Dziennik chuligana
Forma wydania | Książka |
Rok wydania | 2017 |
Autorzy | |
Kategoria | |
Wydawnictwo |
Oddaję Państwu w dłonie teksty pisane uczciwie i so¬lidnym atramentem własnych emocji i przeczuć.
Nie kryję sympatii, nie ceregielę się z tymi, których nie poważam.
Niewiele mogę zdziałać, ale jeśli Dziennik chuligana nie pozostawi Was letnimi, jeśli będzie potrafił zapalić i skłonić do działania, to przypnę sobie Państwa emocje do klapy jak najlepsze odznaczenie.
A jeżeli wkurzycie się na mnie i obsobaczycie najgor¬szymi słowami, jeśli uznacie, żem waryjat i człek choler¬ny – to też podskoczę z ukontentowania. Chuligaństwo polega bowiem na płataniu i takich facecji.
Kiedyś miałem dobre maniery i uważałem, że moż¬na nimi wiele zdziałać. Dziś już nie mam czasu na bra¬nie bułki przez bibułkę. Czasami więc zamiast misternej puenty i skrzącego się od wykwintności sylogizmu poja¬wia się „piącha” i przyłożenie z byczka.
Uczciwego chuligana różni jednak od prostaka i cha¬ma wyczucie subtelnej nutki honoru. Chuligan zna swo¬je miejsce w szyku.
Wiedział o tym Andrzej Bobkowski, staram się prze¬strzegać tej zasady i ja.
Nie ma co dużo gadać. Przeczytajcie sami…
Witold Gadowski o sobie:
Jestem człowiekiem w nieustannym ruchu. Uważam się za dziennikarza, reportera opisującego rzeczywistość taką jaka ona jest. Bywam pisarzem, poetą, autorem piosenek, zajmuję się także filozofowaniem i publicystycznym opisem otaczającego mnie świata. Staram się być niezależny i prawdomówny.
Numer ISBN | 978-83-7674-598-5 |
Wymiary | 130x200 |
Oprawa | miękka ze skrzydełkami |
Liczba stron | 304 |
Język | polski |
Fragment | Zamiast wstępu Jak to wszystko potoczy się dalej? Czasem wydaje się, że łatwiej jest przejąć władzę w Polsce niż czegoś dla niej dokonać. Ci, którzy dotąd rządzili w Polsce, to cieniutka warstwa nawieziona nad Wisłę jeszcze przez Stalina. Długo trwało, zanim Polacy tupnęli na nich nogą. Stało się i oby zmiana zaszła już bezpowrotnie. Patrzę na portret Ziuka, który wisi na mojej ścianie i niezmiennie zadaje mi trudne pytania. Oj, gdybym znał na nie odpowiedzi… I tak od 1989 roku mówi dziad do obrazu. Zdarzają się jednak takie momenty, że obraz nabiera bardziej pąsowych barw i Ziuk przemawia do mnie swym obcesowym, barwnym stylem: – A wiesz ty… – ozwał się jednego razu. – Ty, ty! – Znacząco wskazał w moim kierunku. – Ani wojny na dwa fronty prowadzić nie możemy, ani też nie powinniśmy psuć sobie stosunków z sąsiadami – wycedził. – Ty nie siedź tu jak baran i nie temperuj tej swojej maszynki – z niechęcią spojrzał na klawiaturę mojego komputera. – Ty zgoń tu dobrych towarzyszy i konspirować zacznij cie jak Pan Bóg Polakom już dawno przykazał! – Mimo woli wyprężyłem się jak struna. – Ty gamoniu, tak jak moje leguny ino byś se podśpiewywał, że ni z tego, ni z owego była Polska na pierwszego. – Zgromił mnie błyskiem spod krzaczastej brwi. I tak sobie z Ziukiem od czasu do czasu gwarzę. Jak tylko do mnie przemówi, to ja łaps za komputer i smażę felieton. Nazbierało się tego sporo. Ostatnio zaczął mi na Chiny pokazywać. – Patrz na kitajską stronę. To dopiero cwane bestie. Cicho jadą, a jak już daleko zajechali. – Obudził mnie kiedyś, gdy drzemałem nad niedopitą filiżanką kawy. – Wszelki duch! – wrzasnąłem. – Ty nie zaczynaj tu egzorcyzmów, tylko skrobnij o Kitaju i jakie tam mogą być polskie interesa. Sowietom nie ufaj, ale z Ruskimi trza mieć jakąś sztamę, bo inaczej Szwaby nas wykończą. Ale pamiętaj: zawczasu określić możemy, czym będzie Rosja po usunięciu samowładnego rządu. Wyżej łba uszy nie rosną, jak mówi przysłowie rosyjskie, i stosownie do tego demokratyczność przyszłej konstytucji nie przerośnie samego społeczeństwa – dodał zamyślony. – No to jak w końcu, tak czy tak? – zapytałem skołowany. – I tak, i tak. Polityka to nie dojenie krowy, tu trza wiedzieć, jak stanąć i kiedy… Zaintrygowany pytałem, a on jak na złość zamilkł i milczał jak namalowany. Kiedyś jednak czytałem coś durnego (jak zwykle) w „Gazecie Wyborczej” i wtedy wprost nad uchem mi zabuczał: – Ja nikomu prawie nie wierzę, a cóż dopiero Niemcom. Muszę jednak grać, bo Zachód jest obecnie parszywieńki. Jeżeli niebawem nie przejrzy i nie stwardnieje, trzeba będzie przestawić się w pracach. To już w 1934 mówiłem, i co… – Głos zawiesił, a ja w nim wyczułem jakby skargę dziecięcą jakąś. Tego samego dnia, gdy się do snu już układałem, usłyszałem: – W polityce zagranicznej nasze pole działania jest na wschodzie. Tam możemy być silni. Bezsensownym jest wdawanie się Polski zbyt skwapliwie w stosunki zagraniczne zachodnie dlatego, ponieważ tam nic innego nie może nas czekać, jak tylko włażenie Zachodowi w dupę... i bycie w tej dupie obsrywanym. No i masz. Znów – prawie do piania kurów – ni na chwilkę oka nie zmrużyłem. Takie mam z tym moim Komendantem perypetie. Uprzedzam, nie wieszajcie sobie na ścianach jego portretów, bo będziecie potem ciężko tym doświadczeni. * Sto cztery lata temu urodził się Andrzej Bobkowski, pisarz wyjątkowy, osobny i wolny. Nienawidził komunizmu, sobaczył na Europę, a szczególnie na Francję. Przewidział dzisiejszy stan Starego Kontynentu – jego kompletne sflaczenie i bezruch. Ten bezruch znamionuje przerażonego szczura, w którego wpatruje się mordercza kobra. Bobkowski swojego ulubionego kota nazwał „Chuligan”, a siebie samego określił mianem „Chuligana wolności”. Z Bobkowskim łączy mnie kilka lat, które spędził na krakowskich Dębnikach. Z tych Dębnik wyniósł smakowite powiedzonko, którym obdarzał kolaborujących z PRL-em pisarzy: „I jak Pan teraz wygląda. Jak ch…j wielbłąda” – napisał w jednej ze swoich polemik z reżimowcami. Ja zabrałem stamtąd jeszcze kilka powiedzonek, których nikt nie podrobi: „Pani to taki jest książe, co psy wiąże”, albo: „Niech Pani go nie słucha, on Panią wy…cha, on w ten sam sposób wy…chał już dziesięć osób”. Bobkowski i Czesława Miłosza uważał za solidnie zagazowanego komuną. Nie miał litości dla hipokrytów i słabeuszy. Sam przeżył wiele i w wieku trzydziestu trzech lat uciekł z Europy do… Gwatemali. Wolał być tam niż oglądać parszywienie kolebki wszystkiego, co było mu drogie i niezbędne. Tytuł tej książeczki powstał na skutek rozmów – poza światem realnym – z Józefem Piłsudskim (któremu zuchwale przypisałem kilka nowych cytatów, większość jednak pozostawiając kanonicznych i niezmienionych – dla Szanownego Czytelnika pewną zabawą może więc okazać się rozszyfrowywanie, co jest co) i Andrzejem Bobkowskim właśnie. Jego Szkice piórkiem do dziś są dla mnie wytchnieniem od tego ponowoczesnego bełkotu, który zewsząd mnie otacza. Oddaję Państwu w dłonie teksty pisane uczciwie i solidnym atramentem własnych emocji i przeczuć. Nie kryję sympatii, nie ceregielę się z tymi, których nie poważam. Niewiele mogę zrobić, ale jeśli Dziennik chuligana nie pozostawi Was letnimi, jeśli zdoła zapalić Was i skłonić do działania, to przypnę sobie Wasze emocje do klapy jak najlepsze odznaczenie. A jeżeli wkurzycie się na mnie i obsobaczycie najgorszymi słowami, jeśli uznacie, żem waryjat i człek cholerny – to też podskoczę z ukontentowania. Chuligaństwo polega bowiem na płataniu i takich facecji. Lubię swoich Czytelników, więc nie cisnę Wam przed oczy chłamu, mizdrzenia się i antyszambrowania za posadkami. Nie mam jednak zamiaru się Wam podlizywać, bo chociaż jesteście moimi pracodawcami i jako tako żyję z pieniędzy, które płacicie za moje książki, to jednak musicie przyjąć Gadowskiego takiego, jakim jest. Kiedyś miałem dobre maniery i uważałem, że można nimi wiele zdziałać. Dziś już nie mam czasu na branie bułki przez bibułkę. Czasami więc zamiast misternej puenty i skrzącego się od wykwintności sylogizmu pojawia się „piącha” i przyłożenie z byczka. Uczciwego chuligana różni jednak od prostaka i chama wyczucie subtelnej nutki honoru. Chuligan zna swoje miejsce w szyku. Wiedział o tym Andrzej Bobkowski, staram się przestrzegać tej zasady i ja. Nie ma co dużo gadać. Przeczytajcie sami… |
Podziel się opinią
Komentarze