Antoni Kozak był typem kobieciarza. Bogiem a prawdą, Matka Natura bardzo ułatwiła mu to zadanie, obdarzając go wysokim wzrostem, oliwkową karnacją, ciemną bujną czupryną i diablo przystojną twarzą. Antoni liczył sobie trzydzieści cztery wiosny i od momentu wkroczenia w dorosłość przez jego życie przewinęło się całe mnóstwo kobiet. Ile? Tego nie był w stanie określić, bo rachubę stracił już po pierwszej setce. Dodatkowym magnesem, który przyciągał do niego przedstawicielki płci pięknej, był fakt, iż należał on do bogatej poznańskiej familii Kozaków, którzy zarabiali na prowadzeniu ogólnopolskiej sieci sklepów obuwniczych.
Antoni był człowiekiem zepsutym: tak przez los – który dał mu chyba zbyt wiele, jeśli idzie o wygląd zewnętrzny – jak i przez rodziców, którzy, odkąd tylko pojawił się na świecie, rozpieszczali go do granic możliwości. Nic zatem dziwnego, że Kozak junior w wieku trzydziestu lat osiągnął szczyty egoizmu, dbając li tylko o własny tyłek i o własne przyjemności. Mający nieco więcej zdrowego rozsądku niż całkowicie zaślepiona na wady syna matka, ojciec Antoniego, Karol Kozak, postanowił, że taki stan rzeczy nie może trwać w nieskończoność. I tak któregoś letniego dnia, zażywając poobiedniej sjesty w ogrodzie znajdującym się na tyłach jego olbrzymiej posiadłości, zakomunikował swej połowicy:
– Antek musi sobie znaleźć pracę! Dość już tego łatwego życia za nasze pieniądze!
– No ty chyba oszalałeś…! – stwierdziła jego małżonka Marianna. Sączyła przy basenie drink o nazwie „Sex on the beach”, rozmyślając zarazem, że jest jedynym rodzajem seksu, jakiego doświadczyła od wielu, wielu miesięcy.
– Ja oszalałem!? Świetnie, doskonale, niech zatem dalej marnuje naszą cieżko zarobioną kasę na kolejne panienki! Niech rozbija się nowymi autami i niech jeździ niemal co miesiąc na zagraniczne wakacje! Rajskie życie, zero konsekwencji! – obruszył się Karol Kozak.
– Przecież zawsze mówiłeś, że Antoni pójdzie do pracy dopiero wtedy, kiedy ty zdecydujesz się przejść na emeryturę.
– Tak, ale nie sądziłem, że wyrośnie z niego taki pasożyt. Sama zobacz… Przecież jest już czternasta, a ten gnojek jeszcze nie raczył wstać!
– Wrócił dopiero nad ranem, niech sobie pośpi… – Marianna Kozak wzięła syna w obronę.
– Ach… kobieto, pomyśl sama: jeśli nie zazna prawdziwego życia, to wielce prawdopodobne, że puści naszą fimę z torbami, jak tylko przejmie stery. Nie po to haruję jak wół, żeby ten pieprzony obibok miał zniszczyć dzieło mojego życia! Pójdzie do pracy – koniec i kropka! Przekaż mu moją decyzję, bo ja muszę jeszcze wykonać kilka ważnych telefonów! – rzucił do żony na odchodnym.
I tak zadecydowano o losie Antoniego Kozaka, który przeżywał właśnie upojne chwile, śniąc erotyczne sny o poznanej ubiegłej nocy ponętnej brunetce, która tak bardzo kusiła go głębokim dekoltem i zgrabnymi nogami w obcisłej minispódniczce, że musiał – no, po prostu musiał! – wylądować z nią w łóżku. Zabrał ją zatem z nieco nudnej imprezy w jednym z modnych poznańskich klubów prościutko do swojej garsoniery, żeby wypróbować jej ciało w swojej ulubionej dyscyplinie sportowej, to jest w seksie. I o ile kobitka prezentowała się naprawdę znakomicie, to w miłosnych zapasach okazała się zupełną nowicjuszką. Nudna, leniwa, ospała, drętwa! Antoni dwoił się i troił, proponował coraz to nowe pozycje, ale seksowna brunetka przyjęła postawę wstydliwej cnotki, która nie miała ochoty nawet na seks na balkonie.
Młody Kozak o naturze ekshibicjonisty był tym faktem niezwykle rozczarowany, a więc skończyło się jedynie na tradycyjnych łóżkowych wygibasach w pozycji misjonarskiej, po czym zdegustowany mężczyzna wystawił swą przerażoną partnerkę za drzwi, informując ją, że „nie chce jej więcej oglądać na oczy”.
Wobec takiego przebiegu minionej nocy nie powinno zatem dziwić, że spragniony odważnych doznań erotycznych śnił odważny sen, w którym rzeczona brunetka zgadzała się na każdy jego wyuzdany kaprys. Nie wiedział, bidulek, że za kilka tygodni jego życie miało się całkiem zmienić – i to w sposób, którego żadną miarą nie był w stanie przewidzieć.