Grzechy młodości (#2). Echa niewierności
Forma wydania | Książka |
Rok wydania | 2022 |
Autorzy | |
Kategoria | |
Wydawnictwo |
FASCYNUJĄCA,PEŁNA EMOCJI, MIOŚCI I DRAMATÓW HISTORIA POLSKIEJ RODZINY
Jest rok 1971, w Polsce trwa „epoka Gierka”, na półkach jest więcej towarów, a bydgoszczanie z nadzieją patrzą w przyszłość.
Seniorzy rodu Trzeciaków, Franciszka i Leon, nieustająco martwią się o swoje dorosłe dzieci: Tymoteusza, który nie potrafi być dobrym mężem i doprowadza swoją żonę Elżbietę do próby samobójczej, pracującego w Milicji Obywatelskiej Kazimierza oraz Agatę, która mimo że jest mężatką, romansuje z esbekiem. Jednak najwięcej trosk przysparza im najmłodszy syn, Eugeniusz. Gdy zostaje aresztowany za działalność opozycyjną i trafia do więzienia rodzeństwo robi wszystko, żeby go stamtąd wyciągnąć. Czy im się to uda?
……………………………………………………………………..
Edyta Świętek kontynuuje opowieść o wielopokoleniowej rodzinie, w której bohaterami są nie tylko matki, babki, ojcowie, bracia, siostry, kochankowie… Ważną bohaterką jest Bydgoszcz, a w niej miejsca, na wspomnienie których kręci się łezka w oku i takie, o których istnieniu wygodniej byłoby zapomnieć. Poznając niełatwe losy Trzeciaków, ma się ochotę wyjść na ulice i z książką w ręku na nowo poznawać miejskie zakamarki. To gdzieś tu muszą czaić się zazdrość, rozpacz, radość, miłość, lęk, nadzieja. Między brzegiem jednej rzeki, a nabrzeżem drugiej odbijają się też echa niewierności. Polecam!
Dorota Witt, dziennikarka
Express Bydgoski
Edyta Świętek jest mistrzynią sag rodzinnych osadzonych w realiach PRL-u. Po rewelacyjnym Spacerze Aleją Róż powraca z równie wciągającą serią Grzechy młodości. Obowiązkowa lektura dla miłośników gatunku!
Magdalena Majcher, pisarka
Numer ISBN | 978-83-66989-55-9 |
Wymiary | 130x200 |
Oprawa | miękka ze skrzydełkami |
Liczba stron | 448 |
Język | polski |
Fragment | PROLOG Bądź jak kamień, stój, wytrzymaj Kiedyś te kamienie drgną I polecą jak lawina Przez noc, przez noc, przez noc1 1 Fragment tekstu piosenki Psalm stojących w kolejce z repertuaru Krystyny Prońko. Słowa: Ernest Bryll, muzyka: Wojciech Trzciński. Korale – Nie znoszę czarnego koloru – westchnęła Justyna. Żarówka w przedpokoju dawała słabe światło, lecz mimo wszystko wystarczyła do oświetlenia lustra, przed którym stała kobieta. Odbicie ukazywało szczupłą postać odzianą w prostą sukienkę pożyczoną od Agaty. Odzież wisiała na niej jak na kołku. Justyna zdawała sobie sprawę, że wygląda żałośnie: blada, chuda, ze zmatowiałymi włosami. A przecież Eugeniusz tak lubił jej miękkie, zdrowo lśniące pasma. Często okręcał je sobie na palcu. Kiedy tak bardzo się zaniedbałam? – pomyślała z głębokim smutkiem. Jeszcze raz spojrzała krytycznie na odbicie. Stwierdziła, że musi jakoś przełamać ponury wizerunek. Może koralami? Już po chwili trzymała w dłoni sznurek czarnych, lekko opalizujących paciorków. Nie był długi, więc by je włożyć na szyję, musiała rozpiąć i zapiąć mały zatrzask. Robiła to po omacku, wyrywając sobie przy tym kilka włosów. Syknęła, gdyż wszystkie bodźce odbierała ze zdwojoną intensywnością. Jej dłonie drżały ze zdenerwowania. W końcu zdołała ozdobić szyję. Niewielkie kuleczki delikatnie połyskiwały na tle czarnej bluzki. Nadal nie była zadowolona z efektu. Wyglądam koszmarnie – stwierdziła, odwracając wzrok od ozdobnego trema. Korale ją dusiły. Kiedy je zapinała, sprawiały wrażenie dość luźnych, zwisały poniżej obojczyków. Teraz jednak czuła zadziwiające dławienie w gardle. Wsunęła dłoń pomiędzy sznur a wgłębienie przy tchawicy. Ozdoba wrzynała się w jej ciało, jakby ktoś ciągnął za nią z tyłu. Justyna odnosiła wrażenie, że za moment jej płucom zabraknie powietrza. Chciała zerwać paciorki, lecz połączone były mocną, stalową nicią. Zaraz umrę! – jęczała w duchu. Choć kobietę okrywał zimny, nieprzyjemny pot, czuła się, jakby wewnątrz niej gorzał ogień. Wydobyła ostatni pisk z krtani. Nagle ocknęła się w pozycji siedzącej. W mroku nocy dostrzegła zarysy dobrze znanego wnętrza. Była w łóżku. Słyszała równomierny oddech śpiącego obok Eugeniusza. – Dobry Boże… To tylko sen. Tylko sen – odetchnęła z ulgą, choć ciągle jeszcze dygotała ze strachu. Przypomniała sobie słowa, które czasami słyszała z ust cioci Heleny: – Sen mara, Bóg wiara. Kilkakrotnie powtórzyła je w myślach, lecz niepokój dławiący gardło nie przeminął. Woda w Brdzie była zimna i zanieczyszczona, śmierdziała chemikaliami. Elżbieta, wpadając w mętną toń, odruchowo wstrzymała oddech. Podświadomość walczyła ze świadomością. Instynkt samozachowawczy z chęcią autodestrukcji. Kobieta zaczęła rozpaczliwie się szamotać. Jednak ręka, wynurzona ponad ciemną powierzchnię wody, daremnie poszukiwała jakiegoś punktu zaczepienia. Trzeciakowa nie potrafiła pływać, a mokre ubranie, choć niezbyt ciężkie, ciągnęło ją w dół. Boże ratuj! – westchnęła w ostatnim przebłysku przytomności, gdy płuca, spragnione powietrza, wykonały wdech. – Mamusiu, a po co nam ten dywan? – dopytywała Beatka, drepcząc obok matki na przystanku tramwajowym. – Kupiłam go dla dziadków, bo stary jest troszkę podniszczony – oznajmiła Kostowa. Kilkanaście minut temu, przez czysty przypadek, nabyła śliczny wełniany kobierzec w Jedynaku stojącym przy skrzyżowaniu Dworcowej z Alejami 1 Maja. Wymiarami oraz kolorystyką będzie idealnie pasował do pokoju rodziców. Choć nie miała w planach takiego zakupu, nie mogła go sobie odmówić. W czasach, gdy sklepowe półki świecą pustkami, trzeba wykorzystywać każdą okazję. Bo jak coś równie wartościowego nie posłuży jej, to może uraduje kogoś bliskiego.19 Ależ mnie to cieszy – stwierdziła, choć doniesienie go na przystanek nastręczyło trochę trudności. Ciasno zwinięty dywan sporo ważył, a ponieważ miał wymiary dwa na trzy metry, był dość nieporęczny w transporcie. Żałowała, że nie ma z nią Wojtka. Mąż bez trudu dałby sobie radę z ciężarem. Teraz czekało ją wciągnięcie nabytku do wagonu. Żywiła jednak nadzieję, że jakiegoś mężczyznę ogarnie litość i przyjdzie jej z pomocą. Aby sobie choć trochę ulżyć, torebkę powierzyła córce. Napomniała dziewczynkę, by dobrze jej pilnowała i nie próbowała otwierać. Na szczęście dumna z tak ważnej misji pięcio |
Podziel się opinią
Komentarze