Trwa ładowanie...
d2dh1nk
18-10-2023 12:20

Podróż wołyńska (#3). Zapach czerwcowych burz. Podróż wołyńska, tom 3

książka
Oceń jako pierwszy:
d2dh1nk
Podróż wołyńska (#3). Zapach czerwcowych burz. Podróż wołyńska, tom 3
Forma wydania

Książka

Rok wydania
Autorzy
Kategoria
Wydawnictwo
Materiały prasowe
Źródło: Materiały prasowe

Rodzina Stawińskich w obliczu nowych problemów.

Stawińscy próbują dostosować się do powojennej rzeczywistości, ale wciąż oddalają się od siebie. Powrót zaginionego Andrzeja niewiele zmienia, bo syn Zygmunta nie toleruje ani ojca, ani starszych sióstr. W dodatku nie stroni od szemranego towarzystwa.
Zosią interesuje się jeden z pracowników poznańskiego Ceglorza, ale kobieta nie jest gotowa otworzyć się na nowego mężczyznę. Potrzebuje czasu, aby przeżyć żałobę po zmarłym mężu, w dodatku nieustannie zajęta jest córką, która sprawia problemy.
Z kolei Wanda trzyma na dystans zakochanego w niej Witka, bo tak jak Zosia jest wierna pierwszej miłości. Jednak wskutek grożącego jej niebezpieczeństwa powoli zmienia do niego nastawienie.
Jadzia wychodzi za mąż za majętnego Tomasza Bartoszaka. Niestety szczęście małżeńskie nie trwa długo, zmącone przez uprzedzoną do niej teściową.
Problemy rodzinne schodzą na dalszy plan, gdy w Poznaniu dochodzi do wystąpień robotniczych przeciwko władzy. Stawińscy czynnie uczestniczą w strajku, za co mogą zapłacić najwyższą cenę.
Niezwykle poruszająca historia o sekretach rodzinnych i wielkich namiętnościach. Od tej powieści trudno się oderwać. Serdecznie polecam!
Edyta Świętek, autorka sag Spacer Aleją Róż, Grzechy młodości i Niepołomice.

Podróż wołyńska (#3). Zapach czerwcowych burz. Podróż wołyńska, tom 3
Numer ISBN

978-83-67867-22-1

Wymiary

145x205

Oprawa

miękka ze skrzydełkami

Liczba stron

320

Język

polski

Fragment

– Pani Paszkiewiczowa, przedszkole to nie przechowalnia. Jeśli dziecko jest chore, trzeba zostawić je w domu – oznajmiła gburowatym tonem opiekunka, kierując niezdrowo wyglądającą Ewę do przebieralni. – Ile razy mam powtarzać, żeby nie przysyłać córki z gorączką? Nie dość, że mała nie bierze udziału w zajęciach, to gotowa zarazić koleżanki i kolegów. A jak pani myśli, kogo rodzice będą obwiniać, jeśli cała grupa się pochoruje?
Irena zacisnęła usta w wąską kreskę. Nie chciała wdawać się w dyskusję z przedszkolanką, bo raz odszczeknęła się niegrzecznie za komentarze o wątłej posturze Ewuni sugerujące zaniedbanie ze strony matki. W odpowiedzi usłyszała, że ma uważać na to, co mówi. Placówka w trosce o dobro dziecka może zgłosić ją do odpowiedniego urzędu, aby ten zajął się nie tylko Ewką, ale i jej starszym bratem.
– Przepraszam, Ewa nie miała rano wysokiej temperatury… – zaczęła Irena, w duchu przyznając się do kłamstwa.
Dziewczynka już wieczorem narzekała na zmęczenie, straciła apetyt i nie chciała się bawić. Irena zaaplikowała córce gorący napój z mleka, miodu i czosnku. Mała broniła się przed wypiciem specyfiku, lecz nieugięta rodzicielka ani myślała odpuścić. Przypilnowała, aby sześciolatka wypiła wszystko do ostatniej kropli, po czym opatuliła ją pierzyną i utuliła do snu. Liczyła, że dzięki wieczornym staraniom, rankiem po chorobie nie będzie śladu. Niestety Ewcia obudziła się ze stanem podgorączkowym. Irena załamywała ręce nad brakiem odporności dziecka. Odkąd zaczęło uczęszczać do przedszkola, regularnie łapało wszelkie infekcje. Nie było miesiąca, żeby Irena nie trafiała z Ewą do pediatry, który na pytanie o słabowitość dziewczynki odpowiadał, że widocznie taka jej natura. Ponoć wyrośnie z dziecięcych przypadłości i zacznie się zdrowo rozwijać. Irena nie mogła się tego doczekać.
– Niech pani nie opowiada bajek – warknęła przedszkolanka. – Co ja chorego dziecka nie umiem rozpoznać? Takich rodziców jak pani mnóstwo się tu przewija i każdy próbuje wmówić, że z ich dzieckiem wszystko jest w porządku. Zostawiają cherlaka w sali i nie zastanawiają się nad konsekwencjami. A ty tu się martw, żeby reszta się zaraziła, bo jeśli w grupie rozprzestrzeni się choroba, za kilka dni pojawią się pretensje ze strony dyrektorki. Jak pani sądzi, kto wtedy będzie miał do słuchania?
Irena kątem oka spoglądała na Ewę. Z rozpalonymi policzkami i mętnymi oczami wyglądała wyjątkowo mizernie, co oznaczało co najmniej kilkudniową nieobecność w przedszkolu. Powinna zostać więc z nią w domu i należycie wykurować, by w najbliższym czasie sytuacja się nie powtórzyła. Niestety na wyrozumiałość przełożonego nie miała co liczyć. Na kolejne zwolnienie Ireny zareaguje najpewniej kwaśną miną i dosadną uwagą o możliwości zastąpienia jej osobą bardziej dyspozycyjną. Przecież w ostatnich tygodniach już cztery razy zdarzyło się, że musiała przedłożyć sprawy prywatne nad zawodowe.
Janusz miał rację. Niepotrzebnie wracała do pracy. Dziecko wciąż chorowało, a z zarobków Ireny nie było żadnego pożytku. Chociaż przynosiła do domu trochę grosza, większość pieniędzy pozostawiała w aptece. Po wykupieniu leków dla Ewy ze skromnej wypłaty nie pozostawało wiele. Tyle co na kilka bochenków chleba.
Mąż uważał, że powinna zrezygnować z posady i porządnie zająć się domem oraz dziećmi, bo on, jako prawdziwy mężczyzna, utrzyma rodzinę na odpowiednim poziomie. Gdyby wreszcie poszła po rozum do głowy i rzuciła robotę, wówczas córka doszłaby do zdrowia. W mieszkaniu zapanowałby wreszcie ład, bo do tej pory Irena wykonywała kobiece obowiązki byle jak. Janusz krzywo spoglądał na odgrzewane obiady. Ponoć jego matka nigdy na coś podobnego by nie pozwoliła. Raził go kurz na półkach, zacieki w oknach i stos naczyń zalegających w zlewie.
– Przecież w biurze i tak do niczego się nie dajesz – przekonywał. – Jesteś takie przynieś, wynieś, pozamiataj. Nikt o zdrowych zmysłach nie powierzyłby ci odpowiedzialnych zadań, więc nie wiem, dlaczego czekasz, aż ktoś cię doceni. Nie widzisz, że nikomu na tobie nie zależy? Wręcz przeciwnie, tylko przeszkadzasz.
Irena zaciskała usta, bojąc się, że za chwilę się rozpłacze. Słowa Janusza dotykały ją do żywego, bo wiele w nich było prawdy. Irena skończyła ledwie kilka klas. Nie mogła poszczycić się maturą jak jej kuzynki, Zosia i Jadzia. A bez wykształcenia nie miała co liczyć na dobre stanowisko. Cieszyła się, kiedy przełożony spojrzał na nią łaskawym okiem i przyjął pod swoje skrzydła, lecz zdawała sobie sprawę, że gdyby nie rozmowa Janusza z kolegą ze szkolnej ławy, nigdy nie przekonałaby do siebie pracodawcy.
Teraz wystarczyłoby jedno jego słowo, żeby straciła zajęcie. Nie wypowiadała swoich obaw na głos. Januszowi nadal nie przyszło do głowy spotkać się ze znajomym i namówić go do wręczenia Irenie wypowiedzenia, dziwiła się więc, że mąż nadal toleruje jej niezależność.
– To chyba niedługo się zmieni – mruknęła do siebie po wyjściu z Ewą z przedszkola.
– Coś mówiłaś, mamusiu? – spytała niemrawo dziewczynka.
– Nic ważnego, kotku. Po prostu martwię się twoją chorobą.
– Ale nie pójdziemy do doktora? – Ewcia się zmartwiła. Nigdy nie przepadała za lekarzami, a lęk zwiększył się jeszcze bardziej, gdy zaczęła być stałym gościem w gabinecie pediatry.
– Zobaczymy. Najpierw zastosujemy domowe metody, ale jeśli nie wyzdrowiejesz, bez wizyty się nie obejdzie.
– A jak powiem tatce, że nie chcę iść, to nie pójdę? – zapytało dziecko z mieszaniną nadziei oraz wyrachowania.
Irena cicho westchnęła. Ewa była oczkiem w głowie Janusza. Gdyby zażyczyła sobie gwiazdki z nieba, ojciec natychmiast ruszyłby spełnić jej prośbę. W czasie choroby chuchał na nią i dmuchał, za każdą infekcję obwiniając małżonkę. Przestrzegał, że jego kruszynce nic nie może się stać, bo wówczas Irena zapłaci za brak troski i uwagi.
Nie dziwiła się jego zachowaniu. Urodzona przedwcześnie dziewczynka nigdy nie poznała rodzonej matki. Anna zmarła podczas porodu, pozostawiając męża z dwójką małych dzieci. Dwuletni Marek i maleńka Ewa potrzebowali opieki, a Paszkiewicz pracował całe dnie i nie mógł należycie zająć się przychówkiem. Matka podupadła na zdrowiu i choćby chciała, nie zdołałaby przejąć obowiązków nad dwójką dzieciaków, a teściowa po śmierci córki całkowicie się załamała i zerwała kontakt z wnukami. Od ponad sześciu lat nie rozmawiała z Januszem, a i ten nie dążył do spotkania po wydarzeniach z pogrzebu, kiedy cierpiąca matka wykrzyczała mu w twarz, że ma na rękach krew Anny. Usilnie pragnął dziecka, chociaż żona wzbraniała się przed zajściem w ciążę, czym doprowadził ją do grobu.
Janusz radził więc sobie przy wydatnej pomocy sąsiadek, którym żal było biednego wdowca. To one w pierwszych miesiącach życia Ewy czuwały nad półsierotą, ale wkrótce ich współczucie wygasło, co zmusiło mężczyznę do oddania dzieci do przyzakładowego żłobka. Z maluchami spędzał czas jedynie w niedziele i nie orientował się, czego potrzebują do prawidłowego rozwoju. Poza tym wychodził z założenia, iż zajmowanie się takimi szkrabami należy do kobiety. Ojciec w końcu miał znacznie ważniejsze sprawy na głowie niż zabawa z potomstwem.
Ledwie kilka tygodni później w życiu Paszkiewiczów pojawiła się Irena. Skromna, młoda wdowa, nie wiedzieć czemu wciąż pozostawała samotna. Janusz użył całego swojego uroku osobistego, dość szybko przekonując ją do ożenku. Nie dalej jak w drugie urodziny Ewy wzięli cichy ślub, a on odetchnął z ulgą. Wrócił wreszcie do starych zwyczajów, pozostawił dom w rękach małżonki i nie wtrącał się w jego prowadzenie, dopóki żadna krzywda nie działa się Ewci.
Dziewczynka już w wieku kilku lat zorientowała się, że okręciła sobie ojca wokół palca. Wystarczył szeroki uśmiech, buziak w policzek albo łzy w oczach, a Janusz stawał w obronie ulubienicy. I biada temu, kto przyczynił się do jej gorszego nastroju. Irena nie pochwalała rozpieszczania, ale przekonała się, że nie ma w tej rodzinie zbyt wiele do powiedzenia. Ewa z każdym mijającym rokiem przypominała swoją matkę i choćby z tego powodu wszystko uchodziło jej płazem. Wyjątkowo nie przepadała za nakazami i zakazami wprowadzonymi przez macochę, nieraz skarżąc się na nią u ojca. Ten uważał słowa córki za święte i niejednokrotnie upominał Irenę. Groził, że jeśli nie zmieni postępowania wobec córki, gorzko tego pożałuje.
Irena zastanawiała się czy i tym razem Ewa wykorzysta swoją przewagę i przekona Janusza do zaniechania wizyty u lekarza. Pewnie zatrzepocze rzęsami, zakwili cicho, po czym zaprezentuje uroczy uśmiech, który rozgrzeje serce tatki. A Irena będzie musiała się podporządkować, byle nie narazić na gniew ślubnego.
Ech, gdyby cztery lata temu nie zgodziła się zostać jego żoną, dziś nie przejmowałaby się humorami nieznośnego dzieciaka. Niestety uległa namowom nieżyjącej już matki i zgodziła się na ślub z wdowcem, mimo że jej serce od dawna należało do innego.

Podziel się opinią

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2dh1nk
d2dh1nk
d2dh1nk
d2dh1nk