Trwa ładowanie...
d43zb31
10-08-2023 12:37

Zakątek nadziei

książka
Oceń jako pierwszy:
d43zb31
Zakątek nadziei
Forma wydania

Książka

Rok wydania
Autorzy
Kategoria
Wydawnictwo
Materiały prasowe
Źródło: Materiały prasowe

Pewnego dnia Liwia, pobita przez narzeczonego, budzi się we wrocławskim szpitalu.
Przyjaciółka proponuje Liwii, w ramach rekonwalescencji, wyjazd do „Zakątka weteranów”, który prowadzi jej brat – Daniel.
Początkowo Liwia odrzuca propozycję. Zmienia jednak zdanie, gdy jej oprawca dostarcza do szpitala bukiet kwiatów z sugestywnym liścikiem.
Daniel jest oczarowany Liwią, jednak nie daje tego po sobie poznać. Robi wszystko, aby dziewczyna czuła się u niego dobrze.
Któregoś dnia ktoś włamuje się na teren posesji. Liwia dostaje ataku paniki. Jest pewna, że to narzeczony ją odnalazł.
Choć okazuje się, że to fałszywy trop, jednak Liwia ma dziwne przeczucie, że w pobliżu jest ktoś, komu bardzo nie podoba się jej obecność w „Zakątku weteranów”…

Zakątek nadziei
Numer ISBN

978-83-67639-89-7

Wymiary

145x205

Liczba stron

304

Język

polski

Fragment

Rozdział 1

Próbowałam unieść powieki, ale był to tak ogromny wysiłek, jakbym zdecydowała się wspiąć na Mount Everest bez żadnego przygotowania. Słyszałam krzątaninę pielęgniarek i lekarzy. Ich ciche nawoływania z korytarza. Trzeszczenie metalowych nerek i wózków przeznaczonych do rozwożenia posiłków, kroki ludzi, którzy przez przypadek wchodzili do mojej sali i gdy orientowali się, że nie jestem tym, kogo szukają, opuszczali ją z cichymi przeprosinami.
Krzesło stojące przy moim łóżku zatrzeszczało.
Ktoś siedział obok mnie.
Modliłam się o to, aby to nie był on. Mógł przecież powiedzieć, że się przewróciłam albo miałam wypadek w pracy. Był zdolny do wszystkiego.
W mojej głowie ponownie rozpoczęła się mroczna projekcja
„Tylko kolega, mówisz?!”
Pierwsze uderzenie.
„Prosiłem cię, żebyś z nim nie rozmawiała!”
Kolejne.
„Ale ty nie słuchasz co się do ciebie mówi!”
Szarpnięcie za włosy.
„A ja cię tak kocham! Tak bardzo!”
Moje błagania mieszające się z jego wrzaskiem.
„Jesteś tylko moja!”
Nie było fragmentu ciała, który by mnie nie bolał, nie piekł lub nie pulsował niczym ropiejący wrzód. Miałam wrażenie, że gdy delikatnie poruszam głową na miękkiej poduszce, receptory bólowe uruchamiają się nawet w cebulkach moich włosów. Ucisk i dyskomfort w zgięciu łokcia świadczył, że mam podłączony wenflon i kroplówkę.
Czyli jeszcze nie umarłam, skoro marnują na mnie tyle sprzętu i kabelków.
– Liwia?
Usłyszałam nad sobą kojący, damski głos który znałam tak dobrze. Nie byłam jednak w stanie odpowiedzieć.
Co ona tu robi? Skąd się wzięła?
Gardło miałam wysuszone na wiór, a dolna warga była tak spuchnięta i drętwa, jakbym zaliczyła wyjątkowo brutalną wizytę u stomatologa. Niemrawo wystawiłam język, aby w jakiś sposób zakomunikować pragnienie.
– Masz, kochanie. To woda. Pij powoli.
Miękka, papierowa słomka wsunęła się delikatnie w moje usta. Zaciągnęłam się i poczułam ulgę, gdy chłodny płyn spłynął na język.
Kto by pomyślał, że będę dziękowała opatrzności za kilka kropel wody, którą do tej pory mało się przejmowałam.
– Wystarczy. Lekarz mówił, żebyś się na razie nie przesadzała.
Mruknęłam w odpowiedzi coś co miało brzmieć jak „dziękuję”. Miękki materiał ręcznika delikatnie przylgnął do brody, aby wchłonąć kilka kropli, których nie przełknęłam. Skrzywiłam się z bólu, bo moja twarz była tak wrażliwa, że dokuczał mi nawet delikatny powiew wiatru docierający z korytarza.
Ponowiłam próbę otwarcia jednego oka. Wydawało mi się, że lewe jest mniej obolałe niż prawe, rozpoczęłam więc walkę z własnymi mięśniami. Po dwóch czy trzech próbach udało mi się je uchylić na tyle, aby dostrzec ciemną postać siedzącą obok łóżka.
– Wiktoria…? – wychrypiałam, widząc coraz wyraźniej jej długie blond włosy upięte w wysoką palemkę na czubku głowy.
Poderwała się z krzesła i dotknęła mojej dłoni. Jej ciepłe palce oplotły moje i zacisnęły się na nich, jakby próbowała oddać mi trochę swojej siły.
– Jestem tu, kochanie, i będę przy tobie cały czas.
Jej gorące zapewnienie wywołało we mnie lawinę emocji. Rozpacz ścisnęła mi serce, a oddech ugrzązł w płucach. Nie mogłam złapać tchu. Szpitalny pokój wypełnił się moim łkaniem i jękami.
– Spokojnie. Jesteś bezpieczna. – zapewniła łamiącym się głosem. – Będzie cię bardziej bolało, jak zaczniesz płakać. – Drżącą dłonią dotknęła mojego czoła, przemawiając do mnie jak do dziecka.
Nie byłam jednak w stanie przestać. Pierwszy raz płakałam przy kimś, kto nie był moim narzeczonym. Nagromadzone od trzech lat emocje wylewały się ze mnie jak woda z zatkanego zlewu. Złość, frustracja i potworny wstyd, że swoją biernością pozwoliłam zrobić z siebie worek treningowy, odbierały mi zdolność racjonalnego myślenia.
Ciepła dłoń na mojej skórze wzruszała mnie jeszcze bardziej, gdy uzmysłowiłam sobie, że Wiktoria ma przecież swoją rodzinę i dwójkę dzieci. Zamiast spędzać czas z nimi, siedziała w szpitalnej sali z koleżanką z pracy, której omal nie zabił jej własny partner.
Dzieci?
O mój Boże, a co z…?
Strach poderwał mnie do góry, wyginając moje ciało w mostek. Maszyna, do której byłam podłączona, zaczęła wydawać szaleńcze dźwięki, które zwabiły do sali młodą pielęgniarkę.
– Co tu się dzieje? – Podbiegła do mojego łóżka i zmusiła Wiktorię do ustąpienia jej miejsca.
– Dziecko?! – jąkałam się, próbując uchwycić jej spojrzenie.
– Proszę się uspokoić – nakazała beznamiętnie, jakby uspokajała nerwowego psa. – Zapytam lekarza, czy mogę podać coś na uspokojenie.
– Proszę się wstrzymać. – Wiktoria wstawiła się za mną. – Dopiero się obudziła i jest zrozpaczona.
– Tu leżą pacjenci – syknęła w jej stronę kobieta. – Ciężkie przypadki, pod respiratorami.
– A ona przyjechała tu do SPA?! – odgryzła się moja obrończyni, podczas gdy ja mamrotałam w kółko: „Co się stało z ciążą?”.
– Jeśli nie uspokoi jej pani w ciągu kwadransa, przyjdę tu z lekarzem i środkiem nasennym.
– Świetnie. Ma pani dużo czasu, aby zorientować się, gdzie zgubiła pani empatię!
Tupiąc ostentacyjnie chodakami, pielęgniarka opuściła salę.
– Nie płacz, skarbie. Nie płacz.
– Jestem nadal w ciąży…?!
Wiktoria zbliżyła się do mnie, ocierając mokre od łez policzki. Zgięła się w pół, nie potrafiąc udźwignąć pytania, i oparła głowę o moje uda, jakby prosiła mnie o wybaczenie. Jej ciałem wstrząsnął płacz i już wiedziałam, jak będzie brzmiała odpowiedź.
Mojego dziecka już nie ma.
Straciłam je.
Zaczęłam wyć z rozpaczy. Konwulsyjny płacz wywoływał ból w każdym najmniejszym zakamarku ciała, jednak to moje serce rozdzierało się na milion kawałków. Jakby ktoś wyciągnął je z piersi i rozszarpywał na strzępy.
Piszczałam, jak zmaltretowane zwierzę, którym zresztą byłam.
Po pierwszym uderzeniu wiedziałam, że jego furia osiągnęła apogeum. Podświadomie czułam, że skończy się to moją śmiercią albo OIOM-em. I gdy uderzał mnie po twarzy raz, drugi, trzeci… modliłam się o to, aby zdechnąć. Aby to w końcu się skończyło bo nikt mnie od niego nie uwolni. Chciałam umrzeć razem z moim nienarodzonym dzieckiem, bo jako kaleka nie dałabym rady go sama wychować.
„Jesteś tylko moja!” – darł się w niebogłosy, szarpiąc za włosy i unosząc moją twarz ku swojej. Jakby sprawdzał, czy już wystarczająco mnie zmasakrował.
– Tak strasznie mi przykro… – Wiktoria płakała tuż obok mojego ucha, tuląc w swoje włosy moją twarz. – Musisz być dzielna. Policja się nim zajmie. Nie wyjdzie z więzienia przez długie lata.
Pamiętałam, że w pewnym momencie jego pięść zawisła nade mną jak miecz Damoklesa, a on jakby ocknął się z morderczego transu. Byłam zamroczona, jednak słyszałam głośne walenie do drzwi naszego mieszkania. Ktoś wszedł do środka i zaczął krzyczeć. Wydawało mi się, że był to nasz osiemdziesięcioletni sąsiad z góry. Miał charakterystyczny tubalny głos, więc doskonale słyszałam, jak informował Pawła, że wezwał policję. Ich kłótnia nie trwała jednak długo Sąsiad runął na podłogę, powalony przez umięśnionego i młodszego Pawła. Drzwi zamknęły się z hukiem i zapadła grobowa cisza. Potem poczułam gorąco w dole brzucha i straciłam przytomność.
– Jak się tu znalazłaś?
– Zadzwonili do kliniki, bo nie mogli skontaktować się z twoją rodziną. Odebrałam telefon bo miałam dyżur w rejestracji. Od razu przyjechałam. Nikt o niczym nie wie – zapewniła mnie solennie, dostrzegając błysk paniki w moich oczach.
– Czy pan..? – Zalałam się łzami, przypominając sobie o sąsiedzie, który uratował mi życie.
Myśli tak mieszały mi się w głowie, że co chwilę moją rozpacz wywoływało co innego.
– Jest na obserwacji. Trochę się potłukł, ale nic mu nie grozi. Nie martw się o niego. Powiedział policji, że już od dawna chciał zgłosić przemoc w waszym domu, ale córka kazała mu się nie wtrącać.
Wstyd zasnuł mi oczy czarną łuną. Czy ktoś jeszcze oprócz pana Boguckiego wiedział o moim koszmarze? Czy słyszał nasze kłótnie, mój płacz?
Zawsze mi się wydawało, że świetnie ukrywam sińce pod podkładem i pudrem. Nikt nigdy nie pytał, co mi się stało i nie przypatrywał nadmiernie mojej twarzy. Być może była to zasługa profesjonalnych kosmetyków dla branży pogrzebowej, których używałam. Ciężkie podkłady dla truposzy z dużą ilością pigmentu idealnie kamuflowały sińce pod oczami i na brodzie. Zaczęłam ich używać trzy miesiące temu, gdy Paweł stał się jeszcze bardziej agresywny. To wtedy, w klinice, w której pracowałam jako rejestratorka, pojawił się nowy stomatolog. Sympatyczny chłopak w moim wieku. Paweł dostał szału, gdy pewnego dnia zobaczył, jak wychodzimy razem z pracy. Nie miałam jak uciec od jego towarzystwa, więc przespacerowaliśmy się razem do bramy wjazdowej. To wystarczyło, by mój narzeczony wpadł w gniewny amok. Tego wieczora, dla odmiany, bił mnie pięściami po plecach, zostawiając w okolicy łopatek pieczątki z sińców.
Od tego momentu, gdy tylko musiałam zostać dłużej w pracy, Paweł oskarżał mnie o schadzki z nowym stomatologiem.
Wczoraj miałam stawić się w klinice na popołudniową zmianę, ale postanowiłam wyjść z domu wcześniej, aby poukładać dokumenty i złożyć zamówienie na artykuły papiernicze, za które byłam odpowiedzialna. Nie dotarłam tam jednak. Gdy miałam już wychodzić z domu, w drzwiach pojawił się Paweł z obłędem w oczach i pytaniem dokąd idę. Moja odpowiedź była jak kanister benzyny rzucony w ogień.
Gdyby sąsiad nie stanął w mojej obronie, kolejny cios mógł być moim ostatnim.
Ciepły dotyk sprawił, że powróciłam myślami do rzeczywistości.
Jednak co działo się z Pawłem?
– Zamknęli go? – zapytałam, widząc jak Wiktoria truchleje i blednie.
– Uciekł, zanim przyjechał patrol.

Podziel się opinią

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d43zb31
d43zb31
d43zb31
d43zb31