Bosonoga bogini
Forma wydania | Książka |
Rok wydania | 2018 |
Autorzy | |
Kategoria | |
Wydawnictwo |
Wesoła rozwódka Alicja znów poszukuje szczęścia!
Alicja po raz kolejny próbuje poskładać swoje życie z tysiąca kawałków, na które się rozpadło. Każdy mężczyzna, z którym się wiąże, wcześniej czy później okazuje się kimś zupełnie innym, niż się spodziewała. Czy to po prostu pech? A może to Alicja nie nadaje się do stałych związków?
Pewnego dnia lokalna telewizja ogłasza nabór do nowego reality show, którego uczestnicy mają szansę znaleźć swoją idealną drugą połówkę. Alicji samej nie przyszłoby do głowy zgłosić się do programu, ale robią to za nią przyjaciółki. Początkowo ma zamiar się wycofać, ale w końcu dochodzi do wniosku, że przecież nie zaszkodzi spróbować…
Będzie wesoło i będzie się działo!
W tym szaleństwie jest metoda! Humor, elastyczność w działaniu, odrobina nierozsądku i totalny brak przygotowania do wyzwań reality show, ale za to jakie efekty! Alicja pakuje się w kolejne tarapaty, i wiecie co? Do twarzy jej z nimi! Przednia zabawa! Przeczytajcie koniecznie.
Aneta Kwaśniewska, Książki w eterze, ksiazkiweterze.pl
Numer ISBN | 978-83-7674-687-6 |
Wymiary | 130x200 |
Oprawa | miękka ze skrzydełkami |
Liczba stron | 336 |
Język | polski |
Fragment | ROZDZIAŁ I PODLI FACECI OKŁAMUJĄ, NOWE BUTY OBCIERAJĄ, A NA DODATEK OD TYGODNIA PADA DESZCZ Alicja stała przy oknie i patrzyła na ociekający deszczem krajobraz. Nagle złapała się na tym, że odruchowo liczy krople spadające na balustradę balkonu. Doliczyła już do trzystu czterdziestu dziewięciu. – Zwariowałam – powiedziała półgłosem i ostentacyjnie zasunęła rolety. Odwróciła się i spojrzała na psa, który usiłował coś wyciągnąć spod szafki. – Co ty tam znalazłeś? – zainteresowała się. – But? Zostaw natychmiast. Jeszcze tylko tego brakowało, żebyś zaczął zżerać moje pantofle. Przecież wiesz, że nie znoszę kupować sobie nowych. Zawsze mnie obetrą. Takie mam życie skopane. Faceci mnie okłamują, buty obcierają i na dodatek od tygodnia leje jak z cebra. Oddawaj to natychmiast! Już! Podeszła bliżej i usiłowała wydrzeć zwierzakowi łup z pyska. Ale kundel, z powodu swojego wielkiego zamiłowania do pewnego gatunku konserw mięsnych zwany Pasztetem, nie zamierzał oddawać nowej zabawki. Zacisnął zęby i Alicja doszła do wniosku, że musi dojść z nim do porozumienia, bo inaczej zamiast dwóch butów będzie miała trzy, a właściwie to jeden oraz dwie mocno pogryzione i zaślinione połówki. – Nie rób takiej miny. – Poklepała kundla po wielorasowej głowie (oczy jamnika, nos wilczura, uszy nie wiadomo po kim). – Za tego jednego trepa dostaniesz ode mnie pół puszki pysznego pasztetu. Pies szczeknął wymownie, na chwilę wypuszczając z pyska but, ale zanim Alicja go złapała, znowu capnął zdobycz zębami. – No dobra. Całą puszkę dostaniesz, ty mistrzu negocjacji. A teraz oddawaj buta, ale już! – powiedziała i zrobiła groźną minę. Pasztet oczywiście nie dał się nabrać na ten udawany surowy ton. Zbyt dobrze znał swoją panią, żeby się jej przestraszyć. Przez chwilę nawet zastanawiał się, czy nie iść za ciosem i nie spróbować powalczyć o drugą puszkę pasztetu, ale kocur imieniem Rudy Sto Dwa, który wylegiwał się w kącie pokoju, miauknął ostrzegawczo i pies posłusznie oddał łup. Przyjaciel miał rację. W negocjacjach z ukochaną panią nie należało przeciągać struny. Jedna puszka wystarczy dla nich dwóch (w przysmaku gustował również Rudy). Na szczęście trzeci z ich paczki, stojący w kącie pokoju krasnal Wiesiek aka Gipsowy, nie chciał spróbować, choć wielokrotnie mu proponowali. Nie wiedział, co traci. Alicja wzięła do ręki but i przyjrzała mu się uważnie. – To nie mój – powiedziała na głos. – Nie noszę męskich martensów. To chyba… Jasne! Zamachnęła się i ze złością cisnęła trepem o ścianę. Pocisk minął dosłownie o milimetry głowę Wieśka. – Przepraszam – powiedziała Alicja. – Nie chciałam ci zrobić krzywdy. Tak mi się jakoś rzuciło butem tego gada. Gadem, do którego należało latające po pokoju obuwie, był weterynarz Szymon. Tak naprawdę to Tomasz Szymon, ale używał drugiego imienia, bo pierwsze w zestawieniu z nazwiskiem Paluszkiewicz brzmiało idiotycznie i natychmiast nasuwało wszystkim nowo poznanym ludziom skojarzenie z bajką o Tomciu Paluchu – chłopczyku maleńkim jak paluszek. A on miał prawie dwa metry wzrostu! Jeszcze kilka miesięcy temu Szymon Tomasz mieszkał w kawalerce naprzeciwko tej, którą Alicja wynajmowała od swojej przyjaciółki Łucji. Na samo wspomnienie tych kilku miesięcy tak się zdenerwowała, że wyciągnęła drugiego buta spod szafki i cisnęła nim w ścianę, tym razem celując jednak w inny kąt pokoju niż ten, w którym stał Wiesiek. Na ścianie został ślad, ale jej jakoś wcale nie ulżyło. I pomyśleć, że już prawie zgodziłam się na ślub z tym oszustem – pomyślała z goryczą. Oszustem, bo okazało się, że podczas gdy na jedenastym piętrze bloku z wielkiej płyty w najlepsze kwitł ich gorący romans, w dalekiej Ameryce narzeczona Szymona kupowała sobie ślubną sukienkę. Cała sprawa wydała się, gdy Łucja pojechała na kilka miesięcy do Stanów i tam poznała tę kobietę. Alicja poszła do kuchni, otworzyła szufladę i wyciągnęła ogromne nożyczki. Wróciła do pokoju, usiadła na łóżku i zabrała się za wycinanie dziur w cholewkach martensów. Niestety, to też ani trochę nie poprawiło jej samopoczucia, a nawet jakby jeszcze bardziej zdołowało. Widocznie nie można tej metody stosować dwa razy, a ona już jeden raz ją wykorzystała. Po tym, gdy wyprowadziła się z domu w Malinówce, bo okazało się, że jej ukochany mąż Paweł od dawna zdradza ją z koleżanką z pracy. Rzuciła nożyczki na kanapę i spojrzała na Paszteta. Ten chyba już wiedział, co się święci, bo wczołgał się za Wieśka i udawał, że go tam wcale nie ma. – Idziemy na spacer – oznajmiła stanowczo. – Wiem, że byliśmy dwie godziny temu, ale ja się muszę przejść. Bądź przyjacielem i chodź ze mną. Sama nie będę przecież łazić w taką pogodę. Pasztet z ociąganiem wylazł z kryjówki i zrezygnowany poczłapał do przedpokoju. Kochał swoją panią i był gotów zrobić dla niej wszystko. Nawet iść na spacer, chociaż na zewnątrz lało jak z cebra. Nieraz słyszał, jak ludzie nie wiadomo dlaczego mówili, że to „pogoda pod psem”. Absurdalne! Przecież żaden pies nie wyszedłby z własnej woli na taką pluchę. Alicja założyła mu smycz i otworzyła drzwi. Nacisnęła guzik przy windzie i czekała, aż leniwy dźwig, rzężąc i stękając, przyjedzie z odległego parteru. Gdy wreszcie nadjechał i drzwi się otworzyły, ze środka wyszła starsza kobieta w kapeluszu tak ogromnym, że ledwo mieścił się w drzwiach. W cieniu tego kapelusza człapał sąsiad Alicji, który zajmował środkowe mieszkanie na piętrze, oddzielające jej kawalerkę od tej zajmowanej kiedyś przez niewiernego Szymona. Ledwo go poznała, bo taki był elegancki. Para zniknęła za drzwiami wśród umizgów i chichotów. Nawet łysy Karasek kogoś sobie znalazł, tylko ja nie mam szczęścia w miłości – przyszło jej do głowy, gdy winda wśród zgrzytów, stuków i szarpania sunęła na parter, i humor zwarzył jej się jeszcze bardziej. – Mnie to chyba jakaś złośliwa wróżka przeklęła w kołysce i już zawsze będę mieć pod górę. Nie miała pojęcia, że kilka kilometrów dalej jej trzy najlepsze przyjaciółki: Łucja, Karolina i Ewa, właśnie postanowiły radykalnie zmienić jej życie. Łucja postawiła na stole talerzyk z ciastkami. – Dobra – powiedziała i usiadła na kanapie. – Jeszcze Grześ przyniesie herbatę i możemy zacząć naradę. – Ali nie będzie? – zdziwiła się Ewa. – Przyjdzie później. Powiedziałam jej, że spotykamy się za dwie godziny, bo to o niej chciałam z wami najpierw porozmawiać – zdradziła gospodyni. – Coś się stało? – zaniepokoiła się Karolina. – Może powinnyśmy do niej jechać? Rozchorowała się? – Nie, nic jej nie jest. Przecież mówiłam, że niedługo tu będzie – uspokoiła ją Łucja. – Dzwoniła dzisiaj przed południem, bo jakiś dziwny rachunek za prąd przyszedł. Korzystając, że jeszcze jej nie ma, muszę z wami porozmawiać, bo się martwię. – O Ali rachunku za prąd mamy gadać? – zdziwiła się Karolina. – Nie, skąd! – Zniecierpliwiona Łucja zamachała rękami. – Ja się martwię, bo Ala wydawała mi się przygnębiona. Chyba ciągle przeżywa to rozstanie z Szymonem. – Myślisz, że powinnyśmy zrobić coś, żeby się pogodzili? – Ewa klasnęła w dłonie z zachwytem. – Zorganizujemy jakieś spotkanie, takie niby przypadkowe. Czytałam o tym w jednej książce. A może widziałam w jakimś filmie…? – Zwariowałaś z tym spotkaniem – fuknęła Karolina. – Przecież to podły oszukista był… – Oszukista? – zdziwiła się Łucja. – W życiu nie słyszałam takiego słowa. – Oszukał ją, to jest chyba oszukistą? – Karolina wzruszyła ramionami i wsadziła sobie do ust całe ciasteczko. – Oszustem był – sprostowała Łucja i walnęła koleżankę w plecy, bo ciasteczko utknęło jej w przełyku. – Nie, nie mam zamiaru godzić Ali z Szymonem. Zresztą słyszałam ostatnio od jednej znajomej, że on podobno wyjechał z tą swoją narzeczoną do Stanów. Trzeba jej znaleźć jakiegoś nowego faceta. – Tej narzeczonej znajdziemy nowego faceta? – zainteresowała się Ewa. – A wtedy Szymon wróci do Alicji? – Idź, głupia! – Karolina sięgnęła po kolejne ciasteczko, ale tym razem odgryzła mały kawałek. – Ali znajdziemy faceta. – Samaś głupia – obraziła się Ewa. – A ten policjant, z którym się spotykała po Szymonie? To oni już nie są razem? – Z tego też nic nie wyszło. Ala nie chce powiedzieć dlaczego. – Łucja wzruszyła ramionami. – Same widzicie, że musimy znaleźć jej jakiegoś fajnego faceta. Nowego faceta. Jej ostatnie słowa usłyszał Grzegorz, który właśnie wszedł do pokoju z tacą, na której stał dzbanek z herbatą i filiżanki. Pokiwał głową z niezadowoleniem. – Mówiłem, że nie powinnaś się do tego mieszać – powiedział. – Twoja przyjaciółka na pewno nie będzie zachwycona, że próbujesz układać jej życie. – A ja ci mówiłam, że się z tobą nie zgadzam – odparowała żona. – Może w pierwszej chwili się na mnie okropnie wścieknie i nabluzga, ale potem będzie mi wdzięczna, jak trafi na sensownego gościa. W końcu ja znalazłam sobie męża idealnego. Może nie? – Przez grzeczność nie zaprzeczę – roześmiał się Grzegorz. – Rób jak chcesz, ale mam nadzieję, że Ala cię nie udusi w słusznym napadzie szału. Byłoby mi trochę przykro. Drugi raz mogę nie mieć tyle szczęścia, żeby znalazła mnie taka wspaniała żona. Teraz muszę już pędzić do roboty. Jakby Alicja chciała cię zamordować, to skorzystaj z prawa skazańca do ostatniego telefonu i przekręć do mnie. – Żeby się pożegnać? – zapytała Ewa i westchnęła romantycznie. – Nie, żeby powiedzieć, gdzie kupuje dla mnie skarpetki – odpowiedział mąż Łucji. – Są naprawdę super. – Idź już sobie – fuknęła żona, udając oburzenie. Gdy Grzegorz zamknął za sobą drzwi, Łucja rozlała herbatę do filiżanek, a potem usiadła z powrotem na kanapie. Nie zauważyła, że gdy ona była zajęta poczęstunkiem dla koleżanek, na kanapie rozłożyła się stara kocica Zofia, przez co o mały włos na niej nie usiadła. Zofia prychnęła z oburzeniem, zeskoczyła z kanapy i popędziła do kuchni. – Teraz zaszyje się za kuchenką i Grzegorz będzie ją musiał na kolanach błagać, żeby wyszła. O czym to ja mówiłam? – podrapała się w zamyśleniu w czubek nosa. – A! O Ali przecież. Mam pomysł, skąd weźmiemy dla niej faceta. Z telewizji. Przyjaciółki spojrzały na nią ze zdumieniem. – Ala się zaszyje za kuchenką, a Grzegorz będzie ją błagał na kolanach…? – Ewa zakrztusiła się herbatą. – Ja nic nie rozumiem. – Zofia się zaszyje – wyjaśniła zniecierpliwiona Łucja. – A faceta z telewizji chciałam dla Ali. – Znasz kogoś z telewizji? – zainteresowała się Karolina. – Nigdy nie mówiłaś. – Oczywiście, że nie znam – odpowiedziała przyjaciółka. – Ale za to znalazłam to. Sięgnęła pod jedną z poduszek leżących na kanapie i wyciągnęła kolorowe czasopismo. Przerzuciła kilka stron i położyła na stole. Zaintrygowane przyjaciółki pochyliły się nad gazetą. |
Podziel się opinią
Komentarze