Trwa ładowanie...
d4ct2ui
13-01-2022 09:00

Skarb czarownicy

książka
Oceń jako pierwszy:
d4ct2ui
Skarb czarownicy
Forma wydania

Książka

Rok wydania
Autorzy
Kategoria
Wydawnictwo
Materiały prasowe
Źródło: Materiały prasowe

Małgosia wraz z siedmioletnią Marynią wiodą w Urokach spokojne i bezpieczne życie, otoczone życzliwymi im ludźmi, przyjaciółmi i zwierzętami. Małgosia prowadzi gabinet weterynaryjny, a rezolutna i samodzielna Marynia spędza wakacyjne dni, buszując po okolicznych lasach razem z bandą przyjaciół. Dzieciaki, mimo przestróg dorosłych, zapuszczają się w leśne ostępy, gdzie pewnego dnia dochodzi do wydarzenia, które początkuje całą serię tragicznych wypadków.

Okaże się, że przeszłość nigdy nie pozwoli o sobie zapomnieć, a dawne zbrodnie wciąż potrafią rzucać długie cienie.


Opisana historia jest na tyle prawdziwa, że znając realia małej miejscowości, mogła się wydarzyć i może dlatego czytałam ją z zapartym tchem! Polecam książkę czytelniczkom, aby poznały, czym tak właściwie jest wartość człowieka.

Ewa Formella,

Książki Idy

Skarb czarownicy
Numer ISBN

978-83-66790-95-7

Wymiary

130x200

Oprawa

miękka ze skrzydełkami

Liczba stron

336

Język

polski

Fragment

Nazywałam ją swoim skarbem. Ale czasem –

utrapieniem. W życiu przecież nie może być tylko

dobrze.

Marynka od ponad godziny miała już być w domu.

Na siódme urodziny kupiłam jej mały telefon

z odzysku, w sam raz dla dzieciaków. Różowa

obudowa w kwiatki, lekki, mały, żeby zmieścił się

w kieszeni – żaden smartfon. Ma jej (nam) służyć

po prostu do kontaktu oraz do kontrolowania czasu

zamiast zegarka. Młoda jest bystra, rezolutna,

samodzielna i nad wiek dojrzała, uznałam więc,

że sprosta.

Do tej pory tak było, teraz jednak telefon nie odpowiadał,

a obojętny, monotonny głos z automatu

uprzejmie donosił, że abonent jest poza zasięgiem

sieci. Czyli poszła do lasu, choć zarzekała się, że

nie ma takiego zamiaru. Na początku się nie denerwowałam,

w końcu nie pierwszy raz się spóźniała.

Nie należę do nadopiekuńczych matek. Od paru lat

wychowuję ją sama, prowadzę gabinet weterynaryjny

na miejscu i trzy dni w tygodniu dorabiam

w dużej przychodni dla psów i kotów w Dolnym Popowie.

Mieszkamy w małej osadzie, gdzie wszyscy

się znają, mnie też wychował las, w którym czułam

się bezpieczniej niż w domu z wiecznie pijaną matką

oraz jej klientami, do których kazała zwracać się

„wujku”. Dziesiątki „wujków”, nie byłam w stanie

nawet ich rozróżnić. Tak było, póki nie zapiła się

na śmierć (do dziś nie potrafię jej tego wybaczyć,

choć już wiem, że padła ofiarą systemu, tak zwanej

„tradycji”, zacofania i nędzy). Wtedy przyjęli

mnie pod swój dach Ada z Michałem, moja rodzina

zastępcza. I znowu: dopóki nie odnalazł mnie rodzony

ojciec ze swoją nową rodziną. Przyjęli mnie

z miłością. Od tamtej pory mam podwójnych rodziców,

a Marynia podwójnych dziadków. Wszyscy są

w niej zakochani. Nic dziwnego, mała ma wdzięk.

Ada i Michał wciąż mieszkają dwa domy dalej, po

przeciwnej stronie ulicy. Może smarkata do nich

poszła? Często tak było, w sumie całe dnie spędzała

u nich w domu, kiedy pracowałam…

Chwyciłam za komórkę. Odebrała Ada, na

szczęście, bo Michał od razu by panikował.

– Cześć, Adziu! Czy jest u was Marynka? – zapytałam

z nadzieją.

– Nie… a miała być? – W głosie Ady nie słychać

było jeszcze niepokoju, raczej lekkie zdziwienie. –

Mignęła mi na drodze parę godzin temu, była w grupie

dzieciaków. Tylko mi pomachała.

– Gdzieś szli? Zauważyłaś, w którą stronę?

– W stronę lasu, na lewo – odparła Ada. Uroki,

naszą wioskę, dookoła otacza las. Czy od lewej, czy

od prawej, wszystkie drogi prowadzą do lasu. – Czy

coś się stało, Gośka? Słyszę, że jesteś zdenerwowana…

– Nie, na pewno nie! – Postarałam się nadać swemu

głosowi bagatelizujące brzmienie. – Po prostu

się spóźnia. Szczerze mówiąc, to jestem bardziej zła

niż zdenerwowana. Zmieniła się ostatnio. Może to

już ten pierwszy bunt? Odkąd poczuła się drugoklasistką,

uważa się za prawie dorosłą! – zaśmiałam

się sztucznie. – Wczoraj nawet oburzyła się, kiedy

nazwałam ją dzieckiem, bo jej zdaniem teraz jest już

„młodzieżą”. Pojęcia nie mam, skąd jej to przyszło

do głowy. Na pewno za chwilę wróci…

– W ciebie się wdała. A jej komórka?

– Poza zasięgiem.

– Jeśli poszli do lasu, to tam zasięg mógł jej paść.

Nie bój się, w naszym lesie nie zabłądzą. Próbuj

dalej do niej dzwonić.

– Tak zrobię.

– I daj znać, czy wróciła. Jak nie, to pójdziemy

jej szukać.

– Tylko nie mów na razie nic Michałowi, dobrze?

Nie ma co wszczynać alarmu, za wcześnie na to.

– Michał jeszcze nie wrócił z pracy. Mają w firmie

dużo roboty. Wezmę Reksa i pójdziemy we

dwie.

Rozłączyłam się i ponownie wybrałam numer

Marynki. To samo. Piknięcie i komunikat.

Pomału zapadał zmierzch. Teraz już na serio się

wystraszyłam. Dzieci z wioski, z moją córką na

czele, znały nasze lasy jak własną kieszeń. Nie

bały się dzikich zwierząt, wiedziały, jak się zachować,

gdy napotkały na przykład stado dzików.

Co innego ludzie. Zawsze uważałam, że ludzie są

o wiele bardziej niebezpieczni od zwierząt. Nasza

osada też się zmieniła. Dawniej Ada chodziła na

spacery z kotami, które podążały za nią spokojnie

krok w krok, była z tego znana w okolicy. Obecnie

nie zaryzykowałaby: przybyło ludzi, samochodów,

motocykli. W sezonie tłumnie przyjeżdżali

letnicy.

Nie miałam ochoty dzwonić do Damiana ani

teściowej – byłej teściowej, trzeciej babki Marynki –

w tej sytuacji jednak…

Na szczęście nie zdążyłam, bo usłyszałam trzy

szybkie dzwonki do drzwi. W progu stała moja

genialna wyrodna córka, zdyszana jak po biegu,

otrzepując z błota kalosze.

Podziel się opinią

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4ct2ui
d4ct2ui
d4ct2ui
d4ct2ui