Trwa ładowanie...
d2tzgas
04-02-2020 01:14

Bańki mydlane

książka
Oceń jako pierwszy:
d2tzgas
Bańki mydlane
Forma wydania

Książka

Rok wydania
Autorzy
Kategoria
Wydawnictwo
Materiały prasowe
Źródło: Materiały prasowe

Michalina ma wszystko, co jest pożądane w młodym wieku: kochającą rodzinę, trafione studia, pochłaniającą pasję, przyjaciół oraz uroczego chłopaka, Jakuba. Sielankę burzy podejrzenie, że dziewczyna jest w ciąży. Wkrótce jednak okazuje się, że nie ciąża, lecz złośliwy nowotwór wywraca jej poukładane życie do góry nogami.
Jak odnaleźć się w nowej, okrutnej rzeczywistości, od której nie ma ucieczki?
Bohaterka ma na to receptę. W czasie krótkotrwałej poprawy zdrowia realizuje swoje plany i urzeczywistnia pomysły. Czy to wystarczy, aby u kresu życia odczuwać spokój i mieć czyste sumienie? Być może tak, lecz mimo to Michaliny nie opuszcza lęk przed śmiercią. Obawia się osamotnienia oraz… nudy.
Bańki mydlane zachwycają w całej swej prostocie. Przywracają nam ufność, dodają otuchy i uczą współodczuwania. To wyjątkowa powieść autorstwa wyjątkowej kobiety.
Magdalena Majcher
przegląd-czytelniczy.blogspot.com
Autorka przekaże swoje wynagrodzenie z tytułu sprzedaży książki na rzecz Hospicjum Św. Łazarza w Krakowie.

Bańki mydlane
Numer ISBN

978-83-66217-14-0

Wymiary

130x200

Oprawa

miękka ze skrzydełkami

Liczba stron

208

Język

polski

Fragment

Dochodziła północ, lecz z wyjątkiem Kry­stiana nikt spośród bawiących się w dys­kotece nie zwracał na to uwagi. Muzyka wciąż grała, kołysząc tłum młodzieży spragnionej zabawy. Światła stroboskopowych lamp rzu­cały obłędną poświatę na tańczących, co spra­wiało, że wyglądali oni jak istoty z pogranicza jawy i snu. Hałas był taki, że prócz piosenek puszczanych przez DJ-a nie dało się usłyszeć dosłownie niczego.

W sali barowej było znacznie ciszej, lecz i tutaj należało zdzierać gardło, aby prowa­dzić rozmowę. Michalina, bohaterka wieczoru, odpoczywała właśnie przy barze. Koleżanki wyciągnęły ją na imprezę, mimo że powinna uczyć się do klasówki. Okazja była jednak nie­bagatelna, tego właśnie dnia wkraczała bowiem w dorosłość. Świętowała tę okoliczność wraz z kilkoma przyjaciółkami, wznosząc toasty ni­skoprocentowym radlerem.

Dziewczęta jak to dziewczęta – radosne, rozchichotane, pełne marzeń, spragnione zaba­wy – uważnie lustrowały goszczących w lokalu chłopców, komentując przy okazji ich wygląd, czasami głośno i niewybrednie, czasami ciszej.

Michalina, która w przeciwieństwie do ko­leżanek nie była specjalnie przyzwyczajona do tak głośnych zabaw, zaczynała odczuwać znużenie. Nieczęsto odwiedzała dyskoteki, jej rodzice byli dosyć surowymi ludźmi i trzyma­li krótko zarówno ją, jak i dwie starsze cór­ki. Tego wieczoru okazali jednak większą po­błażliwość i ze względu na okazję przymknęli oko i na dyskotekę, i na kusą spódniczkę. Nie­mniej chętnie wróciłaby już w zacisze swojego maleńkiego, dzielonego z Gosią pokoiku. Ze znudzeniem odpowiadała na zaczepki Artka – chłopca, który kilka tygodni temu postawił sobie za punkt honoru, że ją poderwie. Bardzo poważnie podchodził do tego planu i od jakie­goś czasu wciąż kręcił się w pobliżu.

Nagle dziewczyna dostrzegła siedzącego na uboczu bruneta. Spotykała go od czasu do czasu na mieście, zawsze w przelocie. Można było powiedzieć, że znali się jedynie z widze­nia, a Michalina nie wiedziała nawet, jak chło­pak ma na imię. Domyślała się jedynie, że jest studentem, gdyż najczęściej widywała go przy zbiegu Alei Trzech Wieszczy z Czarnowiejską, w bezpośredniej bliskości Akademii Górniczo­-Hutniczej. Ona uczyła się w „pięćdziesiątce je­dynce” na Kijowskiej, więc idąc do szkoły, siłą rzeczy mijała uczelnię.

Coś w jego oczach sprawiało, że zwracał na siebie uwagę. Był wysoki, smukły, miał ciem­ne, modnie ostrzyżone włosy i zazwyczaj nosił trzydniowy zarost. Ilekroć przechodził obok niej, Misia odczuwała, że dzieje się z nią coś dziwnego. Niezależnie od temperatury oto­czenia ogarniało ją gorąco, a krew zaczynała w niej wrzeć. Podobał się jej nieprawdopodob­nie i marzyła o tym, aby go poznać. Nigdy nie zdobyła się na to, aby przejąć inicjatywę, gdyż rodzice wpoili jej przekonanie, że nie wypada, aby dziewczyna pierwsza nagabywała chłopca.

Na pewno podobał się również jej koleżan­kom. Często chichotały na jego widok, patrzyły na niego zaczepnie lub rzucały jakąś uwagę, lecz owo zdawkowe „cześć” było ewidentnie przeznaczone dla Michaliny – mówiąc to, za­wsze spoglądał jej prosto w oczy.

Było w nim coś fascynującego. Nawet te­raz, gdy siedział na wysokim barowym stołku, puszczając bańki mydlane, przyciągał wzrok. W jednej dłoni trzymał nieduży pojemniczek, w którym co jakiś czas zanurzał plastikową szpatułkę z otworkiem. Michalina z fascyna­cją obserwowała, jak młody mężczyzna nabiera powietrza i puszcza wielobarwne, kuliste roje. Bańki unosiły się wokół, wirując i mieniąc się kolorami tęczy. Większość z nich dość szybko pękała, lecz kilka doleciało do dziewczyny.

Starała się nie pożerać go zachłannym wzrokiem, gdyż nieznajomy patrzył w jej stro­nę. Kiedy ich spojrzenia się spotkały, puścił do niej oko i wydmuchnął kolejną porcję ba­niek. Wyglądał tak, jakby wahał się, czy wstać, czy zostać na miejscu. Michalina przesłała mu uśmiech ponad ramieniem zagadującego ją Artka. Pomyślała, że byłoby miło, gdyby do niej podszedł. Była ciekawa, kim jest, jak ma na imię i czy rzeczywiście te wszystkie spojrzenia i uśmiechy były kierowane do niej.

Zapewne gdyby nie wypite wcześniej piwo, nie zebrałaby się na odwagę, aby w jakikolwiek sposób zachęcić chłopca do działania, była bo­wiem dość powściągliwa i z natury trochę nie­śmiała. Szybko pożałowała tego impulsu. W tej samej chwili Artek, zachęcony porozumiewaw­czym uśmiechem, który nie był przeznaczony dla niego, objął Michalinę w poufały sposób i chciwie przycisnął usta do pociągniętych błyszczykiem dziewczęcych warg.

Dziesięć sekund wcześniej zapytał, czy może ją pocałować. Nie wiedział jednak, że Michalina w ogóle go nie słucha.

Zaskoczona, w pierwszej chwili znierucho­miała, poddając się pocałunkowi, którego so­bie nie życzyła. Wargi Artka były mokre, a jego język nieprzyjemnie oślizgły. Miała wrażenie, jakby w jej ustach wiło się jakieś obrzydliwe stworzenie podobne do ślimaka bez skorupki. Na domiar złego poczuła, że dłonie kolegi ze­ślizgują się z jej pleców na pośladki.

Krystian patrzył na całującą się parę. Gdy zo­baczył, że dłonie chłopca przesuwają się po plecach dziewczyny, przeczesują jej długie wło­sy i zmierzają w dół, poczuł zazdrość. Wstał zdegustowany i rzucił na bar pojemnik z pły­nem do puszczania baniek.

Jest dokładnie taka sama, jak wszystkie la­ski, uznał z głęboką niechęcią. Rzuca zalotne uśmiechy, a sekundę później ściska się z kimś innym. I pomyśleć, że uważał Michalinę za ko­goś zupełnie innego!

Wiedział, jak dziewczyna ma na imię – wpa­dła mu w oko już dawno temu, krótko po roz­poczęciu nauki w liceum. Sporo się o niej do­wiedział, gdyż studiował z jej kuzynem. Kolega wspominał mu, że tego dnia kończyła osiem­naście lat.

Był nią zafascynowany – niesamowicie po­dobały mu się jej wielkie brązowe oczy ocie­nione gęstwiną rzęs, sięgające do pasa ciemno­brązowe włosy, smukłe nogi i gracja baletnicy. Od dawna chciał ją poznać, lecz uważał, że jest za młoda i nie powinien mącić jej w głowie. Wyglądała na mądrą dziewczynę, niemyślącą o błahych miłostkach. Uśmiech, którym czasa­mi okraszała swoje „cześć”, pozbawiony był ko­kieterii. Tak przynajmniej łudził się do tej pory.

Kamil, kuzyn Michasi, opowiadał mu o niej chętnie i szczegółowo, utwierdzając go w prze­konaniu, że nie myli się w ocenie dziewczy­ny. Z jego słów wynikało, że jest dla Krystiana wprost stworzona – wyciszona, spokojna, z bo­gatym wnętrzem. Miała duszę artystki, wciąż coś malowała lub rysowała. Chciała pójść do liceum plastycznego. Jej rodzice nie zgodzi­li się na to, uważając, że musi zdobyć lepsze wykształcenie, które dałoby jej w przyszłości szansę na stabilizację materialną.

Krystian uważał, że to błąd – nie powinni byli zakazywać córce podążania drogą, dzięki której mogłaby realizować swą życiową pasję. Wiedział, że Michalina jest utalentowana. Jakiś czas temu Kamil wyłudził od niej kilka akwa­reli i jedną z nich podarował przyjacielowi. Krystian oprawił ją i powiesił w swoim pokoju, na wprost łóżka. To była pierwsza i ostatnia rzecz, którą widział każdego dnia. Przedsta­wiała bańki mydlane na tle nieba z pierzasty­mi, białymi chmurkami. Niby nic niezwykłego, lecz nie mógł oderwać wzroku od idealnych kul mieniących się barwami tęczy, zza których prześwitywał błękit i obłoki. Dostrzegał w tym nie tylko artyzm, ale również głęboką wrażli­wość dziewczyny.

Marzył o niej. Póki nie znał Michaliny oso­biście, mógł upajać się wyobrażeniami na jej temat. Wydawała mu się równie idealna, jak unoszone wiatrem bańki – nieskazitelna i de­likatna. Być może właśnie dlatego, że obawiał się konfrontacji marzeń z rzeczywistością, nie potrafił wykonać pierwszego kroku.

A jednak nie mógł w nieskończoność mijać jej obojętnie na ulicy. Kamil cały czas zwracał mu uwagę, że najwyższa pora, aby zrobił coś z tym zauroczeniem. Był najrówniejszym kum­plem świata – nigdy nie zdradził przed kuzyn­ką, że Michasia ma cichego wielbiciela.

Wspólnie ustalili, że tego dnia, tuż po pół­nocy, Krystian zamówi Happy Birthday, a póź­niej złoży jej życzenia i poprosi ją do tańca. Niestety, cały plan diabli wzięli, bo okazało się, że wbrew zapewnieniom Kamila w życiu Mi­chaliny był jednak jakiś chłopak.

Krystian szybkim krokiem skierował się do wyjścia, puszczając mimo uszu słowa DJ-a , że następna piosenka dedykowana jest pewnej młodej damie, która właśnie wkroczyła w doro­słość. Wyszedł na zewnątrz, wsiadł na motocykl i włożył kask. Chwilę później włączył się do ruchu, nie zauważając nadjeżdżającej z dużą prędkością ciężarówki.

Podziel się opinią

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2tzgas
d2tzgas
d2tzgas
d2tzgas