Najlepszy polski piłkarz w historii? Fascynujące życie, wielka kariera i tragiczna śmierć Kazimierza Deyny
Najlepszy polski piłkarz w historii? Fascynujące życie, wielka kariera i tragiczna śmierć Kazimierza Deyny
Deyna – polski Ronaldo i Messi
Piłkarski geniusz, objawienie futbolu, najlepszy polski piłkarz XX wieku. Popularny na świecie jak dzisiaj Ronaldo i Messi, a przede wszystkim nie mniej utalentowany. Konstruował akcje, rozdzielał piłkę, a od biegania byli inni. Nie biegał najszybciej, ale najszybciej myślał. I te jego słynne „rogale” i „kaczki”, od których bramkarze dostawali niestrawności. Prywatnie skromny, małomówny, był wielkim indywidualistą, a podczas meczu – duszą zespołu.
Gdyby urodził się kilka lat później, zrobiłby na Zachodzie karierę dużo większą niż Boniek. Po zwycięskich igrzyskach w Monachium, których został królem strzelców, biły się o niego największe kluby Europy. Nie wyjechał, swoje najlepsze lata oddał Legii i reprezentacji.
Na kolejnych stronach galerii prezentujemy fascynującą biografię i niewyobrażalny talent Kazimierza Deyny, dzieciństwo i dojrzewanie w Starogardzie Gdańskim, początki jego piłkarskiej kariery, wielkie sukcesy osiągane z Legią i reprezentacją, grę w Anglii i USA, a w końcu także tragiczną śmierć.Nakładem wydawnictwa Marginesy właśnie ukazała się wyczerpująca i pięknie wydana biografia * Deyna, Legia i tamte czasy* Stefana Szczepłka .
Zacznijmy od początku
Kazimierz Deyna urodził się 23 października 1947 w Starogardzie (od 1950 – Starogard Gdański) na Kociewiu. Jego ojciec, Franciszek Deyna, pracował w mleczarni i słynął podobno z wytwarzania znakomitych serów. Matka, Jadwiga (z domu Sprengel), zajmowała się domem i wychowywaniem licznego potomstwa. Deynowie mieli bowiem aż dziesięcioro dzieci, dziewięcioro własnych i jedno adoptowane, trzech chłopców i siedem dziewcząt.
Szczepłek pisze, że określenie „w domu się nie przelewało” jest w tym wypadku aż nazbyt oczywiste. Z drugiej strony, najczarniejszy moment rodzina Deynów przeżyła jego zdaniem dopiero w 1978 roku, w czasie mistrzostw w Argentynie… *Kazimierz Deyna rozgrywał tam swój setny mecz w reprezentacji Polski. Cała rodzina Deynów zebrała się przed telewizorem marki Szmaragd.*
„Kiedy Kazik miał wykonywać karnego, mama powiedziała: „Nie strzeli, ja wam mówię, że nie strzeli”. Wszyscy tak mu życzyli powodzenia, e nikt nawet nie zdążył krzyknąć: „Co mama plecie!”. Czuli, że tym razem mu się nie uda. Czekali na to i przewidzieli. Kiedy bramkarz Fillol złapał piłkę, w mieszkaniu zaległa cisza. Matka powiedziała: „Mój Boże, co oni mu teraz zrobią?”” – czytamy w najnowszej biografii Deyny.
Zamiłowanie do sportów, także wymyślonych
Franciszek, brat starszy od Kazika o 5 lat, grał z kolei w miejscowym Starogardzkim Klubie Sportowym. Powszechnie uważa się, że ducha sportu zaszczepili w Kaziku jego starsi bracia oraz siostra Teresa.
*Szczepłek pisze, że Deyna szybko zdecydował się, że chce być piłkarzem, ale przez jakiś czas wyżywał się we wszystkich możliwych sportach (grał np. w tenisa stołowego w III lidze i był dobrym lekkoateltą), także w tych, które... sam wymyślał. *
Do szkoły chodził, bo musiał
„Kiedy więc za karę ojciec go sprał, a matka zamykała w domu, Kazik brał piłeczki pingpongowe, by razem ze starszą siostrą celować nimi do wazonu na stole.Byleby rywalizować i koniecznie wygrywać. Jego pierwszą bramką stało się zwykłe krzesło w mieszkaniu przy ulicy Lubichowskiej 86. Trafiał w nie czym się dało” – czytamy w książce Deyna, Legia i tamte czasy.
Po szkole podstawowej Kazik uczęszczał do Zasadniczej Szkoły Zawodowej przy Starogardzkich Zakładach Obuwniczych, ale Szczepłek uważa, że od najmłodszych lat Deynę interesował tylko sport, a do szkoły chodził, bo nie miał innego wyjścia. „Ojciec, widząc, że synowi w głowie tylko bramki, piłki i skocznie, traktował go dość surowo, czego ślady widać było nieraz przez kilka dni na całym ciele. Matka trzymała raczej z ojcem wspólny front, obawiając się, że z syna nic dobrego nie wyrośnie”.
Początki piłkarskiej edukacji
Kazik już wtedy umiał przede wszystkim strzelać gole: „Był wyższe od większości kolegów, taki gibas, jak mówiono w Starogardzie na wysokich, szczupłych chłopaków. Szybszy, lepszy technicznie i sprawniejszy od rówieśników. A do tego ćwiczył jak nikt”. Jak wspominał sam Piotrowski:
„Aż miło było patrzeć, z jakim zacięciem wykonywał każde moje polecenie. Inni chłopcy różnie je traktowali, jak to młodzi. […] Kazik był inny. Wiedział, że jak trener coś mówi, to wie, czego chce i jaki ma plan. Kazia nie trzeba było popędzać, sprawdzać, poprawiać. Nie dość, że najlepiej grał, to jeszcze najsolidniej trenował”.
Rozchwytywany 18-letni Deyna
W 1965 roku, gdy Kazik kończył 18 lat, Lechia wystosowała list z prośbą o pomoc w sprowadzeniu do Gdańska „utalentowanego juniora Włókniarza Starogard Gdański o nazwisku Deyna”. Jesienią 1965 Arka Gdynia i Lechia Gdańsk zaczęły walczyć o pozyskanie utalentowanego zawodnika. W transfer młodego piłkarza zaangażowała się także partia i wojsko.
10 października 1965 roku Deyna zadebiutował na boisku w Mielcu jako reprezentant Polski juniorów w meczu z Czechosłowacją. Po raz pierwszy w życiu założył koszulkę z orłem.
Deyna rozkręca się w Łodzi
W styczniu 1966 roku Kazimierz Deyna wyjeżdża do Łodzi, gdzie mieszka jego brat Henryk, i zaczyna trenować w Łódzkim Klubie Sportowym.W zespole rezerw ŁKS-u debiutuje 2 października 1966 roku w meczu na szczeblu trzeciej ligi z Włókniarzem Białystok. ŁKS wygrał 7:2. Pięć z siedmiu bramek strzelił Deyna.
Już tydzień później, 8 października 1966, „Kaka” debiutuje w pierwszej lidze (ŁKS bezbramkowo remisuje z utytułowanym Górnikiem Zabrze). „Debiut wypadł przeciętnie, jeśli weźmie się pod uwagę późniejsze osiągnięcia Kazika, i nieźle, zważywszy, że przez kilka miesięcy nie grał w ogóle, a pierwszy raz przyszło mu zmierzyć się z najlepszymi w Polsce” – komentuje Szczepłek.
Po jednym meczu w pierwszej lidze, Deyna dostaje powołanie do wojska i w ten sposób trafia do warszawskiej Legii. *Niespełna 19-letni Deyna trafia do stolicy i na dobre rozpoczyna się jego wielka kariera... *
Kolejne sukcesy Deyny w Legii
Wiosną 1967 roku Deyna występował już w większości pierwszoligowych spotkań. Pierwszego gola dla Legii zdobywa 13 maja 1967 roku w meczu z GKS Katowice.W 1969 roku z Legią zdobywa mistrzostwo Polski. Deyna grał we wszystkich 26 ligowych meczach i zdobył 12 bramek. Rok później Legia ponownie zostaje mistrzem Polski.
„Ulubieńcem Warszawy stał się w ciągu kilku miesięcy. Chodziło się „na Legię”, zaczęło się chodzić na Deynę”– pisze w książce Szczepłek. Jacek Gmocha wspomina, że Deyna był bardzo życzliwym i uczynnym człowiekiem, który nie wdawał się w żadne intrygi czy układy:
„Jego to nie interesowało. Kochał tylko piłkę. Kiedy on i Gadocha odchodzili z wojska, a chcieliśmy ich zatrzymać w Legii, grupa starszych zawodników i ja, wtedy już po kontuzji, która mi przerwała karierę, pożyczyliśmy na ten cel pieniądze. Nikt wtedy nie pytał, kiedy i czy w ogóle otrzymamy je od klubu z powrotem. Chcieliśmy tylko, żeby Kazio i Robert byli z nami, bo bez nich Legia nie osiągnęłaby żadnego sukcesu przełomu lat 60. i 70.”.
Bramki, które śnią się do dzisiaj
W Legii Deyna występował łącznie przez trzynaście sezonów (1966/67 – 1978/79), zagrał w barwach Legii 304 pierwszoligowe mecze i zdobył 94 bramki (to drugi wynik w historii Legii, za Lucjanem Brychczym). Ostatnie bramki w polskiej lidze strzelił w meczu przeciwko opolskiej Odrze.
„Jedna z tych bramek, którą Kazik mi strzelił śni mi się do dzisiaj. Nadal nie wiem, jak on to zrobił. Piłka wpadła mi po prostu za kołnierz. Teraz już nie, ale kiedyś bardzo mnie to męczyło. Ale Deyna nie tylko ze mnie zrobił balona” – wspominał później Józef Młynarczyk.
Już w 1974 roku wiele renomowanych klubów europejskich było zainteresowanych Kazimierzem Deyną (m.in. AC Milan, Inter Mediolan, AS Monaco, Real Madryt czy Bayern Monachium), ale dopiero po drugich mistrzostwach świata piłkarz miał otrzymać zgodę władz państwowych na wyjazd z Polski. Deyna jako oficer Ludowego Wojska Polskiego nie mógł wyjechać do krajów NATO.
Triumfy z reprezentacją Polski
W reprezentacji Polski Kazimierz Deyna zadebiutował w wieku 21 lat. We wrześniu 1967 roku został powołany na mecz Belgia-Polska, ale jego właściwy debiut reprezentacyjny miał miejsce 24 maja 1968 na Stadionie Śląskim w Chorzowie. Reprezentacja Polski wygrała wtedy 8:0 z Turcją.
Szczepłek wspomina: „Tempo, w jakim Deyna wywalczył miejsce w drużynie narodowej, było imponujące. W czerwcu 1968 przeciw Brazylii grał jeszcze niecałe dziewięćdziesiąt minut. Dziesięć miesięcy później strzelił już dwa gole Luksemburgowi, potem honorowego, w przegranym 1:4 meczu w Sofii. Norweskiego bramkarza pokonał strzałem z połowy boiska, kolejne dwa gole wbił Lukseburczykom, aż wreszcie stał się bohaterem bitwy z Bułgarią w Warszawie”.
Mecz z 9 listopada 1969 był jednym z tych piłkarskich pojedynków, o których mówi się latami: „Pokonaliśmy Bułgarię 3:0 po bardzo dobrej grze. Dwa gole strzelił Andrzej Jarosik z Zagłębia Sosnowiec, a jednego Deyna, najlepszy zawodnik na boisku. A przecież cały czas grali Lubański, Szołtysik, Stanisław Oślizło, Zmijewski żegnał się z reprezentacją” – wspomina Szczepłek.
Pamiętny rok 1972
W 1972 roku Deyna zostaje królem strzelców pamiętnego turnieju olimpijskiego w Monachium, gdzie zdobywa 9 bramek, a reprezentacja Polski zdobywa tytuł mistrza olimpijskiego. Deyna, wspomina w książce Szczepłek, „grał w polskich butach wyprodukowanych w Wałbrzychu. Ten model nosił nazwę Huragan. Przez cały turniej na koszulce Kazik miał numer 9”.
„Igrzyska olimpijskie w Monachium (1972) stanowiły przełom w życiu Deyny. Dwa kolejne lata zadecydowały o tym, że pozycja Deyny jako Pierwszego Piłkarza Rzeczypospolitej dla nikogo, już bez względu na sympatię, nie ulegała wątpliwości. Skończyły się sukcesy klubów, zaczęły reprezentacji, a tu Deyna błyszczał” – czytamy w książce Deyna, Legia i tamte czasy.
„Fenomen. Nie było chyba w Polsce lepszego piłkarza środka pola.* Kiedy on grał, mieliśmy gwarancję, że nic nam w tej strefie nie grozi. Zawsze wiedział, jak pokierować akcjami, kiedy zwolnić, a kiedy włączyć się do ataku lub podać piłkę napastnikowi tak, żeby otrzymał ją w najlepszym momencie.Z Kaziem grało mi się znakomicie, bo wyczuwaliśmy nawzajem swoje zamiary. Byliśmy w stanie przewidzieć, co może się stać za kilka podań, kilkanaście sekund. On był pod tym względem mistrzem. *Miał nieprawdopodobną intuicję. Coś, czego nie można się nauczyć” – wspominał Deynę Włodzimierz Lubański.
Deyna czy Lubański?
Warto pamiętać, że w tamtych latach kraj był „podzielony na tych, którzy kochali Włodka, oraz na miłośników Kazika”. Szczepłek pisze, że Lubański i Deyna nie byli jednak przyjaciółmi z boiska: „Lubili się, szanowali, ale nic więcej. […] Czasami na zgrupowaniach dzielili pokój, zresztą stałych par raczej nie było. Kazik, jako typ samotnika, nie szukał ani przyjaźni, ani nawet partnerów do hotelowego pokoju”.
Szczepłek przypomina o dziesiątkach polskich i zagranicznych rankingów i klasyfikacji, w których w latach 70. pojawiało się (najczęściej na pierwszym miejscu) nazwisko Deyny. *Aż trzy razy Deyna znalazł się wśród laureatów *najbardziej prestiżowego plebiscytu na najlepszego gracza w Europie według tygodnika „France Football”.W 1974 zachodnioniemiecki „Kicker” przyznał Deynie „Brązową Piłkę” dla trzeciego piłkarza świata (złoto otrzymał Johan Cruyff, a srebro Franz Beckenbauer).
Autor biografii Deyny podkreśla, że nigdy wcześniej ani później nie sklasyfikowano Polaków tak wysoko w prestiżowych plebiscytach „France Football”. Jedynym wyjątkiem było trzecie miejsce Zbigniewa Bońka jako zawodnika Juventusu.* „W roku 2012 mija trzydzieści lat od ostatniego wyróżnienia”* – pointuje Szczepłek.
Deyna w Manchesterze
9 listopada 1978 roku Kazimierz Deyna podpisuje w końcu swój pierwszy zagraniczny kontrakt z jednym z najlepszych wtedy angielskich klubów, Manchesterem City. Szczepłek: „Deyna zawsze chciał grać w Anglii, zwłaszcza po meczu na Wembley. […] Kazik spełnił swoje młodzieńcze marzenie – został graczem pierwszoligowego angielskiego klubu.
Deyna przez długi czas próbował dostosować swój styl gry do angielskiego, szukano mu miejsca na boisku (środkowy napastnik, środek pomocy, skrzydło), ale, koniec końców, nie do końca udało im się wykorzystać wielki talent Kaki. „Moźe teraz juź mu się nie chciało walczyć o pozycję, moźe nie miał na to sił” – zastanawia się Szczepłek w biografii piłkarza.
*Co, zdaniem biografa, było największą przeszkodą na drodze do sukcesu Deyny w Anglii? *
Deyna głową myślał, a nie odbijał piłki
„Kazikowi brakowało cech typowych dla angielskiego futbolisty, miał natomiast takie, jakich nie znali Anglicy, a przynajmniej zdecydowana większość klubowych partnerów. Deyna nie był szybki, nie wdawał się niepotrzebnie w walkę, raczej słabo grał głową. Głowę miał od myślenia, do odbijania piłki natomiast – tylko w ostateczności.Obsługiwał partnerów takimi podaniami, że ci wiele z nich marnowali, nie przewidując w ogóle takich zagrań. Nie znali ich z podręczników brytyjskich teoretyków i nie pokazywali ich trenerzy” – tak angielski epizod piłkarskiej kariery Deyny podsumowuje Szczepłek.
W Anglii Deyna mieszkał do stycznia 1981 roku.Coraz rzadsze występy w pierwszym składzie Manchesteru City sprawiły, że Kaka zaczął szukać nowego klubu. Gdy pojawiła się szansa wyjazdu do USA, Deyna skorzystał z niej i podpisał kontrakt z San Diego Sockers.
Deyna w Stanach Zjednoczonych
Biograf Deyny nie ma wątpliwości co do charakteru wyjazdu Deyny do Ameryki: „To był początek nowej drogi, ale jednocześnie koniec kariery w świecie prawdziwej piłki nożnej”. Szczepłek pisze, że przez pięć kolejnych lat Kazik „mierzył się z amerykańskimi nastolatkami i podstarzałymi piłkarzami z Europy, którzy – jak on – w Stanach Zjednoczonych kończyli karierę lub przybywali tu, by zarobić podczas wakacji”.
W kolejnych latach Deyna zdobył łącznie pięć mistrzowskich tytułów (wszystkie z San Diego Sockers). W 1988 roku (Deyna skończył już 40 lat) zakłada klub The Legends. „Coś w rodzaju Orłów Górskiego. Grały w niej legendy soccera w Kalifornii, niedawne gwiazdy, aktywni oldboje, których połączyła w San Diego piłka nożna” – czytamy w biografii Kaki.
Deyna coraz rzadziej grał w piłkę, zagrał za to w filmie „Ucieczka do zwycięstwa” w reżyserii Johna Hustona, w którym, obok polskiego piłkarza, zagrał m.in. Sylvester Stallone, Pele, Bobby Moore, Osvaldo Ardiles i inne wielkie gwiazdy futbolu.
Dlaczego Kazimierza Deynę nazywano Kaką?
Odpowiedzi na to pytanie istnieje kilka i nie wiadomo, która jest prawdziwa.Pierwsza wersja mówi, że kiedy Deyna dołączył do Legii, właśnie odchodził z niej Kazimierz Frąckiewicz, którego wcześniej miał przydomek Kaka, i Deyna zatrzymał jego „przezwisko będące specyficznym zdrobnieniem imienia”.
Druga wersja wywodzi przydomek od rodzaju strzałów, z których słynął Deyna. Kaka, czyli „kaczka” to „strzał, po którym piłka uderza w ziemię przed bramką, myląc tym obrońców, a przede wszystkim bramkarza.Piłka kopnięta jest jak kamień rzucony płasko na wodę, który, nim ostatecznie się w niej zagłębi, odbije się kilkakrotnie od powierzchni”.
Szczepłek odrzuca jednak tę drugą wersję, gdyż „Kaka mówiono na Kazika, jeszcze nim zaczął regularnie, niemal w każdym meczu imponować swoimi strzałami „kaczkami” i „rogalami””. Biograf pisze, że określenie „Kaka” wzięło się najpewniej od sposobu chodzenia Deyny. „Był wysoki, miał metr osiemdziesiąt wzrostu, ale chodząc, stawiał nogi do środka, co sprawiało, że kołysał się jak kaczka. Jakkolwiek było, przydomek stał się prawie nieodłączną częścią nazwiska i nigdy nie był traktowany pejoratywnie” – pisze Szczepłek.
Tragiczna śmierć Deyny
Kazimierz Deyna zginął tragicznie w nocy, 1 września 1989 roku. Oto jak relacjonuje tamte wydarzenia biograf piłkarza: „Wracał z południa, od strony Meksyku. Jechał białym, starym dodge’em coltem z 1974 roku […]. Na sześciopasmowej autostradzie I-15, na północ od Miramar Road stał samochód ciężarowy Ford F-600, należący do Meksykanina Manuela Vasqueza […] Samochód zepsuł się, więc kierowca zostawił go, zgodnie z przepisami, na prawym skrajnym pasie (awaryjnym). Zapalił żółte pulsujące światła awaryjne i poszedł po pomoc.
Było już po północy. Ciepło, sucho. […] Maksymalna prędkość na tym odcinku drogi wynosiła 55 mil, czyli niecałe 100 km/h. Deyna znacznie tę granicę przekroczył. Może zasnął, może migające miarowo żółte światła ostrzegawcze trucka wziął za jakieś inne. […]
*Całą siłą jednotonowego dodge’a uderzył w tył zaparkowanej ciężarówki. Policja nie stwierdziła śladów hamowania. Wóz Deyny wpadł na stojący samochód przodem i prawą stroną. […] Przednia część samochodu została zmiażdżona aż do fotela kierowcy. Od momentu uderzenia [Deyna] nie żył nawet minuty. Zginął na miejscu”. *
Kult Deyny wciąż trwa
„Po śmierci Kazimierza Deyny Legia jeszcze cztery razy zdobywała tytuł mistrza Polski. Ale takiego piłkarza już nie miała” – czytamy w ostatnim rozdziale „Deyny, Legii i tamtych czasów”. Szczepłek uważa, że kult Deyny nie tylko trwa, ale, przynajmniej w Warszawie, widać gołym okiem, że rośnie:
„T-shirty z wizerunkiem Kazika noszą w stolicy młodzi ludzie, którzy urodzili się już po jego śmierci. Nie wiedzą, jak grał, bo zarejestrowane na taśmach filmowych mecze Deyny nie mówią o nim wszystkiego. Nie są w stanie oddać atmosfery tamtych czasów, szczególnego klimatu lat 60. i 70., a mimo to czczą piłkarza”.
*Zdaniem autora książki, Deyna zwyczajnym człowiekiem, a jednocześnie piłkarzem lepszym od innych: „Deyna miał talent, jaki zdarza się raz na kilkadziesiąt lat, a wielogodzinne codzienne treningi go rozwijały”. *
Deyna, największy skarb drużyny Górskiego
„Kazimierz Deyna był największą radością polskiej piłki lat 70., złotej dekady naszego futbolu, największym skarbem reprezentacji Kazimierza Górskiego. O ile Włodzimierza Lubańskiego skutecznie zastąpił Andrzej Szarmach, o tyle Deyna był nie do zastąpienia. […]
Bez Deyny Polska nie zajęłaby trzeciego miejsca na świecie. Kiedy nie ma już i Kazimierza Górskiego, i Kazimierza Deyny, o wszystkich prawdziwych sukcesach można mówić tylko w czasie przeszłym” – pisze Szczepłek w ostatnich akapitach wydanej nakładem Marginesów biografii Deyny.
"Deyna, Legia i tamte czasy"
**Ich losy potoczyły się zupełnie inaczej. Zidane jest bohaterem, fetowanym w Madrycie, Paryżu i w każdym innym miejscu na świecie. Polscy kibice nie mogą nawet zapalić znicza na grobie Kazimierza Deyny w dalekiej Kalifornii”.
*Opracowanie galerii: Grzegorz Wysocki. *