Siedmiu Rycerzy. Omnibus – recenzja komiksu wyd. Egmont
Kupowanie opasłego tomu za 250 zł, w którym zebrano przygody "nikomu" nieznanych superbohaterów z peryferiów uniwersum DC, wydaje się być mało zachęcające. Chyba, że mówimy dziele znakomitego scenarzysty, który celowo wygrzebał zapomnianych herosów i tchnął w nich nowe życie.
Grant Morrison, bo o tym scenarzyście mowa, wyznał w przedmowie do "Siedmiu Rycerzy", że gdy miał już w swoim dorobku historie o wielu znaczących bohaterach DC i Marvela, zaczął sobie szukać nowego wyzwania. Znalazł je w kolekcji starych komiksów z postaciami, które nigdy nie przebiły się do pierwszej ligi. Po pierwszej selekcji miał pomysł na 10-11 nowych serii, ale ostatecznie ograniczył się do siedmiu.
Lśniący Rycerz, Guardian, Zatanna, Klarion Wiedźmi Chłopiec, Mister Miracle, Bulleteer, Frankenstein. To właśnie oni stali się "Siedmioma Rycerzami" Granta Morrisona, który z jednej strony chciał w "realistyczny" sposób pokazać swoich bohaterów jako ludzi z krwi i kości, a nie tylko supermocarzy w wymyślnych strojach. Z drugiej zaś uznał, że nie może ich umieścić w "prawdziwym" świecie znanym ze "Strażników" Moore'a czy "The Ultimates". Postawił więc na uniwersum DC, które "obfitowało w osobliwe formy życia, niezbadane zakątki i wreszcie – możliwości narracyjne".
"Siedmiu Rycerzy. Omnibus" to kompletne wydanie (prawie 800 stron!) przygód nowych-starych bohaterów wskrzeszonych do życia przez Granta Morrisona. Wybitny scenarzysta po raz kolejny pokazuje tutaj swój kunszt i wizjonerskie podejście do superbohaterskich schematów. Łamie konwenanse, eksperymentuje, wychodzi poza ramę, a wszystko to pod płaszczykiem kolejnego epickiego crossovera o walce dobra ze złem.
Takie połączenie brzmi karkołomnie, ale dla Morrisona to nic nowego. Wymyślanie komiksów superbohaterskich na nowo, pokazywanie, że może chodzić w nich o coś więcej niż lasery z oczu i peleryny, nie jest oczywiście świeżym pomysłem. Mimo to scenarzyście "Siedmiu Rycerzy" udało się wytyczyć własną narracyjną ścieżkę i w każdej serii składającej się na Omnibus zaskakuje czymś nowym.
Jeżeli, tak jak Morrison, chcecie na chwilę odetchnąć od znanych twarzy (czy raczej masek) Marvela i DC, nie wahajcie się przed zakupem "Siedmiu Żołnierzy".