Trwa ładowanie...
d2ghv2b
31-01-2020 16:08

Słodkich snów. Aurora Teagarden

książka
Oceń jako pierwszy:
d2ghv2b
Słodkich snów. Aurora Teagarden
Tytuł oryginalny

Sleep Like a Baby

Forma wydania

Książka

Rok wydania
Autorzy
Kategoria
Wydawnictwo
Materiały prasowe
Źródło: Materiały prasowe

Autorka zajmująca pierwsze miejsce na liście bestsellerów „New York Timesa”, Charlaine Harris, powraca z najnowszą powieścią kryminalną z serii o Aurorze Teagarden, bibliotekarce z małego miasteczka.
Robin i Aurora rozpoczynają swoją przygodę z rodzicielstwem. Nowo narodzona Sophie to niesforne dziecko i matka Roe zatrudnia wykwalifikowaną opiekunkę, Virginię Mitchell, by przez kilka tygodni pomagała świeżo upieczonym rodzicom. Virginia okazuje się być szczególnie pomocna, gdy Robin w związku z pracą musi wyjechać z miasta, a Roe dopada wyjątkowo ciężka grypa. Pewnej burzliwej nocy Aurora budzi się, słysząc płacz swojej córki. Okazuje się, że Virginia zniknęła.
Niedługo potem Roe wraz ze swoim bratem Phillipem znajdują w ogrodzie zwłoki… Aurora Teagarden staje w obliczu kolejnej zagadki kryminalnej. Musi odpowiedzieć sobie na pytania – kim jest tajemnicza kobieta, która zginęła w ich ogrodzie, i co się stało z Virginią?
Ta poruszająca i ekscytująca nowa część serii o przygodach Roe z pewnością uszczęśliwi fanów, a także rozbudzi ich apetyt na więcej.

Słodkich snów. Aurora Teagarden
Numer ISBN

978-83-7674-702-6

Wymiary

130x200

Oprawa

miękka ze skrzydełkami

Liczba stron

320

Język

polski

Fragment

Rozdział 1

Stałam na podwórku, przy ogrodzeniu, obserwując, jak bliźniaczki Herman (a) bawią się ze swoim psem, (b) podlewają kwiaty. Był wczesny ranek, jedyna pora dnia, gdy w lipcu, w Georgii, byłam w stanie wyjść na zewnątrz, ponieważ wielkością, mniej więcej, przypominałam nosorożca.

– Roe, jesteś już po terminie? – zawołała Peggy, gdy co najmniej po raz dwudziesty rzuciła Chace piłkę.

Westchnęłam.

– Tak, trzy dni. – Na poprawę nastroju nałożyłam moje nowe okulary w wiśniowych oprawkach. Przez całą ciążę nie zwracałam uwagi na to, które zakładam, bo tak byłam zaabsorbowana swoim zmieniającym się ciałem. Do tej pory w dużej mierze miałam go już dość.

Lena odłożyła wąż i podeszła. Nauczyłam się rozróżniać je po włosach. Lena robiła przedziałek po prawej stronie. Obie siostry były w doskonałej kondycji. Na zmianę wychodziły z psem i grały w tenisa. Peggy i Lena były również nad wyraz samowystarczalne w kwestii domowych napraw. Uważałam je za urocze i onieśmielające.

– Ja swoje bliźniaczki rodziłam przed czasem – powiedziała Lena. – Trzy tygodnie. Ale nic im nie było.

– Gdzie mieszkają? – Wiedziałam, że nie w okolicy.

– Cindy w Maine, a Mindy w Spartanburg.

– Peggy ma syna, zgadza się? – Chyba go kiedyś spotkałam.

– Kevin. Mieszka w Atlancie, ale jest lekarzem i ojcem, więc nie ma za dużo wolnego czasu.

Pokiwałam głową. Chwilowo miałam całe mnóstwo czasu, ale potrafiłam sobie wyobrazić, jak to jest być zajętą, a nie po prostu czekać. Na dziecko, które się nie rodzi. Patrzyłam, jak Peggy wydaje Chace kolejne polecenia, które pies szybko wypełniał.

– Co to za rasa? – zapytałam. Na pewno jakaś. Nigdy nie widziałam takiego psa.

– Rhodesian ridgeback. – Lena się uśmiechnęła. – Wzięłyśmy go ze schroniska. Nie byłoby nas stać na szczeniaka. Ale on był…

Nagle poczułam falę ciepła. O mój Boże, pomyślałam, niewiarygodnie zażenowana. Nie kontroluję pęcherza. Co za dno.

– Cóż – spokojnie powiedziała Lena, podążając wzrokiem za moim przerażonym spojrzeniem. – To chyba koniec twojego czekania. Właśnie odeszły ci wody.

◆ ◆ ◆

Przez chwilę byłam jedyną dorosłą osobą w pomieszczeniu. W ramionach trzymałam najważniejszą osobę na świecie, Sophie Abigail Crusoe, wiek: dwie godziny. Jest doskonała, pomyślałam zachwycona. Jestem największą szczęściarą na świecie. Właśnie zaprezentowano mi moją córkę w postaci opatulonego zawiniątka. Ledwie zdążyłam na nią zerknąć, gdy wyłoniła się ze swojej rezydencji, w której przebywała ostatnich dziewięć miesięcy. Ulegając jakiejś nieodpartej potrzebie, rozwinęłam ją, by się upewnić, że wszystko z nią w porządku. Była doskonała. I nie podobało jej się, że została rozwinięta. Sophie swoje niezadowolenie wyraziła bardzo czytelnie, więc pospiesznie (i niechlujnie) opatuliłam ją z powrotem. Poczułam się winna. Przeze mnie Sophie płakała po raz pierwszy.

Mój mąż, Robin, wsunął głowę przez drzwi i zerknął do środka, jakby nie miał pewności, czy jest mile widziany.

– Jak się czujesz? – zapytał mnie po raz dwudziesty. – Jak malutka?

Robin też chyba czuł się trochę winny, bo nie miałam łatwego porodu. W naszej szkole rodzenia spotkałam matkę w drugiej ciąży, która powiedziała, że nie wie, o co ten cały szum. Czuła się, jakby przez godzinę męczyła ją niestrawność, a potem jej dziecko po prostu wyskoczyło.

Mniej więcej na półmetku dwunastu godzin, których potrzebowałam, by wydać Sophie na świat – dwunastu bardzo długich godzin – gdyby ta kobieta weszła do pokoju, a ja miałabym broń, to bym ją zastrzeliła.

Ale było warto.

– Nic mi nie jest – odparłam. – Jestem tylko zmęczona. A ona jest wspaniała. Całe osiem funtów. – Z uśmiechem wyciągnęłam zawiniątko do niego. – I ma rude włosy.

Rudowłosy Robin wziął Sophie tak ostrożnie, jakby była starożytną chińską wazą. Spojrzał na maleńką buzię, a mnie serce ścisnęło się na widok wyrazu jego twarzy. Był całkowicie oczarowany.

– Mogę wykopać fosę wokół domu i postawić dziesięciostopowy mur? – zapytał.

– Nie sądzę, żeby sąsiedzi byli zadowoleni – powiedziałam. – Po prostu będziemy musieli się starać, żeby nie spotkała jej żadna krzywda. – Próbowałam stłumić ziewnięcie, ale mi się nie udało. – Kochanie, idę spać – oświadczyłam. – Zostajesz na warcie.

Nawet jako matka z jedynie dwugodzinnym doświadczeniem byłam pewna, że jedno z nas powinno cały czas czuwać.

Gdy osuwałam się w sen, czując, że zasłużyłam sobie na to po dobrej robocie, policzyłam wszystkich ludzi, którzy już kochali Sophie: moja matka, jej mąż, matka Robina, rodzeństwo Robina, mój brat przyrodni Phillip… Czułam, że jestem szczęściarą, że Sophie narodziła się w takim opiekuńczym kręgu.

Chociaż fosa i mur wydawały się całkiem niezłym pomysłem.

Podziel się opinią

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2ghv2b
d2ghv2b
d2ghv2b
d2ghv2b
d2ghv2b

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj