Trwa ładowanie...
d2ue4ns
04-02-2020 06:58

Małe kłamczuchy. Aurora Teagarden

książka
Oceń jako pierwszy:
d2ue4ns
Małe kłamczuchy. Aurora Teagarden
Tytuł oryginalny

All the Little Liars

Forma wydania

Książka

Rok wydania
Autorzy
Kategoria
Wydawnictwo
Materiały prasowe
Źródło: Materiały prasowe

Autorka zajmująca pierwsze miejsce na liście bestsellerów „New York Timesa”, Charlaine Harris, powraca z kolejną powieścią kryminalną z serii o Aurorze Teagarden, bibliotekarce z małego miasteczka.
Pewnego popołudnia z boiska do piłki nożnej znika czwórka dzieciaków. Jednym z nich jest piętnastoletni brat Aurory, Phillip. Znika również dwójka jego przyjaciół i jedenastoletnia dziewczynka. Następnie dochodzi do koszmarnego odkrycia – w ostatnim znanym miejscu pobytu dzieci leżą zwłoki…
Podczas gdy miejscowa policja i biuro szeryfa przeczesują hrabstwo w poszukiwaniu dzieciaków i przesłuchują wszystkich, którzy mogą coś wiedzieć, Aurora i jej nowy mąż, Robin Crusoe, rozpoczynają własne śledztwo. Czy ta śmierć i porwanie mają coś wspólnego z młodocianą grupką dręczycielek? Czy zniknięcie Phillipa wiąże się z hazardowymi długami ojca Aurory? Czy to może sam Phillip, który dopiero niedawno zjawił się w miasteczku, jest odpowiedzialny za porwanie pozostałych dzieci? Mijają kolejne dni, a pytania pozostają bez odpowiedzi.
Czy dzieci nadal żyją? Kto je przetrzymuje? Gdzie mogą być?
Prawda zaskoczy wszystkich...

Małe kłamczuchy. Aurora Teagarden
Numer ISBN

978-83-7674-602-9

Wymiary

130x200

Oprawa

miękka ze skrzydełkami

Liczba stron

344

Język

polski

Fragment

Dnia ósmego listopada Aurora Teagarden Bartell oraz Robin Hale Crusoe wstąpili w święty związek małżeński. Uroczystość odbyła się w Kościele Episkopalnym Świętego Jakuba. Ślubu udzielił wielebny Aubrey Scott. Oprawę muzyczną zapewniła Emily Scott.

Panna młoda, w koronkowej sukience koloru écru, miała bukiet z rdzawych chryzantem. Jej świadkiem była Angel Youngblood z Lawrenceton. Świadkiem pana Crusoe był jego przyjaciel Jeff Abbott, z Austin w Teksasie. Po podróży poślubnej, spędzonej w Savannah i Charlestone, para zamieszka w Lawrenceton. Panna młoda zatrudniona jest w Bibliotece Hrabstwa Sparling. Pan młody to znany powieściopisarz. Pani Teagarden oraz pan Crusoe proszą, by zamiast prezentów ich przyjaciele wpłacili datki na rzecz Armii Zbawienia albo Schroniska dla Zwierząt hrabstwa Sparling.

– Popełnili tylko jeden błąd – powiedziałam, sięgając po maselniczkę. Grubo posmarowałam swoją bułkę. Mniam. Na rękawie szlafroka miałam okruchy i strząsnęłam je na talerz. To był dobry poranek. Niczego nie zwymiotowałam.

– Jaki? Och, to „Bartell”? – zorientował się Robin.

Czytał gazetę z Atlanty, na tle ktorej ktorej prasa lokalna wypadała żałośnie. Był ubrany tak, jakby miał jechać do pracy, w oliwkowych spodniach i koszuli z długim rękawem. W jego przypadku oznaczało to, że przeszedł z kuchni do gabinetu. – Pewnie chcieli podkreślić twoj status jako kobiety dwukrotnie zamężnej.

Nigdy nie przyjęłam nazwiska mojego pierwszego męża. Byliśmy małżeństwem przez trzy lata, po czym zostałam wdową.

– Chyba na zawsze zostanę przy Teagarden.

– Lepsze to niż Crusoe – mruknął Robin.

Uśmiechnęłam się.

– Zależy od opinii.

– Jak się czujesz? – Spojrzał na mnie znad gazety.

– Jakbym nie miała się wyrzygać.

To była dla mnie kwestia chwili.

– Hej, no to dzień już się dobrze zapowiada – odpowiedział z uśmiechem, ale wydawał się zaniepokojony.

Robin nie miał dotąd do czynienia na co dzień z ciężarną kobietą i wiedziałam, że najchętniej pytałby mnie, jak się czuję, po sześć razy dziennie… gdyby wyczucie mu nie podpowiadało, że doprowadziłby mnie tym do szału. Nigdy wcześniej nie byłam w ciąży, więc było nas dwoje.

Zabrzęczał moj telefon. Zerknęłam na wiadomość.

– To jutro po południu idziemy do ginekologa? – zapytał. Choć wiedział, że tak, musiał się upewnić. – A jeśli nam się nie spodoba, rozejrzymy się za kimś innym, tak?

– Tak jest – odpowiedziałam z przekonaniem. – Idziemy do Kathryn Garrison, żeby ją poznać. Słuchaj, właśnie dostałam wiadomość z jej gabinetu. Ktoś odwołał wizytę! Mogę przyjść już dzisiaj po południu. – Byłam mocno podekscytowana. Uniosłam oba kciuki w gorę. – Bardzo ją polecają.

– Kto? – Robin, jako tworca powieści kryminalnych, był podejrzliwy z definicji.

– Prowadziła obie ciąże Melindy i Melinda mowi, że była świetna. Chodziła do niej też Angel. Melinda była moją przyrodnią bratową, a Angel druhną. Obie były rozsądnymi kobietami.

– Zdefiniuj „świetna”. – Robin chciał wiedzieć wszystko.

Uniosłam dłoń, żeby na palcach odznaczać kolejne punkty.

– Wszystkie niepokoje Melindy traktowała poważnie. Przy każdej wizycie poświęcała tyle czasu, ile trzeba, żeby się upewnić, że Melinda wie, co się dzieje z dzieckiem. Angel mowiła, że była spokojna i opanowana. A staż odbyła w klinice w Miami, specjalizującej się w ciążach zagrożonych. To dobrze, prawda? Nie jestem już taka młoda, zwłaszcza jak na pierwszą ciążę.

Probowałam to powiedzieć zupełnie normalnie, a nie jakbym była przerażona.

– Kotku, wszystko będzie dobrze – oświadczył Robin. – To bardzo ważne, żebyśmy oboje ufali swojemu lekarzowi. Nie chcę, żebyś choć przez chwilę się martwiła.

– Coż… teraz to już pozamiatane – stwierdziłam ponuro. – Właśnie dlatego nie chciałam nikomu mowić. Czekam na to badanie. Po prostu chcę mieć pewność, że wszystko jest w porządku. Że minął pierwszy trymestr.

– Rozumiem – powiedział Robin.

A ja wiedziałam, że naprawdę rozumie, choć nie byliśmy małżeństwem nawet trzy tygodnie. Jednak spotykaliśmy się, zanim wyszłam za mąż po raz pierwszy, i gdy Robin wrocił do Lawrenceton już po tym, jak owdowiałam, podjęliśmy to w tym samym miejscu, w ktorym przerwaliśmy.

– No to dziś wieczorem możemy powiedzieć twojej mamie. – Robin się uśmiechnął. Na jego wąskiej twarzy uśmiech wydawał się ogromny. – Jak myślisz, jak zareaguje?

– Połowa jej będzie mowić „Musiałaś wyjść za mąż! Och, Auroro!”, a druga połowa: „Nareszcie, mój własny wnuk!”.

Robin parsknął śmiechem.

– Moja mama będzie kręcić piruety. Już straciła nadzieję, że przyczynię się do powiększenia bandy jej wnucząt. Nasze będzie jej piątym.

Odłożył gazetę na stoł i zaniosł swoje naczynia do zlewu. Wiedziałam, że gdy wrocę z pracy, zmywarka będzie załadowana, a ekspres do kawy umyty. Oto kolejny powod, dla ktorego Robin będzie lepszym mężem i ojcem niż moj własny tata. Zostawił moją matkę i mnie, gdy byłam nastolatką, a teraz mieszkał na drugim końcu kraju, w Los Angeles. Najlepszym, co mój ojciec zrobił po tym, jak odszedł, był moj przyrodni brat, Phillip, ktory obecnie mieszkał z nami. Skoro już mowa o Phillipie, to zauważyłam, że w jego pokoju nadal panuje cisza.

– Słuchaj, czy Phillip mowił ci coś o swoich stopniach? – spytałam Robina. – Powinien być już po wszystkich testach na koniec semestru.

Trzeba było wielu, wielu maili i telefonow, żeby ustalić coś na temat prywatnej sieci nauczania szkolno-domowego Phillipa. Nigdy wcześniej o czymś takim nie słyszałam. Byłam świadoma, że moj młodszy brat nie chodził do takiej normalnej szkoły, ale na tym moja wiedza się kończyła.

Odkryłam, że ten system nauki domowej funkcjonuje w całym kraju. Oddział kalifornijski zgodził się, żeby Phillip dokończył semestr online, jako że znajdował się w innej lokalizacji geograficznej. Nasz ojciec przynajmniej załatwił co trzeba po stronie Kalifornii.

Tak szczerze, to byłam nieco zaskoczona.

– Nie sądzę, żeby wpadał w ekstazę, siedząc z laptopem w pokoju – powiedział Robin. – Ale na pewno słuchał wykładow, a ostatni test ma dzisiaj. Jutro zaczynają się ferie, tak jak w miejscowej szkole.

– Nie sądzisz, że pojście do tutejszej szkoły będzie dla niego szokiem?

– Sądzę, że nie może się doczekać stycznia, żeby iść do szkoły ze swoimi nowymi przyjaciołmi. No i wie, że skoro jego mama odeszła, a Phil okazał się, coż… beztroskim ojcem, to pobyt tutaj to dla niego obecnie najlepsze rozwiązanie. „Phil” to zawsze był moj ojciec, a „Phillip” moj brat. Inaczej bym się pogubiła.

– Mogę ci powiedzieć z całkowitą pewnością – ciągnął Robin – że Phillip nic nie wspominał o tym, że chciałby się zobaczyć z ojcem. – Potem wrocił do naszego ulubionego tematu. – Czyli wieczorem będę mogł zadzwonić do mojej matki i siostr?

– Okay – zgodziłam się, na poły przerażona, na poły podniecona. – Jeżeli doktor Garrison powie, że wszystko jest w porządku, dziś wieczorem wszystkim powiemy.

Zerknęłam na swoj szlafrok.

– Jeśli niedługo im nie powiemy, to jeszcze trochę i sami się zorientują.

Byłam zdumiona, podekscytowana i zaniepokojona zmianami w swoim ciele. Większe cycki, super! I większy obwod pasa.

– Jaką miałeś wagę urodzeniową? – zapytałam.

– Rany, nie mam pojęcia. Zapytamy dziś moją mamę. Wieczorem – stanowczo powiedział Robin.

– Okay, okay.

Chociaż fajnie będzie się podzielić dobrymi nowinami, to już nie będziemy dłużej przebywać w naszej małej bańce. Będziemy musieli wysłuchiwać wszystkich wskazowek i spekulacji: jakiej płci będzie dziecko, czy porod jest bezpieczny, jeśli pierwsze dziecko rodzi się po trzydziestym piątym roku życia, i jakie powinniśmy wybrać imię. Cieszyłam się na myśl, że będziemy mogli podzielić się tym szczęściem, ale jednocześnie nie chciałam tego.

Na ten moment musiałam ubrać się w coś odpowiedniego do pracy w chłodny, rześki poranek. Do Bożego Narodzenia zostały niecałe dwa tygodnie.

Jeśli kiedykolwiek miałam założyć nowy, czerwony sweter, prezent od mojej matki, to właśnie dzisiaj. Będzie pasował może jeszcze przez miesiąc.

W tym swetrze i popielatych spodniach czułam się radośnie i na czasie. Nałożyłam płaszcz. Gdy przechodziłam obok pokoju Phillipa, usłyszałam, jak rozmawia przez telefon.

– Na razie, braciszku! – zawołałam. – Powodzenia na teście!

– Na razie – odpowiedział. – Nie martwię się o test. Hej, możemy zjeść na kolację chilli?

– Powinno być w zamrażarce. Ma naklejkę. Wyjmij tylko, żeby się rozmroziło.

Byłam blisko z Phillipem, gdy był dzieckiem, ale kiedy moj ojciec i jego matka przeprowadzili się do Kalifornii, coraz trudniej było utrzymać kontakt, poki Phillip nie dorosł na tyle, żeby napisać do mnie maila.

Raptem kilka tygodni wcześniej, gdy jego złość na ojca była już za duża, żeby mogł wytrzymać w domu, przejechał na stopa z Kalifornii do Georgii. (Wciąż pamiętam strach, ktory mi wtedy towarzyszył.) Większość facetow nie byłoby szczegolnie zachwyconych, gdyby w tym samym domu mieszkał młodszy brat nowo poślubionej żony, ale Robin podszedł do tego na całkowitym luzie. Chyba naprawdę lubił Phillipa.

Robin wrocił do swojego gabinetu, dużego pomieszczenia na tyłach domu, pełnego połek z książkami. Gdy przystanęłam w salonie, żeby zabrać torebkę, spojrzałam w głąb korytarza i zobaczyłam, jak intensywnie wpatruje się w monitor. Już był całkowicie pochłonięty pracą. Robin pisał bestsellery i właśnie dostał uwagi redaktorskie do książki, którą niedawno skończył. Jego etyka pracy budziła moj głęboki podziw.

Powiedziałam „do widzenia”, ale cicho. Nie byłam zaskoczona, że nie usłyszałam odpowiedzi. Gdy Robin był ze mną, to był ze mną całkowicie, ale kiedy pracował, był tym głęboko zaabsorbowany. Uczyłam się żyć z pisarzem. Uwielbiałam kryminały Robina na długo przed tym, jak poznałam mężczyznę i pokochałam rownież jego. Wyszłam przez drzwi kuchenne do garażu, w ktorym stało moje volvo. Do pracy miałam piętnaście minut jazdy. Kilka lat temu zajęłoby mi to maksymalnie osiem minut. Rozwoj dotyczy też ruchu ulicznego. Lawrenceton, niegdyś spokojne miasteczko, zostało zaanektowane przez rozprzestrzeniającą się Atlantę.

Na mojej zwykłej trasie była stłuczka i miałam siedem minut opoźnienia. Gdy wjechałam na parking za biblioteką, przeznaczony dla pracownikow, byłam niemal spoźniona. Pobiegłam do drzwi dla personelu, żałując, że nie nałożyłam rękawiczek i szalika, gdy uderzyło mnie zimno. W ręce trzymałam klucze, bo te drzwi zawsze były zamknięte. Weszłam prosto do dużego pomieszczenia, które kilka lat wcześniej zostało dobudowane do biblioteki. Mieściła się w nim mała kuchnia, przestrzeń rekreacyjna, i część, w ktorej naprawialiśmy książki. Po drugiej stronie holu było okno, przez ktore było widać biurko przeznaczone dla sekretarki dyrektora biblioteki, a za nim drzwi do biura Sama Clerricka. Obecnie pokoj sekretarki był pusty, a drzwi do biura dyrektora zamknięte.

Odłożyłam torebkę do małej szafki i wyszłam do holu, zmierzając w stronę drzwi prowadzących na głowny poziom biblioteki. Pomiędzy mną a drzwiami stały dwie kobiety, głęboko pogrążone w rozmowie.

Janie Spellman, bibliotekarka komputerowa (tak o niej myślałam) gawędziła z Annette Russell, nową bibliotekarką w dziale dziecięcym. Ponieważ przez kilka miesięcy, gdy szukano nowej pracownicy na to miejsce, miałam tam zastępstwo, byłam zachwycona, gdy została zatrudniona Annette.

Annette i Janie miały nieco ponad dwadzieścia lat i szybko się zaprzyjaźniły. Janie była żywiołowa, często się uśmiechała i nosiła jaskrawe kolory, podczas gdy Annette ubierała się i zachowywała dużo spokojniej.

Włosy miała ułożone w krotkie dredy z platynowymi pasmami. Wyglądała jak dmuchawiec. Podobało mi się to.

– Hej, Roe! – powiedziały obie z rożnym poziomem entuzjazmu.

– Roe, czytałam poranną gazetę – odezwała się Janie.

– To prawda?

Wyglądała niemal na zranioną, co uznałam za dziwne. Miała wielkie plany co do Robina, a teraz sprawiała wrażenie, jakbym powinna była spytać ją o pozwolenie.

– Że wyszłam za mąż? Tak, to prawda. Robin i ja wzięliśmy ślub.

– To dlatego zrobiłaś sobie długi weekend?

– Aha. Wyjechaliśmy w krotką podroż poślubną. – Uśmiechnęłam się do nich promiennie. Annette odwzajemniła uśmiech. Janie wyglądała na mniej…

zachwyconą.

– Czyli teraz jesteś panią Crusoe? – zapytała, jakby chciała być nieco złośliwa.

– Nie, zostałam przy Teagarden – odparłam, nie rozumiejąc, do czego pije. Wiedziała, że spotykamy się z Robinem, nawet gdy z nim flirtowała.

– Pobraliście się w kościele? – spytała jeszcze ostrzej.

I nagle zrozumiałam. Chciała wiedzieć, dlaczego nie została zaproszona.

– Owszem – odparłam uprzejmie. – Tylko w towarzystwie rodziny i dwojga świadkow. Wiecie, to był moj drugi ślub. Poza tym zależało nam, żeby załatwić to szybko i możliwie bez rozgłosu.

Nie byłam pewna, czy Annette wiedziała, że już byłam zamężna, a Janie ewidentnie o tym nie pamiętała. Obie kiwnęły głowami, wyglądając na nieco speszone.

– To ma sens – przyznała Annette.

– Wydarzyło się coś nowego i wspaniałego? – spytałam, żeby zmienić temat.

Nie byłam szczegolnie zainteresowana tym, czy moje prywatne ustalenia miały dla Annette jakiś sens, czy też nie. Być może robiłam się nieco przewrażliwiona.

– W każdym razie coś nowego – stwierdziła Janie, znowu wyglądając na podekscytowaną. – Sam ma dziś rozmowę z kilkoma kobietami, ktore aplikują na sekretarkę.

– Cudownie! – powiedziałam to ze szczerego serca. – Czuje się znacznie lepiej, gdy ktoś oddziela go od ludzi.

– Coż, tak na marginesie, jedną z nich jest Lizanne Sewell.

Szłam już w stronę biblioteki. Zatrzymałam się i odwrociłam, żeby popatrzeć na Janie.

– Co jest nie tak z Lizanne? – zapytałam.

Miałam nadzieję, że nie sypię iskrami z oczu.

– Nie jest specjalnie bystra – odparła Janie takim tonem, jakby wszyscy o tym wiedzieli i powinno to być dla mnie oczywiste.

Zapadła chwila ciszy.

– Nie wiedziałam, że Lizanne starała się o tę posadę – odrzekłam. – Ale od dawna się przyjaźnimy. Dla Sama byłaby idealna. Bez trudu poradzi sobie z jego kalendarzem. Weszłam do biblioteki, żeby nie powalić Janie na ziemię i nie zrobić jej krzywdy.

Podziel się opinią

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2ue4ns
d2ue4ns
d2ue4ns
d2ue4ns