Trwa ładowanie...
dgn9hi3
24-08-2021 09:00

Już nie ucieknę. Siostry z ulicy Wiśniowej

książka
Oceń jako pierwszy:
dgn9hi3
Już nie ucieknę. Siostry z ulicy Wiśniowej
Forma wydania

Książka

Rok wydania
Autorzy
Kategoria
Wydawnictwo
Materiały prasowe
Źródło: Materiały prasowe

Kiedy miłość wciąż jeszcze czai się za drzwiami….

Po odejściu narzeczonego Ada przeżywa załamanie nerwowe, z którego próbują wyrwać ją siostry, Jagna i Sara. Kiedy ich metody zawodzą, postanawiają zwrócić się z prośbą o pomoc do matki mieszkającej w niewielkim miasteczku na Kujawach. Ta, wykorzystując fatalną sytuację prowadzonego przez siebie schroniska dla zwierząt, prosi córkę o wsparcie, zapraszając jednocześnie do odwiedzin w rodzinnych stronach.

Powrót do Graborówka staje się dla Ady okazją do naprawienia dawnych błędów. Do dziś wyrzuca sobie, że kiedyś podle potraktowała swojego ówczesnego chłopaka, Adama, i być może właśnie z tego powodu nie wiodło się jej później w miłości. Dziewczyna postanawia w specyficzny sposób odkupić swoje winy.

Już nie ucieknę. Siostry z ulicy Wiśniowej
Numer ISBN

978-83-66989-06-1

Wymiary

145x205

Oprawa

miękka ze skrzydełkami

Liczba stron

352

Język

polski

Fragment

Rozdział pierwszy

Ada pomyślała o końcu świata. Ile to już razy ogłaszano go w mediach, podawano jego dokładną datę, a nawet godzinę? Nie zdołała spamiętać. Wiedziała natomiast, że tyle samo razy apokalipsa nie dochodziła do skutku. Bilans zawsze równał się zero.

Dziewczyna nie miałaby jednak nic przeciwko temu, gdyby sądny dzień nastąpił właśnie dziś. Najlepiej za chwilę. Byleby nie musiała cierpieć na widok pustych szuflad i smętnie zwisających w szafie wieszaków.

Wprawdzie zdawała sobie sprawę, że nie ona pierwsza i najpewniej nie ostatnia przeżywa rozstanie z kimś, kto dotąd stanowił centrum jej wszechświata. Owszem, przeczuwała, iż prędzej czy później zdoła pogodzić się z życiem w pojedynkę i wkrótce znów zacznie się uśmiechać, zaś związek z Błażejem odłoży na półkę z napisem: „Do zapomnienia”. Tak bardzo chciała się przenieść do tej chwili, przyspieszyć czas, nawet kosztem tych radosnych momentów, które czekają ją po drodze.

Ada położyła się do łóżka, po czym zwinęła w kłębek. Znalezienie w sobie siły na tak trywialne zajęcia jak jedzenie czy umycie zębów wykraczało poza jej możliwości. Czuła każdą komórkę swojego ciała, boleśnie przekonywała się o istnieniu połączeń nerwowych, które dotąd sumiennie lekceważyła. Jej mur ochronny, wzniesiony na przekór wszelkim emocjom, kruszał cegła po cegle. Teraz nie zostało z niego już nic. Wystarczyło kilka słów, żeby niedostępna dotąd twierdza padła niczym domek z kart.

Telefon niecierpliwie dzwonił. Kiedy sygnał przychodzącego połączenia rozległ się po raz pierwszy, Ada ruszyła po aparat z nadzieją, że to Błażej ze słowami skruchy i potrzebą uzyskania wybaczenia. Światełko w tunelu zgasło, gdy spojrzała na wyświetlacz i zobaczyła imię starszej siostry. Nie odebrała. Kochała Jagnę całym sercem, ale teraz to serce krwawiło, złamane nie na połowę ani na ćwiartki, tylko na milion małych kawałków. Wątpiła, by komukolwiek udało się jeszcze poskładać je w całość.

Zasnęła zaraz po wylaniu morza łez. Zmęczona rozpamiętywaniem porannej sceny – takiej, co to znawcy nazwaliby zwrotem akcji – zapadła w niespokojny sen. Jej zdradziecki umysł nawet wówczas dał kobiecie odpór. Pod powiekami pojawiały się niechciane obrazy wspólnie spędzonych chwil – pełnych czułości, szczęścia, wzajemnego szacunku. Jakby los próbował udowodnić, że w życiu nie można ślepo ufać przeświadczeniu o nieomylności własnych osądów.

A jeszcze tydzień temu Ada wiodła spokojny żywot narzeczonej Błażeja Kraszewskiego, snuła nieśmiałe plany na następnych, plus minus, pięćdziesiąt lat, oczami wyobraźni spoglądając w kierunku świetlanej przyszłości. W ogóle nie spodziewała się katastrofy. Zresztą, czy do takiej można się w jakikolwiek sposób przygotować?

Obudziła się wraz ze wschodem słońca, obolała, z uczuciem pustki, wypełniającym ją od środka. Przez kilka chwil tkwiła w błogiej nieświadomości. Nie rozumiała, skąd się wzięły w niej te wszystkie negatywne emocje. Wystarczyło, że mrugnęła powieką, a całe zło, jakie ją spotkało poprzedniego dnia, powróciło z całą mocą. Ada złapała się za bolący brzuch. Mówiono jej, że miłość, zwłaszcza ta nieszczęśliwa, może wywoływać fizyczne cierpienie. Przekonała się o tym przed laty. Nie lubiła wracać do tamtych wydarzeń. Niestety, powracały niczym bumerang rzucony przez światła przeszłości. Na ich wspomnienie czuła wyrzuty sumienia, a zaraz po nich przejmujący ból, który wwiercał się w każdą komórkę jej ciała. Do dziś pamiętała szczegóły rozmowy nad jeziorem i jej konsekwencje. Nie była z siebie dumna. Nie była dumna z żadnej podjętej wówczas decyzji, choć wtedy wydawały się właściwe. Zwłaszcza że wiedziała, co stało się później.

Telefon znów rozbrzmiał irytującymi dźwiękami. Ada ponownie chciała zignorować natrętną siostrę, bo wciąż nie miała w sobie odpowiedniej ilości energii, niezbędnej do przekazania informacji o całkowitym rozpadzie jej idealnego, jak przekonywała nieraz Jagnę, związku. Może sama się domyśli i przyjdzie pocieszyć młodszą siostrę tak, jak tylko ona to potrafi?

Na ekranie zobaczyła nieznany numer.

– Słucham? – odezwała się ledwie słyszalnym tonem.

– Pani Ada Janowska? – ciepły kobiecy głos rozlał się w słuchawce niczym balsam dla duszy.

– Tak. W czymś mogę pomóc? – odparła. W ostatnich tygodniach nie raz nękano ją propozycjami wzięcia udziału w konkursach, gdzie głównymi nagrodami okazywały się pościel, tudzież zestaw garnków. Ada kulturalnie odmawiała. Nie potrzebowała do szczęścia kuchennych akcesoriów, bo tych miała aż nadto. Pościel pewnie powinna przyjąć z dobrodziejstwem inwentarza. Przecież babcia mówiła, iż wygodne posłanie jest pierwszym krokiem do osiągnięcia spełnienia między dwojgiem kochanków. A ja głupia sądziłam, że szczerość i zaufanie, prychnęła Ada.

– Halo, słyszy mnie pani?

– Przepraszam, zamyśliłam się. Mogłaby pani powtórzyć?

Usłyszała ciche westchnięcie.

– To raczej nie jest rozmowa na telefon. Wolałabym się spotkać.

Ada natychmiast oprzytomniała. Spojrzała z ciekawością na telefon, zastanawiając się, czy któryś ze znajomych nie stroi sobie z niej żartów, po czym już z mniejszą wyrozumiałością powróciła do rozmowy.

– Kim pani w ogóle jest i skąd ma mój numer? Nie – przerwała, kiedy kobieta zaczęła odpowiadać. – Proszę nic nie mówić. Nie obchodzi mnie to, tak jak i dalsza część tego, co ma mi pani do powiedzenia. Zresztą, kto to widział wydzwaniać do obcych ludzi i nękać ich z samego rana? Mnie byłoby wstyd. Mam nadzieję, że pani też jest, choć trochę. Żegnam!

Ada rozłączyła się z wściekłością. Rzuciła telefon na podłogę, poniewczasie orientując się, że w ten sposób raczej nie pomoże swojemu rozumowi dojść do ładu. Mimo to poczuła coś w rodzaju satysfakcji, choć wyżywanie się na bogu ducha winnej osobie w jej osobistej hierarchii moralności klasyfikowało się gdzieś na samym końcu. Czyżby aż tak bardzo zmieniła się dzięki Błażejowi? A może przez niego?

Wolała się nad tym nie zastanawiać. Przywoływanie imienia byłego narzeczonego wciąż powodowało skurcze żołądka i nieprzyjemne nudności. Odsunęła więc na bok wszystkie myśli, żadna bowiem nie nadawała się do rozwinięcia, ponieważ Ada uparcie powracała w nich do sylwetki wysokiego blondyna o przenikliwych niebieskich oczach.

Dziewczyna przygryzła dolną wargę. Najwyraźniej nie mam szczęścia w miłości, uznała. Z trudem dowlekła się do kuchni, włączyła czajnik elektryczny i nasypała kawy do ulubionego kubka. Nie bez podstaw sądziła, że związek z Błażejem okaże się tym ostatnim. Spotykali się prawie od dwóch lat. Zaręczyli się cztery miesiące temu, wprawdzie w mało porywających okolicznościach. Pewnego wieczoru po prostu doszli do wniosku, że zakończyli poszukiwanie drugiej połówki, co ewidentnie wskazywało na rychłe zaobrączkowanie. Ada zażartowała wtedy, iż wystarczy im spisanie wspólnego pomysłu na kartce, na co Błażej niemrawo się uśmiechnął. Czyżby już wtedy wiedział, jak krótki termin przydatności mają naprędce skrojone pomysły?

Ona naiwnie i po kobiecemu wierzyła, iż stanie na ślubnym kobiercu u boku wiernego towarzysza, przyjaciela, opiekuna. Zwłaszcza że ten kilka dni po nieoficjalnych zaręczynach zaskoczył ją najbardziej romantycznym gestem w historii ich wspólnej znajomości.

Tymczasem teraz po raz kolejny musiała zrewidować swoje plany i wrócić do punktu wyjścia. Jakby w grze życia wyrzuciła złą ilość oczek i zgodnie z zasadami musiała się cofnąć do linii startu. Nie miała pojęcia, ile jeszcze razy zdoła wytrzymać podobne upokorzenie. Wydawało się jej, że liczba niepowodzeń jest wprost proporcjonalna do szans, jakie do wykorzystania daje los. Cóż, Ada najpewniej wyczerpała już swój limit.

Podziel się opinią

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
dgn9hi3
dgn9hi3
dgn9hi3
dgn9hi3