Siostry z ulicy Wiśniowej (#2). Dopóki starczy sił. Siostry z ulicy Wiśniowej
Forma wydania | Książka |
Rok wydania | 2022 |
Autorzy | |
Kategoria | |
Wydawnictwo |
Jeśli wypuścisz jedną miłość, na stratę drugiej nie możesz sobie pozwolić.
Sara, wolontariuszka w domu samotnej matki, podczas wieczornego wyjścia poznaje przystojnego policjanta – Oskara. Pod wpływem chwili idzie z nim do łóżka. Następnego dnia tego żałuje, jednak nie może zapomnieć o spędzonych z nim chwilach.
Kiedy wydaje się, że ta jedna szalona noc nie będzie miała żadnych następstw, stęskniona Sara nieoczekiwanie wpada na Oskara w okolicznościach, które nie mają nic wspólnego z romantyzmem…
Kiedy warto poddać się przeznaczeniu, a kiedy zawalczyć o siebie i swoją rodzinę? Piękna i wartościowa opowieść o sile miłości zdolnej pokonać klątwę, ale też olbrzymiej empatii i wsparciu, bez którego czasem trudno odnaleźć właściwą drogę. Łapie za serce i pozostaje w nim na długo! Polecam!
Jola Bugała-Urbańska, czytanienaplatanie
Numer ISBN | 978-83-66989-57-3 |
Wymiary | 145x205 |
Oprawa | miękka ze skrzydełkami |
Liczba stron | 344 |
Język | polski |
Fragment | Rozdział pierwszy Sara położyła nogę na oparciu ławki. Przygotowując się do porannego joggingu, zawsze pamiętała o rozgrzewce, nie tylko tej fizycznej. Włożyła do uszu słuchawki, włączyła w telefonie ulubioną playlistę, po czym zamknęła oczy, żeby wczuć się w dźwięki dyktowane przez Thirty Seconds to Mars. Po kilku sekundach, kiedy słowa piosenki dotarły do jej głowy, z czystym sumieniem mogła zacząć bieg. I won’t suff er, be broken, Get tired or wasted Surrender to nothing Or give up what I Started And stopped it From end to beginning A new day is coming And I am fi nally free Głos Jareda Leto przenikał głęboko pod skórę, wywołując ciarki. Sara zawsze dobierała muzykę do aktualnego nastroju, ale dziś słowa piosenki odzwierciedlały stan jej duszy jak nigdy. Dwudziestosiedmiolatka patrzyła przed siebie, pokonując kolejne metry. W niedzielny poranek parkowe alejki świeciły pustkami. Gdzieś w oddali dostrzegła jedynie starszego pana, który wybrał się na spacer z psem, najpewniej tak jak ona, nie mogąc dłużej usiedzieć w domu. Cieszyła się z samotności, jaką oferował leniwy początek dnia. Bardzo jej potrzebowała, zwłaszcza po wydarzeniach sobotniej nocy. Obudziła się godzinę wcześniej. Pościel po drugiej stronie łóżka zdążyła ostygnąć. Oskar dyskretnie wyszedł z mieszkania, za co była mu niezmiernie wdzięczna. Nie wiedziałaby, jak się zachować, gdyby przyszło im wstać razem. Nigdy wcześniej nie znalazła się w podobnej sytuacji, a pytać o radę nie chciała – prędzej zapadłaby się pod ziemię ze wstydu. Wzięła szybki prysznic, chcąc zmyć z siebie wspomnienia. Niestety, pomimo uporu, z jakim szorowała swoje ciało, nie pozwalały o sobie zapomnieć. Związała mokre włosy w koński ogon, nie przejmując się ich suszeniem. Notabene, mama zmyłaby jej za to głowę, przestrzegając przed konsekwencjami wychodzenia na świeże powietrze z nie do końca suchymi kosmykami. Jednak Sara uznała, że letnie słońce poradzi sobie z nimi szybciej niż suszarka. Wypiła zieloną herbatę, zjadła owsiankę z owocami, które kupiła u przemiłej handlarki na pobliskim ryneczku, i wstawiła brudne naczynia do zmywarki. Włożyła ulubioną koszulkę z napisem: „Kobiety są faktem, a z faktami się nie dyskutuje”, czarne legginsy oraz sportowe buty. Perspektywa długiego biegu przyprawiała Sarę o szybsze bicie serca. To właśnie w tych chwilach, kiedy jej nogi rytmicznie uderzały o podłoże, mięśnie ciężko pracowały nad każdym krokiem, a z komórek uwalniały się endorfiny, dochodziła do ładu ze swoim życiem. Sześćdziesiąt minut może dzisiaj nie wystarczyć, westchnęła po pierwszym kilometrze. Ciężar, jaki w sobie nosiła, wydawał się zbyt wielkiego kalibru, by móc się z nim rozprawić w ciągu tak krótkiego czasu. Starała się, ale wyrzuty sumienia dawały odpór. Przecież nie byłam taką dziewczyną, usprawiedliwiała się. Nawet do głowy by mi nie przyszło, żeby zachować się w ten sposób, pomyślała. A jednak tak się zachowała i nie dało się już tego zmienić. Po trudach całego tygodnia wyskoczyła z przyjaciółmi do klubu. W sobotni wieczór Stary Rynek tętnił życiem. Setki mieszkańców Poznania tak jak oni postanowiło odreagować stres i zabawić się bez myślenia o jutrze. Sara miała dodatkowy ku temu powód. Pół roku wcześniej za namową koleżanki z pracy została wolontariuszką w domu samotnej matki. Długo się wahała, czy podjąć tak wymagające zobowiązanie. Dom samotnej matki już z nazwy nie kojarzył się jej ze szczęśliwym miejscem. Zamieszkiwały go kobiety, które wskutek różnych życiowych perturbacji znalazły się na marginesie społeczeństwa. Często zjawiały się tam z małymi dziećmi, które w swoim krótkim życiu zdążyły przeżyć więcej niż niejeden dorosły. Sara obawiała się, że nie będzie potrafiła poradzić sobie z widokiem tylu osób pokrzywdzonych przez los i otoczenie, przez co każdą wizytę przypłaci rozstrojem nerwowym. Pociechę znalazła w ukochanej młodszej siostrze. Jagna, zauważając rozterki Sary, spytała ją, czy poczuje się lepiej, kiedy choć trochę ulży troskom matek zamieszkujących ośrodek. Tak, odparła Sara. I naraz zdała sobie sprawę, jak bardzo egoistyczne jest to podejście. – Owszem, twoja samoocena nieco się podbuduje. Lecz czy jest w tym coś złego? – wzruszyła ramionami Jagna, uśmiechając się przy tym dobrotliwie. – Uwierz mi, nie ma nic bardziej szlachetnego od poświęcania swojego czasu i energii innym. Jagna się nie myliła. Odkąd Sara zaczęła odwiedzać skromny budynek, położony zaledwie trzy ulice od jej mieszkania, trzy razy w tygodniu, otworzyła się na świat oraz ludzi, dostrzegając w nich o wiele więcej, niż chcieli pokazać. Wprawdzie nierzadko wracała do domu w podłym humorze, zwłaszcza po wysłuchaniu historii młodych dziewczyn, wyrzuconych przez rodziców za drzwi tylko dlatego, że zaszły w nieplanowaną ciążę, ale nie żałowała żadnej minuty, spędzonej wśród doświadczonych przez los kobiet. W weekendy rzadko pojawiała się na dyżurze. Tamtego dnia zgodziła się przyjść w drodze wyjątku, na prośbę jednej z pracownic, która musiała jechać do lekarza z gorączkującym synem. Marlena wyrzucała sobie, że dzwoni w ostatniej chwili i pewnie psuje Janowskiej plany, ale nie wiedziała, do kogo zwrócić się o pomoc. Sara kazała jej zająć się dzieckiem i niczym się nie martwić. – Poradzę sobie – obiecała, słysząc niepewność w głosie Marleny. – Nie będę sama. – Wiem. Tyle że w soboty zawsze dużo się dzieje. Mamy wtedy najwięcej pracy, bo pojawiają się nowe podopieczne. – Wszystkim się zajmę. – Gdyby coś się działo… – Zadzwonię – zapewniła Sara, mając nadzieję, że nie dojdzie do sytuacji, która wymagałaby interwencji bardziej doświadczonej koleżanki. Dzień rzeczywiście okazał się trudny. Do ośrodka trafiła dwudziestokilkulatka z dwiema córkami w wieku przedszkolnym. Zapłakane blondynki kuliły się za plecami matki, na której twarzy, pod zakrwawioną wargą i rozciętym łukiem brwiowym, odbijał się strach. Julita, jedna z etatowych opiekunek, wskazała pokrzywdzonej drogę do gabinetu pielęgniarskiego i kazała Sarze zająć się dziewczynkami. Kiedy ta próbowała złapać je za drobne rączki, zaczęły przeraźliwie krzyczeć. Godzinę później od zmęczonej Julity dowiedziała się, że ich nowa lokatorka nazywa się Kasia Drwęcka. Do tej pory żyła z partnerem w szczęśliwym, pozbawionym trosk związku. – Zdenerwował się, bo po przyjściu z pracy obiad nie był ugotowany, a w domu panował bałagan. Kasia cały dzień opiekowała się marudnymi dziećmi i nie starczyło jej czasu na codzienne obowiązki. Facet nie chciał słuchać wyjaśnień. Wymierzył jej sprawiedliwość po swojemu. – Biedaczka. – Sara zakryła sobie usta dłonią. Do tej pory nigdy nie była świadkiem podobnej sceny. O przypadkach przemocy wobec podopiecznych słyszała jedynie z opowieści. Ślady pobicia na ciele Kasi okazały się bolesne również dla niej. – Wiesz, co jest w tym wszystkim najgorsze? – spytała Julita, na co Sara pokręciła głową. – Gdy pielęgniarka zakładała Kasi opatrunki, ona zdawała się bagatelizować całą sytuację. Usprawiedliwiała drania. Mówiła, że był pod wpływem alkoholu, dlatego nad sobą nie panował. A poza tym miał rację, bo to on zarabia na ich utrzymanie, a jej jedyną powinnością jest dbanie o porządek. Kasia została zmuszona do szukania u nas ratunku. Jako pokrzywdzona uciekła z domu, zabierając ze sobą dzieci, gdy tymczasem jej ukochany – Julita prychnęła znacząco – siedzi sobie spokojnie w domu i odsypia popijawę, wiedząc, że jest bezkarny. On wie, że jego partnerka nie ma w sobie odwagi, by zgłosić napaść. Zresztą gdyby to zrobiła, nie mogłaby wrócić do domu, będącego jego własnością. – Same zadzwońmy więc na policję i zgłośmy pobicie. – Sara próbowała znaleźć rozwiązanie tego problemu. – Obie widziałyśmy, w jakim stanie przyszła do nas Kasia. Mamy dowód, że ten zwyrodnialec się nad nią znęca. Julita ciężko westchnęła. – A wtedy kochająca partnerka wszystkiemu zaprzeczy. Powie funkcjonariuszom, że była nieostrożna, przewróciła się albo uderzyła głową w szafę… Policjanci, nawet gdyby chcieli się tym zająć, nie mieliby podstaw do zatrzymania delikwenta. Uwierz, przerobiliśmy tu już wiele podobnych historii. Jesteśmy bezradni. |
Podziel się opinią
Komentarze