Dziecięcy płacz. Holokaust dzieci żydowskich i polskich w latach 1939-1945
Tytuł oryginalny | Did the Children Cry: Hitler's War Against Jewish and Polish Children, 1939-45 |
Forma wydania | Książka |
Rok wydania | 2018 |
Autorzy | |
Kategoria | |
Wydawnictwo |
Holokaust zarówno dzieci żydowskich, jak i polskich, był tak samo potworną zbrodnią wojenną.
Za tę tezę prof. Richard C. Lukas był i nagradzany, i piętnowany.
W swojej książce opisuje wojenne losy dzieci polskich i żydowskich. Bazując na zebranych świadectwach oraz zestawiając fakty i statystyki, ukazuje tragiczny los młodych ludzi tak samo skazanych na eksterminację. Może z innych przyczyn, może realizowaną inaczej, ale zdecydowanie w jednym celu: likwidacji perspektyw rozwoju narodu – tak żydowskiego, jak polskiego.
W kolejnych rozdziałach przygląda się rozmaitym aspektom życia dzieci podczas wojny: w trakcie niemieckiej napaści, podczas deportacji, w obozach koncentracyjnych, poddanych germanizacji, działających w ruchu oporu, ukrywających się. Na koniec proponuje swoiste rozliczenie z postwojennej perspektywy.
Równie wstrząsające są dalsze losy „wojennych” dzieci. Wiele z nich zostało bardzo okaleczonych – przez trudne doświadczenia, utratę domu, bliskich, ale też przez pranie mózgu w ramach germanizacji. Po wojnie musiały odnaleźć się w zupełnie nowej rzeczywistości komunistycznej Polski czy uwarunkowań emigracji.
Książka otrzymała Literacką Nagrodę im. Janusza Korczaka przyznaną przez Ligę Przeciwko Zniesławieniu (1994).
Richard C. Lukas (ur. 1937) jest amerykańskim historykiem polskiego pochodzenia. W swych publikacjach zajmuje się głównie wojennymi dziejami Polski, okupacją hitlerowską Polski oraz relacjami polsko-żydowskimi. Jego słynna książka „Zapomniany Holokaust”, dotycząca tragicznych losów Polaków w czasie II wojny światowej, napotkała krytykę środowisk żydowskich za zrównanie wojennych doświadczeń Polaków i Żydów. Podobna sytuacja miała miejsce po publikacji „Dziecięcego płaczu”, kiedy prof. Lukas otrzymał Literacką Nagrodę im. Janusza Korczaka.
Profesor Lukas był wykładowcą m.in. na Uniwersytecie Technologicznym Tennessee i Uniwersytecie Południowej Florydy. Mieszka w Tampie na Florydzie.
Numer ISBN | 978-83-7674-730-9 |
Wymiary | 145x205 |
Oprawa | miękka |
Liczba stron | 360 |
Język | polski |
Fragment | CENTOS i inne grupy wspomagające dostrzegały, że opieka fizyczna nad dziećmi była ważna, ale podkreślały też wagę wsparcia psychologicznego. „Podtrzymanie na duchu dzieci było pierwszą troską od samego początku” – napisała Gienia Silkes, była nauczycielka w getcie warszawskim. – „Inicjatorzy akcji pomocy czynili wysiłki, aby wyrwać dzieci z ponurej rzeczywistości, zmniejszyć strach i zminimalizować ryzyko, że będą obawiać się każdego narożnika domu, podwórza czy ulicy”. To dlatego organizacje pomocy społecznej i dobroczynne kładły nacisk na edukację i działalność kulturalną dzieci. Aby zebrać pieniądze na tego typu działania młodzieży, CENTOS sponsorowała „Miesiąc Dziecka”, podczas którego udało się zebrać w 1941 roku prawie milion złotych. Z tego powodu zaplanowano podobną akcję na kolejny rok. Miała rozpocząć się w sierpniu 1942 roku otwarciem nowego domu dla 800 osieroconych i porzuconych dzieci. Jednak dziesięć dni wcześniej Niemcy rozpoczęli pierwszą dużą akcję likwidacyjną getta. Podobne działania na rzecz pomocy dzieciom podejmowano też w innych gettach. Nie mogąc ratować dorosłych, urzędnicy getta w Wilnie skoncentrowali się na dzieciach, tworząc dla nich ośrodki opieki i kliniki. Aby zapewnić każdemu z nich szklankę mleka, uciekli się do szmuglu na niespotykaną skalę. „Był to czas” – wspominał jeden z ocalonych – „że każdy uczeń dostawał szklankę mleka”. Podobnie jak w Warszawie, w innych gettach też kładziono nacisk na aktywność kulturalną, edukacyjną i zawodową młodzieży. „Dzieci dobrze znały swoje przeznaczenie” – stwierdził jeden z bardziej znanych wychowawców w Wilnie. – „Wiedziały, co nadchodzi i były wobec tego bezsilne. Wyobrażały sobie magiczny krąg wokół nich, jakby poza koszmarem życia w getcie. Środki na poprawę nastrojów znajdowały w szkołach i podobnych instytucjach. Tutaj mogły łatwiej marzyć o lepszym życiu”. Niektóre dzieci potrafiły same sobie radzić z otaczającym je koszmarem. Jeśli otworzymy pamiętnik Ewy, nastolatki mieszkającej w krakowskim getcie, i potraktujemy jako wyznacznik dla innych młodych w jej wieku, to stanie się jasne, że nie tylko starały się minimalizować tragedię wydarzeń wokół nich, ale również strach, który wywoływały. Ewa zaskakująco mało miejsca poświęciła w dzienniku wydarzeniom związanym z samym Holokaustem. Zajmowała się raczej relacjami z rodziną i budzącą się fascynacją seksualną. Jej pamiętnik jest przepełniony opisami prozaicznych wydarzeń. 16 października 1940 roku: „Wczoraj były urodziny mamy…”. Miesiąc później zapisała po prostu: „Opiszę później więcej szczegółów, gdyż dzisiaj jestem bardzo zajęta”. 5 grudnia 1940 roku, gdy pisała o możliwości opuszczenia Krakowa: „Teraz zdaję sobie sprawę, jak bardzo kocham to miasto i tę moją drugą ojczyznę”. Czasem jednak nawiązywała do tragedii rozgrywających się wokół niej: „Władek umarł. Ledwie żyjemy. Nie chce mi się rozmawiać”. Psychiczne odrętwienie było jej sposobem, bez wątpienia prawdziwym również dla innych osób w jej wieku, na radzenie sobie z traumatycznymi doświadczeniami. Jak zauważył jeden z psychologów: „W przypadku Ewy w jej dzienniku widać wyraźnie normalny przebieg rozwoju nastolatki. Otoczona śmiercią, rozpaczą, zimnem, głodem i nieustannymi prześladowaniami, Ewa wyłania się w swoich wspomnieniach na wiele sposobów, jak pierwszoklasistka przed drzwiami nieznanej dotąd szkoły”. Nie wszystkie żydowskie dzieci tak dobrze przystosowywały się do okropności, jakie zgotowali im Niemcy. W tym samym getcie, w którym mieszkała Ewa, pewien nauczyciel wspominał o dzikich wybuchach emocji, jakie przeżywały dzieci będące pod jego opieką. Wyładowywały one nadmiar wrażeń w agresji. Często ujawniały ją w stosunku do rodziców, których uważały za zdrajców, nie mogąc pojąć ich beznadziejnego położenia. Kiedy rodzice przychodzili po dzieci po całym dniu pracy, Renee Padar zauważał: „Nie mieli nic im do zaoferowania, aby się do nich zbliżyć. Stopniowo związki dziecko-rodzic stawały się coraz luźniejsze. Również stawało się widoczne, że niektórzy rodzice mieli obsesję na punkcie ratowania własnego życia. Wiele dzieci to wyczuwało. Zdarzały się przypadki, że dzieci chowały się, gdy zjawiali się rodzice, aby odebrać je ze szkoły”. Nauczyciele starali się oderwać dzieci od ich emocji poprzez ręczne robótki albo opowiadanie bajek, ale to nie interesowało maluchów. Zamiast tego płakały i krzyczały. Wiele razy starsze dzieci próbowały uciekać przez okna, jakby wierzyły, że w ten sposób uwolnią się od stałego bólu psychicznego, który musiały znosić. „Kiedy je sprowadzaliśmy z powrotem” – mówił Padar – „atakowały nas, oskarżając, że nie pozwalamy im realizować ich marzeń”. Fragment rozdziału 2. Deportacje |
Podziel się opinią
Komentarze