– Pani Alicja powiedziała, że nie przyjmuje dziś gości i że zostaje na święta w ośrodku. – Drobna brunetka spojrzała na nich niepewnie i uśmiechnęła się przepraszająco.
– Jak to zostaje? Proszę jej powiedzieć, że to my. Jej córka i zięć. – Iwona jak zawsze nie przyjmowała do wiadomości jakiejkolwiek odmowy.
– Mówiłam. Powiedziała, że nie chce dziś nikogo widzieć.
– Proszę mnie do niej natychmiast wpuścić! – Krzyknęła, zaciskając pięści ze złości.
– Proszę się uspokoić. Myślę, że powinniśmy uszanować prośbę pani Alicji… – zaczęła niepewnie dziewczyna. Nie wiedziała jak się zachować. Nie spodziewała się czegoś takiego na dzień przed Wigilią.
– Nie będzie mi pani mówić, co mam robić! To moja matka. Płacę wam niemałe pieniądze i żądam, żeby mnie pani natychmiast do niej zaprowadziła.
– Iwona uspokój się – powiedział cicho Robert.
– Nie wtrącaj się – warknęła.
Starsza pani usłyszała ciche pukanie do drzwi. Domyśliła się, że tak będzie. Słyszała krzyki dochodzące z korytarza:
– Pani Alicjo, ja bardzo przepraszam… Pani córka chce porozmawiać.
– Dobrze drogie dziecko, rozumiem.
Alicja zauważyła, że w ciągu ostatnich kilku dni Kasia bardzo schudła. Nie uśmiechała się. Podejrzewała, że stało się coś bardzo złego. Bała się, że wścibskim pytaniem zburzy kruchy mur pozornej normalności zbudowany przez dziewczynę. Siedziała tu całymi dniami. Czytała im, karmiła. Ze smutnym uśmiechem na ustach. Alicja chciała dodać, żeby ich wpuściła. Nie zdążyła, usłyszała krzyk Iwony. Nim Kasia zamknęła drzwi córka stała przed nią krzycząc:
– Co mama sobie wyobraża, co to za cyrki?! Ta pielęgniarka powiedziała, że nie chcesz nas widzieć i że nie wracasz na święta do domu!
– Nie pielęgniarka tylko wolontariuszka. Kasia. Mówiła prawdę, zostaję tutaj. – Alicja spojrzała na Roberta, który jak zawsze stał z boku, uśmiechnął się do niej niepewnie. Odwzajemniła uśmiech.
– Cieszę się, że cię widzę – powiedziała.
Usłyszała podniesiony głos córki.
– Mówię do mamy!
– Nie mówisz, tylko krzyczysz. Uspokój się. Nie wszyscy muszą wiedzieć, że zostaję.
Iwona nagle zamilkła.
Pani Alicja wstała i podeszła do okna.
– Po co mam z wami jechać? – zapytała cicho i spokojnie. – Żeby sąsiedzi widzieli, że o mnie dbacie? Mam posiedzieć trzy dni w domu, a później przywieziecie mnie tu i zapomnicie?
– Co też mama opowiada?! Po tym wszystkim, co dla mamy zrobiliśmy, mama ma teraz czelność mieć pretensje?! Woziliśmy mamę po najlepszych szpitalach, załatwialiśmy pielęgniarki do opieki… mama sama mówiła, że nie chce sprawiać problemów, że to dobry pomysł. Po tym wszystkim, co dla mamy zrobiłam…
Alicja czuła, że coś w niej pękło. Wystarczająco długo milczała. Nie chciała tego mówić, ale widziała, że inaczej córka niczego nie zrozumie.
– Ty dla mnie zrobiłaś? – powiedziała zdecydowanym tonem, który Iwona tak rzadko słyszała. Po tym, co dla mnie zrobiliście? To ja cię wychowałam. Sama. Zrezygnowałam z malarstwa po to, by cię utrzymać. Odkładałam każdy grosz. Nigdy nie byłam na wakacjach. Ani razu nie widziałam morza, nie byłam w górach. Widziałam je tylko na pocztówkach, które przesyłał mi Robert.
– Które Robert co? – wydukała zdumiona Iwona. Czuła, że przestaje panować nad sytuacją i bardzo jej się to nie podobało.
– Które Robert wysyłał mi z waszych wycieczek znad morza i z gór. – Alicja odwróciła się w stronę córki. – Może gdybyś przestała na niego krzyczeć, to zauważyłabyś, jaki dobry z niego człowiek.
Iwona głośno wciągnęła powietrze do płuc i natychmiast je wypuściła, nie była w stanie powiedzieć ani słowa.
Alicja kontynuowała cicho.
– Poświęciłam wiele lat życia, żeby cię wychować. Nie tylko, żeby niczego ci nie zabrakło, ale żebyś miała wszystko, co najlepsze. Nie mam pretensji, że jestem tutaj. – Spojrzała na Roberta. – Wiem, że z moją cukrzycą, nadciśnieniem i padaczką nie moglibyście się mną właściwie zająć. I czuję się o wiele lepiej niż wcześniej. Tu mam odpowiednią opiekę. Wiem, że chcieliście dobrze, dlatego milczałam. Do dzisiaj. Nie mogę milczeć, gdy zarzucasz mi niewdzięczność. – Spojrzała na córkę. – Jestem tu już trzy lata. Powiedz, ile razy mnie odwiedziłaś?
– Boże, znów to samo… – Iwona westchnęła sfrustrowana.
Usłyszała przejęty głos Roberta.
– Iwona!
– Mówiłam ci wiele razy, nie wtrącaj się, to moja matka! – krzyknęła.
– Naprawdę podziwiam tego człowieka, że jeszcze z tobą wytrzymuje – powiedziała Alicja. – Wiem, że jesteś moją córką i być może nie powinnam tego mówić, ale podziwiam go, że nadal jest z osobą, która wiecznie na niego krzyczy. Jest wiecznie niezadowolona. Nieustannie ma o coś pretensje. Nie wiem, jakim cudem się w tobie zakochał, skoro tak go traktujesz. Nie mam pojęcia, co się z tobą stało. To ja cię tak źle wychowałam, że nie masz szacunku do najbliższych? Jeśli tak, to zawiodłam, jako matka. Jeśli nie, to nie mam pojęcia, co się z tobą dzieje. Nic nie usprawiedliwia twojego zachowania. Ten chłopak zostanie świętym za swoją cierpliwość do ciebie. Nie wiem, ile jej jeszcze ma, więc radzę ci uważać.
– Jak mama śmie?!
– Ja? Już wystarczająco długo milczałam, jak Robert. Nie jestem jak ładna zastawa, którą można wyciągnąć i użyć w Wigilię, a później schować i zapomnieć o niej na kolejny rok. Nie mam zamiaru wracać z wami po to, żebyś mogła pochwalić się sąsiadom, jaką jesteś wspaniałą córką dbająca o matkę… Nie chcę też słuchać twoich wymówek. Tego, że nie odwiedzasz mnie, bo praca, bo częste wyjazdy, bo awans i kupno własnego mieszkania. Na wycieczki masz czas, ale na telefon do matki w dniu urodzin już nie.
Iwona najpierw poczerwieniała, a potem spojrzała krytycznie na Roberta.
– Nie rób mu wyrzutów – dodała Alicja. – On przynajmniej o mnie pamięta. Wie, że nie pojadę z wami, ale nakreśli na pocztówce kilka słów. Czasem zadzwoni. Początkowo starał się cię usprawiedliwiać. Ale później zauważył, że to bezcelowe. Przez trzy lata znosiłam bez skargi to, że nigdy nie masz dla mnie czasu. Rok temu spędziłam z wami Wigilię i liczyłam, że dzięki temu coś się zmieni, że odwiedzisz mnie przynajmniej raz w tygodniu. Byłam naiwna. Dlatego postanowiłam, że dziś nie wracam z wami. Pogodziłam się z tym, że mnie tu nie odwiedzasz i nie będę zabierać twojego cennego czasu.
Iwona wybiegła z pokoju, trzasnąwszy drzwiami ze złością. Robert i Alicja patrzyli na siebie w milczeniu dłuższą chwilę. W końcu mężczyzna podszedł do niej i wziął ją za rękę. Alicja usiadła na fotelu.
– Przepraszam za nią – powiedział ze smutkiem.
– To ja przepraszam. Nie powinnam tego wszystkiego mówić przy tobie. Powinnyśmy to omówić na osobności. Wiele razy próbowałam, tłumaczyłam, jak jeszcze czasem do mnie zaglądała. Zawsze komentowała, że mam nieuzasadnione pretensje. Ani tłumaczenia, ani prośby nic nie dają. Sam wiesz, jaka jest uparta. Podziwiam jak dobrze sobie z tym radzisz. Kiedyś taka nie była. Skupiona, skrupulatna, panująca nad sobą. Taką ją pamiętam, a teraz? Skąd te wybuchy złości? Pokłóciliście się?
– Nie. Teraz uznaje, że ma do tego prawo. Do zmiennych nastrojów, zdenerwowania.
– Dlaczego?
Po dłuższej chwili milczenia wyciągnął z kurtki białą kopertę.
– Otwórz – powiedział.
Powoli wyjęła z koperty małą kartkę. Przyglądała się jej w skupieniu. Zobaczył, że drżą jej ręce.
– Piąty miesiąc. Wiemy dopiero od dwóch… i jeszcze nic nie widać jak Iwona włoży golf. Chciałem zadzwonić, ale później pomyślałem, że powiemy ci w Wigilię. Że to będzie najlepszy prezent. Moim rodzicom ani bratu też jeszcze nie powiedzieliśmy. Tak naprawdę nikt jeszcze nie wie. Jesteś pierwsza. – Zobaczył, że z trudem powstrzymuje łzy.
– Dziękuję, że mi powiedziałeś – szepnęła – ale to niczego nie zmienia. I tak nie wrócę dziś z wami do domu. – powiedziała, oddając mu kopertę.
– Dlaczego?
Usłyszała zdziwienie w jego głosie.
– Bardzo się cieszę waszym szczęściem. Wiem, że oboje marzyliście o dziecku. Ale sądzę, że to niczego nie zmieni. Na początku dzwoniłam, prosiłam ją, żeby przyjeżdżała częściej. Tłumaczyłam, że nawet sąsiadki mnie odwiedzają, siostra, a własna córka nie. O tobie nie mówiłam. Nie chciałam, żeby miała pretensje, że przyjeżdżasz tu sam. Początkowo jeszcze wpadała tu na chwilę jak po ogień. Mówiłam, że zależy mi na tym, żeby was częściej widzieć, żeby wybrała jeden dzień w tygodniu, skoro tak lubi wszystko planować. Ale ona uważa, że skoro mam tu dobrą opiekę medyczną, to niczego więcej nie potrzebuję. Mam książki, cały zestaw do szydełkowania, malowania. Mam sąsiadki w pokojach obok, to po co mi córka, że ona ma swoje zajęcia i ja swoje. Osobne życia. Najpierw było mi przykro, później byłam zła i znów było mi przykro. Stwierdziłam, że skoro prośby nie przynoszą rezultatu to nie będę żebrać o uwagę własnej córki. Skoro przez trzy lata nie chciała znaleźć dla mnie czasu, to teraz tym bardziej nie będzie go miała. Będę miała wnuka, w którego życiu nie będę brała udziału, albo którego zobaczę raz na pół roku.
– Mamo… – wydusił z bólem.
– Przepraszam, ale tak właśnie czuję. Mam jechać z wami i cieszyć się ciążą Iwony, a później co? Odwiezie mnie i nie znajdzie czasu ani na telefon, ani na odwiedziny – odpowiedziała z goryczą. – Nie chcę teraz wrócić z wami, a później łudzić się, że będzie inaczej. Nie zniosę tego.
Kucnął przed nią i wziął ją za rękę.
– Nie podejmuj jeszcze ostatecznej decyzji – powiedział spokojnie. – Porozmawiam z nią dziś i jeśli się zgodzisz, przyjadę po ciebie jutro, dobrze?