Trwa ładowanie...
d4gvs7d
23-04-2021 11:00

Córka czarownicy

książka
Oceń jako pierwszy:
d4gvs7d
Córka czarownicy
Forma wydania

Książka

Rok wydania
Autorzy
Kategoria
Wydawnictwo
Materiały prasowe
Źródło: Materiały prasowe

Małgosia, już jako dorosła kobieta, przyjeżdża na wakacje do swoich przybranych rodziców. Nawet nie przypuszcza, że pobyt u nich będzie również powrotem do smutnych i przykrych wydarzeń z dzieciństwa. Przeszłości nie da się wymazać ani zamknąć jej na klucz i Małgosia ponownie będzie musiała się z nią zmierzyć. Odnajdzie w niej pewien mroczny sekret, który położył się cieniem na jej życiu i tylko od będzie zależeć, czy potrafi sobie z nim poradzić.
Powieść wciągająca i "czarująca" od pierwszej strony. Mamy morderstwo, tajemnice, niewyjaśnione sprawy z przeszłości, a chwilami nawet nastrój grozy. Dostajemy też dużą dawkę ciepła, miłości, życzliwości, mądrości, wzruszeń i humoru. Wspaniała, wciągająca, magiczna powieść.
Grażyna Strumiłowska,
Książka zamiast kwiatka
Córkę czarownicy, pochłonęłam dosłownie w trzy wieczory… Polecam nie tylko osobom preferującym współczesną powieść obyczajową. Znajdziecie w niej sporo bardzo ciekawych wątków, począwszy od psychologicznego, a skończywszy na kryminalnym. Ta lektura jest jak magnes – przyciąga i nie chce puścić!
Ewa Formella
Książki Idy

Córka czarownicy
Numer ISBN

978-83-66790-21-6

Wymiary

130x200

Oprawa

miękka ze skrzydełkami

Liczba stron

320

Język

polski

Fragment

MICHAŁ

Padało, ale wciąż było ciepło. Tego roku maj powitał nas deszczem i bujnie rozkwitającą zielenią. Z kubkiem kawy usiadłem na werandzie i zapatrzyłem w tę młodą zieleń, wsłuchując się jednocześnie w szum spadających kropli, co bardzo szybko wprawiło mnie w refleksyjny nastrój. I, oczywiście, skłoniło do wspomnień. Ile to już lat minęło, odkąd po raz pierwszy przyjechałem do tej zagubionej pośród lasów maleńkiej osady, by przyjrzeć się działce, której wtedy jeszcze nawet nie miałem zamiaru kupować? Czternaście? Piętnaście? Czy teraz wyobrażam sobie życie gdzie indziej? Inne życie?

– Michał? Gdzie się podziewasz? – usłyszałem głos żony. Po chwili i ona zajrzała na werandę, także z kubkiem kawy w ręce.

– Aaa, tak sobie siedzę...

– Tak myślałam. Znowu rozmyślasz, co? – zapytała retorycznie, odrobinę rozbawiona, i zapaliła mentolowego papierosa. Dym gęstą chmurką zawisł w wilgotnym powietrzu. Ada zawsze uważała, że skłonność do filozofowania jest moją nieuleczalną chorobą. Sama uznawała się, oczywiście, za realistkę.

Choć wcale nią nie była. I nie jest. Lecz kłócić się o to z Adą nie mam najmniejszego zamiaru. Każdy podobny spór i tak przegrywam w przedbiegach.

– Zastanawiam się, ile to już lat upłynęło, odkąd… – zacząłem, a ona od razu weszła mi w słowo:

– A po co liczyć?

– Wiem, wiem, czas nie istnieje. Zawsze mi to z Małgosią powtarzacie. Ale wiesz, dla mnie to jest… Niesamowite. Czasem mi się zdaje, że dopiero

wczoraj przyjechałem tu po raz pierwszy i zobaczyłem ciebie w ogródku przy chatce Baby Jagi. A Gośka dopiero co biegała po tym ogrodzie jako mała dziewczynka z mysim ogonkiem. Teraz jest już dorosła, za parę lat skończy studia. Dziwne to wszystko. A najdziwniejsze, że niczego bym nie cofnął.

– No i o to chodzi. – Ada wzruszyła ramionami.

– Zebrało ci się na sentymenty, kochany. Tymczasem trzeba pojechać po zakupy, a to, niestety, twój obowiązek. Ja muszę lecieć do chatki dokończyć wreszcie tę lalkę na wystawę teatralną. I przestań już liczyć miniony czas! Kłania się teraźniejszość. Gośka dzwoniła, że w tym roku przyjeżdża na wakacje już w połowie czerwca i co najmniej miesiąc chciałaby spędzić u nas. Dopiero w sierpniu ma zamiar przenieść się do Uli i Jarka.

– Poważnie? – Ożywiłem się. – To wspaniale! Będzie weselej!

– To ze mną ci smutno?

– Przecież wiesz, że nie to miałem na myśli. Ale z Małgosią będzie… No, jeszcze weselej – poprawiłem się szybko.

– Od razu wiedziałam, że ta wiadomość poprawi ci humor. No to lecę! Nakarm koty, bo znów gdzieś zabalowały. Uważaj na Tygrysa, poszukaj go, taki dziadzio nie powinien moknąć na deszczu. Psy już jadły. Bunia i Bokser śpią, a Reksa zabieram ze sobą.

Ada zgasiła papierosa, gwizdnęła na Reksia, a wilczur natychmiast znalazł się przy jej nodze.

Zupełnie jak ten stary, niezapomniany, którego miejsce zajął. Obecny Reks jest nie tylko jego imiennikiem, lecz także następcą. Kilka lat temu znaleźliśmy go zimą w lesie, porzuconego przez jakiegoś zwyrodnialca szczeniaka. Z maleńkiej, bezradnej kulki wyrosło piękne i mądre psisko – tak samo jak poprzednie – uwielbiające Adę bez reszty. Mnie od małego zaledwie toleruje, ale wcale nie jestem o to zazdrosny. Już przywykłem, że u czworonogów to ona ma pierwszeństwo.

– Idziemy, Reks! – rzuciła Ada. – Do chatki Baby Jagi!

Narzuciła żółtą pelerynę i biorąc rower z werandy, dodała w moim kierunku:

– Pa!

Oby ten czerwiec nadszedł jak najszybciej! Adzie się nie przyznam, bo ona nie cierpi sentymentalizmu, ale… Nie mogę się już doczekać.

Cóż. Bardzo stęskniłem się za naszą małą czarownicą…

Z ogrodu doleciał mnie zapach bzu i ponownie uruchomił wspomnienia. Obserwowałem ich jeszcze przez chwilę: moją niezmiennie piękną żonę

i sunącego obok roweru psa, jak znikają za ogrodzeniem, które pomału zaczynało już zarastać pnączem, po czym moje myśli znów wróciły ku przeszłości.

Pomyślałem sobie, że Adzie dobrze mówić. Nie wiem, jak ona to robi, ale przez te wszystkie lata nic się nie zmieniła. Nic. Nadal jest tak samo smukła, gibka, zielonooka i ruda, jak wtedy gdy się poznaliśmy. Choć oboje mieliśmy już wówczas około czterdziestki. A teraz…

No tak, miałem nie liczyć. Czarownica, zawsze to mówiłem. Wprawdzie kiedy pytam, dlaczego w jej włosach nie ma nawet śladu siwizny, ani jednej cholernej białej nitki, Ada śmieje się i odpowiada lekko, że po prostu farbuje je szamponem koloryzującym. Mimo to nigdy nie widziałem w naszej łazience żadnego opakowania po farbie! Może i matoł ze mnie, ale jej nie wierzę.

Kiedy zerkam w lustro, widzę coraz bardziej okrągłego faceta w średnim wieku, z coraz bardziej przerzedzoną i coraz mniej kędzierzawą czupryną, na dodatek przyprószoną już popiołem. Co z tego, że niby tylko na skroniach? Zawsze przypominałem dużego misia, ale teraz to już chyba prawdziwego starego niedźwiedzia.

No, nie bądźmy próżni. Na tej wsi się poznaliśmy i to dla Ady zostałem w tym miejscu. Obok chatki Baby Jagi – która do tej pory służy mojej żonie za pracownię – uwiodła mnie i rzuciła na mnie urok. Choć ona twierdzi, że było całkiem na odwrót. Po niespełna roku byliśmy już małżeństwem, a później…

No właśnie. Później pojawiła się Małgosia.

*

Przez kolejny miesiąc szykowaliśmy wszystko na przyjazd Gosi. Odświeżyliśmy jej pokój, kupiliśmy nowe koszykowe bujaki na werandę, skosiliśmy trawniki, powiesiliśmy, gdzie się tylko dało, donice z kwiatami i kolorowe, witrażowe latarenki na świece. Żeby wszystko wyglądało tak, jak lubi najbardziej, czyli magicznie. Czerwiec nadszedł prędko, a razem z nim słońce. Dosłownie i w przenośni, bo raz, że pogoda nastała piękna, prawdziwie letnia, a dwa, że w połowie miesiąca przyjechała wreszcie Małgośka.

Nasze prywatne słońce zaświeciło specjalnie dla nas. Wciąż pamiętam tamtą małą dziewczynkę, która rozmawiała wyłącznie ze zwierzętami. Do ludzi nie odzywała się wcale przez ładnych kilka lat. Wszyscy podejrzewali, że jest upośledzonym lub autystycznym dzieckiem. A ona po prostu miała matkę alkoholiczkę i własny świat, w którym chowała się przed obcymi. Gdy została sierotą, przygarnęliśmy ją i jako tak zwana rodzina zastępcza zawalczyliśmy o oficjalną adopcję. I zapewne by do niej doszło, gdyby na horyzoncie nie pojawił się nieoczekiwanie biologiczny ojciec małej, Jarek, jak się okazało – porządny facet. Tyle że okoliczności ułożyły się dla niego niekorzystnie.

Małgosia sama dokonała wtedy wyboru: wybrała rodzonego ojca. Nie mogliśmy stanąć im na drodze, uszanowaliśmy tę decyzję, choć dziecko miało wówczas dopiero osiem lat. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Od tamtej pory Gosia ma dwa domy, dwie rodziny, dwóch ojców i dwie matki. I mnóstwo zwierzaków, bez których nie potrafi żyć, i młodszego brata, Jaśka. Syna Jarka i Uli, żony Jarka. A i my z Adą zyskaliśmy przy okazji rodzinę. No a potem płynęły lata, aż nagle okazało się, że mamy już całkiem dorosłą, obecnie dwudziestodwuletnią, „przyszywaną” córkę, nie tylko piękną, ale także wyjątkowo zdolną, inteligentną dziewczynę. Wcale nie przesadzam, zwłaszcza że moje zdanie akurat niewiele tu znaczy. To opinia psychologów, a potwierdza ją samo życie. Osobiście wolałbym, żeby Gosia była nieco mniej bystra… Może wtedy mielibyśmy na nią większy wpływ? Bo charakterku jej nie brakuje, co to, to nie. Co sobie postanowi, osiągnie, a uparta jest przy tym jak osioł.

Lecz mimo to wszyscy ulegamy jej magicznemu urokowi. Poszła w Adę. Choć niby jak, skoro Ada nie jest jej prawdziwą matką? Zresztą, czy to ważne? Poszła w Adę i już. Gośka studiuje weterynarię. Wybrała sobie ten kierunek w wieku lat dokładnie siedmiu i nigdy nie zmieniła zdania. Zawsze w pierwszym terminie zdaje wszystkie egzaminy i zapewne dlatego już w połowie czerwca mogła przyjechać do domu na wakacje. Założę się, że jak sobie postanowiła, tak się dokładnie stało. Cała Małgosia.

Podziel się opinią

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4gvs7d
d4gvs7d
d4gvs7d
d4gvs7d