Trwa ładowanie...
d3terxk
03-02-2020 20:52

Katastrofy. Zapomniane i przemilczane tragedie w powojennej Polsce

książka
Oceń jako pierwszy:
d3terxk
Katastrofy. Zapomniane i przemilczane tragedie w powojennej Polsce
Forma wydania

Książka

Rok wydania
Autorzy
Kategoria
Wydawnictwo
Materiały prasowe
Źródło: Materiały prasowe

Kto, poza mieszkańcami Wapna, wie o zagładzie tej górniczej osady?
Dlaczego na komendzie MO w Krośnie Odrzańskim chciano zastrzelić szeregowca Armii Radzieckiej?
Dlaczego ZOMO-wiec z Warszawy, który wiele na służbie widział, w Osiecku przeżył szok?
Między tragicznym wypadkiem tramwajowym w Wałbrzychu z 1945 roku, o którym wiadomo niewiele, a powodzią tysiąclecia, która 7 lipca 1997 roku zalała Kłodzko, wydarzyło się w Polsce tysiące katastrof lądowych. Były to zarówno wypadki, jak i klęski żywiołowe czy epidemie.
Leszek Adamczewski wybrał i opisał w swej książce kilkadziesiąt z nich. Obok zdarzeń znanych i dobrze pamiętanych przedstawia również te mało znane, całkowicie zapomniane bądź oficjalnie przemilczane, bo swego czasu politycznie bardzo niewygodne.
Leszek Adamczewski – poznański pisarz i dziennikarz. Autor blisko trzydziestu książek. Od 2009 roku współpracuje z Wydawnictwem Replika.
Począwszy od debiutanckich Złowieszczych gór, aż do tej pory pozostawał wierny tematyce zagadkowych i tajemniczych wydarzeń z lat drugiej wojny światowej, w tym nieznanych losów skarbów kultury.
Katastrofy są pierwszą jego książką poświęconą tematom innym niż wojna. Niemniej są to kwestie nadal bardzo mu bliskie, bowiem podczas pracy w prasie poznańskiej wielokrotnie pisał o największych katastrofach.

Katastrofy. Zapomniane i przemilczane tragedie w powojennej Polsce
Numer ISBN

978-83-66217-20-1

Wymiary

160x230

Oprawa

twarda z obwolutą

Liczba stron

336

Język

polski

Fragment

O 12:25 „Barbakan”, z prędkością 116 kilometrów na godzinę, wjechał na stację w Reptowie. Lokomotywa i pięć pierwszych wagonów minęły budynek stacyjny, mknąc w kie­runku Stargardu. I wtedy stało się coś, czego nikt przewidzieć nie mógł. Pod pędzącym pociągiem, a ściślej pod szóstym w kolejności wagonem, przestawiła się zwrotnica, kierując wagony: barowy „Warsu” i pierwszej klasy na tor zajęty przez pociąg towarowy 84386. Huk i zgrzyt rozdzieranej blachy zla­ły się w jedno. Zanim opadł kurz, do uszu reptowskich kole­jarzy ze zniszczonych wagonów dobiegły ciche jęki i wołania o pomoc.

Minęły kolejne minuty. Na miejsce katastrofy przyjechały wozy strażackie i karetki pogotowia ratunkowego ze Stargardu, a tuż za nimi pędziły kolejne, tym razem ze Szczecina. Ze sto­licy Pomorza Zachodniego przyjechała też ekipa Telewizji Pol­skiej SA.

Rozcinając blachy zmiażdżonych części dwóch ostatnich wagonów „Barbakanu”, barowego i pierwszej klasy, ratownicy natknęli się na potwornie zmiażdżone zwłoki pasażerów i ob­sługi „Warsu”. Te wydobyte, zrazu układano obok siebie na pe­ronie reptowskiej stacji, co wkrótce w dalekim Poznaniu obej­rzałem na ekranie redakcyjnego telewizora.

„Jak mało brakowało, żeby tam leżało moje zmasakrowane ciało” – pomyślałem, gdy wreszcie dotarło do mnie, że tym po­ciągiem planowałem wracać do Poznania.

Widok zmasakrowanych ofiar katastrofy odebrał głos Piotro­wi Dziemiańczukowi ze szczecińskiego Oddziału TVP, który ze stacji Reptowo połączył się z widzami głównego wydania Wia­domości o godzinie 19:30. Słuchając go, odniosłem wrażenie, że red. Dziemiańczuk jest pijany. A był to skutek szoku po obejrzeniu ofiar katastrofy, bo na taki widok tylko nieliczni są uodpornieni.

W katastrofie w Reptowie zginęło jedenaście osób, dwuna­sta zmarła w szpitalu. Do stargardzkich i szczecińskich szpitali przewieziono też trzydziestu rannych.

Winnego katastrofy nie trzeba było długo szukać. Była nim zwrotnica rozjazdu numer 23, która, gdy przejechał nad nią szó­sty wagon pociągu „Barbakan”, samoczynnie przestawiła się, kie­rując resztę składu na tor 4, zajęty przez pociąg towarowy.

W następnych dniach do feralnej zwrotnicy „pielgrzymo­wali” eksperci kolejnictwa i naukowcy, próbując ustalić przy­czynę. „Wypadek wydarzył się na skutek niezwykle rzadkiego nałożenia się szeregu czynników, które samoistnie nie stanowią zagrożenia” – napisali członkowie specjalnej komisji w rapor­cie końcowym. Komisja ustaliła, że przestawienie się zwrotnicy pod pociągiem „Barbakan” nastąpiło w wyniku drgań o cha­rakterze rezonansowym taboru i zwrotnicy oraz napędu zwrot­nicowego. „Z posiadanych informacji wiadomo, że podobnego zjawiska nie notowano na innych kolejach europejskich, gdzie eksploatowane są takie same rozjazdy i napędy zwrotnic” – na­pisano w raporcie.

Gdy zabierałem się za pisanie tej książki, przypomniał mi się tamten wyjazd do Świnoujścia, z którego do Poznania mogłem wrócić w trumnie. I po raz kolejny uświadomiłem sobie, jak cienka granica dzieli życie od śmierci.

Katastrofy są książką o tej granicy. Wybierając kilkadziesiąt zdarzeń – katastrof i wypadków lądowych, klęsk żywiołowych, a nawet jedną epidemię – z lat powojennych aż do końca XX wieku, starałem się na podstawie zgromadzonego materiału pokazać moc przypadku. Ktoś, kto na turystycznym szlaku wyprzedził maruderów, po chwili zginął w lawinie, a maru­derzy ocaleli. Ktoś, kto wsiadł do ostatniego wagonu, przeżył najtragiczniejszą w powojennych dziejach Polski katastrofę ko­lejową. Ale ten sam człowiek mógł zginąć w innej katastrofie, gdy siła zderzenia zmiażdżyła ostatni wagon. Ktoś jeszcze inny mógł urwać się z „winogrona” wiszącego na zewnątrz tramwa­jowych drzwi i wsiąść do jadącego tuż za nim prawie pustego pociągu. A jednak został i zginął w największej po wojnie kata­strofie tramwajowej. Gdyby jedna starsza pani przed udaniem się do kościoła na mszę świętą nie miała zwyczaju schodzenia do piwnicy i karmienia kotów, przeżyłaby tamten wielkanocny poniedziałek. A wraz z nią prawdopodobnie przeżyliby i inni mieszkańcy domu, bo zaalarmowano już pogotowie gazowe. Nieposłuszeństwo wobec kategorycznych poleceń matki wybrał nastoletni uczeń, który ze szkoły miał jechać prosto do domu. A tego dnia znowu poszedł do pracującej w cukierni matki, która – jak to matka – poczęstowała syna słodkościami. W tym czasie tramwaj, którym by wracał do domu, przewrócony sunął po bruku jezdni, aby z całą siłą uderzyć w cieszącą się złą sławę restaurację…

O tych i wielu innych zdarzeniach piszę w tej książce. Wy­brałem je z setek innych, kierując się podstawową zasadą, że nie mogłem pominąć najtragiczniejszych w skutkach kata­strof w powojennej Polsce: kolejowej pod Otłoczynem i tram­wajowej w Szczecinie oraz równie tragicznego wybuchu gazu w Gdańsku. A ponadto przedstawiam tu zdarzenia na ogół mało znane lub wręcz zapomniane, warte – moim zdaniem – przypomnienia.

Fragment Ocierając się o śmierć, czyli zamiast wstepu

Podziel się opinią

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3terxk
d3terxk
d3terxk
d3terxk