Tadeusz od spraw zwykłych. Niziołkowie z ulicy Pamiątkowej
Forma wydania | Książka |
Rok wydania | 2016 |
Autorzy | |
Kategoria | |
Wydawnictwo |
A na Pamiątkowej nigdy nie pada deszcz... Bo zwykłe dni stają się niezwykłe, bo nagle stajemy się świadkami cudów… Co jeszcze można powiedzieć o głównym bohaterze, kiedy w poprzednim tomie puenta wybrzmiała aż nazbyt ostatecznie? Czy to w ogóle wykonalne: utrzymać konwencję przesyconej uśmiechem opowieści, kiedy rzeczywistość płata nam figle? Okazuje się, że tak. Wszystko jest możliwe, jeżeli tylko otworzymy szeroko oczy i serca. Wtedy sprawy nawet tak poważne jak świętych obcowanie mogą być radosne, a nawet… odrobinkę, ociupinkę… frywolne. Wystarczy sztafeta ludzi dobrej woli, bo niebo wszak się otwiera, jeśli tylko brać je szturmem. Do boju ruszają więc wszyscy starzy i kochani znajomi, cała rodzina Niziołków z księdzem Jankiem na czele, ale też ci, którzy przedtem trwali dyskretnie w cieniu w rolach drugoplanowych i epizodycznych; w Polsce i w Szkocji. Zawsze z pogodnym uśmiechem. Ta książka to balsam dla wszystkich smutnych, zagubionych, dająca nadzieję, że Ci, których kochamy, tak naprawdę nigdy nas nie opuszczają, zawsze są z nami. Lucyna Kędziora „Tu nie ma miejsca na nudę! Niziołkowy świat jest barwny, pogodny i pełen emocjonujących zdarzeń. Nie jest jednak lukrowany, jak mogłoby się wydawać. Energetyczna książka, po którą warto sięgnąć!” Aneta Kwaśniewska, Książki w eterze
Numer ISBN | 978-83-7674-541-1 |
Wymiary | 130x200 |
Oprawa | miękka ze skrzydełkami |
Liczba stron | 368 |
Język | polski |
Fragment | Prolog Była sobota, dziewiąty lipca dwa tysiące szesnastego roku. Ksiądz Jan, pełniący do czasu nowej nominacji obowiązki proboszcza parafii St Marie’s przy Reminder Street, jak zawsze w sobotnie popołudnie ukląkł obok krzesła w dużym pokoju. – Odbija ci, Janeczku? – zapytał dobrotliwie ksiądz Tadeusz. – Robię tylko rachunek sumienia! – pośpiesznie odpowiedział Janek. – Może być ksiądz spokojny, do spowiedzi pójdę normalnie do Świętego Niniana albo gdzieś… – A, jak tylko rachunek sumienia, to jazda – zachęcił go były proboszcz. – Pani Smith tak mnie wkurzyła na pogrzebie księdza, że… – zawahał się odrobinę penitent, to jest bzdury gada narrator, robiący rachunek sumienia, oczywiście. – Tak?… – z naciskiem dopytywał się ksiądz Tadeusz. – Podpuściłem Ethana i Adama, żeby… – Oj, nabroił ten były wikary i ciężko mu teraz szło! – Żeby?… – popędził go ksiądz Tadeusz. – Wysmarowali jej samochód… – Jasiek nabrał oddechu – …nieczystościami – dokończył elegancko. – Znaczy, gównem? – sprecyzował szef. Może już nie proboszcz, ale szefem pozostanie na wieki wieków. – Tak – potwierdził ze skruchą Janek. Księżowska rutyna tak w nim siedziała, że ani mu w głowie nie postało tłumaczyć swoje postępowanie okolicznościami obiektywnymi. A okoliczności były doprawdy obiektywne: pani Smith najpierw nad grobem zalewała się łzami, przeszkadzając spazmowaniem w obrządku, by potem, nim jeszcze ostatnia garść ziemi spadła na trumnę, zacząć obgadywać proboszcza i rozpuszczać niewiarygodne plotki, że ponoć zostawił po sobie dwustuakrową posiadłość koło Aviemore i ciekawe, komu ją zapisał. Czy aby nie wikaremu i dlaczego właśnie jemu? – A wiesz, że to podpada pod gorszenie maluczkich? – zapytał surowo ksiądz Tadeusz. – Wiem – szepnął Janek i pochylił nisko głowę. – Coś jeszcze? – zapytał szef. – To, co zawsze. – Janeczek się ożywił. – Opowiadałem na stypie kawał o grabarzu, którego chciał przestraszyć pewien pijak… – To nie jest nieprzyzwoite – zadecydował ksiądz Tadeusz. – I o pijaku, do którego przyszła maleńka śmierć… – kontynuował Jasiek. – Tego nie znam! – wciągnął się były proboszcz. – Pijak padł na kolana i dalej błagać: „Nie zabieraj mnie jeszcze! Poprawię się! Przestanę pić!”. – I co dalej? – spytał ochoczo ksiądz Tadeusz. – A śmierć na to: „Zamknij się, ja nie po ciebie, ja po chomika!”. – Jeżeli w miejsce „zamknij się” nie powiedziałeś „spierdalaj”, to również nie jest grzech – uznał ksiądz Tadeusz, a Janeczek tylko się spłonił. – Wieczorek przy tym był? – Specjalnie się przecież do niego dosiadłem – potwierdził Jasiek. – Pił na stypie? – chciał wiedzieć szef. – Tak ksiądz pyta, jakby nie wiedział najlepiej! – żachnął się p.o. proboszcza, bo może i był łobuzem, co na stypie po proboszczu pikantne kawały opowiadał, ale wiary nikt mu odmówić nie mógł. – Nie pije od marca i na stypie też wytrzymał! – W takim razie to dobry uczynek, a nie grzech – zawyrokował ksiądz Tadeusz. – Jeszcze coś? A jak tam biskup? – Na razie w porządku, niech się ksiądz nie boi, w tej materii poza grzeszenie myślą się nie posunę! – obiecał natychmiast były wikary. – No dobrze – powiedział z namysłem ksiądz Tadeusz. – To zrobimy tak: za pokutę pójdziesz do spowiedzi do Piotrowinów w Glenrothes… – Za jaką pokutę?! – oburzył się momentalnie Janek. – Przecież to tylko rachunek sumienia! – Nie chrzań, synu – usłyszał w odpowiedzi. – Nie musisz latać do nich co tydzień, raz na miesiąc wystarczy. Co tydzień zrób sobie tylko rachunek sumienia. I możesz chodzić raz do jednego, raz do drugiego, na zmianę. Im to też dobrze zrobi – powiedział szef z satysfakcją – bo chociaż raz posłuchają sobie ciekawej spowiedzi, a nie takich pobożnych blubrów 1. Poza tym będą ci się musieli zrewanżować, a to też im się przyda. Spowiednikiem jesteś, synu, doskonałym, wiem coś o tym… – Okej, proszę księdza – uśmiechnął się Jasiek. Po czym wstał, ruszył do jeepa i pojechał prosto do Glenrothes, żeby mu się po drodze nie odechciało. – Chciałem prosić o spowiedź – powiedział w drzwiach do Piotrowina od Smartfonu. |
Podziel się opinią
Komentarze