Katastrofy. Zapomniane i przemilczane tragedie w powojennej Polsce
Forma wydania | Książka |
Rok wydania | 2021 |
Autorzy | |
Kategoria | |
Wydawnictwo |
Kto, poza mieszkańcami Wapna, wie o zagładzie tej górniczej osady?
Dlaczego na komendzie MO w Krośnie Odrzańskim chciano zastrzelić szeregowca Armii Radzieckiej?
Dlaczego ZOMO-wiec z Warszawy, który wiele na służbie widział, w Osiecku przeżył szok?
Między tragicznym wypadkiem tramwajowym w Wałbrzychu z 1945 roku, o którym wiadomo niewiele, a powodzią tysiąclecia, która 7 lipca 1997 roku zalała Kłodzko, wydarzyło się w Polsce tysiące katastrof lądowych. Były to zarówno wypadki, jak i klęski żywiołowe czy epidemie.
Leszek Adamczewski wybrał i opisał w swej książce kilkadziesiąt z nich. Obok zdarzeń znanych i dobrze pamiętanych przedstawia również te mało znane, całkowicie zapomniane bądź oficjalnie przemilczane, bo swego czasu politycznie bardzo niewygodne.
Leszek Adamczewski – poznański pisarz i dziennikarz. Autor blisko trzydziestu książek. Od 2009 roku współpracuje z Wydawnictwem Replika.
Począwszy od debiutanckich Złowieszczych gór, aż do tej pory pozostawał wierny tematyce zagadkowych i tajemniczych wydarzeń z lat drugiej wojny światowej, w tym nieznanych losów skarbów kultury.
Katastrofy są pierwszą jego książką poświęconą tematom innym niż wojna. Niemniej są to kwestie nadal bardzo mu bliskie, bowiem podczas pracy w prasie poznańskiej wielokrotnie pisał o największych wypadkach i klęskach żywiołowych w naszym kraju.
Numer ISBN | 978-83-66790-38-4 |
Wymiary | 160x230 |
Oprawa | twarda z obwolutą |
Liczba stron | 336 |
Język | polski |
Fragment | Na kadrach Polskiej Kroniki Filmowej widać otwartą limuzynę jadącą ulicami Warszawy w potężnej śnieżycy i w honorowej eskorcie szwadronu Wojska Polskiego. Grube płaty śniegu oblepiły siedzących w samochodzie, tak iż trudno było rozpoznać w nich Bolesława Bieruta i Edwarda Osóbkę-Morawskiego. Oto wybrany przez Sejm Ustawodawczy 5 lutego 1947 roku prezydent Rzeczypospolitej Polskiej udaje się w towarzystwie kończącego swą misję prezesa Rady Ministrów na uroczyste zaprzysiężenie głowy państwa. Dzisiaj wiemy, że Sejm Ustawodawczy został 19 stycznia tegoż roku wyłoniony w sfałszowanych wyborach, które prawdopodobnie wygrało Polskie Stronnictwo Ludowe Stanisława Mikołajczyka. Prawdopodobnie, bo – jak pisał Piotr Lipiński w książce Bierut. Kiedy partia była bogiem – wybory styczniowe „fałszowano na każdym szczeblu – unieważniono dziesięć okręgowych list wyborczych PSL-u, aresztowano sympatyków i działaczy ludowców, podmieniano urny, dosypywano głosy, korygowano protokoły – dlatego dziś nie sposób odtworzyć rzeczywistych wyników”. Oficjalnie podano, że tak zwany Blok Demokratyczny (Polska Partia Robotnicza, Polska Partia Socjalistyczna i kilka mniejszych partii) zdobył 80,1 procent głosów i 394 mandaty, a PSL – odpowiednio 10,3 procent i 28 mandatów. Po zaprzysiężeniu Bieruta, 6 lutego 1947 roku, Sejm Ustawodawczy wybrał nowy rząd. Na jego czele stanął Józef Cyrankiewicz. I to jego rząd już na samym początku zmierzy się ze skutkami największej w dziejach powojennej Polski katastrofy żywiołowej. Sroga zima trzymała długo, praktycznie do końca lutego, chociaż i w pierwszej połowie marca 1947 roku zdarzały się jeszcze dni mroźne i śnieżne. Długo oczekiwana odwilż okazała się przekleństwem. Biedny, zniszczony przez wojnę kraj, ze zdziesiątkowaną przez akcje eksterminacyjne lat 1939 – 1945 ludnością, wśród której szerzyła się gruźlica, będzie musiał stawić czoło żywiołowi często groźniejszemu od bomb i pocisków artyleryjskich wroga. 27 lutego 1947 roku w Krakowie termometry pokazywały minus 22 stopnie Celsjusza. Nazajutrz słupek rtęci dosłownie wystrzelił w górę. 28 lutego w Krakowie zanotowano plus 6 stopni. W tych i następnych dniach podobnie było w całym kraju. Nagłemu wzrostowi temperatury towarzyszyły obfite opady deszczu. Gwałtownie pękał lód na polskich rzekach. Wezbrane wody i niesiony przez nie lód zmiatały kolejne mosty, przerywały wały przeciwpowodziowe i zalewały znaczne obszary. Katastrofalna powódź niszczyła kraj, zabijając nie tylko ludzi, ale także zwierzęta hodowlane. Ówczesna prasa częściej zamieszczała dane dotyczące strat wśród koni czy krów, a pomijała ludzi. W miarę dokładnej liczby ofiar tej gigantycznej powodzi nigdy nie ustalono. Fragment rozdziału 1947. Potop |
Podziel się opinią
Komentarze