Skarb czarownicy
Forma wydania | Książka |
Rok wydania | 2022 |
Autorzy | |
Kategoria | |
Wydawnictwo |
Małgosia wraz z siedmioletnią Marynią wiodą w Urokach spokojne i bezpieczne życie, otoczone życzliwymi im ludźmi, przyjaciółmi i zwierzętami. Małgosia prowadzi gabinet weterynaryjny, a rezolutna i samodzielna Marynia spędza wakacyjne dni, buszując po okolicznych lasach razem z bandą przyjaciół. Dzieciaki, mimo przestróg dorosłych, zapuszczają się w leśne ostępy, gdzie pewnego dnia dochodzi do wydarzenia, które początkuje całą serię tragicznych wypadków.
Okaże się, że przeszłość nigdy nie pozwoli o sobie zapomnieć, a dawne zbrodnie wciąż potrafią rzucać długie cienie.
Opisana historia jest na tyle prawdziwa, że znając realia małej miejscowości, mogła się wydarzyć i może dlatego czytałam ją z zapartym tchem! Polecam książkę czytelniczkom, aby poznały, czym tak właściwie jest wartość człowieka.
Ewa Formella,
Książki Idy
Numer ISBN | 978-83-66790-95-7 |
Wymiary | 130x200 |
Oprawa | miękka ze skrzydełkami |
Liczba stron | 336 |
Język | polski |
Fragment | Nazywałam ją swoim skarbem. Ale czasem – utrapieniem. W życiu przecież nie może być tylko dobrze. Marynka od ponad godziny miała już być w domu. Na siódme urodziny kupiłam jej mały telefon z odzysku, w sam raz dla dzieciaków. Różowa obudowa w kwiatki, lekki, mały, żeby zmieścił się w kieszeni – żaden smartfon. Ma jej (nam) służyć po prostu do kontaktu oraz do kontrolowania czasu zamiast zegarka. Młoda jest bystra, rezolutna, samodzielna i nad wiek dojrzała, uznałam więc, że sprosta. Do tej pory tak było, teraz jednak telefon nie odpowiadał, a obojętny, monotonny głos z automatu uprzejmie donosił, że abonent jest poza zasięgiem sieci. Czyli poszła do lasu, choć zarzekała się, że nie ma takiego zamiaru. Na początku się nie denerwowałam, w końcu nie pierwszy raz się spóźniała. Nie należę do nadopiekuńczych matek. Od paru lat wychowuję ją sama, prowadzę gabinet weterynaryjny na miejscu i trzy dni w tygodniu dorabiam w dużej przychodni dla psów i kotów w Dolnym Popowie. Mieszkamy w małej osadzie, gdzie wszyscy się znają, mnie też wychował las, w którym czułam się bezpieczniej niż w domu z wiecznie pijaną matką oraz jej klientami, do których kazała zwracać się „wujku”. Dziesiątki „wujków”, nie byłam w stanie nawet ich rozróżnić. Tak było, póki nie zapiła się na śmierć (do dziś nie potrafię jej tego wybaczyć, choć już wiem, że padła ofiarą systemu, tak zwanej „tradycji”, zacofania i nędzy). Wtedy przyjęli mnie pod swój dach Ada z Michałem, moja rodzina zastępcza. I znowu: dopóki nie odnalazł mnie rodzony ojciec ze swoją nową rodziną. Przyjęli mnie z miłością. Od tamtej pory mam podwójnych rodziców, a Marynia podwójnych dziadków. Wszyscy są w niej zakochani. Nic dziwnego, mała ma wdzięk. Ada i Michał wciąż mieszkają dwa domy dalej, po przeciwnej stronie ulicy. Może smarkata do nich poszła? Często tak było, w sumie całe dnie spędzała u nich w domu, kiedy pracowałam… Chwyciłam za komórkę. Odebrała Ada, na szczęście, bo Michał od razu by panikował. – Cześć, Adziu! Czy jest u was Marynka? – zapytałam z nadzieją. – Nie… a miała być? – W głosie Ady nie słychać było jeszcze niepokoju, raczej lekkie zdziwienie. – Mignęła mi na drodze parę godzin temu, była w grupie dzieciaków. Tylko mi pomachała. – Gdzieś szli? Zauważyłaś, w którą stronę? – W stronę lasu, na lewo – odparła Ada. Uroki, naszą wioskę, dookoła otacza las. Czy od lewej, czy od prawej, wszystkie drogi prowadzą do lasu. – Czy coś się stało, Gośka? Słyszę, że jesteś zdenerwowana… – Nie, na pewno nie! – Postarałam się nadać swemu głosowi bagatelizujące brzmienie. – Po prostu się spóźnia. Szczerze mówiąc, to jestem bardziej zła niż zdenerwowana. Zmieniła się ostatnio. Może to już ten pierwszy bunt? Odkąd poczuła się drugoklasistką, uważa się za prawie dorosłą! – zaśmiałam się sztucznie. – Wczoraj nawet oburzyła się, kiedy nazwałam ją dzieckiem, bo jej zdaniem teraz jest już „młodzieżą”. Pojęcia nie mam, skąd jej to przyszło do głowy. Na pewno za chwilę wróci… – W ciebie się wdała. A jej komórka? – Poza zasięgiem. – Jeśli poszli do lasu, to tam zasięg mógł jej paść. Nie bój się, w naszym lesie nie zabłądzą. Próbuj dalej do niej dzwonić. – Tak zrobię. – I daj znać, czy wróciła. Jak nie, to pójdziemy jej szukać. – Tylko nie mów na razie nic Michałowi, dobrze? Nie ma co wszczynać alarmu, za wcześnie na to. – Michał jeszcze nie wrócił z pracy. Mają w firmie dużo roboty. Wezmę Reksa i pójdziemy we dwie. Rozłączyłam się i ponownie wybrałam numer Marynki. To samo. Piknięcie i komunikat. Pomału zapadał zmierzch. Teraz już na serio się wystraszyłam. Dzieci z wioski, z moją córką na czele, znały nasze lasy jak własną kieszeń. Nie bały się dzikich zwierząt, wiedziały, jak się zachować, gdy napotkały na przykład stado dzików. Co innego ludzie. Zawsze uważałam, że ludzie są o wiele bardziej niebezpieczni od zwierząt. Nasza osada też się zmieniła. Dawniej Ada chodziła na spacery z kotami, które podążały za nią spokojnie krok w krok, była z tego znana w okolicy. Obecnie nie zaryzykowałaby: przybyło ludzi, samochodów, motocykli. W sezonie tłumnie przyjeżdżali letnicy. Nie miałam ochoty dzwonić do Damiana ani teściowej – byłej teściowej, trzeciej babki Marynki – w tej sytuacji jednak… Na szczęście nie zdążyłam, bo usłyszałam trzy szybkie dzwonki do drzwi. W progu stała moja genialna wyrodna córka, zdyszana jak po biegu, otrzepując z błota kalosze. |
Podziel się opinią
Komentarze