Procesy czarownic w Polsce w XVII i XVIII wieku
Forma wydania | Książka |
Rok wydania | 2021 |
Autorzy | |
Kategoria | |
Wydawnictwo |
Niezwykła książka poświęcona procesom czarownic na ziemiach polskich!
Strach przed diabłem i złymi mocami stanowił przez wieki nieodłączny atrybut cywilizacji chrześcijańskiej. Wierzono w zabobony, jak również skuteczność rzucanych czarów. Była to wiara nie tylko prostego i niewykształconego ludu, ale także elit. Lekarz, niepotrafiący uleczyć pacjenta, zwracał się o pomoc do wiedźmy.
W swej kolejnej znakomitej książce „Procesy czarownic w Polsce w XVII i XVIII wieku” Bohdan Baranowski przedstawia obraz polowań na czarownice w okresie, kiedy chęć ich unicestwiania zawładnęła społeczeństwem w sposób szczególny. Mówi o czasach, kiedy nawet przez rzuconą mimochodem plotkę można było trafić przed sąd. Opisuje rozprzestrzenianie się fali procesów o czary.
Treść książki wzbogacają liczne ciekawostki obyczajowe. Stanowi ona zasadniczo jedyne tak kompleksowe ujęcie tematu czarów i czarownic w języku polskim. Do dziś przywoływane jest ono przez badaczy z całego świata.
Numer ISBN | 978-83-66481-94-7 |
Wymiary | 145x205 |
Oprawa | twarda |
Liczba stron | 272 |
Język | polski |
Fragment | Procesy czarownic stanowią jedną z najbardziej ponurych kart historii świata chrześcijańskiego. W następstwie okropnego zabobonu w samej tylko Europie utraciło życie w najstraszniejszych męczarniach około miliona lub nawet kilku milionów ludzi[1]. Z tych więc chociażby przyczyn zjawisko to zasługiwać może na specjalną uwagę. Wiara w możliwość wyrządzania ludziom zła przy pomocy czynników nadprzyrodzonych była powszechną już u prawie wszystkich ludów świata starożytnego. Zarówno w Egipcie, Palestynie, czy też później w Grecji i w Rzymie stosowane były surowe kary wobec tych czarowników, których działalność uważano za szkodliwą dla całego społeczeństwa czy też dla pewnych tylko jednostek. Nie trzeba zresztą dodawać, że na tym właśnie tle dochodzić musiało do licznych nadużyć. W pierwszych wiekach naszej ery liczni chrześcijanie na podstawie takich właśnie przepisów ponosili męczeńską śmierć. Z biegiem czasu sytuacja uległa zmianie. Ongi prześladowane chrześcijaństwo doszło wreszcie do władzy. Ustawy, które dawniej służyły do prześladowania chrześcijan, teraz mogły posłużyć do poskromienia ich przeciwników. Pozyskany dla nowej wiary cesarz Konstantyn wydał nadzwyczaj surowe ustawy przeciwko czarom i naukom tajemnym, chcąc z nich ukuć oręż przeciwko wrogom nowej religii. Przedstawicieli kultów pogańskich, tak samo jak i domniemanych czarowników, karano najstraszliwszymi męczarniami i okrutną śmiercią. Stojący na względnie niskim poziomie rozwoju kulturalnego Germanowie, którzy odegrali tak doniosłą rolę w pierwszych wiekach chrześcijaństwa, połączyli w swych wierzeniach rodzime boginie nocy i wichru z różnymi zabobonami rzymskimi, czy nawet tajemnymi praktykami pochodzenia wschodniego, i stworzyli ponure pojęcie czarownicy, które w świecie chrześcijańskim przetrwało prawie do czasów ostatnich. W takim też środowisku, a mianowicie we frankońskim państwie Merowingów, rozpoczęły się pierwsze procesy czarownic, którym zarzucano stosunki z największym wrogiem świata chrześci- jańskiego — diabłem. Wtedy powstał ten tak później bardzo rozpowszechniony typ procesów czarownic, który pociągnął za sobą męczeńską śmierć około miliona lub nawet kilku milionów niewinnych kobiet. Wieczna obawa przed diabłem, czyhającym na każdym kroku na duszę ludzką, była zjawiskiem typowym dla świata chrześcijańskiego zarówno w okresie wczesnego średniowiecza, jak nawet i wieków późniejszych. Powszechnie uważano, że dla swych straszliwych celów potrzebował diabeł pomocników, rekrutujących się spośród ludzi, w pierwszym rzędzie mniej odpornych na szatańskie pokusy kobiet. Diabelscy sojusznicy — czarownicy i czarownice — zasłużyli przeto na najsurowsze kary. Mimo wszystko prawie do XIII w. procesy domniemanych wspólników diabelskich należały do rzadkości, dopiero w ostatnich stuleciach średniowiecza straszliwa plaga zabobonu ogarnęła znaczną część Europy. Rozprzestrzenienie się procesów o czary łączyć należy z ówczesną polityką papieży oraz rozwojem inkwizycji. Straszliwa walka z kacerzami, jaką prowadził Kościół katolicki w XII i XIII w., przemieniła się z czasem w procesy czarowników i czarownic. Chcąc zdyskredytować przeciwnika w oczach całego społeczeństwa chrześcijańskiego, najlepiej było oskarżyć go o stosunki z diabłem. Bulle papieskie, uderzające w kacerzy, głosiły, że oddają oni kult diabłu pod postacią czarnego kota lub ropuchy. Arcybiskup Bremy, prowadząc spór z miejscowym chłopstwem, które sprzeciwiło się płaceniu niesłusznie nałożonych podatków, stawiał jednocześnie chłopom zarzut, że oddają cześć szatanowi. W praktyce nadzwyczaj często łączono wtedy dwa ciężkie występki: „herezję” i czary. Sprawy te dokładnie zostały wyjaśnione jeszcze przez bulle papieskie z początków XIV w., które nakazywały, aby wszystkich ludzi, „zajmujących się rzeczami demonicznymi”, karać jak kacerzy. Wydawane wreszcie były liczne przepisy prawa kościelnego, jak i świeckiego skierowane przeciwko diabelskim wspólnikom. A tymczasem już od pierwszej połowy XIII w. coraz to częstsze stawać się poczynały procesy domniemanych wspólniczek szatana. Co ciekawsze, miały one przeważnie tam miejsce, gdzie toczyła się jednocześnie walka z przeciwnikami kościoła (południowa Francja, zachodnie Niemcy). Już w tamtych czasach znajdowali się w szeregach kościoła ludzie, którzy występowali przeciwko straszliwej pladze zabobonu i odważnie głosili takie herezje, jak np., że czary, sabaty czarownic itp. uważać należy tylko za urojenie. Pod naciskiem jednak ówczesnych sfer „naukowych” i kościelnych musieli oni zamilknąć, a domniemane wspólniczki szatana wędrowały w dalszym ciągu na stos. Procesy o czary najbardziej rozpowszechniły się w XV—XVII w. Chociaż sporo pisano już na ten temat, nie zostało jeszcze dokładnie wyświetlone, dlaczego właśnie wtedy nastąpiła wzmożona działalność ponurego zabobonu. Prawdopodobnie dopiero dokładne powiązanie tego zjawiska z ówczesnym układem stosunków społeczno- -gospodarczych dałoby należyte wyjaśnienie. Mimo woli nasuwa się tu pytanie, czy nie była to czasem działalność wstecznych sił feudalizmu, do których w znacznej części należały i sfery kościelne, przeciw coraz to mocniejszym próbom obalenia ustalonego od wieków porządku, czego częściowym wyrazem było chociażby Odrodzenie. W procesach o czary z XV—XVII w. wyróżnić można kilka podstawowych typów, w zależności od miejscowych warunków społeczno-gospodarczych. Tak więc w południowych krajach katolickich (Hiszpania, Portugalia, południowe Włochy, częściowa Francja i hiszpańskie Niderlandy) w dalszym ciągu sprawy o czary odbywały się tylko jakby na marginesie ustawicznie tam toczonej walki z herezją. Ponieważ główne zainteresowanie inkwizytorów dotyczyło innych zagadnień, procesy o czary nie przybrały nigdy takich rozmiarów jak np. prześladowania „heretyków”. Zresztą obydwa przestępstwa nawzajem się ze sobą w tamtych krajach zazębiały i tamtejsze procesy o czary rozpatrywać można tylko z punktu widzenia ogólnej działalności inkwizycyjnej. Inny charakter miały procesy o czary w Niemczech. Na tamtym terenie wyraźnie oddzielono przestępstwo czarów od „kacerstwa”. Specjalna atmosfera, która nie sprzyjała działalności inkwizytorskiej w stosunku do kacerzy, spowodowała, że wszystkie siły skoncentrowane tu zostały do walki z czarownicami. Już dawno ukształtowane pojęcie czarownicy-kobiety, świadomie oddającej się we władzę szatana, oraz straszliwych sabatów na Łysej Górze odżyły ze zdwojoną siłą. Dominikanie niemieccy, w których rękach pozostawała cała akcja inkwizycyjna, wystąpili teraz do energicznej walki z czarownicami. Poważną pomocą była dla nich odpowiednia literatura „naukowa” dotycząca tego tematu, która wtedy właśnie znalazła wspaniałe możliwości rozwoju. Największy rozgłos zyskał osławiony Młot na czarownice (Malleus maleficarum), owa prawdziwa biblia zabobonu i ciemnoty, którą zresztą omawiać będziemy jeszcze dalej w związku z jej polskim tłumaczeniem. Niemały wpływ na rozszerzenie się ponurego zabobonu miały również i oficjalne władze kościelne. Papież Innocenty VIII swą sławną bullą Summis desiderantes affectibus z 5 grudnia 1484 r. w ostrych słowach potępił czarownice i nakazał jak najsurowiej je karać. Oto słowa z tej ponurej bulli: „Wiele osób męskiego i żeńskiego rodzaju, zapominając o zbawieniu duszy i wierze katolickiej, wdają się z demonami, zarówno inkubami (tzn. męskimi), jak i sukkubami (tzn. żeńskimi), sprowadzając zniszczenie i zbrodnię przy pomocy czarów, zaklęć i innych haniebnych wieszczbiarskich wykroczeń, skutkiem czego niszczeją i giną nowonarodzone dzieci i zwierzęta, płody pól, winnice i owoce w sadach, ponadto zaś złe te istoty bólem i udręczeniami nawiedzają ludzi i zwierzęta, odbierając mężczyznom zdolność płodzenia, a kobietom poczęcia, przeszkadzają mężom i żonom wypełniać wzajemne obowiązki małżeńskie, wreszcie w bluźnierczy sposób wypierają się wiary”. Bulla papieska usankcjonowała ponury zabobon i niemało przyczyniła się do straszliwych prześladowań czarownic, które swój punkt szczytowy osiągnęły w XVI i XVII stuleciu. Reformacja osłabiła, na bardzo zresztą tylko krótki okres, straszliwe zjawisko. Wkrótce jednak wybuchło ono znów ze wzmocnioną jeszcze siłą. Nie tylko Niemcy, ale i wszystkie prawie okoliczne kraje, związane wtedy politycznie czy kulturalnie z nimi (Czechy, Węgry, Śląsk, północne Włochy, częściowo nawet i Francja), ogarnięte zostały manią walki z czarownicami. Występowała ona zarówno na obszarach zamieszkałych przez ludność katolicką, jak również i protestancką. Nasilenie jej w poszczególnych okresach, czy nawet w poszczególnych okolicach, wzmagało się lub zmniejszało, bez większych jednak zmian przetrwała ona XVI i XVII w. Ofiary zabobonu można było wtedy liczyć śmiało na setki tysięcy lub nawet na miliony. Zdarzało się nieraz, że poszczególne wsie lub miasteczka w następstwie prześladowań zostały prawie doszczętnie wyludnione, gdyż mieszkańcy zginęli na stosie lub w obawie przed dalszymi procesami rozbiegli się po całym kraju. Spotkać było można w Niemczech miasta, gdzie w ciągu jednego roku wydano kilkaset wyroków śmierci na domniemane czarownice, nie brak wreszcie było sędziów, którzy szczycili się tym, że wysłali na stos po kilka tysięcy wspólniczek szatana. Niepoparte żadnym przekonywającym dowodem oskarżenie mogło już spowodować proces czarownic. Nieszczęś- liwe kobiety, wyczerpane straszliwymi torturami lub długim więzieniem, gotowe się były przyznać do wszystkich zarzucanych im przestępstw i „powołać” liczne swe wspólniczki, których los również z góry był już przesą- dzony. Człowiek, który dostał się przed sąd pod tym straszliwym oskarżeniem, rzadko kiedy zdołał uratować życie. Prymitywne metody ówczesnego sądownictwa, opartego w głównej mierze na torturach, potrafiły wyciągnąć przyznanie się do niepopełnionych nawet win z najbardziej upartego oskarżonego. Procesy o czary stały się wspaniałym polem do różnego rodzaju nadużyć i bezprawia. Straszliwa fala zabobonu objęła wszystkich prawie mieszkańców tej części Europy. Wszelkie nieszczęścia osobiste, choroby, grady, powodzie, nieurodzaje itd. powszechnie tłumaczono działalnością czarownic. Najwybitniejsze umysły epoki nie były wtedy wolne od tych uprzedzeń. Zresztą jak można było nie wierzyć temu, gdy zarówno oficjalne sfery kościelne, jak i naukowe starały się na każdym kroku uzasadnić słuszność tych poglądów. Nic więc dziwnego, że dzieła tych pisarzy, którzy występowali przeciwko powszechnie przyjętemu zabobonowi, spotykały się z ogólną niechęcią, a autorów ich posądzano powszechnie o współdziałanie z siłami nieczystymi. Człowiek, który nie wierzył w stosunki czarownic z diabłami, uchodził za ateistę. Mimo wszystko olbrzymie nadużycia, jakich dopuszczali się sędziowie w procesach czarownic, spowodować musiały pewną reakcję ze strony bardziej oświeconej części społeczeństwa. Liczni autorzy zarówno z obozu protestanckiego, jak i katolickiego, nie występując przeciwko niewzruszonej, jak się zdawało, wierze w czarownice, wskazywali jednak na straszliwe nadużycia i bezprawia na tym polu. Pod ich też wpływem zarówno władze świeckie, jak częściowo nawet i kościelne musiały w niektórych wypadkach powstrzymywać zbyt gorliwie działających sędziów, a wreszcie pomyśleć o pewnych reformach w wymiarze sprawiedliwości. Był to już pierwszy krok do zaniechania tych straszliwych widowisk. Olbrzymie zmiany gospodarcze, a co za tym idzie i kulturalne, jakie nastąpiły w XVIII w., spowodowały, że w poszczególnych państwach położono wreszcie kres prześladowaniom czarownic. Mniej więcej w ciągu XVIII stulecia we wszystkich prawie krajach Europy surowe kary za czary zostały zniesione. Mimo to wypadki samosądów nad mniemanymi czarownicami spotkać można nawet w XX w. W Polsce procesy czarownic zaczęły się dość późno, główne jednak nasilenie tego zjawiska miało miejsce w końcu XVII i w początkach XVIII w., a więc wtedy, gdy w innych krajach straszliwe widowiska już zanikały. [1] Wstęp ten został oparty na podstawie prac ogólnych, jak: J. Michelet, La sorcière, Paris 1895; Soldan-Heppe, Geschichte der Hexenprozesse, München 1911; J. Hansen, Quellen und Untersuchungen zur Geschichte des Hexenwahn und die Hexenverfolgung im Mittelalter, Bonn 1901; Tenże, Zauberwahn, Inquisition und Hexenprozess im Mittelalter und die Entstehung der grossen Hexenverfolgung, München—Leipzig 1900; F. De- lacroix, Les procès de sorcellerie au XVIIè siècle, Paris 1896; B.E. König, Hexenprozesse, Berlin 1930; T. Cauzons, Histoire de la magie et la sor- cellerie en France, Paris 1900; P. Colinet, La magie moderne, Louvain 1912; Maury, Histoire de la magie, Paris 1860; M. Garçon et J. Vinchon, Le diable, étude historique, critique et medicale, Paris 1926; W.E.H. Lecky, Dzieje wolnej myśli w Europie, Łódź 1908; F. Byloff, Hexenglaube und Hexenverfolgung in den Österreichischen Alpenländern, Berlin 1934; R. Horna, Monsterproces s čarodejnicemi v Šamorane koncem XVII stuleti, Bratislava 1934 itd. |
Podziel się opinią
Komentarze