Punkt zwrotny w życiu Nataszy nastąpił wtedy, gdy córka zwróciła jej uwagę, że nie wygląda dość elegancko. Właściwie nie chodziło nawet o elegancję, Kamili nie spodobało się to, jak Natasza ubrała się na coroczny Jarmark Jagielloński, że zamiast zwiewnej sukienki, założyła przylegające do ciała legginsy, a twarzy nie pokryła nawet delikatnym, prawie niewidocznym makijażem, tylko pozwoliła sobie jedynie na krem, który nijak nie potrafił zamaskować lekkiego połysku na czole, będącego wynikiem wyjątkowego tego dnia upału. Kamila wyrzucała matce, że nie ubrała się stosownie do sytuacji, tak jak zrobiła to mama Wioletty, jej przyjaciółki. Pech chciał, że akurat wszystkie cztery wpadły na siebie na tym nieszczęsnym jarmarku i musiały zamienić, choćby z grzeczności, kilka słów.
Matka przyjaciółki Kamili miała na sobie tę cholerną zwiewną sukienkę, delikatny makijaż, okulary przeciwsłoneczne, które od niechcenia to zakładała na nos, to ściągała, w zależności od kąta padania promieni słonecznych, i wyglądała tak, jakby żar lejący się z nieba nie robił na niej żadnego wrażenia. Natasza jednak dostrzegała te grymasy poirytowania, jakie na ułamek sekundy pojawiały się na twarzy kobiety, kiedy stawiała kolejne kroki w szpilkach po kostce brukowej, którą wyłożony był rynek. Natasza już dawno odkryła, że pagórkowaty teren centrum miasta nie sprzyja spacerom w niewygodnym obuwiu, jednak jej córki zdawało się to nie obchodzić, jakby nie najważniejsza była wygoda, lecz wygląd.
Po powrocie do domu Kamila bez słowa pobiegła po schodach do swojego pokoju, a Natasza weszła jak zwykle do kuchni, w której tym razem siedziała jej siostra i popijała zmrożoną kawę.
– Co jej jest? – Dwa lata starsza Marta podążyła wzrokiem za Kamilą, która już zdążyła zniknąć na piętrze.
– Nic. Wiesz jak to jest z nastolatkami. – Natasza zbyła uwagę siostry machnięciem ręki.
Marta skinęła głową na znak, że tak, oczywiście doskonale zdaje sobie sprawę jak to jest z dorastającymi dziewczynami, mimo że sama nie miała nawet brzdąca w wieku przedszkolnym, ale przecież wszyscy uważają, że każda kobieta powinna to wiedzieć.
– Kto cię wpuścił? – spytała Natasza lekko zdziwiona obecnością siostry. Przecież Marek wyszedł dziś wcześnie rano. Zwykle ich dom był otwarty dla wszystkich, często gościła zarówno siostrę, matkę, przyjaciółkę. Niejednokrotnie zdarzało się, że wracała na przykład z zakupów, a w domu ktoś już się krzątał. Tylko że wówczas był Marek, a dziś przecież wyjechał w delegację, o której wcześniej tyle razy jej wspominał, że nawet osoba mająca problemy z pamięcią by o tym pamiętała.
– No przecież Marek jest w domu. – Marta odstawiła pustą szklankę. – Nawet mi zrobił mrożone latte. Swoją drogą fajnie, że w końcu wymieniliście ten stary ekspres.
Wymienili, ale ile Natasza musiała się przy tym nagadać! Marek uważał, że stary wciąż się sprawdza, chociaż już nawet młynek do ziaren w nim nie działał i można było zapomnieć o świeżo mielonej kawie o poranku.
– Dziwne, miało go nie być. – Natasza roztarła dłonią skroń, jakby chciała sobie przypomnieć jakiś szczegół, który świadczyłby o tym, że ta delegacja nie była potwierdzona na sto procent. Oraz zniwelować lekki ból głowy, jaki pojawił się po sprzeczce z córką. Ani na jedno, ani na drugie to nie pomogło.
– Ale jest. Teraz chyba siedzi w tym swoim gabinecie. Słuchaj, ale ja nie o tym. Mam do ciebie prośbę. – Dłonie Marty znów powędrowały w kierunku opróżnionej szklanki. Zaczęła ją nieznacznie obracać.
– Już się boję.
– To nic takiego.
– W takim razie mów – ponagliła siostrę Natasza.
– W ogóle nie potrafię urządzić swojego salonu. Kuchnia i łazienka zostają tak, jak jest, jako tako ogarnęłam pokój gościnny, korytarz może być, sypialnię urządziłam, ale ten salon mnie przerasta. Pomożesz?
Natasza się tego spodziewała, wiedziała, że jak jej siostra kupi wreszcie swoje mieszkanie w bloku, to prędzej czy później poprosi ją o pomoc. I tego się obawiała.
– Nie wiem, czy znajdę teraz czas – spróbowała się wykręcić.
– Przecież nic nie robisz.
No tak, jeśli nie pracujesz, to wszyscy uważają, że nic nie robisz, a dom się sam prowadzi. Ciekawe na przykład czy Marek wie, że już po pierwszym deszczu na świeżo umytej szybie okiennej pojawiają się smugi? Albo czy ma świadomość, że zupełnie inaczej wygląda podłoga odkurzona i przetarta mokrym mopem niż tylko przeciągnięta odkurzaczem? Natasza czasami miała wrażenie, że tylko ona dostrzega takie niuanse i tylko ona naprawdę czuje, kiedy dom jest rzeczywiście czysty. Dla innych nie miało to znaczenia.
– Naprawdę… – Natasza nie zamierzała od razu się zgodzić.
– Oj, Natasza, w końcu studiowałaś tę architekturę wnętrz.
– Ale nie skończyłam.
– Tyle wystarczy, aby urządzić mi jakoś ten salon.
Natasza zabrała pustą szklankę ze stołu i po opłukaniu włożyła ją do zmywarki. Zawsze tak robiła, płukała wszystko, zanim znalazło się w zmywarce, nawet wtedy, gdy tego nie potrzebowało. Teraz jednocześnie grała na czas, zastanawiając się, co jeszcze może powiedzieć, aby wymigać się od pomocy siostrze. Nie chodziło o samą pomoc, nawet ostatecznie o brak czasu. Po prostu nie lubiła wracać do tego, co wiązało ją z poprzednim życiem.
– Zgodzisz się wreszcie? – nalegała Marta.
– No dobrze – odparła ostatecznie Natasza. W końcu to nie jakiś wielki projekt, tylko salon Marty, uwinie się z tym szybko. Poza tym, mimo że nie lubiła robić tego, co kiedyś miało być jej zawodowym zajęciem, to zawsze chętnie udzielała pomocy. Miała w sobie naturalny altruizm. Jedni mają skłonności do spędzania samotnych wieczorów nad książką, a ona miała właśnie tę cechę, która sprawia, że o ludziach ją posiadających zwykło się mawiać, iż są altruistami.
– Wiedziałam, że na tobie, siostra, zawsze mogę polegać. – Marta wstała i serdecznie uściskała Nataszę. – Uciekam w takim razie i zadzwonię. Umówimy się i wpadniesz do mnie. Jeszcze raz wszystko sobie obejrzysz, przemyślisz i pięknie zaprojektujesz.
– Zostań, chętnie napiłabym się kawy w towarzystwie.
Marta wyjęła telefon i spojrzała na zegarek.
– Pora karmienia. Naprawdę muszę lecieć.
– W takim razie leć i pozdrów kota. Już nie ma tych problemów z trawieniem?
– Odkąd zmieniłam karmę, to nie. Pa, kochana. Do zobaczenia.
Marta wyszła, a Natasza usiadła z filiżanką kawy przy wyspie kuchennej i spojrzała na okazały trawnik tuż za tarasem. Z lewej strony, tak jak sobie wymarzyła, rosły drzewa liściaste, mały prywatny park z lipą i kilkoma iglakami. Trawnik zaś kończył się szpalerem wysokich tui odgradzających go od ulicy i oczu wścibskich gapiów. W rogu stał murowany grill, a prawie na środku widniał ogromny basen, który zamarzył się jej rok temu. W tym roku spełniła swoje marzenie.