Kanibale Nowego Jorku – recenzja komiksu wyd. Egmont
Jeżeli nazwiska autorów widniejące na okładce nie sprzedadzą tego komiksu, to z pewnością zrobi to nietuzinkowa ilustracja i intrygujący tytuł. Czy w środku jest równie dobrze?
Wytatuowana kulturystka o azjatyckich rysach tuli w ramionach noworodka. Ten niecodzienny obraz zwiastuje intrygującą opowieść, a do tego jeszcze ten tytuł: "Kanibale Nowego Jorku". Nie znając zapowiedzi tego albumu, byłem szczerze zaciekawiony zawartością komiksu, pod którym podpisały się dwa wielkie nazwiska kojarzone także przez polskich czytelników.
François Boucq to ilustrator odpowiedzialny za serię "Bouncer" (scen. Alexander Jodorowsky) czy "Księżycowa gęba". Jérôme Charyn jest zaś (jak głosi notka od wydawnictwa) "uznawany za jednego z najwybitniejszych współczesnych amerykańskich pisarzy". Razem z Boucq stworzył wcześniej m.in. "Tulipanka" (polskie wydanie Scream Comics, 2017), który jest fabularnie powiązany z "Kanibalami Nowego Jorku", aczkolwiek znajomość tamtego albumu nie jest konieczna przed sięgnięciem po nowość Egmontu wydanej w ramach kolekcji Mistrzowie Komiksu.
Muskularna Azjatka zdobiąca okładkę nazywa się Azami i jest funkcjonariuszką nowojorskiej policji. Akcja dzieje się w 1990 r. i jest mocno zakorzeniona w tematyce radzieckich imigrantów. Jednym z nich jest Paweł, tatuator z gułagu, który wiele lat temu przygarnął sierotę imieniem Azami. Dziewczynkę, która z czasem uzależniła się od wizyt na siłowni (i sterydów), a także tatuży wykonywanych przez Pawła. Choć dla niego wzory nanoszone igłą na skórę nigdy nie były tylko ozdobą.
Ten nietypowy duet zostaje wkrótce uzupełniony maleństwem znalezionym na śmietniku. Noworodek wyrzucony przez jakąś narkomankę nikogo nie dziwi w ubogich dzielnicach Nowego Jorku, jednak szybko wychodzi na jaw, że chłopczyk jest powiązany z mroczną intrygą. A Azami, która pragnie się nim zaopiekować, zostaje wciągnięta w świat mitów, legend i... gułagowej przeszłości Pawła.
"Kanibale Nowego Jorku" to ciekawa mieszanka gatunkowa, która łączy elementy policyjnego kryminału, dramatu z fantastyką w wydaniu urban fantasy. Intryga wymyślona przez Charyna wciąga i nie sposób odmówić mu talentu do kreowania postaci żyjących w "prawdziwym" Nowym Jorku. Niestety w całej narracji roi się od mało wiarygodnych dialogów i naiwnych scen. Wyraźnie zabrakło redakcji i szlifów, by ta historia bardziej się kleiła. Niektóre wątki są po prostu nieprzekonujące, a sposób przedstawiania motywacji zbyt łopatologiczny. Czy Boucq i Charyn zasługują na określenie "Mistrzowie komiksu"? Z pewnością, ale "Kanibale Nowego Jorku" nie jest ich najbardziej udanym dziełem.