Trwa ładowanie...
d3bouwj
10-08-2023 12:55

Mazurska opowieść (#2). Blisko ciebie. Mazurska opowieść, tom 2

książka
Oceń jako pierwszy:
d3bouwj
Mazurska opowieść (#2). Blisko ciebie. Mazurska opowieść, tom 2
Forma wydania

Książka

Rok wydania
Autorzy
Kategoria
Wydawnictwo
Materiały prasowe
Źródło: Materiały prasowe

Gdy nie spodziewałam się już niczego, dostałam wszystko

Ewa i Marcin przygotowują się do corocznego wyjazdu do Augustowa. Kobiecie dokuczają dolegliwości ciążowe i dręczą ją niepokoje związane z wyjazdem. Jest przekonana, że w Augustowie wydarzy się coś złego. Nie chcąc martwić męża, zachowuje te przemyślenia dla siebie.
Jak się okazuje – jej przeczucia się sprawdzają: Marcin ginie w tragicznym wypadku, a ona traci dziecko. Jest przeświadczona, że gdyby powiedziała Marcinowi o swoich wątpliwościach, do wyjazdu by nie doszło, a on by nie zginął.
Po jakimś czasie o tragicznych wydarzeniach dowiaduje się Grzegorz – mężczyzna, którego wiele lat temu Ewa wyciągnęła z kłopotów. Obecnie mieszka w Livorno, gdzie prowadzi winnicę. Postanawia pomóc dawnej koleżance i proponuje jej wyjazd do Włoch. Początkowo Ewa nawet nie chce o tym słyszeć, ale w końcu uświadamia sobie, że być może zmiana otoczenia to dla niej ostatnia szansa na wyjście z żałoby.
Fascynująca powieść, która pochłania czytelników, nie dając chwili wytchnienia.
Polecam serdecznie!
Edyta Świętek

Mazurska opowieść (#2). Blisko ciebie. Mazurska opowieść, tom 2
Numer ISBN

978-83-67639-91-0

Wymiary

145x205

Oprawa

miękka

Liczba stron

352

Język

polski

Fragment

Podniosła z blatu wibrujący telefon. Uśmiechnęła się, widząc na wyświetlaczu twarze przyjaciółki i swojego chrześniaka. Przeciągnęła palcem po ekranie, odbierając połączenie.
– Wreszcie! – rzuciła Hania, jeszcze zanim Ewa zdążyła się odezwać. – Mogłabyś w końcu nauczyć się zgłośniać telefon, jak wychodzisz z pracy.
Ewa uśmiechnęła się pod nosem, pozwalając przyjaciółce na jej zwyczajową tyradę. Hania zawsze mówiła tonem, jakby była w wiecznym niedoczasie: szybko, impulsywnie i trochę nerwowo. Niemal każde jej słowo było poparte żywą gestykulacją, niewspółmierną do sytuacji. W przeciwieństwie do spokojnej i opanowanej Ewy Hania zawsze miała w sobie moc ekspresji wyrażanej słowem i gestem.
– Wyekspediowałam moje dziecię z babcią nad morze i zamierzam skorzystać z danego mi czasu wolności – oznajmiła Hania, wciąż nie dając Ewie dojść do słowa. – Widzimy się po południu na Mokotowie. Zwołałam już wszystkich. Marcin nie odbiera, ale przysłał wiadomość, że jeśli ty masz ochotę, to ok.
– Haniu… – Ewa zdołała wreszcie się wtrącić w słowotok przyjaciółki. – Jakim cudem to wszystko zorganizowałaś? Twój mąż siedzi obok mnie i wytrzeszcza oczy ze zdumienia. Ciągle jesteśmy w pracy.
Ewa pracowała w jednej kancelarii z Maćkiem, mężem Hani, a od niedawna można powiedzieć, że była jego szefową. Siedzieli właśnie nad kompletowaniem dokumentów do prowadzonej wspólnie sprawy, kiedy Hanka wyskoczyła ze swoimi rewelacjami.
– Co tak długo? Myślałam, że już skończyliście na dziś.
– Trochę się pokomplikowało. Sprawa ma drugie dno i musimy się temu przyjrzeć. Pojawił się nieoczekiwany spadkobierca i przedstawił dokumenty, z których wynika, że nie możemy go zlekceważyć. Prosta sprawa spadkowa zmieni się prawdopodobnie w sądową batalię o grube pieniądze.
– Wolę swoją księgowość – odparła dyplomatycznie Hanka. – Tu wszystko mi się zgadza. Jest nudno i bez niespodzianek. Na ogół. To co? Namówię cię?
Ewa namyślała się przez chwilę. Nie chciało jej się nigdzie wychodzić. Pierwszy trymestr ciąży ją wykańczał. Czuła się niemal przewlekle zmęczona. Budząc się rano po kilku godzinach snu, czuła się tak niewyspana, jakby od tygodnia nie miała kontaktu z łóżkiem. Miała już wizję siebie zalegającej na kanapie cały wieczór, a propozycja Hani ją zaskoczyła. Za trzy tygodnie całą paczką mieli jechać na Mazury i wtedy nadrabiać towarzyskie zaległości. Westchnęła cicho. Nie miała sumienia gasić entuzjazmu przyjaciółki, dlatego powiedziała:
– Niech ci będzie, Haniu. Spotkamy się na miejscu.
– Kurczę, sorry Ewa. Jędza ze mnie – zmitygowała się Hania, bo nagle przypomniała sobie o odmiennym stanie Ewy. – Nie chce ci się, co?
– Spokojnie, chętnie się przejdę. Ten specyfik od twojej mamy jest wspaniały! Dziś wymiotowałam tylko dwa razy. Dam radę.
– Jeszcze parę tygodni i będzie z górki – Hania usiłowała ją pocieszyć. – Kajtek ma prawie trzy lata, jeszcze nie zapomniałam, jak to było na początku ciąży.
– Doprawdy pokrzepiająca wizja, Hanka – roześmiała się Ewa. – Widzimy się niebawem.
Rozłączyła połączenie i spojrzała na Maćka.
– Twoja żona to wariatka, wiesz o tym?
– Wiem. Szalone kobiety pociągały mnie od zawsze, Ewuniu, dlatego jestem z Hanią, a nie z tobą – odpowiedział ze śmiechem.
Ewa przewróciła oczami, wyrażając żartobliwą dezaprobatę. Tak naprawdę bardzo cieszyła się, że po wcześniejszych perypetiach Hania i Maciek, jej przyjaciel ze studenckich czasów, odnaleźli drogę do siebie. Fakt, że przezwyciężyli trudności, był bardzo krzepiący.
– A skąd ci przyszło do głowy, że ja chciałabym być z tobą? – zapytała, wojowniczo krzyżując ręce na piersiach.
– No, a jak inaczej? Przecież jestem najwspanialszym facetem pod słońcem! – droczył się.
– Akurat. W tej chwili jesteś bufonem z przerośniętym ego. Ale to się zmienia, jak spotykasz swoją upiorną żoneczkę. Wtedy zamieniasz się w pantoflarza. „Tak, Haniu, masz rację”, „Oczywiście, kochanie, co tylko chcesz”, „Nie ma problemu, zrobimy, jak będziesz chciała”.
Maciek odchylił się na oparciu krzesła i wybuchnął śmiechem.
– Powiem to Marcinowi. Założymy elitarny klub pantoflarzy. On brzmi zupełnie tak samo, kiedy jest z tobą. Jakby kompletnie nie miał własnego zdania i był niezdolny do podejmowania samodzielnych decyzji.
Wymierzyła kuksańca przyjacielowi i z nadąsaną miną powróciła do przeglądania papierów.
– Bierz się do roboty. Jak będziemy mieć szczęście, to uwiniemy się z tym w godzinę i na luzie dotrzemy do „ShotMe”. Mam ochotę na coś obrzydliwie słodkiego.
– Uhm, kupię śledzie po drodze, jakbyś miała ochotę przegryźć nimi czekoladę – mruknął.

Podziel się opinią

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3bouwj
d3bouwj
d3bouwj
d3bouwj