by dwa razy w tygodniu zmieniała poszwy. Bielizna pościelowa miała być każdorazowo gotowana. Co pół roku nabywała nową kołdrę, koce i poduszki. Nie uznawała zasłon, firanek, dywanów i tapicerowanych mebli. Dowierzała wyłącznie skórzanym kanapom i fotelom, które zostały obficie zaimpregnowane. Wszędzie, gdzie tylko mogła, instalowała różnego rodzaju filtry oczyszczające powietrze. Byle tylko wyeliminować robactwo z otoczenia. Pająki także budziły wstręt Mirelli. Brzydziła się lepkich pajęczyn przyciągających kurz. Siedząca w gabinecie lekarskim kobieta niefrasobliwie podniosła wzrok. Dostrzegła w rogu pomieszczenia cienkie nitki utkane przez jakiegoś stawonoga. Brzęczała wśród nich duża, tłusta mucha. Wilimowska-Braun wzdrygnęła się na ten widok i szybko przeniosła spojrzenie na biurko z jego gładką, mahoniową powierzchnią. Niestety tam zalegały sterty różnych dokumentów, a plama światła przecinająca w poprzek blat ujawniała, że sprzątaczka kiepsko wypełnia swoje obowiązki. W rzeźbionych zakamarkach antycznych mebli zalegał kurz. Obrzydliwość! Wszędzie pełno bakterii – pomyślała Mirella. Oczekiwanie na doktora dłużyło się w nieskończoność. Wyszedł niby tylko na dwie minutki, a tymczasem wskazówki zegara wskazywały, że nie było go znacznie dłużej. Potrącę mu to z rachunku za sesję! To szczyt bezczelności, by tak mnie okradać! Wszak płacę za czas, który łaskawie mi poświęca! – utyskiwała w duchu, niepomna, że sesje u psychoterapeuty opłaca jej tatko. Z jednej strony irytował ją ten człowiek i jego kiepsko posprzątany gabinet. Z drugiej musiała jednak przyznać, że czynił cuda. Był czarodziejem, który potrafił wyłączyć albo przynajmniej mocno stłumić fobie i pomniejsze lęki wypełniające jej umysł. Ufała mu, ponieważ specyfiki przepisywane przez niego nie otumaniały, nie znieczulały jej na wszystkie bodźce, nie czyniły z niej warzywa. Dzięki magicznym pigułkom odczuwała znacznie mniejszy strach. Czasami nawet nie widziała zamieszkujących w kurzu robali. Nie czuła, jak pełzają po jej skórze, włażą pomiędzy włosy, wdzierają się do oczu i ust, by przegryźć miękkie tkanki i przedostać się wprost do mózgu. Pisnęła sprężyna w mechanizmie klamki. – Dzień dobry, pani Mirello. – Kobieta usłyszała głos swojego psychoterapeuty. – Przepraszam za tę chwilę zwłoki, już jestem do pani dyspozycji. Wstrętny robal – pomyślała z pogardą. Jest jak oślizły insekt, który czołga się w brudzie. Pożera mój wolny czas! To oczywiste, że wolałaby teraz przebywać gdzieś indziej. Na zakupach, w kinie, w kawiarni. Nawet u cholernego Cypriana – wśród jego koszmarnie zakurzonych książek! Co, do kurwy nędzy, ludzie mają z tymi tomiszczami, że tak namiętnie je gromadzą? – zadawała sobie pytanie, wodząc spojrzeniem po regale w gabinecie doktora Szczekockiego. Ona najchętniej podpaliłaby to wszystko, by poszło z dymem i snopami iskier. By spłonęło razem z tabunami roztoczy i moli książkowych, które na pewno istniały i rozmnażały się w postępie geometrycznym. Postęp geometryczny… Nie potrafiłaby powiedzieć, czym jest. Ale zlepek tych słów wzbudzał ciekawość. Lubiła intrygujące wyrazy oraz tajemniczo, lecz mądrze brzmiące określenia. Kolekcjonowała je w głowie, by w dogodnej sytuacji zabłysnąć przed znajomymi elokwencją. Cyprian znał dużo ładnych nazw, wyrazów i zdań. Poza tym był skończonym draniem i jego egzystencję na świecie usprawiedliwiał tylko wygląd. Należał do przystojnych mężczyzn. Pożerała go wzrokiem za każdym razem, gdy przebywał w pobliżu. Ludzie brzydcy w ogóle nie powinni istnieć. Są jak robactwo – rozmyślała z nienawiścią. Należałoby im zakazać posiadania dzieci, by nie mogli się rozmnażać. – Pani Mirello! – Jak przez kłęby waty dotarły do niej słowa doktora. – Znowu mnie pani nie słucha. Proszę się odprężyć, a potem skupić na temacie naszej dzisiejszej sesji. |
Podziel się opinią
Komentarze