Trwa ładowanie...
di5v0qf
05-09-2021 17:00

Śmierć banderowcom. Krawawa rozprawa z OUN-UPA

książka
Oceń jako pierwszy:
di5v0qf
Śmierć banderowcom. Krawawa rozprawa z OUN-UPA
Forma wydania

Książka

Rok wydania
Autorzy
Kategoria
Wydawnictwo
Materiały prasowe
Źródło: Materiały prasowe

Ukraińskie podziemie OUN-UPA przestało istnieć w 1954 roku, kiedy ostatni przywódca został wydany przez swoich w ręce KGB. Od tej pory resztki struktur były szybko rozpracowywane i likwidowane.
Sowietom nie udało się jednak w pełni wytępić ruchu, który obecnie na Ukrainie już otwarcie przeżywa swój renesans. Budzi to przerażenie wielu Polaków, których przodkowie zostali bestialsko pomordowani na Kresach przez banderowców.
Wielu badaczy zajmujących się od lat heroizacją ukraińskiego nacjonalizmu, nie chce jasno ocenić postawy arcybiskupa Szeptyckiego wobec UPA. Metropolita, który wielokrotnie piętnował zbrodnie, u kresu życia potępił winnych im banderowców. Uznał ich za nieszczęście dla Ukraińców i chciał dogadać się z Sowietami. Jednak działalność UPA, liczącej na wybuch III wojny światowej, znacząco to utrudniała.
Cerkwi przyszło zapłacić za dwuznaczną postawę wobec ukraińskiego nacjonalizmu i nadziei pokładanych w ekspansji Adolfa Hitlera na wschód. Część duchownych przeszła na prawosławie, a część do podziemia, stając się, de facto, banderowską przybudówką. Sowieckie służby bezpieczeństwa, wiedząc o wsparciu udzielanym OUN-UPA przez Cerkiew, potraktowały ją jako poplecznika ukraińskiego nacjonalizmu – cel do bezwzględnego zniszczenia.
Autor szczegółowo opisuje proces, podczas którego Sowieci próbowali zdusić opór masowymi represjami. Paradoksalnie, jednocześnie wymierzali sprawiedliwość zbrodniarzom, których ręce splamiła polska krew na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej. Sowieckie organy odegrały więc mimo woli rolę mścicieli za rzezie na ludności polskiej.
Kiedy wojna stopniowo dogasała, OUN usiłowała przypominać światu o swoim istnieniu, jednak wcześniejszy terror sprawił, że straciła społeczne poparcie. Jej członkowie nie mogli liczyć na jakąkolwiek pomoc ze strony chłopów, a nawet zaczęli się bać ich donosów.
Książka odsłania kulisy działania OUN-UPA na przełomie lat czterdziestych i pięćdziesiątych oraz ich rywalizację z sowieckimi organami bezpieczeństwa. Oparta została na obszernej literaturze polskiej, rosyjskiej i ukraińskiej, w której ważną rolę odgrywają dokumenty NKWD, MGB i KGB.
Marek Koprowski jest jednym z najciekawszych polskich popularyzatorów historii.
„Do Rzeczy”
Marek A. Koprowski
Pisarz, dziennikarz, historyk zajmujący się losami Polaków na Wschodzie. Plonem jego wypraw i poszukiwań jest wiele książek, z czego kilkadziesiąt ukazało się nakładem Wydawnictwa Replika. Za serię pod wspólnym tytułem Wołyń otrzymał Nagrodę im. Oskara Haleckiego w kategorii „Najlepsza książka popularnonaukowa poświęcona historii Polski w XX wieku”. Jest też laureatem nagrody „Polcul – Jerzy Boniecki Foundation” za działalność na rzecz utrzymania kultury polskiej na Wschodzie.

Śmierć banderowcom. Krawawa rozprawa z OUN-UPA
Numer ISBN

978-83-66790-99-5

Wymiary

160x230

Oprawa

twarda z obwolutą

Liczba stron

440

Język

polski

Fragment

Śmierć arcybiskupa z pewnością zmartwiła podpułkow­nika Karina oraz czekistów, którzy wierzyli, że przy jego pomocy uda się wyciągnąć UPA z lasów i zakończyć roz­lew krwi na Ukrainie Zachodniej. Tymczasem banderow­cy mordowali Polaków, Rosjan i miejscowych Ukraińców, którzy opowiadali się za nową władzą. Gdy Chruszczow po pogrzebie Szeptyckiego przyjechał do Lwowa, wezwał na naradę partyjny aktyw z rejonowych i wiejskich komi­tetów i waląc pięścią w stół, instruował: „Tu, w lwowskim obwodzie i innych sąsiednich, banderowskie kadry są stare i doświadczone. Wy ich nie przekonacie. Ich trzeba aresz­tować i sądzić”.

Jak miały wyglądać te sądy i jakie wydawać wyroki, można wywnioskować z listu Chruszczowa do Stalina z listopada 1944 r. Proponował, by schwytanych bande­rowców „skazywały na śmierć” trybunały NKWD, czyli osławione „trójki”, i żeby skazanych nie rozstrzeliwano, ale wieszano natychmiast po wydaniu wyroku. Jak pisze biograf Chruszczowa William Taubman: „Lokalnych funk­cjonariuszy pobudzał do działania zjadliwym humorem i wołaniem o krew. Szydził z jednego z nich, twierdząc, że włosy jeżą mu się ze strachu, chociaż jest łysy. Narzekał, że większości wcale nie zależy na spacyfikowaniu buntow­ników, ponieważ potrzebują kogoś, na kogo będą zwalać swoje niepowodzenia”.

Sytuacja była poważna. Sam Chruszczow, oczekujący odwagi u towarzyszy, też się bał banderowców. Gdy zimą 1944 r. przyjechał do Równego, by omówić sytuację na za­pleczu frontu w związku z działalnością UPA, bał się zostać na nocleg. Dowódcy zapewniali go, że sytuacja jest opano­wana i nic mu nie grozi, ale im nie zaufał. Kilka dni wcześniej w banderowskiej zasadzce został śmiertelnie ranny dowód­ca 1 Ukraińskiego Frontu, młody generał Nikołaj Fedoro­wicz Watutin, gdy ze sztabu 13 Armii przemieszczał się do sztabu 60 Armii. Obława na sprawców zamachu jeszcze się nie zakończyła, kiedy pod kulami banderowców znalazł się kolejny konwój, w którym jechali dowódca 38 Armii Kiriłł Siemionowicz Moskalenko i członek rady wojennej generał Alieksiej Alieksiejewicz Jepiszew. Tym razem eskorta była jednak liczniejsza i nie dała się zaskoczyć. Atak banderow­ców został odparty. Chruszczow nie chciał ryzykować, opu­ścił z eskortą Równe, i pojechał w stronę frontu. Najpierw zatrzymał się na tyłach, w bazie zaopatrzeniowej. Zauważył tam „[…] podejrzanie dużą liczbę wałęsających się ludzi. Przeszło mi przez myśl, ilu z nich to przebrani banderowcy, wyjadający nam żywność, ogrzewający się przy naszych ogniskach i szpiegujący nas. Ostrzegano mnie, że w tej okoli­cy roi się od banderowców”. Chruszczow nie odważył się na pozostanie w bazie i udał się prosto na front, uważając, że tam będzie bezpieczniejszy.

Władze sowieckie zgromadziły na Wołyniu spore siły – dziesięć brygad wojsk wewnętrznych i cztery pułki pograniczników – ale i tak nie radziły sobie w walce z UPA. Sowieccy dowódcy, mszcząc się na Berii, meldowali bezpo­średnio Stalinowi, że nie mają zapewnionej ochrony tyłów. Beria skierował na Wołyń, czyli do obwodu rówieńskiego i wołyńskiego, dwie dywizje, cztery brygady i czołgowy batalion wojsk NKWD. Sił tych było jednak wciąż za mało, zwłaszcza gdy została wyzwolona od Niemców Małopol­ska Wschodnia. Dla uzupełnienia wojsk Sowieci utworzy­li tzw. istriebitielne bataliony, demonizowane obecnie przez ukraińskich historyków. Służyli w nich także Polacy, gdyż w stosunku do ludności polskiej jednostki te odgrywały rolę legalnych oddziałów samoobrony. Z kolei Ukraińcy czuli się usprawiedliwieni, mordując ich za współpracę z NKWD.

Fragment rozdziału III • Wieszać, rozstrzeliwać, deportować!

Podziel się opinią

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
di5v0qf
di5v0qf
di5v0qf
di5v0qf