Trwa ładowanie...
d20gwkx
24-02-2021 15:00

Szukając miłości

książka
Oceń jako pierwszy:
d20gwkx
Szukając miłości
Forma wydania

Książka

Rok wydania
Autorzy
Kategoria
Wydawnictwo
Materiały prasowe
Źródło: Materiały prasowe

Miłość przychodzi do tych, którzy się jej nie boją.
Kto by się spodziewał, że potrącenie rowerzystki może być początkiem pięknej miłosnej przygody. Z pewnością nie Jola, która po kolejnym rozstaniu próbuje ułożyć sobie życie, zastanawiając się przy tym, ile razy można zaczynać od nowa. Bogdan ma podobne refleksje, ale w przeciwieństwie do Joli wciąż wierzy, że gdzieś tam czeka na niego miłość, tylko trzeba jej wytrwale szukać. Kiedy przewrotny los skrzyżuje ścieżki Joli i Bogdana, oboje zrozumieją, że miłość przychodzi tylko do tych, którzy się jej nie boją

Szukając miłości
Numer ISBN

978-83-66790-15-5

Wymiary

145x205

Oprawa

miękka ze skrzydełkami

Liczba stron

400

Język

polski

Fragment

Prolog

Już dwa lata minęły od czasu, kiedy Jolanta Kryczuk, niedoszła pani pedagog, opuściła Bohomiłowo, malowniczą wieś położoną gdzieś nad Bugiem, gdzie po ślubie zamieszkała w domu teściów, którzy od początku nie byli jej przychylni. A i Adam, za którego wyszła nie z wielkiej miłości, a z poczucia obowiązku wobec będącego już w drodze dziecka, nie ułatwiał jej życia.

Na początku Jola się buntowała; nawet będąc już w ciąży, kilka razy uciekała do matki, ale później przywykła. Przecież jej mąż nie upijał się na umór, awantur po pijaku nie urządzał, a i ręki na nią nie podnosił. No, może ze dwa razy się zdarzyło, że ją popchnął, jak za dużo wypił. Raz aż stoczyła się z kilku drewnianych schodków, ale przecież nic poważnego się nie stało. Na półpiętrze stała doniczka z opuncją, więc tylko ręce sobie trochę tym kaktusem podrapała i trzeba było igiełki pęsetą wyciągać. Po prostu wtedy niepotrzebnie wdała się z mężem w dyskusję. Później, gdy bywał podpity, już się nie odzywała. Bo Jolanta to typowe Dorosłe Dziecko Alkoholika, które w sobie szuka winy za cudze błędy, a potrzeby innych stawia przed własnymi. I stale poszukuje aprobaty, bojąc się odrzucenia. Jej nadmierna odpowiedzialność i pracoholizm to też wynik syndromu DDA.

Pochodząca z rozbitej rodziny Jola za wszelką cenę chciała zapewnić normalne dzieciństwo Kamilowi i Agnieszce, swoim dzieciom. I starała się jak mogła, przecież była za nie odpowiedzialna. Nie skończyła nawet studiów i zajęła się domem, żeby wszystko było zrobione jak należy. To Adam realizował się zawodowo. Uzyskał tytuł inżyniera rolnika, stworzył duże gospodarstwo sadownicze, a potem jeszcze objął urząd wójta. Robił karierę na szczeblu gminy, natomiast ona zatrzymała się na etapie gospodyni domowej. Jednak nie narzekała, uważała, że i tak ma lepsze życie niż jej matka. A i dzieci wychowywały się w pełnej rodzinie.

O rozwodzie pomyślała tylko raz, kiedy na początku małżeństwa Adam dopuścił się zdrady. Nie zdecydowała się jednak. Przecież na świecie był już Kamilek; nie mogła pozbawić dziecka pełnej rodziny. Pamiętała sytuację, jak jej stryjeczna siostra wykrzyczała kiedyś swojej matce, że zmarnowała jej dzieciństwo, rozwodząc się. Stryjek założył nową rodzinę i miał nowe dzieci, a nią się nie interesował. Bożena winą za to obarczała matkę. A przecież stryj nie był dobrym mężem, znęcał się psychicznie nad stryjenką, poniżał ją; Jola to pamiętała, bo była starsza, a Bożenka nie. I nie mogła zrozumieć, dlaczego matka rozstała się z ojcem.

Jolanta, kiedy było jej źle, przypominała to sobie i nie myślała już o rozwodzie. Obawiała się, że również ją dzieci oskarżą kiedyś o to, że rozbiła im rodzinę. I do końca życia będzie miała poczucie winy. Tak więc rozwód nie wchodził w rachubę. Trzeba było pielęgnować ognisko domowe i nie narzekać, bo właściwie żaden moment nie był wystarczająco dobry, żeby odejść od męża.

A w ogóle to nie miała Jola szczęścia do mężczyzn. Ten najważniejszy, ojciec, zmienił jej dzieciństwo w koszmar. Sławek – pierwsza młodzieńcza miłość – zostawił ją dla innej, a mąż ją zdradzał. Okazało się, że nie był to tylko ten jeden przypadek na początku małżeństwa. Kiedy odkryła, że Adam ma dziecko z inną kobietą, była bliska załamania. I wtedy u Grażyny, przyjaciółki z lat młodości, poznała Piotra Starczyka. Ten sympatyczny magister ekonomii uświadomił jej, że jest atrakcyjną kobietą i powinna zawalczyć o siebie i swoje marzenia. Również Grażyna, po swojemu, czyli bez ogródek, przemówiła jej do rozumu.

Trochę potrwało, zanim Jola wszystko przemyślała i podjęła ważne dla siebie decyzje. Dotarło do niej, że Adam jest nie tylko złym mężem, ale też zimnym i nieczułym ojcem. Już wcześniej to widziała, ale tłumaczyła sobie, że lepszy taki aniżeli żaden. Teraz inaczej na to spojrzała, jakby jakąś zasłonę ktoś jej zdjął z oczu. Ale dzieci były już dorosłe, a czasu nie da się cofnąć. Nie mogła im już przywrócić dzieciństwa i uczynić go szczęśliwszym, ale mogła jeszcze zrobić coś dla siebie.

W wieku czterdziestu pięciu lat postanowiła zmienić nieco swoje życie. Pierwszym krokiem było podjęcie studiów. Animacja społeczno-kulturalna to był kierunek odpowiadający jej zdolnościom i zainteresowaniom. I nie odbiegał daleko od pedagogiki, którą kiedyś studiowała. Podjęła też próbę ratowania swojego małżeństwa, ale kiedy się dowiedziała o kolejnych kochankach męża, zrezygnowała. Wniosła sprawę o rozwód i zdecydowała się wyjechać z Bohomiłowa. Piotr, z którym odnowiła znajomość, gdy rozpoczęła studia, zaproponował jej pracę w Lublinie, w przedszkolu prowadzonym przez znajomą. Zdecydowała się i chociaż miała opory przed korzystaniem z protekcji, innej możliwości nie widziała.

Początkowo zamieszkała u siostry, potem wynajęła kawalerkę i jakoś sobie radziła, chociaż zanim znalazła zajęcie zgodne z kwalifikacjami, które dopiero zdobywała, pracowała jako sprzątaczka i pobory miała niewysokie. Na szczęście Kamil już zarabiał, a i Agnieszka, która jeszcze studiowała, w weekendy dorabiała sobie jako kelnerka. Dodatkowo Jola czekała na większą gotówkę od eksmałżonka w ramach spłaty z majątku wspólnego. Sprawę wziął w swoje ręce Sławomir Bukomirski, jej dawna sympatia.

Niestety, Sławkowi nie udało się wywalczyć dużych pieniędzy. Okazało się, że pole przekazane im po ślubie przez teściów Joli było darowizną tylko dla Adama, a ziemia, którą jej mąż później dokupił, sfinansowana była z pieniędzy podarowanych mu przez rodziców, tak przynajmniej wynikało z dokumentów. Natomiast siedlisko było własnością Anieli i Szczepana. W ten sposób przez ponad dwadzieścia lat małżeństwa Jolanta dorobiła się jedynie jakiejś nędznej sumy, za którą nawet malutkiej kawalerki nie mogła sobie kupić. A żadnych oszczędności przecież nie miała.

Jednak pogodziła się z tym, ponieważ w myślach planowała zamieszkać z Piotrem w jego domu pod Lublinem. Starczyk był żonaty, o czym Jola wiedziała od chwili, kiedy go poznała, ale teraz już w separacji, jak twierdził. Obiecywał, że kiedy pojedzie do Londynu, gdzie od pewnego czasu przebywała jego żona, rozmówi się z nią ostatecznie w sprawie rozwodu. Zaufała mu. Bardzo potrzebowała wsparcia i akceptacji, a Piotr jej to dawał. Potrafił wysłuchać, doradzić, powiedzieć miłe słowo. Uwierzyła w siebie i w to, że los nareszcie się do niej uśmiechnął. Wszystko tak dobrze się układało: adorował ją miły facet, w którym na razie nie była jeszcze zakochana, bo w tym względzie starała się być ostrożna, ale powoli do tego zmierzała, studiowała, co wcześniej było jej marzeniem, pracowała zawodowo. Niestety pełnia szczęścia nie była jej dana. Piotr ją zwodził, co uzmysłowił Joli mecenas Bukomirski, i dawał nadzieję na wspólną przyszłość. W końcu się okazało, że rozwód nie wchodzi w rachubę; Piotr za dużo by stracił, zwłaszcza gdyby sąd orzekł rozwód z jego winy. Kiedy żona wyjechała na kilka miesięcy, pozwolił sobie na romans, ale po jej powrocie znów stał się przykładnym mężem.

I po tej traumie się podniosła. To Grażyna ją przekonała, że bez mężczyzny u boku też można być szczęśliwą. Jola uwierzyła. Uzyskała licencjat, podjęła pracę w domu kultury – prowadziła zajęcia plastyczne dla dzieci – a przede wszystkim podróżowała, na ile czas i finanse jej pozwalały. Były to zazwyczaj kilkudniowe wycieczki po Polsce i do sąsiednich krajów. Poznała przy okazji miłych ludzi, z którymi co jakiś czas umawiała się przez telefon na kolejny wypad. Tylko gdy wracała do pustej kawalerki, czuła się trochę samotna. Bała się jednak podjąć ryzyko i spróbować z kimś się związać. Na wycieczkach poznała kilku sympatycznych singli, ale bliższe relacje jej nie interesowały. Zawsze delikatnie dawała to do zrozumienia, kiedy któryś poświęcał jej nieco więcej uwagi. Po prostu już się bała.

Rozdział 1

Lato było w pełni. Jolanta dostała zaproszenie od Grażyny, żeby urlop spędzić w jej gospodarstwie agroturystycznym niedaleko Szczytna, ale się nie zdecydowała, a przyjaciółka ją rozumiała. To u niej Jola poznała Piotra, więc Michówka nie kojarzyła jej się najlepiej. Wolała pojechać nad jezioro położone niedaleko Lublina, gdzie jej znajoma z wycieczki do Lwowa, Zosia Nowakowska, prowadziła wraz z mężem ośrodek wypoczynkowy o nazwie Czapla. Podczas wycieczki panie mieszkały w jednym pokoju. Okazało się, że się świetnie rozumieją i lubią ze sobą rozmawiać. I tak rozpoczęła się ich przyjaźń. Zosia była pogodna i emanowała jakimś wewnętrznym ciepłem, podobnie jak jej mąż, Janusz, który lubił zabawiać gości dowcipami i grą na akordeonie.

Jolanta spędziła już jeden urlop w Czapli i mile go wspominała. Mogła się poopalać na plaży lub poczytać książkę na leżaku w cieniu rozłożystego dębu, albo wypożyczyć rower i pojechać ścieżką rowerową do ośrodka Rybeńka po drugiej stronie jeziora. A wieczorem pogawędzić z gospodarzami lub posiedzieć z grupą wczasowiczów przy ognisku. Bardzo lubiła atmosferę tego miejsca. Nie czuła się tutaj samotna, zawsze można było się do kogoś przysiąść i pogadać. Przyjeżdżali tu głównie stali bywalcy. Na początku sezonu witali się serdecznie, a ich twarze wyrażały zadowolenie, że znów spędzą urlop w miłym towarzystwie. Nawet towarzyszące im psy radośnie merdały ogonkami na powitanie.

Zaczęła się druga połowa lipca. W sobotę Jolanta zerwała się z łóżka pięć po szóstej. Włożyła lekką, kwiecistą sukienkę, bo zapowiadała się piękna pogoda, wrzuciła do samochodu spakowane poprzedniego dnia bagaże i ruszyła nad jezioro.

Po niespełna godzinie zatrzymała się przed ośrodkiem wczasowym Czapla. Weszła do recepcji i przywitała się z szefową.

– Świetnie, że już jesteś! – Zosia poderwała się zza biurka i chwyciła ją w ramiona. – Taki piękny dzień, że trzeba go wykorzystać. Siadaj! – Wskazała ręką nowoczesny i jednocześnie bardzo praktyczny, bo niezajmujący zbyt wiele miejsca fotel.

– A masz wolną chwilę? Nie chciałabym przeszkadzać. – Jola usiadła i wyciągnęła przed siebie nogi.

– Jest wcześnie – powiedziała gospodyni, zajmując miejsce naprzeciwko. – Ruch na razie niewielki, więc możemy parę minut pogadać. Co u ciebie?

– Po staremu. Kamil znów w Austrii, a Agnieszka pojechała na kolonie w charakterze opiekunki.

– Daleko?

– Gdzieś nad Bałtyk. A ja oczywiście do was. – Spojrzała w okno. – Już trochę tęskniłam za tym miejscem.

– I tak ma być – zaśmiała się Zosia. – My tu ludzi zaczarowujemy, żeby do nas wracali.

– To czuję się zaczarowana – zawtórowała jej śmiechem Jolanta. – Dzisiaj cały dzień leżakowanie. – Podniosła ręce i splotła dłonie na karku. – Muszę porządnie odpocząć. Zapowiada się piękna pogoda.

– Ruchu trochę trzeba zażyć, kochana, a nie leżeć! – zganiła ją Nowakowska. – A może jednak na rowerek?

– Najpierw odpoczynek bierny. No, może trochę popływam. A po południu rowerek. Przejadę się pewnie do Rybeńki. Tam, przy tym bagnistym brzegu, jest mnóstwo wodnego ptactwa. Lubię tak sobie posiedzieć i na nie popatrzeć.

– Ty nie gap się na kaczki, tylko na facetów! – zaśmiała się gospodyni. – Nie chcę ci wypominać wieku, ale najwyższy czas, żebyś poznała kogoś miłego. Po pięćdziesiątce to już popij wodą. A tobie chyba zbyt wiele do niej nie zostało.

Podziel się opinią

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d20gwkx
d20gwkx
d20gwkx
d20gwkx