W kręgu upiorów i wilkołaków. Demonologia słowiańska
Forma wydania | Książka |
Rok wydania | 2019 |
Autorzy | |
Kategoria | |
Wydawnictwo |
Jedna z najważniejszych książek na temat słowiańskiej demonologii!
Strzygonie, zmory, południce, latawce, kikimory, leśne duchy, wąpierze, przypadki polowań na czarownice w kraju nad Wisłą – zostały tu opisane szczegółowo, okiem prawdziwego znawcy tematu.
Autor w sposób rzetelny i przejrzysty poddaje analizie demoniczne istoty, występujące w mitologii słowiańskiej, a także opisuje wierzenia, które przywędrowały do miast za sprawą zabobonnych mieszkańców wsi.
Ta książka to wyjątkowe i kompletne źródło wiedzy na temat słowiańskich wierzeń i podań, stanowiące inspiracje zarówno dla badaczy tematu, jak i twórców gier, filmów czy fanów fantastyki.
Numer ISBN | 978-83-66481-00-8 |
Wymiary | 145x205 |
Oprawa | twarda |
Liczba stron | 416 |
Język | polski |
Fragment | Jednym z najbardziej niejasnych zagadnień naszej przeszłości są przedchrześcijańskie wierzenia religijne. A przecież przez kilka stuleci sprawa ta wydawała się tak prosta i oczywista. Znakomity polski historyk z XV w. Jan Długosz opisał bardzo dokładny schemat „pogańskiej” religii dawnych mieszkańców ziem polskich. Wyliczył też dość długą listę bóstw słowiańskich. Olbrzymi autorytet Długosza zadecydował o tym, że informacje jego przez blisko cztery stulecia przyjmowane były jako najzupełniej pewne. Dopiero w XIX w. poczęły się budzić wątpliwości co do tych tak pozornie autorytatywnych danych tyczących wierzeń przedchrześcijańskich dawnych Polan. W czasach, w których Długosz pisał swą historię, niewiele już było można odnaleźć w tradycji ludowej z dawnej religijnej przeszłości. Pięć wieków panowania chrześcijaństwa na naszych ziemiach zrobiło swoje. W niepamięć odeszły podstawowe kanony wierzeń przedchrześcijańskich. A jeśli nawet gdzieś po wsiach tliły się jeszcze wówczas wątłe i bardzo już zniekształcone relikty dawnych kultów, to światły humanista, historyk chętnie sięgający do uczonych ksiąg, ale niemający zainteresowań, jakbyśmy dziś powiedzieli, badaniami terenowymi, nie zajmował się nimi zbytnio. Natomiast, zgodnie z rozpowszechnionymi wówczas konwencjami, zebrane gdzieniegdzie informacje o religii dawnych Słowian przepuścił przez filtr zwany dziś interpretatio antiqua, a więc interpretowanie dawnych wierzeń podług znanych mu schematów religii starogreckiej i rzymskiej. Dość ostra krytyka długoszowskich przekazów dotyczących religii dawnych Słowian wykazała, że być może autentyczne nazwy bóstw włączył on do zupełnie błędnego schematu wierzeń grecko-rzymskich. Dopiero w XIX w. rozpoczęły się krytyczne badania nad religią dawnych Słowian. Zwrócono uwagę na pozornie mniej ważne inne pisane przekazy źródłowe. Z pełnym zainteresowaniem rozpoczęto badać relikty dawnych wierzeń, jakie przechowywały się w ludowej tradycji. Na nieszczęście badania te prowadzone były przeważnie przez amatorów nieposiadających naukowej precyzji, którzy nie bardzo zdawali sobie sprawę z tego, co może być ważne, a co stanowiło późniejsze nieciekawe nawarstwienia. Informacje ich nie zawsze zresztą były zbyt ścisłe, niekiedy ubarwiane fantazją ludoznawców amatorów, którzy w dobrej z pewnością wierze fałszowali zapisywane teksty. A wreszcie, nie orientowali się oni zbytnio, jakiego typu dane mogą mieć istotne znaczenie dla badań nad dawną religią ludów słowiańskich. Stąd też dwudziestowieczny, znakomity badacz kultury ludowej Słowian, Kazimierz Moszyński, twierdził, że za jedną modlitwę chłopskiego ofiarnika można by bez szkody oddać setkę pieśni, które z takim zapałem notowali ludoznawcy tamtych czasów. Bardzo poważnie rozwinęły się badania nad wierzeniami religijnymi dawnych Słowian w początkach bieżącego stulecia. Przyniosły one kilka bardzo znaczących prób syntezy. Ze strony rosyjskiej dał je Jewgienij Wasiljewicz Aniczkow, ze strony czeskiej – Lubor Niederle, ze strony polskiej – Aleksander Brückner. Dziś, w kilkadziesiąt lat po tych wielkich syntezach, ze smutkiem trzeba stwierdzić, że trud znakomitych zresztą uczonych, w znacznej części był zmarnowany. „Historia badań nad religią Słowian jest historią rozczarowań” – tak oto przed kilku laty pisał doskonały znawca przedmiotu Stanisław Urbańczyk. Liczne badania przyczynkowe nad religią Słowian obaliły cały szereg pozornie ustalonych pewników, podawanych w znakomitych zdawało się syntezach wielkich badaczy tych zagadnień z początków bieżącego stulecia. O ile też dziś cytuje się prace Aniczkowa, Niderlego i Brücknera, to tylko jako dawniej bardzo istotne, a dziś już przestarzałe pozycje w dziejach badań z zakresu historii i religioznawstwa. Natomiast już bardzo rzadko współcześni autorzy powołują się na poglądy tych badaczy. Znakomite ongiś dzieła dziś już prawie zupełnie straciły na znaczeniu. Otóż przytoczyć tu mogę żartobliwą uwagę wypowiedziana przez pewnego specjalistę z zakresu badań nad religią Słowian w nieoficjalnych rozmowach, po jednej z naukowych konferencji. Stwierdził on, że w miarę rozwoju badań nad religią Słowian, wiemy o niej coraz to mniej. Bezsprzecznie, w tym paradoksie tkwi dużo prawdy. W ostatnich latach badania nad tymi problemami przyniosły sporo nowego materiału, jednocześnie jednak obaliły wiele dawnych poglądów, uważanych poprzednio niemal za niezbite. Dziś zdajemy sobie sprawę, że o religii Słowian dużo nie wiemy, znalezienie nowych przekazów pisanych do tych zagadnień jest już mało prawdopodobne. Ze względu na olbrzymie zmiany gospodarcze, społeczne i kulturalne zachodzące na wsi we wszystkich krajach słowiańskich, nie można już liczyć na pozyskanie nowych źródeł etnograficznych, które by swymi korzeniami sięgały do przedchrześcijańskich wierzeń. Natomiast można jeszcze liczyć na nowe źródła archeologiczne. Z pewnością odsłonią one jeszcze niejedno miejsce kultu, oraz rozszerzą nasze informacje o drobnych przedmiotach związanych z wierzeniami magicznymi. Trudno jednak przypuszczać, aby na ich podstawie można się było pokusić o jakąś bardziej syntetyczną rekonstrukcję religii Słowian. Stąd też wypływa pewien, dość zresztą umiarkowany, pesymizm wielu uczonych co do dalszych możliwości badawczych w tym zakresie. Mówiąc o religii dawnych Słowian, pamiętać trzeba, że nigdy nie została ona zweryfikowana. Prawdopodobnie istniały bardzo duże różnice w wierzeniach, nie tylko pomiędzy poszczególnymi większymi kompleksami ziem słowiańskich, ale nawet i między terenami zamieszkiwanymi przez poszczególne plemiona, a niekiedy być może nawet pomiędzy poszczególnymi osadami. Zapewne znacznie bogatszy był świat kultów ludów południowosłowiańskich, które w trakcie swych dalekich wędrówek wchłonęły wiele wierzeń typowych dla innych kultur i religii niż np. panteon bóstw i istot demonicznych zachodnich Słowian, na których tak silnie nie oddziaływały obce wpływy. Dla poruszanej jednak w tej książce tematyki nie tylko znaczenie ma sprawa najważniejszych bóstw, w jakie wierzyli dawni Słowianie, ale problemem dość istotnym jest sprawa prastarych wierzeń w istoty demoniczne. We wszystkich częściach kuli ziemskiej ludzie w ciągu długich stuleci ukształtowali, mniej lub bardziej bogaty, nadzmysłowy świat wierzeń religijnych i demonicznych. Prawie zawsze linia przedziału między religią a demonologią była bardzo zatarta, niewyraźna i trudna do przeprowadzenia. Natomiast zasada nakazująca o religiach pisać z należytym szacunkiem powodowała, że badacze zajmujący się tymi zagadnieniami w sztuczny nieraz sposób starali się tworzyć granice między tymi dwoma tak bliskimi i zachodzącymi na siebie dziedzinami. Doprowadzić to musiało do bardzo licznych niekonsekwencji. Tak więc np. diabeł z rozważań teologicznych to była domena religii, natomiast diabeł z wierzeń ludowych należał do demonologii ludowej. W rzeczywistości przecież różnice między tymi zakresami były nieistotne, a polską demonologię ludową XIX i pierwszej połowy XX w. traktować można jako część składową katolicyzmu ludowego tamtych czasów. W wielu religiach, zarówno prymitywnych, jak i dość poważnie już rozwiniętych, obok wiary w bóstwa wyższego rzędu, istniała również wiara w bóstwa niższego rzędu, odgrywające role negatywne, zw. demonami (od greckiego słowa „dajmon”). Demony występowały w przedchrześcijańskich religiach Słowian. Demony znane były światu chrześcijańskiemu. Negatywne znaczenie słowa „demon” spowodowało, że teologia katolicka dość wyraźnie wydzieliła duże dziedziny wiedzy, a więc angelologię, naukę o aniołach oraz demonologię, naukę o diabłach i ich wspólniczkach – czarownicach. Dla wielu natomiast religioznawców są tylko dwa działy jednej dziedziny wiedzy religijnej. Skłonni są też oni dzielić demonologię na demonologię pozytywną, a więc o demonach pozytywnie ustosunkowanych do człowieka, oraz demonologię negatywną, a więc o demonach negatywnie ustosunkowanych do człowieka. Możliwości prowadzenia szerszych badań nad dawną demonologią słowiańską ocenić należy za znikome. Materiały źródłowe do tego zagadnienia są bowiem nadzwyczaj skąpe. Drobne informacje, jak np. o wierzeniach w wilkołactwo znaleźć można w Dziejach Herodota z Halikarnasu z V w. p.n.e., dotyczą one ludów zamieszkujących wówczas dorzecze Dniepru, o których zresztą trudno nawet powiedzieć, czy były słowiańskie. Trochę niezbyt ścisłych informacji dotyczących demonologii ludów, które można by uważać za słowiańskie, podawał w swej Historii wojen Prokop z Cezarei (VI w. n.e.). Ułamkowe informacje na ten temat podawali różni pisarze z X-XIII w., a więc arabscy, jak np. Abu-Hamid al Andaluzi, al-Qazwini, kronikarze duńscy i niemieccy, jak np. Sakso Gramatyk, Helmold, Adam Bremeński, Thietmar, ruski latopisiec Nestor. Pod znakiem zapytania pozostaje sprawa wartości dla badań nad tymi zagadnieniami poradnika dla spowiedników, brata Rudolfa z Bud Raciborskich na Śląsku z XIII w. A wreszcie pewne znaczenie dla tego zagadnienia mogą mieć staroruskie byliny lub Słowo o pułku Igora. Naturalnie wartość tych przekazów źródłowych była bardzo różna. W znacznym stopniu pisali je ludzie nieznający zbyt dobrze Słowiańszczyzny, którzy powtarzali jedynie zasłyszane plotki. Również i późniejsze informacje o wierzeniach demonicznych chrześcijańskiej, średniowiecznej Słowiańszczyzny rzadko przynoszą ciekawsze informacje. Może jedynie niektóre zapiski średniowiecznych kronikarzy dotyczących pojawiania się diabła czy kar, które on wymierzał znanym grzesznikom, dają nam pewne informacje o istniejących wówczas wierzeniach z zakresu demonologii. Na podstawie różnego typu źródeł, pochodzących zresztą z różnych okresów, można sobie wyrobić pogląd, że w religii dawnych Słowian, obok licznego panteonu bóstw ustosunkowanych pozytywnie do ludzi, być może nawet odrębnych dla poszczególnych plemion słowiańskich, szeroko rozpowszechnione były wierzenia o demonach. Znajdowane w czasie poszukiwań archeologicznych czaszki przebite żelaznymi gwoździami lub drewnianymi klinami czy szkielety z przebitymi piersiami, prawdopodobnie wskazują na rozpowszechnienie wierzeń w upiory strzygonie. Pewne, pozornie błahe i niezbyt konkretne informacje obcych podróżników lub kronikarzy mogą świadczyć o tym, że w przedchrześcijańskiej demonologii słowiańskiej dość istotną rolę odgrywały wierzenia w wilkołaki, jędze itp. Z pewnością wiele było w niej elementów, które przetrwały niemal do naszych czasów. Nie wolno jednak pozwalać sobie na bardzo daleko idące uproszczenia, które występują nawet w niektórych pracach naukowych lub popularnonaukowych, że np. wierzenia w upiory strzygonie lub wilkołaki były w czasach przedchrześcijańskich niemal takie same, jak np. w XIX lub w pierwszych latach XX w. Pewne elementy z pewnością mogły w nich przetrwać przez długie stulecia, inne natomiast uległy olbrzymim zmianom. Z drugiej jednak strony pamiętać trzeba o dość istotnym zjawisku, a mianowicie o degradacji bóstw dawnej religii do roli wcieleń szatana lub też istot demonicznych. Już w drugiej połowie XII w. Helmold w swojej Kronice Słowian opisując wierzenia Pomorzan w przededniu zaprowadzenia tam chrystianizmu, mówiąc o tzw. „złym bogu” zwanym „Czernebok”, nazywa go diabłem („Diabeł”). Z kolei dość powszechna stała się tzw. interpretatio christiana, która nakazywała duchownym chrześcijańskim widzieć w dawnych bóstwach wcielenia sił piekielnych. Nowa religia nie przyjmowała się w sposób prosty i łatwy. Przywiązani do dawnych wierzeń ludzie patrzyli z przerażeniem na niszczenie dawnych miejsc kultu. Oto jak np. jeden z autorów Żywota św. Ottona z Brambergu opowiadał o ich likwidacji: „A zaiste przyjemnie było patrzeć, jak posągi nadzwyczajnej wielkości i rzeźby wykonane z niewiarygodną sztuką, które kilka par wołów zaledwie poruszyć zdołało, z obciętymi rękami i nogami, wydłubanymi oczami, odbitymi nosami, wleczono przez most do ognia, a przy tym stali czciciele bałwanów i z wielkim jękiem wołali, aby dopomóc bogom i pod mostem utopić niecnych burzycieli ojczyzny”. Zwolennicy dawnej religii próbowali niekiedy ukrywać posążki dawnych bóstw. Autor Żywota św. Ottona opowiada o tym, że po zniszczeniu w Wolinie świątyń i posągów bóstw, dawni kapłani wykradli złoty posążek Trzygłowa, który w dość odległych stronach umieścili w wydrążonym pniu drzewa pod opieką pewnej wieśniaczki. Biskup jednak dowiedziawszy się o tym, wysłał w te okolice swego człowieka, który pozyskawszy zaufanie owej kobiety, dotarł do pnia drzewa, w którym przechowywany był posążek. Dawni pogańscy bogowie schodzili więc do podziemia. Kulty przybierały niekiedy charakter tajnych. Trzeba było uważać, aby wiadomości o nich nie doszły do władz państwowych lub kościelnych, które nadzwyczaj surowo karały wyznawców dawnej religii. Jednak czciciele zdegradowanych bóstw wciąż mieli nadzieję, że znienawidzone chrześcijaństwo upadnie i powrócą dawne, dobre czasy. Znana jest sprawa tzw. reakcji pogańskiej, która miała miejsce na wielu terenach Polski w drugim ćwierćwieczu XI stulecia. Domyślać się można, że po stłumieniu tego ruchu prześladowanie wyznawców dawnej religii przybrało jeszcze na sile. A wszelkiego rodzaju czynności kultowe przyjmowały jeszcze bardziej tajny charakter. Przez długi czas zapewne działały obok siebie dwie antagonistyczne religie: oficjalna chrześcijańska i pogańska, zepchnięta do podziemi. Nawet z terenu Śląska, gdzie chrześcijaństwo najmocniej zapuściło korzenie, znane są fakty utrzymywania się jeszcze przez kilka stuleci reliktów wierzeń pogańskich. W trudnej walce z bóstwami przedchrześcijańskimi, kler katolicki używał bardzo często argumentów mających zdyskwalifikować konkurentów jako czcicieli szatana. Coraz silniej utrwalał się pogląd, że dawni bogowie czy nawet pomniejsze bóstwa z czasów pogańskich, to nikt inny tylko mieszkańcy piekieł. Nie jest zresztą kwestią przypadku, że najbardziej typowe postacie diabłów polskich, których imiona znane były jeszcze w XIX w., Boruta i Rokita, jak można sądzić z etymologii ich imion to prawdopodobnie dawne przedchrześcijańskie bóstwa czy też demony leśne lub łąkowo-bagienne (pochodzenie słowa „Boruta” od boru, a „Rokita” od rokiciny). Nie bez znaczenia jest wreszcie i to, że w szesnastowiecznym druku pt. Postępek prawa czartowskiego przeciwko narodowi ludzkiemu w zamieszczonej bogatej liście diabłów spotykamy zarówno nazwy znanych z późniejszego okresu czasu istot demonicznych, jak np. Wilkołak, Latawiec, Odmieniec, Jędza, jak również i nazwy znane z dawnej mitologii słowiańskiej, jak np. Dziewanna, Marzana czy też nawet z dawnych legend, jak np. Wenda (Wanda?). Warto również wspomnieć, że wśród wymienionych tam nazw diabłów spotykamy również Beruta, którego być może należałoby identyfikować jako późniejszego Borutę. Naturalnie tłumaczyć to można tym, że niektóre z tych nazw zaczerpnięte zostały z pseudouczonych wywodów o dawnej religii przedchrześcijańskiej Jana Długosza (np. Dziewanna, Marzana). Raczej jednak można przypuszczać, że nazwy te wywodziły się z dawnych ludowych wierzeń, będących reliktami religii pogańskiej. Polskie wierzenia demonologiczne wywodzące się ze średniowiecza kształtowały się następnie w różny sposób. Z jednej strony kontynuowana była przedchrześcijańska wiara w upiory strzygonie, wilkołaki i inne bliżej nam nieznane istoty demoniczne. Z drugiej zaś strony do kręgów demonologii negatywnej zepchnięte zostały niektóre pomniejsze postacie ze świata słowiańskich wierzeń przedchrześcijańskich, a więc różne bóstwa opiekuńcze, czy nawet może postacie pierwszoplanowych ongiś słowiańskich bogów. A wreszcie nie można lekceważyć wpływów chrześcijaństwa. Rozpowszechniło ono na naszym terenie zapożyczone z innych terenów postacie diabłów i ich wspólniczek – czarownic. Być może już w średniowieczu do polskiej demonologii ludowej weszły pewne postacie zapożyczone z obszarów niemieckich, a więc postacie krasnoludków (skrzatów, chobardów i in.). Na nieszczęście o polskich średniowiecznych wierzeniach wiemy bardzo mało. I w znacznym stopniu opierać się tu musimy na niemożliwych już do sprawdzenia przypuszczeniach. Nie bez znaczenia może być wreszcie nazwa „ubożę, ubożęta”, którą nadawano opiekuńczym demonom domowym. Według niektórych językoznawców (Stanisław Rospond) przedrostek u- jest w pewnym stopniu odpowiednikiem nie-, i oznacza negację. A więc ubożę to mniej więcej do samo co niebożę, biedne, biedactwo. Nasuwa się więc przypuszczenie, że nazwa ta powstała już po zaprowadzeniu chrześcijaństwa, kiedy to dawne opiekuńcze demony domowe, być może duchy przodków, zepchnięte zostały do kręgów zakazanego kultu i uznane za biedactwa, które jednak tym, którzy im pomagali i wystawiali w kącie izby lub sieni miseczki z jadłem, przysporzyć mogły dostaku i bogactwa. Odnośnie średniowiecznych wierzeń demonologicznych przeważnie operować można jedynie przypuszczeniami. Natomiast rzeczywista wiedza z tego zakresu jest nikła. |
Podziel się opinią
Komentarze