Trwa ładowanie...
d1d27g1
03-02-2020 14:47

We wrześniu nie pada śnieg. Nowe spojrzenie na operację „Market Garden”

książka
Oceń jako pierwszy:
d1d27g1
We wrześniu nie pada śnieg. Nowe spojrzenie na operację „Market Garden”
Tytuł oryginalny

It Never Snows in September: The German View of MARKET-GARDEN and the Battle of Arnhem, September 1944

Forma wydania

Książka

Rok wydania
Autorzy
Kategoria
Wydawnictwo
Materiały prasowe
Źródło: Materiały prasowe

Operacja „Market-Garden” i bitwa pod Arnhem z zupełnie nowej perspektywy!
17 września 1944 roku porucznik Joseph Enthammer, oficer artylerii Wehrmachtu, spoglądając w kierunku Oosterbeeku, ujrzał coś, co wydało mu się białymi płatkami śniegu wiszącymi w powietrzu.
„Nie może być”, zdumiał się. „We wrześniu nie pada śnieg!”.
Rzekome płatki śniegu były w istocie brytyjskimi spadochroniarzami. Enthammer oglądał początek operacji „Market-Garden” ‒ ogromnej ofensywy alianckich sił powietrznodesantowych. Miała ona otworzyć drogę, wiodącą holenderskimi mostami do serca III Rzeszy.
Lekko uzbrojonym, ale doskonale wyszkolonym, agresywnym i doświadczonym żołnierzom amerykańskim, brytyjskim i polskim Niemcy przeciwstawili naprędce sformowane oddziały. Do dyspozycji mieli bezładną zbieraninę ocalałych jednostek z równie bezładnego odwrotu z Francji. Teoretycznie skazani byli na klęskę, a jednak zadali przeciwnikowi mocny i niespodziewany cios.
Ostatecznie operacja „Market-Garden” zakończyła się bolesną porażką aliantów. Tym bardziej dotkliwą, że zadały ją oddziały słabe, przetrzebione, czy też – jak cała 1. Armia Spadochronowa generała Studenta – jeszcze kilkanaście dni wcześniej istniejące głównie na papierze.
Robert Kershaw przedstawia losy „Market-Garden” z perspektywy odmiennej niż zwykle, na ogół ignorowanej lub spychanej na drugi plan – z perspektywy niemieckiej. Dzięki temu We wrześniu nie pada śnieg to lektura oryginalna, wręcz obowiązkowa dla każdego, kto poznał już przebieg tej ogromnej operacji desantowej oczami aliantów.
Wspaniała praca ‒ opracowanie wielkiej wagi dla współczesnych historyków. Pozwala na zupełnie nową ocenę tamtych zmagań.
Gen. dyw. John Frost, dowódca wojsk alianckich podczas walk pod Arnhem
Nikt przedtem nie zapytał Niemców dlaczego cała ta operacja zakończyła się tragicznie. To, co powiedzieli Kershawowi, zmienia nasze rozumienie tamtych zdarzeń
„Sunday Telegraph”
Ta znakomita książka stanowi wielki wkład nie tylko w badania nad „Market-Garden” i nad działaniami w północno-zachodniej Europie. Porusza także wiele wciąż ważkich zagadnień ogólnowojskowych.
„British Army Review”
Robert Kershaw jako absolwent historii na Reading University, w 1972 roku wstąpił do Pułku Spadochronowego (Parachute Regiment), by ostatecznie trafić do dowództwa jego 10. Batalionu.
Szkolił się w niemieckiej Akademii Sztabu Generalnego i spędził dwa lata w niemieckiej Bundeswerze jako instruktor piechoty i wojsk powietrznodesantowych. Służbę w wojsku zakończył w stopniu pułkownika w 2006 roku. Jego ostatnim miejscem pracy był pion wywiadu przy kwaterze Głównej NATO w Brukseli.
Od 2006 roku poświęcił się całkowicie pisaniu o historii militarnej. Występuje także w roli konsultanta wojskowego.

We wrześniu nie pada śnieg. Nowe spojrzenie na operację „Market Garden”
Numer ISBN

978-83-7674-616-6

Wymiary

130x200

Oprawa

miękka ze skrzydełkami

Liczba stron

548

Język

polski

Fragment

Potężny rozmiar powietrznego natarcia z wolna znajdował odzwierciedlenie w komunikatach radiowych z frontu, skierowanych do pomocniczych punktów dowodzenia na tyłach. Podpułkownik Schuster, szef sztabu grupy bojowej „Chill” (85. Dywizji Piechoty), o godzinie 14.00 meldował LXXXVIII Korpusowi, że o 13.40 nad pozycjami jego oddziałów przeleciało czterdzieści samolotów transportowych, z czego jeden zestrzelono. Z kolei Korps „Feldt” otrzymał – dziesięć minut później – wiadomość od dywizji „Scherbening” (406. Dywizji Piechoty) o lądowaniu od pięciuset do dwóch tysięcy nieprzyjacielskich spadochroniarzy i trzydziestu szybowców w rejonie Nijmegen, Groesbeek i Mook około godziny 13.45. H. Sitter, niemiecki spadochroniarz z 1. batalionu Fallschirmjäger-Regiment 2, widział na własne oczy przelot strumienia z amerykańską 82. Dywizją Powietrzno-desantową na południowy zachód od ‘s-Hertogenbosch. Później zapisał swoje wrażenia:

Armada sił powietrznodesantowych i samolotów transportowych holujących szybowce ponad nami. Nasze osiemdziesiątki ósemki i czołgi zestrzeliwują wiele z nich. Ogromny stos szczątków. Przeszukaliśmy teren, wzięliśmy wielu jeńców, praktycznie bez oporu – tylko zaskoczenie. Zabrałem jednego jeńca do Ortmanna [dowódcy kompanii]. Miał kieszenie pełne pieniędzy i chusteczek z nadrukowanymi mapami etc., miał też nóż Fallschirmjägera. Mówił, że go znalazł. Prawie żeśmy go za to zlinczowali. Ale jednak – na tyły z nim63.

Samoloty transportowe zniżają się z otwartymi drzwiami na wysokość do skoku przed końcowym podejściem do stref zrzutu spadochroniarzy.

Pułkownik SS Lippert, dowódca szkoły podoficerskiej SS w Arnhem, zdał sobie sprawę, że w kierunku tego miasta nadciąga potok samolotów:

W trakcie południowego posiłku w moim stanowisku dowodzenia w Schooreward usłyszałem straszliwy rumor silników lotniczych. Było około godziny 13.00. Kiedy wyszedłem, żeby sprawdzić, skąd dochodzi hałas, ujrzałem setki samolotów zmierzających na zachód wraz z eskortą. Przez lornetkę zdołałem dostrzec, że mają otwarte drzwi i że za chwilę nastąpi desant powietrzny. Natychmiast zarządziłem gotowość i dalej obserwowałem samoloty. W pobliżu znajdował się posterunek kontroli lotniczej Luftwaffe, ale tam nie mieli żadnych informacji. Po chwili stało się oczywiste, że samoloty schodzą niżej i wyskakują z nich liczni spadochroniarze. Uznałem, że stajemy w obliczu dużej operacji powietrznodesantowej. Odległość do stref zrzutu oszacowano na jakieś czterdzieści kilometrów – region Ede-Wageningen i Arnhem.

Alfredowi Zieglerowi z batalionu przeciwpancernego 9. Dywizji SS przepadł urlop. Teraz, pogrążony w melancholii, oglądał krajobraz na północ od Arnhem. Był – jak sam twierdził – „facetem z wyobraźnią, zawsze rozważającym różne sprawy” (co jako żołnierza nieraz wpakowało go w tarapaty).

A potem zobaczyłem dwusilnikowe bombowce [de Havillandy Mosquito] lecące szybko i na małej wysokości. Powiedziałem koledze: „Coś się kroi, teraz na nas pora”. „Nie bądź głupi – odparował – zawsze sobie coś wyobrażasz”. Mosquity najwyraźniej zbierały się w formację na wschodzie, bo wróciły, rzuciły się na nasze stanowiska obrony przeciwlotniczej i je ostrzelały. Nic nie pozostało w jednym kawałku.

fragment rozdziału 5. Lądowania

Podziel się opinią

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1d27g1
d1d27g1
d1d27g1
d1d27g1